1928-09-07    

Tour de Pologne

7 września 1928 roku rozpoczęła się historia Tour de Pologne. Pierwszy na listę zwycięzców wpisał się skromny czeladnik rzeźnicki z Bydgoszczy Feliks Więcek.

Pierwszy Bieg Dookoła Polski, bo tak wtedy nazywano wyścig, objął patronatem Prezydent RP Ignacy Mościcki, a przewodniczącym Komitetu Honorowego był Marszałek Józef Piłsudski. Z warszawskiego toru Dynasy wystartowało 71 kolarzy. Wyścig toczył się pod dyktando Więcka, który szybko dorównał sławie Konopackiej. Oprócz pierwszego (do Lublina) i ostatniego etapu wygrał wszystkie odcinki: we Lwowie, Rzeszowie, Krakowie, Wieluniu, Poznaniu i Łodzi. 16 września triumfalnie dojechał do stolicy, witany entuzjastycznie przez kibiców ponownie na Dynasach.

Pierwsze wyścigi ogromnie różniły się od współczesnych. W okresie międzywojennym Tour de Pologne nazywano "gumowym wyścigiem", a to z racji często przebijanych gum na szutrowych drogach. Etapy były o wiele dłuższe - jeden z nich rozgrywano na trasie z Krakowa do Lwowa. To na dzisiejsze czasy morderczy dystans - ponad 320 kilometrów. Kolarze startowali o północy, a do celu dojeżdżali późnym popołudniem następnego dnia.

Wspomniany na początku Więcek nie dał rywalom najmniejszych szans, wyprzedzając drugiego w klasyfikacji Wiktora Oleckiego z warszawskiej Legii o godzinę i dziesięć minut. Bydgoszczanin stał się jednym z najbardziej znanych obywateli Rzeczpospolitej. W plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na najlepszych sportowców 1928 roku wyprzedzili go tylko Konopacka i mistrz nart Bronisław Czech.

„Okazało się, iż nie wiedząc nic o tem, posiadaliśmy kolarza szosowego o prawdziwie pierwszorzędnych walorach, mierząc nawet skalą międzynarodową” – takim zdaniem redaktor Przeglądu Sportowego podsumował występ Feliksa Więcka w Tour de Pologne w 1928 roku.

Feliks Więcek - kolarski talent z Ignacowa

Feliks Więcek przyszedł na świat 24 lata wcześniej w wielkopolskim Ignacowie. Czy już w dzieciństwie namiętnie jeździł rowerem? Tego nie wiadomo, ale kiedy w 1923 roku wyjechał do Brześcia nad Bugiem, gdzie mieszkał jego brat, kupił jednoślad z fabryki należącej do Bronisława Wahrena i wówczas wystartował w swoich pierwszych zawodach kolarskich. Wyścig na 5 kilometrów ukończył na drugim miejscu, ulegając tylko Serafinowi Ziembickiemu. Możliwe nawet, że po zakończeniu zmagań mówiono o zdolnym kolarzu, który wkrótce pokaże się krajowej publiczności. Za takiego bowiem uchodził Ziembicki.

Dwa lata później, w sierpniu 1925 roku, 42 zawodników, a wśród nich dwóch wspomnianych kolarzy z Brześcia, stanęło na starcie pierwszego drogowego wieloetapowego wyścigu kolarskiego w Polsce – Biegu Dookoła Województwa Warszawskiego. Na Tour de Pologne było wtedy jeszcze za wcześnie. Co prawda właśnie w tym roku pojawiły się pierwsze doniesienia o możliwości organizacji ogólnopolskiego biegu (tak wówczas mówiono na wyścigi kolarskie), ale brakowało wtedy środków finansowych i obycia w przygotowaniu takich imprez.

Redakcja „PS” w czerwcu 1928 zadała czytelnikom pytanie, czy urządzić Tour de Pologne. Zbliżały się igrzyska w Amsterdamie i uznano, że kolarstwo szosowe potrzebuje koła zamachowego. Wspominano o sukcesie Tour de France, tłumacząc, że organizacja podobnej imprezy nad Wisłę da narodowi energię. „Trzeba stworzyć taką imprezę szosową, któraby zwróciła na siebie oczy wszystkich, któraby umiała zelektryzować tłumy, któraby umiała napełnić młode, ambitne i gorące głowy wielkiemi marzeniami” – pisano. Już tydzień później w gazecie zamieszczono informację, że zawody odbędą się we wrześniu.

Przegląd Sportowy, będący organizatorem wyścigu (podobnie jak Tour de France był organizowany przez L’Auto, protoplastę L’Equipe), zapewniał zawodnikom wyżywienie i nocleg. Drobne naprawy kolarze mieli wykonywać sami, zaś przy poważniejszych pomagał „lotny magazyn operacyjny” znajdujący się w aucie zamykającym bieg. Zapisy ruszyły 18 lipca i właśnie Więcek był pierwszym zawodnikiem, którego zgłoszenie dotarło do organizatorów. Dlatego też wystartował z niejako proroczym numerem 1. Do rywalizacji nie dopuszczono zawodników spoza Polski. „Chcieliśmy, by tytuł najlepszego kolarza Polski otrzymał Polak, a nie przybysz, który nasz kraj poznał jedynie w czasie biegu i który być może nie umiałby sprostać wielkim moralnym obowiązkom, jakie tytuł ten nakłada” – tłumaczono w obliczu czterech zgłoszeń z zagranicy.

Na starcie 1. Tour de Pologne

7 września na starcie w Warszawie stanęło 70 zawodników. Więcek, podobnie jak ośmiu innych, jechał na Wahrenie. Według niektórych relacji, tym samym, na którym zaczynał karierę kilka lat feliks wiecek 2wcześniej. Według innych sprawozdań – na pożyczonym. Najliczniejszą grupę stanowili zawodnicy startujący na Ormonde (dwunastu), od których jednego przedstawiciela mniej mieli użytkownicy jednośladów z fabryki Franciszka Zawadzkiego.

Zawodnicy wystartowali na warszawskich brukach i szybko doszło do pierwszych kraks i awarii. Więcek od razu ustawił się w pierwszej grupie, po czym załapał się do kilkuosobowego odjazdu. Z upływem kolejnych kilometrów uciekinierów było coraz mniej, aż zostali tylko Więcek i Eugeniusz Michalak, olimpijczyk reprezentujący Legię. Jak relacjonował Przegląd Sportowy, w pewnym momencie między zawodnikami wywiązała się ostra wymiana zdań, gdyż Michalak unikał wychodzenia na zmianę. Siły odzyskał tuż przed metą w Lublinie i o pół koła pokonał Więcka, którego postawę uważano za niespodziewaną, a nawet szczęśliwą. Po zakończeniu zmagań zawodnicy dostali rosół z makaronem. Niektórzy byli tak głodni, że jedli po trzy porcje.

Drugi etap, prowadzący z Lublina do Lwowa, zgromadził na trasie sporą publiczność. „W jakiejś małej wiosczyźnie pod Fajsłowicami stara wieśniaczka częstuje bez powodzenia przejeżdżających olbrzymią pajdą chleba i pięknym kęsem kiełbasy; pod Krasnymstawem jakieś małe bobo sypiące kwiatki cudem wydostaje się z pomiędzy pędzących zawodników” – relacjonował Przegląd Sportowy. W Izbicy wykrystalizowała się ucieczka, w której znalazł się Więcek. Następnie, za Zamościem, bydgoszczanin odjechał wraz z Matlakiem i Jednaszewskim, po czym podyktował takie tempo, że ostatni z wymienionych zdecydował się odpuścić. Tym razem współpraca między dwójką uciekinierów układała się dobrze i do 13 kilometrów przed metą obaj sumiennie dawali zmiany. Potem „Więcek tak świeży, jakby co dopiero bieg rozpoczął, poklepał Matlaka po przyjacielsku po ramieniu i zarwał tempo, które na tak krótkim odcinku zdołało mu zapewnić aż trzy kilometry przewagi”. Michalak był na tym etapie dziewiąty, dzięki czemu Więcek miał już dziewięć minut przewagi w klasyfikacji generalnej. Uciekającego z nim Matlaka zdążyła niemal dogonić duża grupa zawodników, a sam zawodnik na tyle odczuł skutki jazdy sam na sam z Więckiem, że w kolejnych dniach był już cieniem kolarza z drugiego etapu.

Do trzeciego etapu, z Lwowa do Rzeszowa, lider wystartował ze specjalną szarfę na piersi. Co prawda o aerodynamice nikt wówczas nie myślał tak jak dzisiaj, ale taki atrybut i tak okazał się dla kolarza skrajnie niewygodny, więc po pewnym czasie Więcek zdjął wyróżnienie. – Lepiej tak. Przeszkadza mi pracować – stwierdził, oddając szarfę do przechowania. Na dalszych kilometrach pracował na tyle dobrze, że razem z Michalakiem jako pierwsi wpadli na metę. Tym razem o pół koła lepszy był Więcek. Dzień później Michalak odpadł z walki o zwycięstwo, łamiąc ramę i tracąc czas na wymianę sprzętu. Dodatkowo, jak się później okazało, nie mogąc się doczekać wozu technicznego, przejechał kawałek sanitarką, za co dostał karę 30 minut.

Chwilę przed awarią roweru Michalaka Więcek odjechał od głównej grupy. Co prawda w Bochni upadł na bruk i musiał wyprostować pedał, ale na metę w Krakowie i tak wpadł z czterokilometrową przewagę nad następnym zawodnikiem. Dzień później rywale zaczęli jednak uważać, że liderowi zaczyna brakować sił. W Sosnowcu, Będzinie i Siewierzu zorganizowano lotne finisze połączone ze strefami bufetowymi, na których czekały szklanki herbaty i kotlety. Więcek nie walczył na premiach, więc niektórzy zaczęli mówić towarzyszącym wyścigowi reporterom, że „się skończył”. – A ja głupi, lecieć na finisze i marnować siły? Ja idę na ogólne zwycięstwo. A prowadzić nie będę i nie mam zamiaru brać na siebie cały wyścig, po to, by mi który uciekły później świeży z kółka – odpowiedział dziennikarzom Więcek, nauczony być może doświadczeniami z inauguracyjnego etapu.

Kolejny lotny finisz zaplanowano w Częstochowie, ale tam jakość dróg była tak fatalna, że „trzeba było uważać, żeby koła na drodze nie zostały”. Zawodnicy w ramach protestu zwolnili i zrezygnowali z walki na premii. Chwilowe spuszczenie z tonu tak niektórych uśpiło, że gdy już po finiszu Więcek, Michalak i Wisznicki zaatakowali, część zawodników nie zorientowała się, że odjechała ucieczka. Taki błąd drogo kosztował, bo grupa śmiałków dojechała do mety w Wieluniu, gdzie ponownie najszybszy był Więcek. W nagrodę dostał – niezbyt zgodną z promowaniem zdrowego stylu życia – srebrną kasetę na papierosy.

Kolejnego dnia Więcek, który – jak relacjonowano – na tym etapie rywalizacji był wesoły, żartował, czasem coś krzyknął – wygrał sprinterski finisz w Poznaniu. Dzień później kolarze odpoczywali w trakcie dnia przerwy. Powrót do rywalizacji nie był dla Więcka udany. Jeszcze w Poznaniu przewrócił się na moście, potem musiał zmieniać dętkę, co rywale próbowali wykorzystać i zaczęli pod jego nieobecność nadawać mocne tempo. Zasada o czekaniu w przypadku problemów technicznych lidera wtedy jeszcze nie obowiązywała. Więcek uporał się z defektem, wsiadł na maszynę i ze śmiał się: Nie chcą na mnie zaczekać. Następnie, nie zważając na podjazdy, zjazdy i bruk, ruszył w pogoń. Po 55 kilometrach rywale, nie mając już siły, odpuścili. „W miastach oglądał się z pobożnym zdumieniem: człowiek wściekły, zwierz, fenomen kolarski, bestja apokaliptyczna? Co to jest?” – pisano o Więcku w „PS”, wyliczając, że lider gonił ze średnią prędkością 44 km/h. – Mało macie benzyny w nogach! – powitał rywali po 75-minutowej pogoni. Następnie wygrał etapowy finisz w Łodzi.

Obserwatorzy byli pod wrażeniem jazdy Więcka po wzniesieniach, które miał pokonywać z zaskakującą łatwością i po bruku Za to zjazdów nie wykorzystywał dostatecznie. Przed ostatnim etapem już tylko fatum mogło go pozbawić zwycięstwa. Z Łodzi kolarze wystartowali później niż zwykle, o godzinie 10:00. Na starcie dużo było rozmów, Więcek uśmiechał się i pozował do zdjęć. Gdy etap wystartował, lider nadał takie tempo, że kierowca dziennikarskiego samochodu musiał się skupić, aby za nim nadążyć. Gdy rywale go dogonili, niechętnie dawał zmiany, ale jak już wyszedł na czoło, to ponownie tak naciągnął grupę, że Stanisław Kłosowicz musiał go wyprzedzić i wyraźnie uspokoić tempo. 5 kilometrów przed Łowiczem Więcek złapał gumę. Poradził sobie, dogonił rywali, bez powodzenia spróbował ucieczki, a na 14 kilometrów przed metą ponownie musiał zmieniać dętkę. – No raz przynajmniej mnie mają – stwierdził z humorem. Nie zdążył już dogonić rywali. Na metę na torze na Dynasach, gdzie zgromadziło się 15 tysięcy widzów, pierwszy wjechał Wisznicki. Więcek był dziesiąty. Jak relacjonowali sprawozdawcy, „objechał tor w największym triumfie, jaki przeżył do roku 1928 sportowiec polski”.

Więcek ukończył pierwszy Tour de Pologne z przewagą 1 godziny i 10 minut. Do dzisiaj jest to największa różnica w historii między 1 a 2 zawodnikiem i jest niemal pewne, że tak już pozostanie.

Więcek ścigał się nie tylko na rowerze, ale też na motocyklu żużlowym. Już w latach 30. jako zawodnik Klubu Motorowego Bydgoszcz wygrał w zawodach Związku Strzeleckiego w Grudziądzu. Po zakończeniu II wojny światowej ponownie wsiadł na motocykl i należał do najlepszych łódzkich zawodników. W 1946 roku w rozgrywanym w Łodzi trójmeczu Łódź-Warszawa-Poznań wygrał trzy z czterech wyścigów, a w 1947 roku z powodzeniem startował w mistrzostwach Polski w klasach 130 i 350 ccm, docierając do finałowych zmagań. Do tego triumfował w rozegranych w Łodzi zawodach indywidualnych oraz wystartował w turniejach w Radomiu oraz Częstochowie. 13 lipca 1947 roku miał wziąć udział w zawodach organizowanych przez Zryw Łódź, ale w piątym przedbiegu złamał obojczyk. Rok później był jeszcze w składzie DKS Łódź na Drużynowe Mistrzostwa Polski, ale nie wystartował w żadnym wyścigu.

Zmarł nagle, niemal dokładnie 50 lat po swoim największym triumfie – 17 sierpnia 1978 roku.



TROCHĘ HISTORII, TROCHĘ KULTURY - INDEX


COPYRIGHT

Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.


DZIAŁ HISTORIA/KULTURA PAI WYŚWIETLONO DOTYCHCZAS   10065752   RAZY






HISTORIA I KULTURA
W POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ


Ten kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości.
Józef Piłsudski

W DZIALE HISTORIA - KULTURA PAI ZNAJDZIECIE PAŃSTWO 1470 TEMATÓW



×
NOWOŚCI ARCHIWUM DZIAŁANIA AGENCJI HISTORIA-KULTURA BADANIA NAUKOWE NAD POLONIĄ I POLAKAMI ZA GRANICĄ
FACEBOOK PAI YOUTUBE PAI NAPISZ DO REDAKCJI

A+ A-
POWIĘKSZANIE / POMNIEJSZANIE TEKSTU