SWP





   Australia




 2020-01-19 Premiera "Carmen" w SOH z udziałem Łukasza Golińskiego https://www.bumerangmedia.com/

W sobotę, dnia 11 stycznia b.r., w Sydnejskim Teatrze Operowym im. Joan Sutherland odbyła się premiera dzieła George'a Bizeta - Carmen. Opera w trzech obsadach będzie wystawiana do 26 marca, a polski bas-baryton Łukasz Goliński występować będzie do 22 lutego. (Trwa ona ok. 2 i pół godziny; śpiewana w języku francuskim z tłumaczeniem widocznym ponad sceną i w kilku miejscach na widowni.)

Konia z rzędem temu kto wymieni tytuły oper, gdzie akcja toczy się w malowniczym hiszpańskim mieście Sewilli. Dla ułatwienia podaję, że wśród kompozytorów tych oper znajdziemy tak wybitne nazwiska jak Rossini, Mozart, Beethoven, Verdi czy wyżej wymieniony Bizet.

Otóż francuski kompozytor George Bizet idąc śladem swoich znakomitych kolegów wziął tym razem na warsztat nowelę Prospera Merimee i wbrew swoim najśmielszym oczekiwaniom stworzył dzieło iście ponadczasowe, bijące wszelkie rekordy, jeśli chodzi o częstotliwość wystawiania go w największych teatrach operowych.


PAI

Łukasz Goliński (torreador z Granady) podczas premiery Carmen w Sydney Opera House. Fot. K.Saunders


Niestety Bizet zmarł w wieku lat 36 i nie doczekał ani jednego z triumfów jakie już od lat 145 święci jego Carmen.
Reżyser sydnejskiej produkcji - John Bell (znany bardziej jako reżyser spektakli teatralnych niż operowych) pokusił się o przeniesienie akcji z hiszpańskiej Sewilli na Kubę, prawdopodobnie do Hawany.

Akurat musiało mu pasować, że Kuba słynie z produkcji cygar i że przemyt tytoniu - jako (równoległy do wątku romantycznego) wątek operowy mógł tu zaistnieć dzięki światowej renomie tego towaru.
Nader oszczędna scenografia Michael'a Scott'a-Mitchell'a zasadza się na niezmiennym zestawie obskurnych, ciemnych bram otaczających scenę, które jak kobieca kultowa czarna sukienka mogą być 'ubierane' na najróżniejsze okazje pod warunkiem że uzupełnią je pomysłowe dodatki.

W tym wypadku dodatkami są przede wszystkim efekty świetlne. A mianowicie lampki sugerujące rozgwieżdżone niebo (Akt 2), różnobarwne lampiony i balony, a nawet dwa pokolorowane na modłę hiszpańską Lajkoniki (początek Aktu 4). Tak, Lajkoniki ... Kto od kogo zapożyczył to "stworzenie" nie wiadomo ...
Resztę scenografii uzupełniają dostosowane do akcji światla w oknach ponad bramami oraz samochody elektryczne, które dowożą na tańce rozochoconych gości (Akt 2), a potem już całkiem trzeźwych ładowaczy nielegalnego towaru (Akt 3).

Największym jednak efektem wizualnym są wszechobecne "zabójcze" stroje, zupełnie nie-cygańskie, ale "kubańskie': obcisłe garnitury i mini-sukienki w kolorach bynajmniej nie-pastelowych, czyli: neonowo-żółtym, jasno-różowym, jasno-pomarańczowym, pomieszane z odblaskowymi: zielonym, niebieskim, brązowym i fioletowym.


PAI

Chór Opery Sydnejskiej wraz z Children Chorous w Carmen George'a Bizeta w SOH. Fot. K. Saunders


Dlatego pewnym ukojeniem dla oka jest koniec Aktu 4, kiedy na słabo oświetlonej scenie została już tylko para głównych bohaterów: on w czarnym wyświechtanym płaszczu i takowyż spodniach, ona w czarnej bajecznie eleganckiej sukience otoczeni murem ... bram. Wszystko to stwarza atmosferę jakiejś makabrycznej korridy, gdzie Don Jose jako domniemany torreador po ciężkich zmaganiach powala trupem swoją ofiarę - Carmen.

Opera ta jako widowisko pełne werwy i energii, tudzież wysokiej klasy doświadczenie muzyczne, odniosła i tym razem pełny, i zasłużony sukces.

Odtwórcy głównych ról: Veronica Simeoni (Carmen) i Roberto Aronica (Don Jose) byli świetnie zgrani. Znakomici również byli odtwórcy ról drugoplanowych: Claudia Pavone (Micaela), Łukasz Goliński (Escamillo, torreador z Granady), Simona Mihai (Mercedes) i Agnes Sarkis (Frasquita). Nawiasem mówiąc torreador z Granady, cieszący się powszechnym uwielbieniem z wielką gracją obdarowywał swoje wielbicielki autografami (nawet jeśli - z braku karteczki - proszony był o podpis na zgrabnej "hawańskiej" nóżce). Ponadto wzbudzał na scenie niekłamany entuzjazm, gdy witając płeć piękną popisywał się galanterią, nie zapominając o całowaniu panienek w rękę. Nic też dziwnego że impulsywna Carmen zakochała się w nim od razu, bez najmniejszego wahania; z wzajemnością ....

Kończąc te rozważania, należy podkreślić mistrzostwo dyrygenta, Christiana Badei. Pod jego batutą cały zespół operowy: soliści i chór brzmieli wspaniale. A orkiestra ? Otóż dzięki niemu właśnie mieliśmy okazję upajać się wstępami orkiestrowymi przed każdym aktem, przy opuszczonej kurtynie. Dzięki temu publiczność skupiwszy się tylko na muzyce, nie była prowokowana do oglądania czegokolwiek na scenie (jak to się na ogół zdarza), ale mogła całkowicie oddać się niebiańskim dźwiękom melodii, które - chcąc nie chcąc - może nieświadomie, może bez znajomości całej historii Carmen, nucimy sobie od wielu, wielu lat.


Sabina Skrzypczak Full


POLONIJNA AGENCJA INFORMACYJNA - KOPIOWANIE ZABRONIONE.
NA PODSTAWIE: https://www.bumerangmedia.com/
zdjęcia: K. Saunders i The Opera Australia Chorus in Carmen Image: Jeff Busby


NAPISZ DO REDAKCJI - PODZIEL SIĘ WIADOMOŚCIĄ



Kopiowanie materiału z portalu PAI jest zabronione

Wyjątkiem jest uzyskanie indywidualnej zgodny redakcji, wówczas zgodnie z prawem autorskim należy podać źródło:
Polonijna Agencja Informacyjna, autora - jeżeli jest wymieniony i pełny adres internetowy artykułu
wraz z aktywnym linkiem do strony z artykułem oraz informacje o licencji.



SZUKAJ INNYCH WIADOMOŚCI POLONIJNYCH



PORTAL WYŚWIETLONO 15 225 434 RAZY





Projekt w 2023 roku dofinansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023

Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów





×