SWP







SERWIS SPECJALNY PRZYGOTOWANY PRZEZ POLONIJNĄ AGENCJĘ INFORMACYJNĄ
ORGAN PRASOWY STOWARZYSZENIA "WSPÓLNOTA POLSKA"


DZIEŃ PAPIEŻA JANA PAWŁA II
W 42 ROCZNICĘ WYBORU KARDYNAŁA KAROLA WOJTYŁY NA PAPIEŻA.



WSPOMNIENIA KSIĘDZA PROFESORA DR HAB. PAWŁA BORTKIEWICZA TCHR.


Rzym. 16 października 1978 roku

16 października 1978 roku, metropolita krakowski ks. kard. Karol Wojtyła został wybrany na Papieża. Przybrał imię Jan Paweł II. Był pierwszym od 455 lat Papieżem spoza Włoch. 58-letni wówczas Jan Paweł II został najmłodszym z Papieży, jakich wybrano od półtora wieku.

Przeznaczenie

Ostatnią noc przed wyjazdem na pogrzeb Jana Pawła I i konklawe przyszły Papież spędził w domu gościnnym sióstr urszulanek na warszawskim Powiślu. W tym samym domu od lat mieszkał wybitny historyk filozofii Stefan Swieżawski, od dawna przyjaciel Karola Wojtyły.

„Był bardzo milczący. Pożegnaliśmy się właściwie bez słowa. Widziałem, że nie chce nic mówić. A on już wiedział…” – wspominał prof. Stefan Swieżawski.

Przed konklawe, które wybrało go na Papieża, kardynał Karol Wojtyła mieszkał w Papieskim Kolegium Polskim przy Piazza Remuria. Wczesnym rankiem 14 października 1978 r. w kaplicy kolegium odprawił Mszę świętą. Po południu odjechał na konklawe samochodem prowadzonym przez brata Mariana Markiewicza ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego.

Ks. Kardynał Karol Wojtyła niemal w ostatniej chwili zdążył na konklawe, które wybrało go na Papieża. 14 października metropolita krakowski wybrał się po południu do rzymskiej kliniki Gemelli, by odwiedzić chorego przyjaciela, ks. biskupa Andrzeja Deskura. Do kaplicy Sykstyńskiej wszedł ostatni, a trzeba wiedzieć, że po zamknięciu jej wrót, do środka nie wpuszcza się nikogo, nawet kardynałów.








Ku zaskoczeniu świata








Ku zaskoczeniu świata

W rozpoczętym 14 października 1978 roku konklawe udział wzięło 111 kardynałów elektorów. Wśród kardynałów elektorów tylko 18 było młodszych od ks. kard. Karola Wojtyły. Było to drugie w ciągu kilku tygodni konklawe po śmierci Pawła VI i trwającym miesiąc pontyfikacie Jana Pawła I. Kiedy ks. kardynał Karol Wojtyła przyjechał na konklawe, włoski fotograf zrobił mu całą serię zdjęć. Zdumiony tym metropolita krakowski zapytał go z właściwym dla siebie humorem: „Po co mi pan robi tyle zdjęć? Nie sądzi pan chyba, że to ja mógłbym zostać nowym Papieżem?”.

16 października arcybiskup Wiednia ks. kardynał Franz Koenig przedstawił kandydaturę metropolity krakowskiego ks. kardynała Karola Wojtyły. „Ma dopiero 58 lat, ale to nie powinno być przeszkodą; przeciwnie – wiele zyskałby na tym Kościół” – argumentował.

Podczas konklawe prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński szepnął ks. kardynałowi Karolowi Wojtyle: „Jeśli wybiorą, proszę nie odmawiać…”.

Ks. kardynał Karol Wojtyła został wybrany na Papieża w poniedziałek, 16 października 1978 r., w drugim dniu konklawe. Nieoficjalnie wiadomo, że otrzymał 99 na 111 głosów. Biały dym zwiastujący dokonanie wyboru pojawił się nad kaplicą Sykstyńską o godz. 18.18. Metropolita krakowski stał się 262. następcą św. Piotra. Ostatnia notatka w prowadzonej przez metropolitę krakowskiego „Księdze czynności biskupich”, przesłanej później do Krakowa, brzmi: „Około godz. 17.15 – Jan Paweł II”.

Annuntio vobis gaudium magnum: habemus Papam. Eminentissimum ac Reverendissimum Dominum, Dominum Carlum. Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyła. Quisibi nomen imposuit Joannem Paulum Secundum.

Wybór krakowskiego metropolity na Papieża był zaskoczeniem dla całego świata, gdyż po raz pierwszy od 455 lat na Stolicy Apostolskiej zasiadł biskup niebędący Włochem. Zaskoczeniem było także to, że nowy Papież pochodził ze słowiańskiego kraju, który w tamtym czasie należał do bloku radzieckiego.

Symboliczne słowa

Po godzinie 19.00 nowy Papież wyszedł na balkon bazyliki Świętego Piotra i wygłosił przemówienie do wiwatujących tłumów, którym był niemal całkowicie nieznany. Wówczas Jan Paweł II wygłosił słowa, które powtarzano potem wielokrotnie jako najbardziej symboliczne.

„Najdostojniejsi kardynałowie powołali nowego biskupa Rzymu. Powołali go z dalekiego kraju, z dalekiego, lecz zawsze tak bliskiego przez łączność w wierze i tradycji chrześcijańskiej” – powiedział Papież.

Przemówienie wygłosił w języku włoskim, zastrzegając, jeśli źle mówię w waszym i naszym języku, „to mnie poprawcie”, co spotkało się z gorącym przyjęciem przez Włochów zgromadzonych na placu Świętego Piotra.

Pierwsze wystąpienie Jana Pawła II

Około 45 minut od chwili ogłoszenia wyczekiwanej, radosnej nowiny, na balkonie pojawiają się najpierw biskupi i kardynałowie, potem krzyż, a za nim pierwszy "niewłoski" od ponad 400 lat papież.

Jan Paweł II stoi oparty o balustradę. Patrzy na tłum, a ten zdaje się zadawać pytania: - Co będzie dalej?, - Czy tylko, jak Jan Paweł I, pobłogosławi ich i odejdzie?, - A może jednak coś do nich powie?, - Ale czy on w ogóle zna włoski?

Po pierwszym zdaniu: - "Sia lodato Gesu Christo!", choć wszyscy znają już odpowiedź na to pytanie, jakby nadal powątpiewają w umiejętności językowe papieża Polaka. A może po prostu nauczył się tych kilku słów na pamięć?

- "Diletissimi fratelli e sorelle!" - zgromadzeni na placu nie kryją radości!

- "Jesteśmy jeszcze wszyscy pogrążeni w bólu po śmierci ukochanego ojca, Jana Pawła I" - ponowne, ale już dużo cieplejsze, gromkie radosne oklaski.

- "I oto najczcigodniejsi kardynałowie powołali nowego biskupa Rzymu." - następna fala pełnych akceptacji okrzyków rozlewa się po placu.

- "Wezwali go z kraju dalekiego, dalekiego, ale tak zawsze bliskiego we wspólnocie i tradycji chrześcijańskiej" - wierni nagradzają brawami słowa nowego papieża.

- "Bałem się przyjąć ten wybór, ale zrobiłem to w duchu pokory" - to szczere wyznanie wzbudza kolejną lawinę oklasków.

-"Ale zrobiłem to w duchu pokory i w całkowitym zaufaniu do Jego Matki Najświętszej, Madonny" - magiczne słowo "Madonna" otwiera przed papieżem serca zgromadzonych. Nie "Matka Boska", nie "Maryja", lecz ich swojska "Madonna"!

- "Nie wiem, czy będę umiał dobrze wypowiedzieć się w waszym" - Jan Paweł II w ułamku sekundy poprawia się - "naszym języku włoskim." - tłum natychmiast wychwytuje słowo "naszym" i nagradza papieża entuzjastycznym aplauzem.

- "Gdybym się pomylił, poprawcie mnie" - teraz już słychać nie tylko brawa. Wdzięczny za nawiązanie tak bliskiego kontaktu tłum odpowiada - "Poprawimy!"

- "Dziś staję przed wami, by wyznać naszą wspólną wiarę, naszą nadzieję i naszą ufność w Matkę Chrystusa i Matkę Kościoła, a także rozpocząć od nowa tę drogę historii Kościoła z pomocą Boga i z pomocą ludzi."

Pierwsze przemówienie skończone. Wzruszony, oszalały tłum wciąż wiwatuje, a nowy papież, Jan Paweł II śpiewa i błogosławi miastu i światu: - "In nomine Patris et Spiritus Sancti."

Wybór krakowskiego metropolity na Papieża był zaskoczeniem dla całego świata, gdyż po raz pierwszy od 455 lat na Stolicy Apostolskiej zasiadł biskup niebędący Włochem. Zaskoczeniem było także to, że nowy Papież pochodził ze słowiańskiego kraju, który w tamtym czasie należał do bloku radzieckiego.

Prymas Polski ks. kardynał Stefan Wyszyński następnego dnia po wyborze w przemówieniu wygłoszonym w Radiu Watykańskim powiedział: „Nie jestem w stanie mówić teraz o historii życia człowieka tak mi bliskiego i związanego wspólną pracą od wielu lat, z której wytwarzała się przyjaźń i miłość Kościoła i Polski”. Dodał, że to, co interesuje świat w nowym Papieżu, który przyszedł do Rzymu z krainy Polaków, „to żywa jego wiara i duch modlitwy”.

Austriacki ks. kardynał Franz Koenig powiedział po wyborze krakowskiego kardynała na Papieża, że „to było psychologiczne trzęsienie ziemi dla całego wschodu Europy”.

Nie lękajcie się!

Oficjalna inauguracja pontyfikatu odbyła się 22 października. To obecnie dzień wspomnienia liturgicznego św. Jana Pawła II. Podczas uroczystego homagium kardynałów doszło wtedy do najbardziej symbolicznego wydarzenia: polski Papież złożył hołd prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu. W homilii Jan Paweł II mówił: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Otwórzcie drzwi jego zbawczej władzy, otwórzcie jej granice państw, systemy ekonomiczne i polityczne, szerokie obszary kultury, cywilizacji i rozwoje. Nie lękajcie się!”. Te słowa uznano za programową wypowiedź trwającego prawie 27 lat pontyfikatu.

Znamienne reminiscencje z konklawe zamieścił Papież w swoim testamencie.

„Kiedy w dniu 16 października 1978 konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła II, prymas Polski kard. Stefan Wyszyński powiedział do mnie: Zadaniem nowego papieża będzie wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie. Nie wiem, czy przytaczam to zdanie dosłownie, ale taki z pewnością był sens tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je zaś człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia. Wielki Prymas. Byłem świadkiem jego posłannictwa, jego heroicznego zawierzenia. Jego zmagań i jego zwycięstwa”








16 października 1978 we wspomnieniach świadków








Przeznaczenie

15 sierpnia 1963 r. podczas uroczystości koronacji przez prymasa Wyszyńskiego figury Matki Bożej Ludźmierskiej miał miejsce znamienny – z perspektywy późniejszych wydarzeń – epizod. W Kardynał Wojtyła uchwycił berło, jakie podczas procesji w pewnym momencie wypadło z ręki Madonny. "Karolu, Maryja dzieli się z Tobą władzą" – powiedział do bp. Wojtyły stojący obok jego kolega, ks. Franciszek Macharski”

Przyjaciel Papieża – Biskup Ignacy Jeż

w poniedziałek 16 października 1978 roku znalazł się wśród tłumu oczekującego na Placu Świętego Piotra na ogłoszenie wyników konklawe.

„Czekanie trwało dosyć długo – pisze biskup Jeż w swoich wspomnieniach - aż wreszcie zjawiła się procesja i kardynał Felici głośno i wyraźnie rozpoczął: Annuntio vobis gaudium magnum: habemus Papam”. Dalsze słowa przerwały na chwilę okrzyki i oklaski tłumu. „Dominum Carlum...” - ciągnął kardynał Felici. I znów okrzyki, „bo Karol dla Włochów był tylko jeden - kardynał Confalonieri”, wyjaśnia biskup Jeż. „Sanctae Romanum Ecclesiae...” - kontynuował kardynał Felici, i naraz zakończył słowami, o których później mówiono, że wstrząsnęły światem: „...Cardinalem Wojtyla!”. „Nogi się zatrzęsły pode mną” - napisał biskup Jeż. „Zaskoczenie było kompletne! Ludzie spoglądali na siebie. Tłumy klaskały, okrzykom nie było końca”. Stojąca obok Włoszka krzyknęła: „To chyba nie Murzyn?”, za chwilę jednak wołała już „Polacco! Polacco!”. Kiedy papież się wreszcie ukazał „Włoszka znowu nie wytrzymała” i krzyknęła: „Parle italiano! Parle italiano!”. „Ludzie długo jeszcze wiwatowali” - pisze biskup. „Polacy nie ukrywali swej ogromnej radości. Wszyscy byli pełni podziwu dla grona kardynalskiego, że zdobyło się na taką odwagę, by po tylu wiekach wybrać nie Włocha na głowę Kościoła”.

Ks. Adam Boniecki

tak wspominał dzień konklawe i wyboru Jana Pawła II:

„Około osiemnastej wróciłem do mego mieszkania na peryferiach Krakowa i natychmiast włączyłem radio nastawione na Watykan. Czekaliśmy na wybór następcy Jana Pawła I. Usłyszałem niewyraźny gwar tłumu i wysoki głos w nagle zaległej ciszy: "Annuntio vobis gaudium magnum, habemus papam - Eminentissimum ac Reverendissimum Dominum, Dominum... Carolum (wymówił "Carlum", a z wymówieniem nazwiska miał wyraźny kłopot) Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyla, qui sibi nomen imposuit Ioannem Paulum Secundum!". Fajka, którą trzymałem w zębach, wypadła na podłogę i wypaliła dziurę w mokiecie. Tak jak stałem, wybiegłem z domu. Z daleka słychać było dostojne dźwięki "Zygmunta". Moim małym fiatem pomknąłem do mieszkania, w którym miała być nagrywana telefoniczna korespondencja Jerzego Turowicza z Rzymu. Była tam już cała redakcja w komplecie. (…) Czy myśmy się spodziewali? Owszem, ks. Stanisław Dziwisz przed wyjazdem dawał do zrozumienia, że taka ewentualność wchodzi w grę. Ks. Mieczysław Maliński, prof. Stefan Swieżawski od dawna przepowiadali ten wybór. Tak, ale te przewidywania do ich realizacji miały się jak możliwość wygranej w toto-lotka do faktycznej wygranej”.

Vaclav Havel

wówczas słynny dysydent i dramaturg (później prezydent Czechosłowacji a następnie Republiki Czeskiej) siedział z przyjaciółmi w swoim górskim domku. “Kiedy usłyszeliśmy tę wiadomość, zaczęliśmy wiwatować i krzyczeć z radości do późnego wieczora. Instynktownie czuliśmy, że jest to olbrzymie wsparcie dla wszystkich ludzi kochających wolność a żyjących w świecie komunistycznym”








Zanim ... konklawe 1978








Konklawe 1978

Najpierw niespodziewana wiadomość o śmierci Jana Pawła I, a w kilka dni później Jego pogrzeb. Cyprysowa trumna - jakże mizerna w porównaniu z naszymi, nawet bardzo skromnymi trumnami - na placu Świętego Piotra, bez katafalku: wprost na ziemi. A potem nietypowy kondukt: ze śpiewem Magnificat anima mea Dominum. Tak zakończył się krótki pontyfikat kard. Albina Lucianiego, który uśmiechnął się do świata jako Jan Paweł I.

Już następnego dnia rozpoczęły się przygotowania do konklawe. Oto kronikarski zapis wydarzeń, jakie zaszły w dniach od 5 do 17 października 1978 roku. Powtarzamy je za L'Osservatore della Domenica z dnia 22 X 1978 roku.

Czwartek, 5 października

O godzinie 11.00 kolegium kardynalskie przyjęło specjalne delegacje ze 107 krajów i 10 międzynarodowych organizacji, które złożyły kondolencje w związku ze śmiercią Jana Pawła I. Rozpoczęła posiedzenie czwarta kongregacja generalna, która przystąpiła do mianowania komisji przewidzianych przez konstytucję apostolską Romano Pontifici eligendo.

Piątek, 6 października.

Do Rzymu przybywa coraz więcej kardynałów. Jest ich już 87. Zebrana na posiedzeniu piąta kongregacja generalna postanawia, że nie odbędą się posiedzenia w sobotę i niedzielę. W ten sposób pozostawi się kardynałom czas na modlitwę w skupieniu i na rozmyślanie. Równocześnie odbywa się nowenna modłów za zmarłego papieża Jana Pawła I, a wierni tłumnie nawiedzają znajdujące się obok siebie groby Jana XXIII, Pawła VI i Jana Pawła I. L'Osservatore Romano nazywa to pielgrzymowanie "trójkątem modlitwy".

Sobota, 7 października.

Podano do publicznej wiadomości apel kolegium kardynalskiego, uchwalony na piątej kongregacji generalnej, o zaprzestanie walk w Libanie i rozwiązanie wielkiego kryzysu w tym kraju. Nawiązując do ogromnego żalu wiernych z powodu śmierci papieża, wikariusz generalny Jego Świątobliwości dla Państwa Watykańskiego, Pietro Canisio van Lierde, zaprasza wiernych do uczestnictwa we mszy św., która w najbliższą niedzielę zostanie odprawiona w kościele parafialnym św. Anny.

Niedziela, 8 października.

To już piąty dzień żałoby po Janie Pawle I. Dzień świąteczny sprowadził do bazyliki Świętego Piotra wielką liczbę wiernych. L'Osservatore Romano na pierwszej stronie pisze między innymi: "Jan Paweł I jest ciągle obecny w sercach wszystkich, szczególnie w sercach ludzi biednych i maluczkich, ponieważ chciał się jak najbardziej do nich upodobnić". Jakiś starszy człowiek z trudnością wychodzący z Watykańskich Grot powiedział: "Nawet w czasie śmierci chciał być pokorny: umarł jak człowiek biedny, bez lekarza, bez widoku bliskich sobie ludzi, nagle".

Poniedziałek, 9 października.

Na posiedzeniu szóstej kongregacji generalnej, w której wzięło udział już 93 członków kolegium kardynalskiego, ustalono między innymi, że msza św. o wybór papieża zostanie odprawiona w sobotę 14 października o godzinie 10.00 rano. Ustalono też porządek konklawe: wejście nastąpi w sobotę 14 października o godzinie 16.30, głosowania odbywać się będą przed południem od godziny 9.30, a potem po południu od godziny 16.30. Obchodzimy równocześnie szósty dzień nowenny modlitw za zmarłego papieża Jana Pawła I: Liturgia eucharystyczna miała szczególny charakter, bo sprawowali ją księża diecezji rzymskiej pod przewodnictwem kardynała wikariusza Ugo Polettiego. Kapłani licznym udziałem we mszy św. dali dodatkowy dowód wierności papieżowi i porywu miłości ku niemu.

Wtorek, 10 października.

Na siódmym posiedzeniu kongregacji generalnej obecnych jest już 99 członków kolegium kardynalskiego. Odbywa się w dalszym ciągu nowenna modłów za zmarłego papieża Jana Pawła I. L'Osservatore Romano podkreśla jeszcze raz na pierwszej stronie fakt, że w bazylice Świętego Piotra gromadzi się bardzo wielka ilość wiernych. Dziennik pisze między innymi: "Jesteśmy przekonani, że ze statystyk i liczbowych danych tego nieustannego pielgrzymowania to jedno pozostanie: chęć pokazania, że na modlitwie chcemy nadal prowadzić ową rodzinną rozmowę, którą zapoczątkował Jan Pawel I. Była to rozmowa z taką ludzkością, jakiej Mu przyszło służyć".

Środa, 11 października.

Na posiedzeniu ósmej kongregacji generalnej, w której uczestniczylo już 101 kardynalów, wysłuchano sprawozdania kardynalskiej komisji dla przygotowania pomieszczeń konklawe, które otoczono szczególną troskliwością. W komunikacie wydanym przez kongregację czytamy, że "przygotowano 112 mieszkań i że usprawniono sposób obliczania głosów, żeby ulatwić trochę pobyt kandynałów w konklawe".

Czwartek, 12 października.

Na posiedzeniu dziewiątej kongregacji generalnej, w której udział wzięło 108 kardynałów (już prawie wszyscy kardynałowie są obecni w Rzymie), dziekan kolegium kardynalskiego odczytał telegram wysłany przez sekretarza generalnego ONZ, w którym Kurt Waldheim odpowiada na ogłoszony przed kilku dniami apel o pokój w Libanie.

Daleko posunięte są prace nad uporządkowaniem pomieszczeń przeznaczonych na konklawe, a ich zabezpieczenie przed wpływami z zewnątrz przeprowadzono z podobną surowością jak poprzednio. Podobnie jak poprzednio wyłączono też wszystkie telefony oprócz jednego, który został zainstalowany w pokoju sekretarza konklawe, monsiniora Ernesto Civardiego, zachowano też telefony wewnętrzne. Ogłoszono następnie, że dobrze wypadła próba pieca, z którego podawać się będzie znaki dymem bialym lub czarnym. Użyje się świec dymnych, ale żeby uniknąć niepewności co do koloru dymu, nie będzie się równocześnie paliło kart, którymi poslugiwać się będą kardynałowie podczas głosowania. Ponieważ przypuszcza się, że znaki dymne po południu będą dawane po zachodzie slońca, kiedy już zapadnie zmrok, przewidziano oświetlenie reflektorami komina znajdującego się na dachu Kaplicy Sykstyńskiej.

W bazylice Świętego Piotra zakończono nowennę modlitw za zmarłego papieża Jana Pawła I. Ostatnia liturgia eucharystyczna odprawiona została w obrządku bizantyjskim, a koncelebrze przewodniczył monsinior Mirosław Stefan Marusyn, biskup tytularny Cadi. Po zakończeniu żaloby L'Osservatore Romano przywraca pierwszej stronie zwyczajną szatę graficzną: usunięte zostają wielkie czarne linie żałobne. Ale do kolegium kardynalskiego dociera nowa smutna wiadomość: w Polsce po długiej chorobie zmarł kard. Bolesław Filipiak; liczył lat 77, a kardynałem mianował go papież Paweł VI, co podano do publicznej wiadomości na konsystorzu dnia 24 maja 1976 roku.

Piątek, 13 października.

Odbyło się posiedzenie ostatniej, dziesiątej już kongregacji generalnej, w której wzięlo udział 113 kardynałów. Przystąpiono do losowania mieszkań, w których przebywać będą kardynałowie podczas konklawe, i rozdano medale pamiątkowe II Sede vacante 1978. Medal ze złota, srebra i brązu wykonany został przez Mennicę Włoską. Projektował go rzeźbiarz Raoul Vistoli. Na awersie (na stronie głównej) umieścił on herb kardynała Villota, kamerlinga Świętego Kościoła Rzymskiego, a na rewersie (na odwrocie) herb II Sede vacante: klucze ułożone w kształcie krzyża św. Andrzeja (litera X).

Zezwolono dziennikarzom na oglądnięcie pomieszczeń konklawe: była to bardzo skrupulatna "inspekcja", rozglądano się za czymś szczególnym. Na główną czgść konklawe składają się znane wszystkim pomieszczenia, kaplica paulińska, w której kardynałowie sprawować będą liturgię eucharystyczną, Kaplica Sykstyńska, w której odbywać się będą głosowania, tzw. prima Loggia oraz apartament Borgiów. Przewodnikiem dziennikarzy był architekt konklawe, inżynier Tito de Michelis, akredytowanych dziennikarzy było 840 (z tego około 600 zagranicznych), podczas gdy w poprzednim konklawe było ich 900.

Sobota, 14 października.

To dzień otwarcia konklawe, chociaż głosowania rozpoczną się dopiero w niedzielę. Rano kardynał Villot i wszyscy purpuraci koncelebrowali mszę św. o wybór papieża (pro eligendo Summo Pontifice). Po południu natomiast odbyła się - transmitowana przez telewizję świata (tak to środki społecznego przekazu weszły z triumfem do wszystkich większych uroczystości w Kościele) - ceremonia wejścia w obszar konklawe. Podczas mszy św. porannej kardynał Villot wygłosił homilię, w której przypomniał, że "podstawa naszej zdolności wypełniania obowiązku elektora opiera się na wolnym wyborze samego Pana, rozumianym mistycznie, a nie na ludzkich zaletach, które wzięci z osobna, możemy mieć". O godzinie 16.30 kardynałowie pozostają sami w obrębie konklawe po wygłoszeniu formuły: extra omnes! (niech wszyscy wyjdą!).

Niedziela, 15 października.

Rozpoczynają się godziny oczekiwania. Jak długo trwać będzie konklawe? Czy będzie tak krótkie, jak przy wyborze Jana Pawła I, czy też trudno będzie znaleźć następcę? Oto pytania, które zadają sobie wszyscy zgromadzeni na placu Świętego Piotra (ograniczamy się do wymienienia tylko tego miejsca, choć obszar zainteresowania jest tak wielki jak świat). Tymczasem w konklawe wszystko odbywa się według ustalonego programu: wczesnym rankiem przed godziną siódmą otwiera się zewnętrzna brama przed "wielkim kołem" (kluczy do niej strzeże delegat Państwa Watykańskiego, Giulio Sacchetti): to pierwsza dostawa żywności. W kuchni pracują siostry szarytki.

Kardynałowie najpierw koncelebrować będą msze św. w kilku grupach, a potem (ok. godz. 9.15) na dany znak zgromadzą się w Kaplicy Sykstyńskiej. Nastąpi śpiew Veni Creator i o godz. 9.30 pierwsze głosowanie.

Szczegóły głosowania nie są znane. Od tej chwili aż do ukazania się dymu plac Świętego Piotra napełnia się powoli tłumem ludzi spoglądających na komin na dachu Kaplicy Sykstyńskiej. Dzień jest przepiękny, a ranek mija spokojnie. Dziennikarze pytają ludzi zbierających się na placu: Spodziewacie się, że dym będzie biały? Nikt nie jest takiego zdania. Równocześnie jednak wszystkim się wydaje, że wydarzy się coś ważnego w dziejach, i nikt nie chce pozwolić, żeby to się stało pod jego nieobecność. Oczekiwanie jest krótsze niż w poprzednim konklawe: o godzinie 11.58 pojawia się słup dymu, a więc kilka minut wcześniej niż podczae konklawe, które wybrało Jana Pawła I. Dym jest czarny, zupełnie czarny. Tłum rozchodzi się powoli i nagle zrywa się krzyk: biały! Rzeczywiście, dym zmienił kolor, a wszyscy zapomnieli o wielokrotnie powtarzanym oświadczeniu, że najpierw płonąć będą świece dymne, a potem kartki. Właśnie owe kartki dają biały dym. Z watykańskiego Biura Prasowego nadchodzi zresztą potwierdzenie (oczywiście nieoficjalne, ponieważ z konklawe nie ma żadnej łączności). Ojciec Panciroli mówi do dziennikarzy: jestem pewny, że dym jest czarny.

Tłum rozprasza się, powróci dopiero po południu. Nie wszyscy jednak opuszczają plac Świętego Piotra. Dzień jest piękny i trzeba bronić zdobytych pierwszych miejsc. Po południu tłum się podwaja.

Powoli mijają godziny, na placu się ściemnia. Niektórzy pytają: czy uda się zobaczyć dym w ciemności? Jednak skoro tylko zapadł zmrok, wątpliwości znikły, ponieważ zaczęły działać fotokomórki, wskutek czego zapaliły się reflektory i powoli objęły srebrzystym blaskiem kopułę Świętego Piotra i dach Kaplicy Sykstyńskiej, który w owym świetle nabrał zupełnie innych wymiarów, stał się wprost inną architekturą. O godz. 18.35 tłum wybucha krzykiem: wygląda na to, że z komina ukazuje się dym biały. Ale to tylko złudzenie optyczne. Tak więc tego wieczoru nie będziemy jeszcze mieć papieża.

Poniedziałek, 16 października.

Wygląda na to, że dwa przedpołudniowe głosowania przebiegły szybciej. Wielu spośród tłumu, którzy twierdzili, że dopiero koło południa nadejdzie właściwa pora, zupełnie się zawiodło. W rzeczywistości bowiem o godzinie 11.18 - czyli dokładnie czterdzieści minut wcześniej niż dnia poprzedniego - z komina Kaplicy Sykstyńskiej nadeszła odpowiedź. Teraz też było odrobinę wątpliwości, ale płynęły one raczej z tego, że tłum upierał się przy nadziei na pozytywny wynik. Faktyczny kolor dymu był jednak oczywisty: czarny, także tym razem.

Zbliża się wielka chwila. Pozostawmy kronikarza z L'Osservatore della Domenica. Oto fragment z Munchener Katholische Kirchenzeitung z 29 października 1978 roku:

godzina 18.18

godzina 18.18. I wtedy, o godzinie 18.18, zebrany na placu Świętego Piotra tłum krzyknąt: E'bianca! Nie było żadnej wątpliwości. Tym razem dym jest od samego początku biały i taki pozostaje. Rzymianie są całkowicie pewni swego, nikt nie opuszcza placu, bo to przecież chwila decydująca. Niewymowna radość, ożywienie. Ostatnie wątpliwości rozwiewają się o godzinie 18.33, kiedy to na plac wkracza orhiestra dęta gwardii szwajcarskiej. Teraz wszystko jest jasne. Kaplica Sykstyńska pogrążyła się znowu w ciemnościach: reflektory skierowano na lodżię nad portalem bazyliki Świętego Piotra. W takt marsza wkraczają nowe oddziały w barwnych mundurach. Drzwi od bazyliki powoli się otwierają i w kilka sekund później ponad placem Świętego Piotra rozbrzmiewa stara formuła, którą wygłasza kardynał Felici:

Annuntio vobis gaudium magnum: Habemus papam!

Podniecony tłum szaleje z radości, ale specjaliści od przepowiedni kręcą głowami. Kardynał Felici nie wyglądał na szczególnie wzruszonego. Człowiek pełen radości mówi inaczej. Mamy zatem papieża, ale kto nim jest? Tłum wstrzymał oddech i trwa w napięciu, gdy kardynał Felici mówi dalej: eminentissimum ac reverendissimum dominum... Tu kardynał Felici na chwilę przerwał i następnie powtórzył: dominum Carolum. Jakiż kardynał ma na imię Karol? Cały plac zastygł w milczeniu. Kiedy wybrano kardynała Lucianiego, zebrani na placu po usłyszeniu imienia: Albinum - przerwali ogromnym okrzykiem radości. Kardynał Felici mówi dalej: Sanctae Romanae Ecclesiae cardinalem Wojtyła. Teraz powoli rozlegają się oklaski, przecież bardzo niewielu wie, kim jest kardynał Wojtyła. Skąd mają znać Włosi Polaka Wojtyłę z Krakowa, na którego nawet najodważniejsi nie liczyli. To pewne, że nie jest Włochem. Otaczający nas zauważyli, że mamy L'Osservatore Romano z wykazem kardynałów i zaczynają się na nas pchać. Skąd jest nowy papież? Z Afryki? z Ugandy? Większość jest przekonana, że papieżem jest Murzyn, a kiedy im mówimy, że to Polak, kardynał z Krakowa, odnoszą się do tego nieufnie. Dalsze słowa kardynała Felici o tym, że papież przybrał sobie imię Jan Paweł II, prawie utonęły wśród okrzyków radości i uniesienia.

Oto jeszcze inny opis tej samej chwili. Autorem tej relacji jest specjalny wysłannik Informations Catholiques Internationales, Joseph Limage (numer z 15 listopada 1978 roku):
Jakież zdumienie! Z lodżii bazyliki Świętego Piotra, oświetlonej reflektorami armii włoskiej, kardynał Felici zaczyna zapowiadać imię nowego papieża: Carolum. Dwieście tysięcy ludzi zebranych na placu Świętego Piotra milczy ze zdumienia: ani jeden spośród papabili nie nosi takiego imienia! Jakaż by była burza oklasków, gdyby tak kardynał Felici powiedział imię: Ioannem! Głośniki powtarznją echem: Sanctae Romanae Ecclesiae cardinalem Wojtyła... Tym razem są już oklaski: bądź co bądź to przecież papież! Ale tak naprawdę to kim on jest? Jakaś pani odpowiada: "Nie wiem! Myślę, że to Włoch!". Przy uszach odbiorniki tranzystorowe, wszyscy spodziewają się, że radio watykańskie da jakieś wyjaśnienie. Ktoś okropnie wymawiający nazwisko mówi: "To Polak. Wojtyła!". Dookoła rozchodzi się wieść: "Papież jest Polakiem!". A tymczasem kardynał Felici kończy uroczystą formułę: qui sibi nomen imposuit Ioannem Paulum II. Niezwykłe oklaski i owacje, jakie po tych słowach nastąpiły, były dowodem, że zebrany tłum na to właśnie czekał.

Na placu Świętego Piotrn było wielu dziennikarzy i każdy spisywał informacje dla swojego czasopisma. Oto relacja Włocha, Brunona Tucciego, specjalnego wysłannika Corriere della sera:
"To obcokrajowiec - woła tłum. "To Polak!" - dodaje ktoś, komu udało się dosłyszeć nazwisko. Jak będzie mówił? W jakim języku zwróci się do wiernych? - zastannwiają się tysiące ludzi, kłębiące się nn placu Świętego Piotra. Pytanie przechodzi z ust do ust. Nie chodzi tu o prostą ciekawość, chodzi o coś więcej. W domach włączone telewizory i radia. Miliony oczu i uszu czekają z niecierpliwością na pierwsze słowa nowego papieża. Przecież od roku 1523 żaden obcokrajowiec nie był papieżem. Zrozumiały jest ten stan ducha katolików całego świata. Ale upłynie jeszcze wiele minut, zanim Jan Paweł II ukaże się na balkonie bazyliki.

godzina 19.00

Wróćmy do kronikarza L'Osservatore della Domenica. Przypominamy: jest poniedziałkowy wieczór, 16 października 19?8 roku. Minęła już godzina 19.00.

Ukazuje się wreszcie kardynał Wojtyła. Jedna, dwie minuty i tak niewiele słów, a cały tłum został już podbity. Zebrani usłyszeli niewątpliwie poprawny język włoski, głos mocny, a przede wszystkim to, że papież przypomniał Madonnę im, mieszkańcom Rzymu, którzy właśnie Matkę Bożą ogłosili patronką miasta.


Oto pierwsze orędzie Jana Pawła II:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Najdrożsi Bracia i Siostry!

Jeszcze przeżywamy wielki smutek z powodu śmierci naszego ukochanego papieża Jana Pawła I, a oto Najdostojniejsi Kardynałowie już powołali nowego biskupa Rzymu. Powołali go z dalekiego kraju, z dalekiego, lecz zawsze tak bliskiego przez łączność w wierze i tradycji chrześcijańskiej.

Bałem się przyjąć ten wybór, jednak przyjąłem go w duchu posłuszeństwa dla Pana naszego Jezusa Chrystusa i w duchu całkowitego zaufania Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie.

Nie wiem, czy potrafię rozmawiać waszym... naszym językiem włoskim. Jeżeli się pomylę, to mnie poprawicie. Przedstawiam się wam wszystkim dzisiaj, by wyznać naszą wspólną wiarę, naszą nadzieję, naszą ufność pokładaną w Matce Chrystusa i Kościoła z pomocą Pana Boga i z pomocą ludzi.


Pozostawmy naszego kronikarza, bo wspomniany już Bruno Tucci ma coś więcej do powiedzenia. Przypomnijmy: Bruno Tucci jest w lepszej sytuacji, bo stoi wśród tłumu.

Po godzinie Jan Paweł II ukazuje się tłumowi. Ludzie biją brawo, wykrzykują, klękają, żegnają się. Machanie chusteczkami, nadal oklaski - wydaje się, że Rzym chce zgotować nowemu papieżowi specjalne przyjęcie, żeby mógł się poczuć jak u siebie, żeby wiedział, że znalazł się w mieście, które mu dobrze życzy i nie da mu odczuć oddalenia od ojczyzny, od ludu i wiernych.

Jeszcze długie, nie kończące się chwile, gdy papież Wojtyła wznosi ręce ku niebu, pozdrawia, uśmiecha się. Jakaś siostra zakonna ściskająca w ręce lornetkę wykrzykuje: "On ma twarz dobrego pasterza!". Z imieniem, jakie wybrał, nie może być inaczej. Potem na placu robi się cisza, jakiś ksiądz podsuwa mikrofon. Papież Wojtyła zabiera gtos. Nie ogranicza się do udzielenia błogosławieństwa Urbi et Orbi, lecz idąc za przykładem swego poprzednika pragnie "pobratać się" z tysiącami wiernych zebranych na placu Świętego Piotra. Dilettisimi fratelli e sorelle - mówi. I tłum natychmiast przerywa mu oklaskami, bo wszyscy zrozumieli, że papa straniero jest obcokrajowcem tylko z pochodzenia. Mówi naszym językiem, mówi płynnie po włosku.

"Zdaje się, że mógłby pochodzić z Lombardii albo z Piemontu" - mówi jakiś młody człowiek i nagle milknie, żeby nie utracić reszty przemówienia.

Papież mówi dalej: "Ho avuto paura di ricevere questa nomina, ma l'ho fatto nel spirito dell' ubbidienza... Owacje są jeszeze większe, tłum doskonale usłyszał omyłkę papieża (nel spirito zamiast nello spirito), ale może właśnie dlatego chce mu okazać swoją bliskość. Głosem łamiącym się ze wzruszenia Ojciec święty mówi, że trudno mu się wysłowić i jeżeli się pomyli, trzeba będzie go poprawiać. Od tej chwili tłum na placu Świętego Piotra jest już podbity łagodnością arcybiskupa krakowskiego. Nie jest ważne to, że Ojciec święty może popełnić jakiś błąd językowy, coś źle wymówić. Zna dobrze język włoski, można go dobrze zrozumieć. Nie będzie miał wymowy okolic Bergamo, jaką miał Jan XXIII, ani akcentu weneckiego papieża Lucianiego, ale jego wymowa też jest specyficzna, a wierni już ją uznali za swoją. Ojciec święty końezy przemówienie.

Upłynęło 11 minut, odkąd papież Wojtyła ukazał się na balkonie bazyliki Świętego Piotra. jeszeze przejęty wzruszeniem zwrócił się w stronę monsiniora Virgilio Noe, mistrza ceremonii, który mu zasugerował: "Wystarczy, wystarczy".








BRZEMIĘ I ZADANIE








BRZEMIĘ I ZADANIE

Orędzie Ojca św. Jana Pawła II wygłoszone 17 X 1978 w Kaplicy Sykstyńskiej na zakończenie konklawe.

Czcigodni Nasi Bracia, umiłowane dzieci Kościoła Świętego i wy, wszyscy ludzie dobrej woli, którzy Nas słuchacie! Jedno tylko słowo, pośród tylu innych, natychmiast Nam się nasuwa, kiedy po wyniesieniu na Stolicę Piotrową, mamy wam się przedstawić: a jest to słowo, które, podkreślając w sposób wyrazisty ciasne granice Naszych możliwości jako osoby ludzkiej - tym ostrzejsze rzuca światło na ogromne brzemię i zadanie, jakie Nam powierzono: "O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi!" (Rz 11, 33). Gdyż rzeczywiście, któż mógł przewidzieć po śmierci niezapomnianego papieża Pawła VI przedwczesną śmierć jego najmilszego Następcy, Jana Pawła I? I czyż My sami mogliśmy przewidzieć, że ich budzące bojaźń dziedzictwo zostanie nałożone na nasze barki? Toteż właśnie My winniśmy rozważać tajemniczy zamysł Boga przewidującego i łaskawego, nie by ten zamysł zrozumieć, ale by wielbić i wznosić modły. Zaiste, odczuwamy wewnętrzną potrzebę powtórzenia słów Psalmisty, który zwracając oczy ku niebu, zawołał: "Skąd nadejść ma dla mnie pomoc? Pomoc moja od Pana" (Ps 121, 1-2). Te nieprzewidziane wydarzenia - które jedno po drugim - zaszły w tak krótkim czasie oraz owa niedostateczność, z jaką możemy odpowiedzieć na oczekiwania, nie tylko skłaniają Nas do zwrócenia Naszych myśli do Pana, do zawierzenia Mu we wszystkim, ale także nie pozwalają przedstawić wam dobrze przemyślanego i należycie wypracowanego programu Naszego pontyfikatu. Ale jako uzupełnienie tego, czego nie ma - istnieje coś w rodzaju gotowego uzupełnienia, które samo w sobie stanowi znak pokrzepiającej obecności Bożej.

Niewiele więcej niż miesiąc upłynął od czasu, kiedy my wszyscy - tak wewnątrz jak i na zewnątrz tej historycznej Kaplicy Sykstyńskiej - słuchaliśmy, jak przemawiał papież Jan Paweł I na samym początku swego papieskiego posługiwania, po którym tak wiele można się było spodziewać. Sądzimy, że nie godzi się pominąć tego przemówienia, tak ze względu na trwające jeszcze w naszych sercach wspomnienie, jak i na te mądre wskazówki, jakie w nim były zawarte. Ta sama mowa, z uwzględnieniem warunków, w jakich została wygłoszona, jak wówczas była słuszna, tak - Naszym zdaniem - zachowała swoją siłę i teraz u progu nowego rozpoczynającego się papieskiego posługiwania, od jakiego My sami, zobowiązawszy się w obliczu Boga i Kościoła, nie możemy się uchylić.

Jednakże pragniemy uwydatnić pewne główne zagadnienia, jak gdyby linie kierunkowe, które uważamy za rzecz największej wagi, do których - jak zamierzamy i jak z pomocą Bożą ufamy - będziemy dążyli nie tylko z napięciem uwagi i woli, ale które również w sposób zdecydowany chcemy wprowadzać w czyn z tą intencją, by one znalazły swój wyraz w prawdziwym życiu Kościoła. Przede wszystkim chcemy przypomnieć o trwałym znaczeniu II Soboru Watykańskiego; Naszym niewątpliwym obowiązkiem jest staranne doprowadzenie Soboru do skutku. Czyż bowiem ten powszechny Sobór nie jest kamieniem milowym, wydarzeniem największej wagi w dziejach Kościoła, trwających już prawie dwa tysiąclecia, a więc i najważniejszym wydarzeniem w religijnych dziejach świata i czyż nie dotyczy on całej dziedziny kultury ludzkiej? Sobór jednak nie zawiera się jedynie w samych dokumentach ani nie zamyka się w tych zastosowaniach, jakie zostały podjęte w latach posoborowych. Słusznie więc sądzimy, że Naszym pierwszym obowiązkiem jest jak najbardziej sumienne staranie o wykonywanie dekretów, norm i wskazań tego powszechnego Soboru; będziemy to czynić w sposób równocześnie roztropny i pobudzający, starając się zwłaszcza, by najpierw umocnił się właściwy sposób myślenia; trzeba bowiem, by umysły zestroiły się z Soborem, zanim zaczną realizować w życiu to, co on ogłosił, i aby te sprawy, które w dziele Soboru są - jak to się mówi - zawarte implicite, można było wydobyć i wyjaśnić w świetle tych doświadczeń, jakie już zostały dokonane, i postulatów, jakie w nowych okolicznościach zostały wysunięte. Krótko mówiąc: trzeba te płodne ziarna, jakie Ojcowie Soboru powszechnego, karmieni słowem Bożym, zasiali w dobrą ziemię (zob. Mt 13, 8, 23), doprowadzić do dojrzałości w ten mianowicie sposób, jaki właściwy jest dynamizmowi życia.

To zasadnicze postanowienie wierności wobec II Soboru Watykańskiego i - w tym, co Nas dotyczy - wyraźna wola jego realizowania może obejmować rozmaite dziedziny: dziedzinę misyjną i ekumeniczną, dziedzinę dyscypliny i właściwej organizacji; jest jednak pewna dziedzina, która zasługuje na szczególną troskę: dziedzina eklezjologii. Czcigodni Bracia i ukochane dzieci całego świata katolickiego, trzeba na nowo wziąć w nasze ręce tę Wielką Kartę Soboru, jaką jest Konstytucja dogmatyczna Lumen gentium; trzeba na nowo i z wielkim staraniem rozważać naturę i zadanie Kościoła, jego sposób istnienia i działania, nie tylko po to, by coraz lepiej urzeczywistniać żywotną wspólnotę w Chrystusie tych wszystkich, którzy w Niego wierzą i Mu ufają, ale i po to, by urzeczywistniać coraz szersze i ściślejsze zjednoczenie całej rodziny ludzkiej. Papież Jan XXIII zwykł był mówić: "Kościół Chrystusowy - światłem ludów"; Kościół bowiem - takim echem odpowiedział Sobór na słowa papieża - jest powszechnym sakramentem zbawienia i jedności dla całego rodzaju ludzkiego (zob. konstytucja dogmatyczna Lumen gentium, nr 1 i 48; dekret Ad gentes, nr 1).

Tajemnica zbawienia, która jest skierowana na Kościół i przez Kościół się aktualizuje, ta dynamiczna siła, która mocą owej tajemnicy pobudza Lud Boży, ta szczególna więź - lub kolegialność - która "z Piotrem i pod przewodnictwem Piotra" łączy wzajemnie ze sobą Pasterzy - to są tematy, o których myśleć nigdy nie dosyć, jeżeli - licząc się z wiecznymi i doczesnymi potrzebami ludzi - mamy odkryć sposoby, w jakich Kościół winien być obecny i działać. Dlatego uznanie, jakie należy się temu dokumentowi soborowemu rozważanemu w świetle tradycji i w związku ze sformułowaniami dogmatycznymi I Soboru Watykańskiego sprzed stu lat - dla nas Pasterzy i dla wiernych będą niewątpliwym drogowskazem i silnym bodźcem, byśmy - powtórzmy - kroczyli po szlakach życia i historii.

Wzywamy więc w szczególny sposób - w celu rozbudzenia większej świadomości w umysłach i czujniejszego podejmowania posługi - do pogłębienia tego co wynika z więzi kolegialnej; więzią tą Biskupi łączą się ściśle z następcą świętego Piotra i między sobą nawzajem w wypełnianiu przesławnych powierzonych im zadań: oświecenia ludu Bożego światłem Ewangelii, uświęcania go przez łaskę i prowadzenia go przez pracę duszpasterską. Kolegialność bez wątpienia dotyczy również prawidłowego rozwoju instytucji, już to nowych, już to przystosowanych do aktualnych potrzeb, aby ukazała się jak największa jedność umysłów, zamierzeń i inicjatywy w budowaniu tego Ciała Chrystusowego, jakim jest Kościół (zob. Ef 4,12; Kol 1,24). W związku z tym przypominamy przede wszystkim Synody Biskupów, jeszcze przed zakończeniem Soboru ustanowione przez człowieka wielkiego umysłu, Pawła VI (zob. Motu proprio Apostolica sollicitudo, AAS 57, 1965, str. 775-780).

Oprócz tego powołania się na Sobór istnieje obowiązek zachowania pełnej wierności wobec posłannictwa, które przyjęliśmy i do którego my więcej niż inni jesteśmy obowiązani. Objąwszy najwyższy urząd w Kościele, tym samym winniśmy dawać przykład tak co do zdecydowania jak i działania. My więc ze wszystkich sił mamy dbać o okazywanie tej wierności, a co za tym idzie; mamy zachować nienaruszony depozyt wiary, skoro Nas dotyczy szczególny nakaz Chrystusa, który Piotrowi, ustanowionemu opoką Kościoła, powierzył klucze Królestwa niebieskiego (zob. Mt 16,18-19), który nakazał mu braci utwierdzać (Łk 22,32) i w dowód miłości paść owce i baranki trzody swojej (zob. J 21,15-17). Jesteśmy całkowicie przekonani, że w żadnym z prowadzonych dzisiaj badani tego, co nazywa się "posługą Piotrową", nie można pominąć tych trzech osi ewangelicznych, jeżeli ma się wydobyć na światło to, co jest właściwe i specyficzne dla tej posługi. Chodzi tu bowiem o szczególne zobowiązania urzędu, związane z sama naturą Kościoła, dla zachowania jego wewnętrznej jedności i dla zabezpieczenia jego duchowego posłannictwa. Te obowiązki powierzono nie samemu tylko Piotrowi, ale również jego prawowitym następcom. Jesteśmy przekonani, że tę wyjątkową posługę zawsze trzeba odnosić do miłości jako do źródła, które je ożywia, a także do atmosfery, w której się ona rozprzestrzenia, gdyż miłość jest jak gdyby konieczną odpowiedzią na pytanie Jezusa: "Miłujesz Mnie?". Dlatego powtarzamy słowa świętego Pawła: "Miłość Chrystusowa przynagla nas" (2 Kor 5,14), gdyż chcemy, by nasza posługa od samego początku była posługą miłości, i to we wszystkich sposobach, w jakich ona się będzie objawiać i wypowiadać.

W tych sprawach będziemy się starali iść za przykładem przesławnej szkoły naszych bezpośrednich Poprzedników. Któż nie pamięta słów Pawła VI, głosiciela "cywilizacji miłości"; tego, który jakby w wewnętrznym przeczuciu, zaledwie miesiąc przed śmiercią powiedział: "Wiarę zachowałem" (zob. Kazanie na uroczystość świętych Piotra i Pawła, AAS 70, 1978, str. 395), a powiedział to nie po to, by siebie chwalić, lecz by po piętnastu latach pełnienia posługi apostolskiej swoje tak bardzo religijne sumienie tym wnikliwiej zbadać.

A cóż powiemy o Janie Pawle I? Wydaje się, że dopiero wczoraj występował z tego naszego grona, by przywdziać szatę papieską - nielekkie brzemię - ale jaki żar miłości, więcej, jaki "przelewający się strumień miłości", którego właśnie życzył światu w ostatnim niedzielnym przemówieniu przed modlitwą Anioł Pański - spłynął od niego na świat w tak krótkich dniach jego pontyfikatu! Podbudowywał to także mądrymi kazaniami katechetycznymi, jakie wygłaszał do wiernych, przyjmowanych na audiencjach publicznych, kazaniami o wierze, nadziei i miłości.

Czcigodni Bracia w biskupstwie i umiłowane dzieci, jest rzeczą oczywistą, że wierność obejmuje również zdecydowanie posłuszeństwo względem magisterium Piotra, zwłaszcza w tym, co dotyczy doktryny; "obiektywny" charakter tego magisterium winien być zawsze rozważany, a także chroniony ze względu na trudności, jakie w naszych czasach gdzieniegdzie zagrażają niektórym prawdom wiary katolickiej. Dalej, wierność obejmuje przestrzeganie norm liturgicznych, ogłoszonych przez autorytet Kościoła, i dlatego wyklucza ona zarówno wprowadzanie dowolnych, nie kontrolowanych zmian, jak i uparte odrzucanie tego, co w odniesieniu do świętych obrzędów zostało ustanowione i przyjęte. Wierność odnosi się także do wielkiej dyscypliny Kościoła, o której mówił Nasz bezpośredni Poprzednik. Dyscyplina nie ma na celu gnębienia czy, jak to mówią, udręczania; jej celem jest zapewnienie właściwego ładu w mistycznym Ciele Chrystusa; ona sprawia, że te więzi, jakie łączą wszystkie członki, z których się składa to Ciało, pełnią swoje funkcje w sposób normalny i naturalny. Wierność oznacza ponadto wypełnianie wymagań powołania kapłańskiego i zakonnego w taki sposób, by to, co przed Bogiem dobrowolnie zostało przyrzeczone, zawsze zachować i coraz bardziej rozwijać aż do takiego życia, które będzie przepojone pojmowaniem nadprzyrodzonym.

W tym, co dotyczy wiernych - jak mówi samo słowo - wierność ma być ich obowiązkiem stanu jako chrześcijan, zgodnie z najwłaściwszą tego stanu naturą. Niechaj ochoczo i szczerze tę wierność okazują i świadczą o niej tak przez posłuszeństwo wobec świętych Pasterzy, ustanowionych przez Ducha Świętego do kierowania Kościołem Bożym (zob. Dz 20,28), jak i przez udział w inicjatywach i pracach, do których zostali powołani.

Nie godzi się Nam na tym miejscu zapomnieć o Braciach, należących do innych Kościołów i do innych wspólnot chrześcijańskich. Sprawa ekumenizmu jest tak ważna i wymagająca tak wielkiej roztropności, że w tej chwili nie wolno Nam o niej milczeć. Ileż to razy rozmyślaliśmy wspólnie o ostatniej woli Chrystusa, który prosił Ojca o dar jedności dla swoich uczniów (zob. J 17,21-23)? Któż nie pamięta, z jakim naciskiem święty Paweł mówił o "jedności duchowej", dzięki której uczniowie Chrystusa będą mieli "tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego" (zob. Flp 2,2)? Trudno więc uwierzyć, że wśród chrześcijan trwa jeszcze ten godny pożałowania podział, który dla innych stanowi przyczynę wahań, a może i zgorszenia. Toteż chcemy iść dalej przetartą już na szczęście drogą, i popierać to, co sprzyja usuwaniu przeszkód, pragnąc, by wspólnym wysiłkiem udało się wreszcie doprowadzić do doskonałej jedności.

Zwracamy się również do wszystkich ludzi, będących Naszymi braćmi jako dzieci wszechmocnego Boga, których kochać i którym służyć winniśmy, okazując im - bez zarozumiałości, lecz ze szczerą pokorą - Naszą wolę oddania się rzeczywistej pracy dla zawsze aktualnej i najważniejszej sprawy pokoju, postępu i sprawiedliwości międzynarodowej. Nie kieruje Nami żadna intencja mieszania się w sprawy polityczne czy brania udziału w zarządzaniu sprawami doczesnymi: albowiem jak Kościół nie pozwala się zamknąć w żadnych formach ziemskich, tak i My, choć dotykamy palących problemów ludzi i narodów, powodujemy się jedynie racjami religijnymi i moralnymi. Idąc za Tym, który swoim uczniom przedstawił ideał doskonałości, na mocy którego mają się stać "solą ziemi" i "światłem świata" (Mt 5,13-16), chcemy uświęcić i umocnić podstawy duchowe, na których opiera się społeczeństwo ludzkie. Sprawa ta wydaje się nam tym bardziej paląca i konieczna, że utrwalają się różnice i rozdźwięki, które w niemałych częściach globu stają się przyczyną sporów i konfliktów i stanowią coraz groźniejsze niebezpieczeństwo przerażających klęsk. Będziemy się więc zawsze usilnie starali zapobiegać takim problemom przez działanie właściwe i bezinteresowne, szukające natchnienia w Ewangelii. Niech Nam wolno będzie na tym miejscu wziąć przynajmniej udział w najważniejszej trosce, jakiej dało wyraz Kolegium Ojców Kardynałów w okresie Sede vacante, w trosce o ukochaną ziemię Libanu i o jego lud, któremu wszyscy życzymy gorąco pokoju w wolności. W tej chwili do wszystkich narodów i do wszystkich ludzi chcemy wyciągnąć ręce i samo serce otworzyć dla wszystkich, którzy cierpią wskutek jakiejkolwiek niesprawiedliwości, lub - jak to się mówi - dyskryminacji czy to z przyczyn ekonomicznych i społecznych, czy politycznych, czy wreszcie wolności sumienia i uprawnionej wolności religijnej. Wszelkimi sposobami winniśmy dążyć do tego, by każda istniejąca w naszych czasach forma niesprawiedliwości została poddana wspólnemu rozpatrzeniu i w świecie rzeczywiście naprawiona - tak, by wszyscy ludzie mogli wieść życie prawdziwie godne człowieka. To zaś, co dotyczy posłannictwa Kościoła, zostało wyjaśnione podczas II Soboru Watykańskiego, i to nie tylko w konstytucji dogmatycznej Lumen gentium, ale również w konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes.

Bracia i ukochane dzieci! Wydarzenia, jakie zaszły ostatnio w Kościele i w świecie, dla nas wszystkich stanowią zbawienne napomnienie: Jaki będzie Nasz pontyfikat? Jaki los z Bożego zrządzenia czeka Kościół w najbliższych latach? I jaką drogą pójdzie rodzaj ludzki w tym kończącym się już wieku, zbliżającym się właśnie do roku dwutysięcznego? Na takie bardzo śmiałe pytania - jedna jest odpowiedź: "Bóg to wie" (zob. 2 Kor 12,2-3). Nasz osobisty los, który nieoczekiwanie wyniósł nas do najwyższej odpowiedzialności w posłudze apostolskiej, jest rzeczą mało ważną, Nasza osoba - chcielibyśmy to bardzo wyraźnie powiedzieć - winna zniknąć w obliczu wielkiego zadania, które mamy pełnić. I tutaj Nasze słowa zmieniają się już w prośbę. Po Naszych modlitwach wzniesionych do Boga czujemy, że potrzeba Nam waszych modlitw o uzyskanie tej koniecznej pomocy z wysokości, dzięki której dzieło Poprzedników Naszych będziemy mogli podjąć w tym miejscu, w którym oni od niego odeszli.

Do poruszającego serce wspomnienia o Nich dołączamy pozdrowienie, z jakim, pełni pamięci i wdzięczności, zwracamy się do każdego z was, Czcigodni Bracia Nasi: następnie z wielkim zaufaniem pozdrawiamy pozostałych Braci w Biskupstwie, którzy w rozmaitych częściach świata troszczą się o lokalne Kościoły, czyli wybrane cząstki Ludu Bożego (zob. dekret Christus Dominus, 11) i pracę swoją włączają w dzieło powszechnego zbawienia. Następnie z radością spoglądamy na zastępy kapłanów, na mnogość misjonarzy, na rzesze zakonników i zakonnic, i pamiętni słów naszego Zbawiciela: "Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało" (Mt 9,37-38; Łk 10,2), z całego serca pragniemy, by ich liczba wzrastała. Spoglądamy też na rodziny i wspólnoty chrześcijańskie, na liczne stowarzyszenia zajmujące się apostolstwem, na wiernych, którzy - chociaż pojedynczo nie są Nam znani, nie są dla Nas bezimiennym tłumem ani obcymi, ani wcale nie stoją na jakimś niższym miejscu, skoro należą do zaszczytnej całości Kościoła Chrystusowego. Pośród nich ze szczególną troską patrzymy na kalekich, ubogich, chorych, strudzonych i strapionych.

Im właśnie u progu naszej posługi pasterskiej chcemy serce Nasze otworzyć. Przecież to wy, bracia i siostry, poprzez wasze cierpienia macie uczestnictwo w męce samego naszego Zbawiciela i w pewien sposób ją dopełniacie (zob. Kol 1,24). Niegodny następca Piotra, który stara się poznać "niezgłębione bogactwa Chrystusa" - waszej pomocy, waszej modlitwy, waszego poświęcenia czy "ofiary" jak najbardziej potrzebuje i jak najpokorniej o nią was prosi.

Pozwólcie Nam również, bracia i ukochane dzieci, którzy Nas słuchacie, że z nie dającej się wymazać miłości dla ziemi rodzinnej, dołączymy osobne i szczególne pozdrowienia tak dla wszystkich współobywateli naszej Polski "zawsze wiernej", jak i dla Biskupów, kapłanów i wiernych Kościoła krakowskiego: w tym pozdrowieniu wspomnienia i uczucia, tęsknota i nadzieja splatają się nierozłącznie.

W tej właśnie godzinie, ciężkiej i pełnej bojaźni, musimy z synowskim oddaniem zwrócić myśli ku Maryi Dziewicy, która w tajemnicy Chrystusa zawsze żyje i działa jako Matka, i musimy powtórzyć te słowa: Totus Tuus (Cały Twój), jakie przed dwudziestu laty, w dniu sakry biskupiej wpisaliśmy w Nasze serce i w Nasze godło. Musimy też wzywać świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz wszystkich świętych i błogosławionych Kościoła powszechnego. W tej właśnie godzinie pozdrawiamy wszystkich: starców, dorosłych, młodzież, dzieci i nowo narodzonych - poruszeni tym gorącym poczuciem ojcostwa, jakie się z serca Naszego wyrywa. Do wszystkich zwracamy się ze szczerym życzeniem, by "wzrastali w łasce i poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa", jak tego pragnął Książę Apostołów (2 P 3,18).

Wszystkim udzielamy Naszego pierwszego Apostolskiego Błogosławieństwa, które niechaj nie tylko im, ale całej rodzinie ludzkiej - przyniesie obfitość darów Ojca naszego w niebie.

Amen.








OTWÓRZCIE NA OŚCIEŻ DRZWI CHRYSTUSOWI








OTWÓRZCIE NA OŚCIEŻ DRZWI CHRYSTUSOWI

Homilia Ojca św. Jana Pawła II wygłoszona w czasie mszy św. rozpoczynającej uroczyście pontyfikat (22 X 1978).

Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego (Mt 16,16). Słowa te wypowiedział Szymon syn Jony w pobliżu Cezarei Filipowej. Tak, wypowiedział je w swoim własnym języku z głębokim, przeżytym i odczuwalnym przeświadczeniem. Ale słowa te nie wyszły od niego, nie w nim miały swe źródło, "bo nie ciało i nie krew objawiły tobie, jeno Ojciec mój, który jest w niebiesiech (Mt 16,17). To były słowa Wiary.

Słowa te zaznaczają początek posłannictwa Piotrowego w historii zbawienia, w dziejach ludu Bożego. Od tego momentu poprzez takie wyznanie wiary święta historia zbawienia ludu Bożego miała zyskać nowy wymiar, wyrażać się odtąd w historycznym wymiarze Kościoła. Ten kościelny wymiar historii ludu Bożego bierze swoje początki, rodzi się właśnie z tych słów wiary i związany jest z człowiekiem, który je wypowiedział. Ty jesteś kamieniem, skałą, opoką, i na tobie jak na opoce zbuduję Kościół mój.

Trzeba, aby dzisiaj w tym właśnie miejscu, te same słowa zostały wypowiedziane i wysłuchane: "Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego".

Tak, Bracia i Synowie, przede wszystkim te słowa. Ich zawartość otwiera naszym oczom tajemnicę Boga żywego, tajemnicę, którą Syn zna i którą nam przybliżył. Nikt jeszcze nie przybliżył Boga żywego ludziom, nikt Go nie objawił tak, jak to zrobił On sam. W naszym poznaniu Boga, w naszym dążeniu do Boga jesteśmy zdani bez reszty na potęgę tych słów: "Kto mnie widzi, widzi Ojca". Tego, który jest nieskończony, nieprzenikniony, niewypowiedziany. Jezus Chrystus. Syn Jednorodzony, zrodzony z Maryi Dziewicy, stał się nam bliski w stajni betlejemskiej.

Wy wszyscy, którzy posiadacie nieocenione szczęście wiary, wy wszyscy, którzy jeszcze szukacie Boga, a także wy, których dręczy zwątpienie, zechciejcie przyjąć raz jeszcze - dzisiaj, w tym świętym miejscu - słowa wypowiedziane przez Szymona Piotra. W tych słowach jest wiara Kościoła, w tych właśnie słowach jest nowa prawda, czyli najwyższa i ostateczna prawda o Człowieku, Synu Boga żywego. "Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego".

Dziś nowy biskup Rzymu rozpoczyna uroczyście sprawowanie swego urzędu i misję Piotrową. W tym właśnie Mieście Piotr zakończył, wypełnił posłannictwo powierzone przez Pana. Pan zwrócił się do niego mówiąc: "Kiedy byłeś młody, przepasywałeś się i chodziłeś dokąd chciałeś, lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi tam, dokąd ty nie zechcesz" (Jan 21,18).

I Piotr przybył do Rzymu! Cóż skierowało go i doprowadziło do tego Miasta, w serce rzymskiego Imperium, jak nie posłuszeństwo wobec posłannictwa otrzymanego od Pana? Zapewne ten rybak z Galilei nie chciałby przybyć aż tutaj, wolałby pewnie zostać tam, nad brzegiem jeziora Genezaret, ze swoją łodzią i sieciami. Ale prowadzony przez Pana, posłuszny natchnieniu, dotarł tu. Jak głosi starożytna tradycja (która znalazła wspaniały wyraz literacki w powieści Henryka. Sienkiewicza), w czasie prześladowań Nerona Piotr zamierzał opuścić Rzym. Ale Pan przeszkodził mu w tym, wychodząc na jego spotkanie. Piotr zwrócił się do Niego pytając: "Quo vadis Domine? - Dokąd idziesz Panie?". A On odpowiedział mu zaraz: "Do Rzymu idę, by mnie tam ukrzyżowano po raz wtóry". Piotr wrócił do Rzymu i pozostał w nim aż do swego ukrzyżowania.

Tak, Bracia i Synowie - Rzym jest Stolicą Piotra. W ciągu wieków następowali na niej coraz to nowi biskupi. Dziś właśnie nowy biskup wstępuje na rzymską Stolicę Piotra. Biskup przejęty głębokim drżeniem w poczuciu swej niegodności. I jak tu nie drżeć wobec wielkości takiego wezwania i wobec powszechnej misji tej Stolicy rzymskiej.

Na rzymską Stolicę Piotra wstępuje dzisiaj biskup, który nie jest rzymianinem. Biskup, który jest synem Polski. Ale z tą chwilą i on staje się rzymianinem. Tak, rzymianinem! Także dlatego, że jest synem narodu, którego historia od zarania dziejów i którego tysiącletnia tradycja naznaczone są żywą, mocną, nigdy nie przerwaną, przeżytą i głęboką więzią ze Stolicą Piotrową. Narodu, który tej Stolicy pozostał zawsze wierny. O, niezbadane są wyroki boskiej Opatrzności!

W minionych wiekach, kiedy następca Piotra brał w posiadanie swoją Stolicę, wkładano na jego głowę potrójną koronę. Ostatnim ukoronowanym był Papież Paweł VI w roku 1963. I on jednak po uroczystym obrzędzie koronacji nigdy już więcej nie włożył tiary, pozostawiając swoim następcom swobodę decyzji w tej sprawie. Papież Jan Paweł I, którego wspomnienie jest tak jeszcze żywe w naszych sercach, nie chciał potrójnej korony, a dzisiaj nie chce jej jego następca. Nie czas, w istocie, powracać do tego obrzędu, który - może niesłusznie - uznany został za symbol doczesnej władzy papieży.

Nasz czas skłania nas, zachęca, zmusza do spojrzenia na Pana i zanurzenia się w pokorne i pobożne rozważanie tajemnicy najwyższej władzy samego Chrystusa. Tego, który zrodzony z Maryi Dziewicy, syn cieśli - jak mniemano, Syn Boga żywego - jak to wyznał Piotr, przyszedł tu, by z nas wszystkich uczynić jedno królestwo: królestwo kapłańskie. Sobór Watykański II przypomniał na nowo tajemnicę tej władzy oraz fakt, że posłannictwo Chrystusa - Kapłana, Proroka i Króla - trwa nadal w Kościele. Wszyscy, cały lud Boży uczestniczy w tym potrójnym posłannictwie. I chociaż dawniej wkładano na głowę papieża tiarę, potrójną koronę, by poprzez ten symbol wyrazić cały ustrój hierarchiczny Kościoła Chrystusowego, cała "święta władza" w nim sprawowana nie jest niczym innym jak służbą, służbą mającą na celu jedną tylko rzecz: by cały lud Boży uczestniczył w tej potrójnej misji Chrystusa i pozostawał na zawsze we władzy Pana, z której bierze swoje początki. Nie z władzy doczesnej, ale od Ojca Niebieskiego i z tajemnicy Krzyża i Zmartwychwstania.

Ta władza Pana naszego, absolutna, a przecież słodka i łagodna, odpowiada całej głębi ludzkiego wnętrza, jego wzniosłym dążeniom, jego woli i sercu. Nigdy nie przemawia językiem siły, ale wyraża się w miłości bliźniego i w prawdzie. Nowy następca Piotra na Stolicy rzymskiej wznosi dzisiaj gorącą, pokorną, ufną modlitwę: "Spraw, Chryste, bym mógł stać się i pozostać sługą Twojej słodkiej władzy, sługą Twojej władzy, która nie przemija, spraw, abym mógł być sługą, sługą twoich sług".

Bracia i Siostry, nie bójcie się przygarnąć Chrystusa i przyjąć Jego władzę, pomóżcie Papieżowi i wszystkim tym, którzy pragną służyć Chrystusowi, służyć człowiekowi i całej ludzkości.

Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi.

Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!

Dzisiaj często człowiek nie wie, co kryje się w jego wnętrzu, w głębokości jego duszy i serca. Tak często niepewny sensu życia na tej ziemi i ogarnięty zwątpieniem, które zamienia się w rozpacz. Pozwólcie więc, proszę was, błagam was z pokorą i zaufaniem! Pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka! On jeden ma słowa życia, tak, życia wiecznego. Właśnie dzisiaj cały Kościół obchodzi dzień misyjny, modli się, rozmyśla, działa, ponieważ Chrystusowe słowa docierają do wszystkich ludzi i są przez nich przyjmowane jako posłanie nadziei, ocalenia, całkowitego wyzwolenia.

Dziękuję wszystkim obecnym, którzy zechcieli uczestniczyć w rozpoczęciu pontyfikatu nowego następcy Piotra. Dziękuję z całego serca głowom państw, przedstawicielom władz, delegacjom rządowym - za ich obecność, która mi wielki przynosi zaszczyt. Dziękuję wam, najczcigodniejsi kardynałowie Świętego Kościoła Rzymskiego, dziękuję drogim Braciom w biskupstwie i wam kapłani, wam siostry i bracia, zakonnice i zakonnicy z zakonów i zgromadzeń. Dziękuję! Dziękuję wam, rzymianie! Dziękuję pielgrzymom przybyłym z całego świata. Dziękuję tym, którzy uczestniczą w tej świętej uroczystości poprzez radio i telewizję.

Do was się zwracam, umiłowani moi Rodacy, Pielgrzymi z Polski, Bracia Biskupi z Waszym wspaniałym Prymasem na czele, Kapłani, Siostry i Bracia polskich zakonów, do Was, przedstawiciele Polonii z całego świata. A cóż powiedzieć do was, którzy tu przybyliście z mojego Krakowa, od stolicy św. Stanisława, którego byłem niegodnym następcą przez lat 14. Cóż powiedzieć?! Wszystko, co mógłbym powiedzieć, będzie blade w stosunku do tego, co czuje w tej chwili moje serce, a także do tego, co czują wasze serca. Więc oszczędźmy słów. Niech pozostanie tylko wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samą modlitwą.

Proszę was! Bądźcie ze mną! Na Jasnej Górze i wszędzie! Nie przestawajcie być z Papieżem, który dziś prosi słowami poety: "Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie" - i do was kieruję te słowa w takiej niezwykłej chwili.

Był to apel i zaproszenie do modlitwy za nowego Papieża, apel wygłoszony w moim rodzinnym języku. Z tym samym wezwaniem zwracam się do wszystkich Synów i wszystkich Córek Kościoła katolickiego. Wspierajcie mnie dzisiaj i zawsze w Waszych modlitwach.

Następnie Ojciec święty przemówił w języku francuskim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim, portugalskim, serbsko-chorwackim, słowackim, ukraińskim i litewskim. Przemówienie zakończył w języku włoskim:

Otwieram serce dla wszystkich Braci z Kościołów i Wspólnot chrześcijańskich, pozdrawiając szczególnie tych z Was, którzy tutaj jesteście obecni w oczekiwaniu na bliskie spotkanie osobiste; ale już teraz wyrażam szczerą wdzięczność za to, że zechcieliście uczestniczyć w tych uroczystościach.

I na koniec zwracam się do wszystkich ludzi, do każdego człowieka (z jaką czcią apostoł Chrystusa musi wymawiać to słowo "człowiek"!). Módlcie się za mnie. Pomóżcie mi ażebym mógł wam służyć.

Amen.




SERWIS OPRACOWANY PRZEZ
POLONIJNĄ AGENCJĘ INFORMACYJNĄ
ORGAN PRASOWY STOWARZYSZENIA "WSPÓLNOTA POLSKA"





×
NOWOŚCI ARCHIWUM WIADOMOŚCI HISTORIA-KULTURA DZIAŁANIA AGENCJI BADANIA NAUKOWE NAD POLONIĄ I POLAKAMI ZA GRANICĄ
FACEBOOK PAI YOUTUBE PAI NAPISZ DO REDAKCJI

A+ A-
POWIĘKSZANIE / POMNIEJSZANIE TEKSTU