Podczas II wojny światowej Niemcy podjęli bezprecedensową akcję zniemczenia polskich i nie tylko polskich dzieci. Dramatyczne są losy polskich dzieci wywożonych w głąb Niemiec. Wiele z nich do dziś nie odkryło swojej tożsamości, ponieważ zatarto ślady ich prawdziwego pochodzenia. 19 lutego 1942 roku wydano zarządzenie Reichsfuehrera SS Heinricha Himmlera ws. zniemczenia polskich dzieci z sierocińców z tzw. Kraju Warty. Z okupowanej Polski zrabowano, według różnych wyliczeń, od 50 tys. do 200 tys. dzieci; były one nie tylko zabierane z sierocińców, ale i odbierane polskim rodzicom. Okręg Rzeszy Kraj Warty ze stolicą w Poznaniu powstał w związku z dekretem Adolfa Hitlera o wcieleniu do III Rzeszy części ziem polskich. Zamieszkiwało go prawie 5 mln osób, w przeważającej większości Polaków.
Pierwsze koncepcje związane z germanizowaniem dzieci polskich pojawiły się już na początku wojny, jednak dopiero w połowie 1941 r. zaczęły przybierać konkretniejsze kształty. Wówczas z inspekcją do Kraju Warty przybył Himmler, którego uwagę zwróciły dzieci polskie „cenne rasowo”.
Im dłużej trwała wojna, tym większe było w III Rzeszy zapotrzebowanie na „czystą rasowo” ludność. Armia niemiecka wykrwawiała się na wszystkich frontach, a Lebensborn, z założenia powołana do masowej produkcji wzorcowych Aryjczyków, okazała się mało wydajna. W efekcie proces porywania polskich dzieci zaczął nabierać rozpędu. „Nowych Niemców” pozyskiwano też, odbierając dzieci przywożonym z Polski robotnicom przymusowym. Było w czym przebierać.
Największe zainteresowanie hitlerowców wzbudzały niemowlęta. W ich przypadku odpadała przecież cała żmudna praca, związana z zerowaniem pamięci dziecka. Te, które spełniały kryteria rasowe, trafiały do rodzin zastępczych. Gorszy los czekał te, które selekcji nie przeszły. Noworodki przebywały w drastycznych warunkach zaprojektowanych tak, by doprowadzić do ich powolnej śmierci z wygłodzenia, a jednocześnie przechodziły męczarnie po to, by zachować pozory wobec matek. Uznano, że w razie natychmiastowego uśmiercenia dziecka, nieobliczalna reakcja kobiet mogłaby zmniejszyć ich motywację i wydajność w pracy.
Podobny los czekał mieszkańców Żywiecczyzny, skąd wysiedlono 15 tysięcy osób, oraz Ziemi Ciechanowskiej, którą opuściło prawie 12 tysięcy mieszkańców. Najbardziej brutalną akcję przeprowadzono jednak na Zamojszczyźnie, która miała stać się w przyszłości kolonizacyjnym rajem dla niemieckich osadników. Wypędzono stamtąd ponad 110 tysięcy Polaków. Część przeznaczono do „ponownego zniemczenia”, część wywieziono na roboty przymusowe, a tych, którzy nie spełniali wymogów rasowych – do Brzezinki.
Ważnym punktem zbrodniczej działalności hitlerowców w tym rejonie było wysiedlenie 4 454 dzieci w lipcu i sierpniu 1943 roku. Prawdopodobnie wywieziono je do Rzeszy, gdzie miały ulec germanizacji. W sumie wysiedleniu uległo do sierpnia 1943 roku 110 tys. ludzi, z czego 30 tys. stanowiły dzieci. Ciężko było po wojnie dokładnie stwierdzić, co działo się z deportowanymi dziećmi, bowiem ewidencje niemieckie często fałszowano lub w ogóle ich nie prowadzono, aby zataić rozmiary i szczegóły procederu. W 1944 roku okupant niemiecki zdecydował się na prowadzenie dalszej akcji wysiedleńczej. Tym razem celem stały się dzieci uczęszczające do szkół. Zawiadująca oświatą administracja naciskała mocno na Polaków, aby ci posyłali dzieci do szkoły, ponieważ listy klasowe były doskonałym sposobem prowadzenia ewidencji. Dodatkowo zgromadzenie dzieci w jednym miejscu umożliwiało ich szybkie porwanie. W 1944 roku tego typu akcje były na porządku dziennym i obejmowały przede wszystkim najmłodszych, których odsyłano w celach germanizacyjnych albo na przymusowe roboty. Ogółem w latach 1942-45 do Niemiec i Austrii wywieziono w celach zniemczenia blisko 220 tys. polskich dzieci, które nie liczyły sobie nawet 12 lat.
Młodych Polaków uznanych za wartościowych rasowo siłą odbierano rodzicom. Trafiali do specjalnych obozów przejściowych, gdzie poddawano ich regularnemu praniu mózgu. Około 4,5 tysiąca z nich trafiło na zawsze do Niemiec.
Co ciekawe, nowe niemieckie rodziny najczęściej nie miały pojęcia o faktycznym pochodzeniu dziecka. Tylko 15–20 proc. dzieci zrabowanych w Polsce w czasie okupacji niemieckiej wróciło po wojnie do kraju: do domu, do polskich krewnych albo do rodziców zastępczych. Ci, którzy zostali w Niemczech, często nie wiedzą, że pochodzą z Polski.
18 czerwca 1941, Himmler zwrócił się do Namiestnika Rzeszy w Poznaniu SS-Gruppenführera Greisera z nowymi wytycznymi odnośnie polityki narodowościowej. W liście czytamy: "Uważam za rzecz słuszną, aby specjalnie czyste rasowo dzieci rodzin polskich zostały zebrane razem i wychowywane przez nas w specjalnych, niezbyt dużych przedszkolach i domach dziecka. Odbieranie dzieci trzeba uzasadnić zagrożeniem ich zdrowia". I dalej: "Dzieci nieodpowiednie należy oddać rodzicom z powrotem". Ogromny wpływ na realizowanie tej zbrodniczej koncepcji miała Lebensborn. I tak, w Łodzi dzieci umieszczano w ośrodkach przy ul. Kopernika 36 i ul. Przędzalnianej 66. W Kraju Warty młodzież umieszczano w Luwikowie, Puszczykowie, Bruczkowie, a także w Poznaniu. W Kaliszu w byłym klasztorze sióstr nazaretanek utworzono specjalny obóz, z którego dzieci odsyłano do niemieckich szkół i rodzin zastępczych. Ośrodek funkcjonował niezwykle prężnie. Na Pomorzu złą sławą cieszyła się placówka w Połczynie.
W ośrodkach zatrudniano ekspertów Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa lub lekarzy urzędów zdrowia. Prowadzono niezwykle dokładne badania. Eksperci i lekarze oceniali wygląd i wielkość narządów, wypełniali specjalne formularze. Dzieciom robiono trzy fotografie i wystawiano opinię. W zasadzie dziecko mogło mieścić się w jednej z trzech norm - "pożądany przyrost ludności", "możliwy do przyjęcia przyrost ludności" i "niepożądany przyrost ludności". Dzięki temu Niemcy mogli stwierdzić, kto nadaje się do zniemczenia i wybrać odpowiednią drogę postępowania z dzieckiem. Co ciekawe, badaniu często podlegali także rodzice, a okupant starał się wykluczyć możliwość obciążenia dziecka dziedziczną chorobą genetyczną.
Starannie wyselekcjonowane dzieci, odsyłano do Rzeszy, gdzie albo przebywały w niemieckich ośrodkach wychowawczych, uczyły się w niemieckich szkołach, znanych nam już Heimschulen, albo też trafiały do rodzin zastępczych. Natychmiast prowadzono akcję wyniszczania polskości w zdobytych dzieciach, czemu służyć miało zmienianie nazwiska i nadawanie nowego, niemiecko brzmiącego. Jeśli dzieckiem opiekowała się rodzina zastępcza, sprawą zajmował się Lebensborn i nierzadko wystawiał on dokumenty potwierdzające niemieckie pochodzenie. Jednocześnie Niemcy zacierali ślady po meldowaniu polskich dzieci odebranych rodzicom, aby wykluczyć możliwość upomnienia się rodzin o ich córki i synów w przyszłości. Dzieci odłączano od rodziców także na podstawie wpisu lub jego niedokonania na Volkslisty.
Po wojnie Polacy starali się dowiadywać o losie uprowadzonych. W tym celu zorganizowano repatriację młodzieży, jednakże nie udało się odzyskać wielu z tych, których wysiedlili w czasie wojny Niemcy. Część pozostała u niemieckich rodzin, część zginęła w latach wcześniejszych. W przypadku najmłodszych notowano wypadki zniemczenia.
Anna Malinowska, Brunatna kołysanka. Historie uprowadzonych dzieci, Agora 2017.
Dariusz Kaliński, Bilans krzywd. Jak naprawdę wyglądała niemiecka okupacja Polski, Ciekawostki Historyczne 2018.
Roman Hrabar, „Lebensborn”, czyli źródło życia, Wydawnictwo Śląsk 1975.
Ewelina Karpińska-Morek i in., Teraz jesteście Niemcami. Wstrząsające losy zrabowanych polskich dzieci, Wydawnictwo M 2018.
Zgodnie z prawem autorskim kopiowanie fragmentów lub całości tekstów wymaga pisemnej zgody redakcji.