To, że jedyną adekwatną reakcją na terror niemieckiego okupanta w czasie II wojny światowej był odwet, nie trzeba nikogo przekonywać. I jest w tym prawda głębsza, bowiem nie wszyscy zbrodniarze spod znaku SS zostali po wojnie złapani i osądzeni, a powinni. Nawet jeżeli udało się ich pojmać, nie mogli odpowiadać karnie ze względu na... zły stan zdrowia. Przykładem tego jest Wilhelm Koppe dowódca SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie, na którego próbowano zabić w czasie okupacji, ale uszedł z życiem i co zakrawa na ironię - zważywszy skalę zbrodni - uszedł również wymiarowi sprawiedliwości. dożywszy w spokoju starości.
Działalność Wilhelma Koppego na ziemiach polskich rozpoczęła się w październiku 1939 r., kiedy to powołano go na stanowisko Wyższego Dowódcy SS i policji w nowo utworzonym tzw. Kraju Warty. „Wsławił” się licznymi egzekucjami oraz deportacjami Polaków i Żydów do pobliskiego Generalnego Gubernatorstwa, bo przecież Wartheland miał być docelowo wolny od tego rodzaju niepożądanego z punktu widzenia polityki niemieckiej „elementu”. Można też powiedzieć, że jeszcze przed Auschwitz był pionierem używania gazu do szybkiej i masowej eliminacji pacjentów oddziałów psychiatrycznych w maju i czerwcu 1940 r. Cieszył się też specjalnymi względami samego Reischführera SS – Heinricha Himmlera, który doceniając zasługi Koppego, awansował go w styczniu 1942 r. do stopnia Obergruppenführera SS.
W listopadzie następnego roku został przeniesiony do Generalnego Gubernatorstwa na równorzędne stanowisko, na którym zastąpił Friedricha Krügera. Tym samym został członkiem „rządu” GG, piastując w nim jednocześnie stanowisko sekretarza stanu do spraw bezpieczeństwa. Wejście Koppego do władz GG w listopadzie 1943 r. zbiegło się w czasie z zaostrzeniem – i tak wyjątkowo represyjnej – polityki niemieckiej wobec ludności. 2 października tego roku ukazało się rozporządzenie Hansa Franka o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w GG, które sam Koppe uzupełnił w czerwcu 1944 r. rozkazem wprowadzającym zbiorową odpowiedzialność krewnych osób uczestniczących w zamachach. Ponieważ sytuacja Niemiec na froncie wschodnim stale się pogarszała, należało uczynić wszystko – także w formie działań prewencyjnych, wyprzedzających – aby zapewnić spokój na tak ważnym obszarze. W tej sytuacji Koppe, który z punktu widzenia władz tak dobrze poradził sobie na obszarach wcielonych do Rzeszy, był idealnym kandydatem do objęcia kierownictwa aparatu bezpieczeństwa GG.
Stosowanie przez Niemców coraz bardziej bestialskich form terroru spowodowało, że Koppe jako ich zwierzchnik niemal natychmiast po objęciu stanowiska został wciągnięty przez Armię Krajową (AK) na listę osób przeznaczonych do likwidacji. Wobec stale zaostrzających się represji AK pod koniec 1943 r. wydała decyzję o rozpoczęciu serii zamachów wymierzonych w głównych wykonawców zarządzeń władz. Pierwszym takim dowódcą wysokiej rangi, na którego zamach z powodzeniem przeprowadzono (1 lutego 1944 r.), był dowódca SS i policji na dystrykt warszawski, Brigadeführer (generał brygady) Franz Kutschera.
Już w trakcie przygotowań do zamachu na Koppego, w marcu 1944 r., Niemcy aresztowali dowódcę Okręgu Krakowskiego AK płk. „Lutego”(Józefa Spychalskiego), co bardzo utrudniło wsparcie logistyczne żołnierzy tego okręgu dla przeprowadzanej akcji. Ponieważ Komenda Główna AK uznała, że wykonanie wyroku na Koppem siłami Okręgu Krakowskiego po aresztowaniu jego dowódcy nie ma szans powodzenia, zadanie to zostało powierzone Kedywowi KG AK, a konkretnie Batalionowi „Parasol”. Był to oddział specjalnie szkolony i przygotowywany do tego rodzaju operacji. Dowódcą oddziału mającego przeprowadzić zamach został „Rafał” (Stanisław Leopold). Reszta zespołu była dobierana pod kątem umiejętności, doświadczenia i wyszkolenia: „Dietrich”, „Jeremi”, „Korczak”, „Mietek”, „Ziutek”, „Rek”, „Warski”, „Orlik”, „Akszak”, „Zeus”. Naturalną koleją rzeczy do grupy weszli również uczestnicy zamachu na Kutscherę: „Kruszynka”, „Ali” i „Dewajtis”.
Sam zamach planowany na 5 lipca, przekładany z powodów losowych na 6 i 7 lipca, doszedł ostatecznie do skutku 11 lipca. Jeden z samochodów odmówił posłuszeństwa, co utrudniło ewakuację z miejsca akcji.
Tymczasem nastąpiły nowe zdarzenia. Prawdopodobnie z powodu awarii na Wawel (siedzibę władz GG) nie dojechał samochód z ochroną Koppego, który opuścił Wawel bez eskorty. Okoliczność ta powinna stanowić istotne ułatwienie dla zamachowców, lecz paradoksalnie stała się utrudnieniem. Wóz Koppego z ul. Bernardyńskiej skręcił w Podzamcze, następnie ul. Powiśle przez pl. Kossaka. Około godz. 9.20, gdy jego samochód zbliżał się do miejsca akcji, grupa uderzeniowa, która jako pierwsza miała otworzyć ogień, nie zrobiła tego, prawdopodobnie z powodu dezorientacji wywołanej brakiem ochrony Koppego. Plan akcji nie brał pod uwagę przejazdu Koppego po Krakowie bez eskorty, gdyż nigdy wcześniej nie było takiego przypadku. Ostrzał pojazdu rozpoczął na rogu ul. Powiśle z pl. Kossaka sam „Rafał”, po nim zaś strzelali „Mietek” i pozostali żołnierze, lecz mercedes Koppego nie został zatrzymany. Sam Koppe natychmiast po pierwszych strzałach osunął się na podłogę pancernego auta, co prawdopodobnie ocaliło mu życie. Pomimo pościgu kierowcy Koppego udało się odskoczyć na bezpieczną odległość. Cała operacja trwała niecałą minutę.
Natychmiast po akcji oddział wykonawczy w kolumnie pojazdów opuścił Kraków nie niepokojony przez policję i żandarmerię niemiecką. Wycofująca się do Warszawy grupa „Pegaza” była poszukiwana przez duże i doborowe siły policyjne, gestapo i SS.
Ostatecznie zamach na Wilhelma Koppego nie zakończył się jego likwidacją, a oddział uderzeniowy „Pegaza” poniósł straty podczas ewakuacji do Warszawy. Grupa powracająca samochodami została zaskoczona przez Niemców pod miejscowością Udórz na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. W strzelaninie zginęli: Wojciech Czerwiński "Orlik" i Stanisław Huskowski "Ali". Kilku żołnierzy zostało rannych, troje z nich: Halina Grabowska "Zeta", Tadeusz Ulankiewicz "Warski" i Bogusław Niepokój "Storch" zostało schwytanych przez Niemców i trafiło do więzienia w Krakowie, gdzie zostali zamordowani.
Z różnych przyczyn nie nastąpiły natomiast niemieckie akcje odwetowe. Jednak wkrótce po wybuchu Powstania Warszawskiego na Kraków spadły represje jako środek prewencyjny przed spodziewanym przez Niemców wybuchem powstania w tym mieście.
Wilhelm Koppe nie został osądzony za zbrodnie dokonane podczas II wojny światowej. Zmarł w 1975 w Bonn w wieku 79 lat.
WIęcej o sytuacji w okupowanej Warszawie i okolicznościach zamachu w dziale historia-kultura PAI
Zamach na szefa SS i policji w GG Wilhelma Koppe w DZIALE HISTORIA-KULTURA PAI
POLONIJNA AGENCJA INFORMACYJNA - KOPIOWANIE ZABRONIONE.
NAPISZ DO REDAKCJI - PODZIEL SIĘ WIADOMOŚCIĄ
Wyjątkiem jest uzyskanie indywidualnej zgodny redakcji, wówczas zgodnie z prawem autorskim należy podać źródło:
Polonijna Agencja Informacyjna, autora - jeżeli jest wymieniony i pełny adres internetowy artykułu
wraz z aktywnym linkiem do strony z artykułem oraz informacje o licencji.