SWP





MINIATURY HISTORYCZNE / KULTURALNE POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ
ADAM CHMIELOWSKI - ŚWIĘTY BRAT ALBERT




Kariera artystyczna stała przed nim otworem. Bardziej jednak niż salony, interesował go człowiek, z całą jego biedą i uniżeniem. Malarz, który zaczął sprzedawać swoje obrazy, by pomóc nędzarzom żyjącym na ulicy. Dzisiaj wspominamy Adama Hilarego Bernarda Chmielowskiego czyli św. Brata Alberta. - malarza, krytyka i teoretyka sztuki reprezentującego w latach 1870. nurt realizmu zaś w latach 1880 antycypującego symbolistyczne tendencje w polskiej sztuce. Zakonnika opiekuna nędzarzy i odszczepieńców. Człowieka niezwykłego.

„(...) Już nie mogłem dłużej znosić tego złego życia, którym nas świat karmi, nie chciałem już dłużej tego ciężkiego łańcucha nosić. Świat, jak złodziej, wydziera co dzień i w każdej godzinie wszystko dobre z serca, wykrada miłość dla ludzi, wykrada spokój i szczęście, kradnie nam Boga i niebo. Dla tego wszystkiego wstępuję do zakonu; jeżeli duszę bym stracił, cóż by mi zostało?”- pisał Adam Chmielowski do Heleny Modrzejewskiej na początku października 1880 roku, w kilka dni przed obłóczynami w czarny habit jezuity. Jeszcze wiele lat musiało jednak upłynąć, nim z cenionego artysty i teoretyka sztuki, przeistoczył się w Brata Alberta, opiekuna nędzarzy i odszczepieńców, założyciela Zgromadzenia Braci Albertynów i Sióstr Albertynek.

Obiit Adamus Chmielowski, natus est Fr. Albertus” (zmarł Adam Chmielowski, urodził się brat Albert) - lakonicznie notował w liście do rodziny 25 sierpnia 1887 roku. W tej magicznej formule zawiera się przecież wszystko. Cała burzliwa historia życiowych wyborów, zaciekłej wewnętrznej walki okupionej chorobą psychiczną, a wreszcie triumfu miłosierdzia nad depresją. Tym iście konradowskim gestem Brat Albert uroczyście pogrzebał swoje dotychczasowe życie, świadomie teatralizując moment duchowej przemiany. Ubóstwo Brata Alberta było całkowite i totalne, właśnie dlatego wymagało najwyższej ofiary – z talentu malarskiego.

























Niełatwe dzieciństwo w trudnych czasach

Brat Albert, nim został zakonnikiem, nazywał się Adam Chmielowski. Urodził się 20 sierpnia 1845 roku w Igołomi niedaleko Krakowa. W tamtym czasie Polska nie istniała jako państwo. Wtedy już od ponad 70 lat znajdowała się pod zaborami – ziemie polskie zostały podzielone między 3 sąsiednie mocarstwa: Prusy (dzisiejsze Niemcy), Austrię i Rosję. Kraków znajdował się pod zaborem austriackim.

Miał niespełna rok, kiedy z powodu problemów zawodowych ojca całą rodziną przenieśli się do Słupcy (miasteczko w Polsce centralnej – wtedy zabór pruski), a potem do majątku w Czernicach. Uczył się w domu, a z racji tego, że był zdolnym chłopcem – w 10 miesięcy opanował przedmioty podstawowe (m. in. religię elementarną i historię świętą).

Adam miał trójkę rodzeństwa – dwóch braci i siostrę. Gdy jego Tata zaczął chorować i pojawiły się problemy finansowe, Chmielowscy zmuszeni byli sprzedać zakupiony majątek w Czernicach i przeprowadzili się całą rodziną do Warszawy, do babci. Gdy Adam liczył niespełna 8 lat, ojciec zmarł i wychowaniem rodzeństwa zajęła się mama wspomagana przez liczne ciocie i wuja. Adama wysłano do Szkoły Kadetów do Petersburga w Rosji. Uczył się przedmiotów ogólnych, przeszedł także szkolenie wojskowe, błyszczał inteligencją i dobrą kondycją. Szybko przyswajał języki obce i już po roku płynnie posługiwał się językiem rosyjskim – zaniepokoiło to panią Chmielowską, zapisała więc syna do Gimnazjum w Warszawie.

W wieku 14 lat, Adam stracił kolejno babcię i Mamę Józefę. Opiekę nad Adamem i jego rodzeństwem przejęła ciocia Petronela – siostra ojca. Trzy lata później rozpoczął studia w Instytucie Politechnicznym w Puławach.



Student na wojnie

W czasie studiów włączył się w działalność konspiracyjną, więc naturalną koleją rzeczy był jego udział w walkach podczas Powstania Styczniowego w 1863 roku. Droga powstańcza 18-letniego Adama doprowadziła go w końcu, po krótkiej niewoli i kilku potyczkach, na pole bitwy, gdzie jako kawalerzysta – dostał się pod ostrzał wojsk rosyjskich. Granat rzucony przez jednego z żołnierzy rozszarpał konia, na którym gnał Adam Chmielowski, a jemu samemu ciężko zranił lewą nogę. Zanim wzięto go do niewoli, w jednej z pobliskich chałup – bez znieczulenia amputowano mu pokiereszowaną nogę. Zamiast narkozy dostał cygaro, którego “pykanie” miało załagodzić nieziemski ból.

Z niewoli wykupiła go rodzina i zaraz potem – wysłano go do Paryża, gdzie dzięki zapomodze, otrzymał nowoczesną protezę nogi. W dwa lata po powstaniu ogłoszono amnestię i Adam wrócił do Warszawy. Marzył, by zostać malarzem i zapisał się na lekcje rysunku. Niezadowolona z tego powodu rodzina wysłała go do Gandawy na przyszłościowe studia inżynierskie. On sam uważał pobyt w Belgii za stratę czasu i w niecały rok był z powrotem w Warszawie. W tym czasie zaskarbił sobie sympatię państwa Siemieńskich, którzy załatwili mu stypendium w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Miał 25 lat. Mógł kontynuować wymarzone studia malarskie.



Artysta

W Monachium poznał śmietankę wybitnych polskich artystów. Odświeżył znajomość z kolegą z czasów gimnazjum – Maxem Gierymskim. Przyjaciel nie raz wypominał mu “chodzenie w chmurach”, ale Adam znajdował prawdziwą przyjemność w wydobywaniu piękna z otaczającej go rzeczywistości i przelewaniu go farbami na płótno. Nie traktował sztuki jako zajęcia zarobkowego, sprzeciwiał się masowej “produkcji” obrazów. Różnili się z Maxem poglądami na świat i Boga; łączył ich talent i wrażliwość artystyczna. Wiara Chmielowskiego wzrastała wraz z rozwojem pasji malarskiej oraz relacji z głęboko wierzącą panią Ludwiką Siemieńską, która w Powstaniu Styczniowym straciła nastoletniego syna.

Studia Chmielowskiego nie trwały długo. Zabrakło funduszy i Adam wyjechał wtedy wraz z Maxem do Reichenhall, gdzie wkrótce ten drugi zmarł w wielkich męczarniach na gruźlicę. Po jego śmierci Adam wrócił do Warszawy, odnowił znajomości i skontaktował się z wybitnymi malarzami tamtego czasu.

Jego malarstwo

Wykształcony w kręgu polskich monachijczyków upodobał sobie typ nastrojowego obrazu, zwany „stimmungowym”. Co to takiego najlepiej opisał Stanisłąw Witkiewicz"

W Monachium przed laty obrazem stimmungowym był zawsze obraz ciemny. Stimmung stosował się do obrazów wieczornych, nocnych, pochmurnych, przedstawiających mroczne zaułki i ciemne wnętrza. W ogóle było to pojęcie, które obejmowało sferę zjawisk świetlnych i barwnych o skali niskiej, bez gwałtownych kontrastów, spokojne zestawienie plam barwnych, przyblakłych lub stępionych, modelację, która nie zużywała najwyższych świateł, a obraz zesztimowany był obrazem, w którym osiągnięto całkowite zharmonizowanie, uspokojenie i wyrównanie tonu. To zacieśnione pojęcie nastroju opiera się na pewnej głębszej podstawie psychologicznej, jest rzeczywiście związane z łatwiej, niż inne, uświadamianymi stanami duszy

Omówmy niektóre.

"Cmentarz włoski o zmroku" i "Szara godzina"
przedstawiają ten sam motyw – wielkomiejską nekropolię z mniejszymi nagrobkami i okazałymi grobowcami bielejącymi pośród drzew i krzewów w zapadających ciemnościach wieczoru, ewokują dziwny nastrój zawieszenia, trwania, oczekiwania. W pierwszym zachodzące słońce znaczy się jeszcze krwawą łuną na niebie, tworząc mocne kontrasty kolorystyczne i wprowadzając niepokojące tło dla bezruchu i ciszy nekropolii. W drugim dziele nastrój opada. Wszystko spowija łagodna, opalizująca szarość gasnącego dnia, przesycona słabym poblaskiem słonecznego światła.

"Biwak Powstańców".
Jedenaście lat po krwawym wydarzeniu powstania styczniowego, Chmielowski podejmuje ten temat na płótnie. W tym obrazie idzie pod prąd lansowanym sposobom przedstawiania bitew i batalii. Malarze często przedstawiali liryczną wizje wypadków wojennych z perspektywy ciepłej i wygodnej pracowni. Chmielowski widzi fałsz takich przedsięwzięć, dlatego jego wspomnienie o powstaniu przybrało kształt nokturnowego pejzażu. Brak kontuszowych póz i patetycznych figur, pokrytych odpustowymi barwami. Kolor staje się głównym środkiem ekspresji. Złowieszczy zimowy wieczór, przestawiony w ograniczonej tonacji, zdaje się utożsamiać szorstkość powstańczego losu. Harmonia głębokiego, bolesnego przeżycia z użytymi środkami wyrazu, daje nam próbę wielkiej twórczości. Dzieło, które jest w ten sposób przeżyte i może być przeżywane.

"Wizja świętej Małgorzaty".
Obraz opatrzony datą 1880 powstawał zapewne kilka lat. Data o tyle znamienna, że pokrywa się z datą wstąpienia przez Chmielowskiego do jezuitów. Obraz wydaje się ucieleśniać górnolotne, acz płytkie wyobrażenie jakie Chmielowski miał w tym czasie o „służbie Bogu”. Temu wyobrażeniu dał upust późniejszy Brat Albert, w liście do Lucjana Siemieńskiego: Czy sztuce służąc , Bogu też służyć można? Chrystus mówi, że dwom panom służyć nie można. Choć sztuka nie mamona, ale też nie Bóg; bożyszcze prędzej. Ja myślę, że służyć sztuce, to zawsze wyjdzie na bałwochwalstwo, chybaby jak Fra Angelico sztukę i talent i myśli Bogu ku chwalę poświęcić i święte rzeczy malować; aleby trzeba na to, jak tamten, siebie oczyścić i uświęcić i do klasztoru wstąpić, bo na świecie to bardzo trudno o natchnienie do takich szczytnych tematów (List do Lucjana Siemieńskiego, Monachium 1873). Rozbrajająca prostota i logiczność wywodu, jest podobna do prostoty i poukładania obrazu. Obraz namalowany dobrze technicznie, bez uchybień zakomponowany, ale jednak bezosobowy. Podobnie jak wydumane życie u jezuitów (gdzie trzeba się oczyścić i uświęcić!), harmonijne i bezosobowe. Dobrze, że brat Albert nie został jezuitą i dobrze, że w próbach malarstwa religijnego nie pozostał na Wizji świętej Małgorzaty(co nie umniejsza wartości obrazu jako klarownego przekazu osobowości autora, jeszcze w pełni nieuformowanej) , dobrze że ta potężna osobowość przemówiła w pełniejszej krasie innym życiem i innymi obrazami.

"Dama z listem".
Obraz jest szkicem do większej kompozycji, która pozostała nieznana, a być może nigdy nie powstała. Szkic olejny powstał w czasie studiów w Monachium, jest świadectwem szerokości procesu twórczego, owego dojrzewania obrazu, od pomysłu do gotowego wyrazu. Artysta w tym etapie realizacji dzieła, kładzie nacisk na studiowanie draperii, oraz rozwiązań oświetleniowych Chmielowski podejmuje, klasyczny w malarstwie temat, który nie przemawia w naszych czasach z taką krasą jak kiedyś. Mnogość skojarzeń wywołana prostym faktem, że oto kobieta otrzymała list, stała się powodem, dla którego artyści upodobali sobie ten temat. Nadgorliwi interpretatorzy tego niewielkiego płótna, sugerują, że tytułowa dama to najbardziej znana w tamtych czasach aktorka Helena Modrzejewska, w której kochało się pół Europy.

"Roraty".
Obraz utrzymany w charakterystycznej dla Chmielowskiego półmrocznej tonacji. Podjęty temat, rannej mszy odprawianej w okresie oczekiwania na przyjście Jezusa- adwencie, również wpisuje obraz w główny nurt poszukiwań artystycznych, późniejszego brata Alberta. Proces przechodzenia od mroku do jasności, zdaje się być credo twórczości świętego artysty. Ciemne wnętrze kościoła, podziergane kilkoma refleksami płonących świec, dobrze wyraża napięty czas oczekiwania. Proces przejścia utrwalony w tym i innych obrazach Chmielowskiego, dokonał się również w jego barwnym życiu.

"Kameduła w celi".
Obraz powstawał w latach 1884 do 1888, tu znów suche liczby zaczynają przemawiać, gdy uchwyci się w nich wartki strumień życia, życia które jest organicznie złączone z twórczością. Burzliwe lata, w których powstawał obraz, były czasem podjęcia decyzji o całkowitym poświęceniu dla ludzi ubogich. Obraz Kameduła w celi jest świadectwem tego zawiłego procesu. Dzieło jest niedokończone, i co ciekawe możemy zaobserwować w nim odwrócenie tytułowego kameduły. Początkowo postać mnicha klęczała twarzą do okna, za którym rozpościera się wieczorny pejzaż, z czasem jednak Chmielowski „odwrócił” Kamedułę w kierunku półmrocznej celi. Wydaje się to dość czytelny zapis drogi, którą przebył sam Brat Albert, drogi od postrzegania Boga jako źródła piękna, któremu służy się malując obrazy o tematyce religijne, do Boga który nie jest tak efektowny i pociągający ale jest bliżej naszego życia niż my sami, a któremu służy się całym sobą.

"Mnich na cmentarzu".
Ten niewielki (18,5 cz x 26,5 cm) obrazek jest próbą tego co w malarstwie, Chmielowskiego interesowało najbardziej. Scena obsadzona w wieczorowej porze, tajemnicza postać wpisana w jesienny, cmentarny pejzaż. Atmosfera tajemniczości, lawirowanie między dniem i nocą, tajemnicze postaci, to elementy znane z innych obrazów takich jak Cmentarz Włoski czy Szara godzina. Zainteresowania malarskie gdyby je przyłożyć do życia artysty, zdają się przekazywać pewną tajemniczą atmosferę, która towarzyszy przemianie. Czy to przypadek, że takie upodobania miał człowiek, który borykał się z podjęciem decyzji o bezgranicznym oddaniu bezdomnym? Czy to przypadkowe upodobania, dla człowieka, który porzucił blask salonów dla półmroku przytulisk dla bezdomnych?

"Nad rzeką".
Niewielki szkic malarski, przedstawiający grupę postaci nad rzeką, na tle wiejskich chałup. Co gorliwsi interpretatorzy widzą tu zaczątki polskiego impresjonizmu, czy młodopolskie roztkliwienie się nad urokami wsi. Jednak takie hipotezy wydają się być grupo przesadzone. Z jednej strony, nie mamy tu do czynienia świetlistym motywem, który padłby łupem impresjonisty, z drugiej strony wieś nie ma tu cienia młodopolskiej idylli. Obrazek pokazuje raczej szarą i mało ciekawą prawdę polskiego wiejskiego pejzażu. Sposób podjęcia motywu, bez upiększeń, fanfaronady, zdaje się potwierdzać tezę Chmielowskiego o zbawiennym wpływie szczerości na twórczość

"Ecce homo".
Obraz na płótnie o wymiarach 146 × 96,5 cm przedstawia umęczonego Chrystusa. Spod przymkniętych powiek niemal krzyczy udręka, zaś skroń zbroczona krwią wypływającą spod cierniowej korony dopełnia dramatyzmu. Chmielowski zaczął malować go we Lwowie w 1879 roku. Porzucił jednak prace w momencie wstąpienia do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi na Podkarpaciu. Tam doznał załamania nerwowego i opuścił nowicjat. W stanie głębokiej depresji trafił pod opiekę brata w Kudryńcach na Ukrainie. Po latach wrócił do zaczętego przed laty obrazu. W 1904 roku (25 lat od rozpoczęcia pracy nad Ecce homo) niedokończony wizerunek Chrystusa przekazał arcybiskupowi lwowskiemu Andrzejowi Szeptyckiemu. Chmielowski świadomie nie skończył obrazu. Wiedział, że to, co nosi w sercu, nie jest możliwe do pokazania na obrazie. W początkowej fazie prac nad obrazem Chmielowskiemu pozował jego kuzyn Bolesław Krzyżanowski. Jednak w pewnym momencie artysta porzucił pomysł wiernego oddania fizjonomii modela. Ta idea wydawała mu się zbyt pospolita, dlatego też finalnie kończy obraz na podstawie własnej wyobraźni.

























Iskra Miłosierdzia

Po krótkim pobycie we Włoszech, wyjechał do Lwowa, gdzie zaprzyjaźnił się z Leonem Wyczółkowskim – kolejnym wybitnym polskim malarzem.

W tamtym czasie zmienił się: miewał wahania nastroju, lęki, unikał ludzi. W liście do Siemieńskiego pisał tak: "Jak człowiek do pewnych lat dojdzie i zaczyna trochę rozumu nabierać, chętnie by wiedział, jaka jest jego droga i jaką zda sprawę z życia."

Namalował Ecce Homo (Oto człowiek), obraz przedstawiający ubiczowanego, ukoronowanego cierniem Jezusa. Mając 35 lat, postanowił wstąpić do nowicjatu u Jezuitów. Tam, przeżył załamanie nerwowe i ojcowie wysłali go na leczenie do Zakładu dla Umysłowo Chorych. Diagnoza: lęki i depresja… Przeżywał ogromne wyrzuty sumienia i poczucie winy, a nękany myślami o wiecznym potępieniu – potępiał samego siebie. Mało jadł i nie mógł spać. W ramach umartwienia postanowił rzucić palenie, ale poczucie niskiej wartości sprawiało, że nie miał dla siebie ani litości, ani szacunku.

W takim stanie przewieziono go do brata, Stanisława, do Kudryńca na Podolu. Początkowo smutny, nieobecny i milczący – zmienił się po wizycie proboszcza z Szarogrodu. W rozmowie z domownikami, ksiądz wspomniał coś o Bogu Miłosiernym: dobrym, a nie mściwym, przyjmującym ludzi takimi, jakimi są, z całą nędzą i niedoskonałościami, wybaczającym i nakazującym wybaczać. Proboszcz spytał Adama o powód zmartwienia, wszak tyle serca włożył w namalowanie obrazu Jezusa. Wszystkie te słowa nie dawały Adamowi spokoju. Jeszcze tego samego dnia wieczorem udał się do proboszcza na rozmowę.


Wrócił odmieniony: radosny, pełen entuzjazmu, życia i weny! Dużo malował – głównie portrety i okoliczne pejzaże. Zafascynowany postacią świętego Franciszka, chodził po domach, dworach i plebaniach dzieląc się odkryciem fenomenu tego zakonnika. Wstąpił do Trzeciego Zakonu Tercjarskiego Franciszkanów (obecnie franciszkanie świeccy). Ścigany przez carską policję, musiał jednak wracać do Krakowa.

Krakowskie olśnienie

Jesienią 1884 roku przy ul. Basztowej 4 w Krakowie, w mieszkaniu, urządził pracownię malarską, a nawiązując nowe kontakty, zaczął znowu bywać na salonach. Nie zapominał przy tym o swoich zakonnych powinnościach: pomagał przeróżnym ludziom w potrzebie, a pracownia na Basztowej stała się przytułkiem dla licznych włóczęgów i bezdomnych. Mieszkańcy kamienicy byli przerażeni sytuacją, spodziewali się najgorszego: pobicia, kradzieży, podpalenia. Radykalizm Chmielowskiego nie przypadł do gustu nawet krakowskim franciszkanom: zarzucali mu, że zbyt dosłownie interpretuje charyzmat św. Franciszka. Ale Chmielowski był uparty. Cenił go ówczesny biskup – Albin Dunajewski, z którym łączyły ich podobne doświadczenia życiowe.

W pewną karnawałową noc 1887 roku Adam bawił w kamienicy „Pod Baranami”. Po balu, wciąż w dobrym nastroju, wraz z towarzyszami odwiedził Kazimierz, najuboższą i najniebezpieczniejszą dzielnicę Krakowa. Panowie weszli do miejskiej ogrzewalni, która znajdowała się przy ul. Krakowskiej. W kilku niskich, odrapanych, śmierdzących pomieszczeniach zbierała się cała „śmietanka” ciemnej strony miasta – alkoholicy, kryminaliści, prostytutki, ubodzy i bezdomni. Niektórzy z nich umierali w tym miejscu. Ten widok zszokował Chmielowskiego. Zawstydził się samym sobą i postanowił, że nie może tych ludzi tak zostawić. Poraziła go myśl, że dotąd był tylko uprzejmym gospodarzem, który gościł nędzarzy.

Postanowił działać. Jeszcze w tym samym roku, 25 sierpnia, mając 42 lata przywdział szary habit oo. Kapucynów w kaplicy przy ul. Loretańskiej i przyjął imię Albert. Tę datę przyjmuje się jako początek istnienia Zgromadzenia Braci Posługujących Ubogim (obecnie „Albertyni”). Rok później przyjął śluby zakonne i poprosił władze miasta Krakowa o prawo do przejęcia znanej mu już ogrzewalni na Kazimierzu. Tak oto znalazł się wśród tych, których sobie wybrał rok wcześniej, w pewną karnawałową noc.

W liście do Heleny Modrzejewskiej pisał:

„(...) Słowacki, którego Pani tak bardzo lubi, mówi, że talenta, są to w ręku szalonych latarnie, ze światłem idą topić się do rzeki. Jakież to okropne, a jakże często prawdziwe. (...) Sztuka i tylko sztuka, byle jej uśmiech albo cień uśmiechu, byle jedna róża z wianka bogini, bo z nią sława i dostatek i osobiste zadowolenie – mniejsza o resztę; gubi się w szalonej gonitwie rodzinę, moralność, ojczyznę, związek z Bogiem, gubi wszystko, co dodatnie i święte – lata uciekają, organizacja fizyczna niszczeje, a z nią i talent tak zwany – zostaje tylko rozpacz albo idiotyzm na dnie czaszki. (…) Wiele myślałem w życiu, kto jest ta królowa sztuka – i przyszedłem do przekonania, że jest to tylko wymysł ludzkiej wyobraźni, a raczej straszne widmo, które nam rzeczywistego Boga zasłania” - pełna dramatyzmu relacja Adama Chmielowskiego zdradza gorycz, rozpacz i zwątpienie – jakby na przekór „wesołej i nad wszelki wyraz szczęśliwej nowinie” o złożeniu ślubów zakonnych, którą ma do zakomunikowania adresatce. Świadectwo to pozwala rozpoznać w nim człowieka rozdartego wewnętrznie, stojącego przed wyborem, który daleko go przekracza.

Właśnie takim – wątpiącym, toczącym nieustanną wewnętrzną walkę, „patronem trudnego przełomu” - zobaczył Brata Alberta dwudziestokilkuletni wikariusz krakowskiego kościoła św. Floriana, który w połowie lat '40. XX wieku poświęcił mu sztukę teatralną zatytułowaną „Brat naszego Boga”. Był to Karol Wojtyła, ten sam, który niemal pół wieku później, już jako papież Jan Paweł II miał dokonać jego kanonizacji.

„(...) W dziejach polskiej duchowości św. Brat Albert posiada wyjątkowe miejsce. Dla mnie jego postać miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie mojego własnego odchodzenia od sztuki, od literatury i od teatru, znalazłem w nim szczególne duchowe oparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania” - pisał Jan Paweł II w autobiograficznym dokumencie „Dar i tajemnica”, wydanym w pięćdziesięciolecie przyjęcia przezeń święceń kapłańskich.

























Z Bogiem wszystko i dla wszystkich

W 1888 roku przekształca ogrzewalnię miejską w przytulisko. Stawia proste warunki i zasady pobytu. Sam również stosuje się do ustalonych przepisów. Nikogo do niczego nie zmusza, nikogo nie nawraca – z pokorą wobec życia, siebie i ludzi. Rozumie problemy z nałogami i różne tragedie życiowe. Wiele się modli i dba o rozwój duchowy – nosi ze sobą dzieła św. Jana od Krzyża i „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis.

Bracia i Siostry czekają...

Przytulisko oferowało miejsce każdemu, kto do niego zapukał – otwarte non stop, o każdej porze roku. Potrzebujący mogli liczyć na przynajmniej jeden posiłek dziennie, nocleg, łaźnię i ciepłe odzienie. Jeśli ktoś wymagał interwencji lekarskiej, wieziono go do szpitala. Tym, którzy byli zdolni pracować pomagano w poszukiwaniu zajęcia. Brat Albert uzyskał także pozwolenie na kwestowanie na rzecz przytuliska i dostawał skromną zapomogę od miasta. Zdarzało się nieraz, że brakowało pieniędzy. Wtedy, wracał do malowania i sprzedawał z powodzeniem swoje dzieła, a zyski przeznaczał na przytuliska. W przytułkach nikt nie był pytany o wiek, pochodzenie, przynależność do jakiejkolwiek grupy – także religijnej. Jeśli ktoś nie chciał nic mówić, nie odzywał się. Jak ktoś chciał się “wygadać”, bracia zawsze byli gotowi go wysłuchać. Ważny był dla niego chleb – jako pożywienie i jako symbol. „Trzeba być dobrym jak chleb” – mawiał. Każdy głodny, może wziąć kromkę i się pożywić. Trzeba dać się “zjeść” drugiemu człowiekowi poprzez służenie mu z miłości do Boga, być darem miłosierdzia i poświęcenia.

Do posługi w przytułku przyłączało się coraz więcej chętnych mężczyzn, głównie w wieku 20-30 lat. Przyjmowani byli za darmo, na tych samych zasadach co podopieczni. Dziś nazwalibyśmy ich wolontariuszami.

Wraz ze wzrostem liczby braci rosła ilość przytulisk organizowanych w innych miastach Galicji (ówczesna nazwa ziem polskich znajdujących się pod zaborem austriackim). Przy ul. Skawińskiej w Krakowie otwarto ogrzewalnię dla kobiet, którą zajęły się cztery młode kobiety. Tak powstało Zgromadzenie Sióstr Albertynek.



Bez wytchnienia. Choroba i śmierć

Służba w przytuliskach była bardzo wymagająca i ryzykowna. Za namową znajomego karmelity (nota bene także krakowskiego świętego, beatyfikowanego wraz z Bratem Albertem) o. Rafała Kalinowskiego, Brat Albert wystarał się o pustelnię – miejsce, gdzie bracia i siostry ze Zgromadzenia nabierali sił duchowych i witalnych. Dzięki pomocy i hojności hrabiego Zamoyskiego, zbudowano pustelnię na Kalatówkach (obecnie znajduje się ona na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego).

Był w ciągłym ruchu – w pracy, w rozjazdach między przytułkami. Nie zważając na trudy życia nie skupiał się zbytnio na swoim cierpieniu. Miewał częste bóle żołądka i w końcu okazało się, że to rak. Jesień roku 1916 przeleżał słaby i chory w pustelni w Zakopanem (Kalatówki). Gdy wrócił na święta do Krakowa – był już bardzo osłabiony. Kładąc się ostatkiem sił na swoim posłaniu, stracił przytomność. Była Wigilia, kiedy przyjął Ostatnie Namaszczenie. Płaczącemu, czuwającemu przy jego łożu zgromadzeniu, nakazał śpiewać “Magnificat” – radosną pieśń wdzięczności. Bo jak mawiał: Bogu za wszystko trzeba dziękować – za cierpnie i wojnę także. Na łożu śmierci poprosił jedną z obecnych sióstr, by… skręciła mu papierosa. Zdumiona – zresztą nie ona jedna – pokornie spełniła jego ostatnią wolę. Brat Albert, rozbawiony spodziewaną reakcją, wypalił ostatniego papierosa z ogromną przyjemnością. Następnego dnia rano poprosił tylko o szklankę wody. Zmarł w samo południe, gdy na “Anioł Pański” rozległo się bicie dzwonów we wszystkich okolicznych kościołach.

Był 25 grudnia 1916 roku – Boże Narodzenie. Miał 71 lat.

























Droga na ołtarze

Pogrzeb Brata Alberta odbył się 28 grudnia 1916 roku. Pochowano go na Cmentarzu Rakowickim (patrz: mapa). 18 lat później rozpoczęły się przygotowania do procesu beatyfikacyjnego. W 1938 roku ówczesny prezydent niepodległej już Polski Ignacy Mościcki nadał pośmiertnie Bratu Albertowi Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w walce o niepodległość i za działalność na polu pracy społecznej. W 1949 roku doczesne szczątki Brata Alberta przeniesiono do krypty w kościele oo. Karmelitów w Krakowie.

Prawie 30 lat później Papież Paweł VI ogłosił dekret o heroiczności cnót Czcigodnego Sługi Bożego Brata Alberta. W 1983 r. papież Polak, Jan Paweł II beatyfikował swego rodaka w Krakowie i relikwie Błogosławionego przewieziono do Domu Generalnego Sióstr Albertynek w Krakowie – ul. Woronicza 10, a następnie – nowopowstałego tam sanktuarium Ecce Homo. Tu Brat Albert spoczywa do dziś. Tutaj także znajduje się obraz Ecce Homo, który Adam Chmielowski namalował na początku swej drogi do Chrystusa. Kanonizacja odbyła się 12 listopada 1989 roku w Rzymie.

Podczas Mszy świętej kanonizacyjnej Jan Paweł II tak mówił:

„A oto Brat Albert. Postać tak mocno wpisana w dzieje Krakowa, narodu polskiego, w dzieje zbawienia. Trzeba «duszę dać» – taka była, zdaje się, myśl przewodnia Adama Chmielowskiego już od młodych lat. Jako siedemnastoletni student szkoły rolniczej wziął udział w walce powstańczej o wyzwolenie swej ojczyzny z obcego jarzma – i odtąd pozostał kaleką, do końca życia. Prawdy swojego powołania szukał na drodze twórczości artystycznej, pozostawiając po sobie dzieła, które do dzisiaj przemawiają szczególną głębią wyrazu. Coraz bardziej jednakże oddalał się od twórczości malarskiej. Chrystus przemawiał do niego głosem innego powołania i kazał mu szukać coraz dalej: «Ucz się ode Mnie […], że jestem cichy i pokorny sercem […]. Ucz się». Adam Chmielowski był uczniem gotowym na każde wezwanie swojego Mistrza i Pana. […] W tej niestrudzonej, heroicznej posłudze na rzecz najbardziej upośledzonych i wydziedziczonych znalazł ostatecznie swą drogę. Znalazł Chrystusa. Przyjął Jego jarzmo i brzemię. Nie był tylko «miłosiernikiem». Stał się jednym z tych, którym służył. Ich bratem. Szary brat”.















OTO CZŁOWIEK









Kalendarium

20.08.1845
Urodził się w Igołomi k. Krakowa.

26.08.1845
Chrzest z wody w kościele pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Igołomi.

17.06.1847
Dopełnienie ceremonii chrztu świętego Adama w kościele Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Warszawie na Nowym Mieście.

1853
Pierwsza spowiedź i Komunia święta Adama.

25.08.1853
Śmierć Wojciecha Chmielowskiego - ojca Adama (pochowany na Powązkach w Warszawie).

1855/56
Adam Chmielowski w szkole kadetów w Petersburgu.

1856-1862
Nauka w Gimnazjum Realnym w Warszawie.

28.08.1859
Śmierć Józefy z Borzysławskich Chmielowskiej matki Adama.

1862-1863
Studia w Instytucie Politechnicznym i Rolniczo-Leśnym w Puławach.

22/23.01.1863
Wybuch Powstania Styczniowego, do którego przyłącza się Adam.

30.09.1863
Bitwa pod Mełchowem (kielecczyzna). Adam ciężko raniony. W następnym dniu amputowano mu lewą nogę.

1864/65
Pobyt w Paryżu.

1865/66
Studia w Klasie Rysunków w Warszawie.

1866/67
Studia inżynierskie w Gandawie, których nie ukończył.

1868/69
Drugi pobyt w Paryżu.

1870-74
Studia na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Wiele maluje i wysyła swoje obrazy na wystawy do Polski.

1875-77
Działalność artystyczna w Warszawie. (Mieszka z Witkiewiczem, Chełmońskim i Piotrowskim).

1879
Mieszka we Lwowie i korzysta z pracowni Leona Wyczółkowskiego. Zaczyna malować obraz Ecce Homo.

24.09.1880
Wstępuje do Zakonu Ojców Jezuitów w Starej Wsi.

05.04.1881
Opuszcza Zakon Jezuitów z powodu choroby i podejmuje leczenie.

1882-1884
Mieszka u swego brata Stanisława w Kudryńcach. Maluje szereg pejzaży podolskich. Zapoznaje się z postacią św. Franciszka z Asyżu. Zostaje członkiem III Zakonu i gorliwym jego propagatorem.

Jesień 1884
Wydalony z granic zaboru rosyjskiego przez władze carskie pod groźbą zsyłki na Sybir. Wyjeżdża do Krakowa, gdzie styka się ze zbiorowiskiem największej nędzy.

25.08.1887
Obłóczyny w kaplicy Loretańskiej u Ojców Kapucynów w Krakowie i zmiana imienia. Adam Chmielow-ski staje się Bratem Albertem. To daje początek Zgromadzeniu Braci Posługujących Ubogim, zwanych później "Albertynami".

25.08.1888
Składa pierwsze śluby zakonne na ręce kard. Albina Dunajewskiego.

1888
Brat Albert przekształca Ogrzewalnię miejską na Kazimierzu w Krakowie na Przytulisko. W kolejnych latach zakłada podobne przytuliska w innych miastach, jak: Lwów, Sokal, Przemyśl, Stanisławów, Jaro-sław, Tarnów, Kielce.

20.06.1889
W uroczystość Bożego Ciała pierwsze spotkanie Brata Alberta z przyszłymi albertynkami: Anną Lubańską i Marią Silukowską.

15.01.1891
Obłóczyny pierwszych siedmiu albertynek w kaplicy biskupa krakowskiego. To daje początek Zgroma-dzeniu Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim.

13.08.1896
Przyjęcie do Zgromadzenia Marii Jabłońskiej, późniejszej bł. Siostry Bernardyny.

1898
Budowa pustelni na Kalatówkach w Zakopanem.

25.12.1916
Godz. 12.00 śmierć Brata Alberta w Krakowie, przy ul. Krakowskiej 43.

28.12.1916
Pogrzeb Brata Alberta na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

15.09.1932
Pierwsza ekshumacja zwłok Brata Alberta.

05.11.1934
Rozpoczęcie prac przygotowawczych do procesu beatyfikacyjnego Brata Alberta.

11.11.1938
Prezydent R. P. Ignacy Mościcki nadaje pośmiertnie Bratu Albertowi Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności niepodległościowej i na polu pracy społecznej.

23.12.1946
Wznowienie procesu beatyfikacyjnego w Krakowie przez ks. kard. Adama Stefana Sapiehę.

31.05.1949
Druga ekshumacja i przeniesienie zwłok Brata Alberta do krypty w kościele Ojców Karmelitów w Kra-kowie, ul. Rakowicka 18.

08.02.1950
Zamknięcie Procesu Informacyjnego.

20.01.1977
Ogłoszenie Dekretu o heroiczności cnót Czcigodnego Sługi Bożego Brata Alberta przez Papieża Pawła VI.

22.06.1983
Beatyfikacja Brata Alberta w Krakowie na Błoniach przez Ojca Świętego Jana Pawła II.

25.06.1983
Przewiezienie relikwii Błogosławionego z kościoła Ojców Karmelitów Bosych do Domu Generalnego Sióstr Albertynek w Krakowie, ul. Woronicza 10 i złożenie w kaplicy zakonnej.

30.06.1985
Uroczyste przeniesienie relikwii bł. Brata Alberta do nowo wybudowanego kościoła Ecce Homo, gdzie pozostały na stałe.

12.11.1989
Kanonizacja bł. Brata Alberta w Rzymie przez Ojca Świętego Jana Pawła II.

25.12.2016 – 25.12.2017
W setną rocznicę śmierci, z ustanowienia Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej oraz Episkopatu Polski rok 2017 ogłoszono Rokiem Świętego Brata Alberta.




POMYSŁ, PROJEKTY GRAFICZNE, REALIZACJA - © POLONIJNA AGENCJA INFORMACYJNA


PROJEKTY - WYDARZENIA - KAMPANIE - WYSTAWY
POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ



W przypadku kopiowania materiału z portalu PAI

zgodnie z prawem autorskim należy podać źródło:
Polonijna Agencja Informacyjna, autora - jeżeli jest wymieniony
i pełny adres internetowy artykułu wraz z aktywnym linkiem do strony z artykułem.






2018-2024  Programming & Design: © Polonijna Agencja Informacyjna

Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i nieautoryzowane użycie treści i kodu źródłowego oprogramowania - zabronione.




Ochrona danych osobowych




×
NOWOŚCI ARCHIWUM DZIAŁANIA AGENCJI HISTORIA-KULTURA BADANIA NAUKOWE NAD POLONIĄ I POLAKAMI ZA GRANICĄ
FACEBOOK PAI YOUTUBE PAI NAPISZ DO REDAKCJI

A+ A-
POWIĘKSZANIE / POMNIEJSZANIE TEKSTU