Filozof, profesor Papieskiej Akademii Teologicznej i kapelan Solidarności. W Filozofii dialogu pisał:" Twarz innego jest twarzą ludzkiej biedy. Ludzka bieda wzywa ratunku. Jej wezwanie nie zna wymówek. Jest w nim coś absolutnego, mimo że nie unicestwia wolności, lecz ją wręcz uświadamia."
Ks. Józef Tischner urodził się 12 marca 1931 roku w Starym Sączu i został ochrzczony 2 kwietnia tegoż roku w starosądeckim kościele parafialnym (otrzymał imiona Józef Stanisław). Rodzice byli nauczycielami: ojciec – Józef – pochodził z Sącza, matka – Weronika z Chowańców – z Jurgowa. Dzieciństwo i młodość spędził w Łopusznej, gdzie ojciec otrzymał w 1932 roku posadę kierownika szkoły. Rodzina Tischnerów mieszkała w nieistniejącym już dziś budynku szkolnym; to dlatego w późniejszych latach autor „Historii filozofii po góralsku" podpisywał się niekiedy: „Józek Szkolny". Jego dzieciństwo było szczęśliwe. Żył życiem dziecka wiejskiego, jak jego rówieśnicy, a zarazem inteligenckiego. Z domu wyniósł szacunek dla literatury i pracy intelektualnej. Wakacje spędzał w Starym Sączu i Jurgowie. W 1936 roku przyszedł na świat drugi syn Tischnerów, Marian. W czasie wojny Tischnerowie musieli na kilka lat opuścić Łopuszną. Przez pewien czas mieszkali w Rabie Wyżnej, a w 1942 roku ojciec został skierowany do pracy w szkole powszechnej w Rogoźniku. Tam doczekali wyzwolenia. W 1945 rodzice ks. Tischnera wrócili do Łopusznej, gdzie pozostali aż do przejścia na emeryturę; rok później przyszedł na świat ich trzeci syn, Kazimierz. W tym czasie najstarszy z synów był już uczniem gimnazjum w Nowym Targu. W 1949 zdał tzw. dużą maturę i, zgodnie z wolą ojca, złożył papiery na Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, mimo iż wcześniej podjął decyzję, że zostanie księdzem. Po zaliczeniu pierwszego roku prawa, w maju 1950 zapukał do bramy seminarium duchownego przy ul. Podzamcze w Krakowie. Pozostał studentem UJ – ale już na Wydziale Teologicznym.
KOLORYZACJA ZDJĘĆ © PAI
Józef Tischner studiował teologię w najtrudniejszym dla Kościoła okresie w powojennej historii Polski. Na lata jego studiów przypadł m.in. głośny proces księży z kurii krakowskiej, uwięzienie Prymasa i internowanie arcybiskupa Eugeniusza Baziaka oraz usunięcie wydziałów teologicznych z uniwersytetów. Tischner postanowił poświęcić się nauce. Pod wpływem ks. prof. Kazimierza Kłósaka rozwijał swe zainteresowania filozoficzne, szczególny nacisk kładąc filozofią niemiecką. Wzorem duszpasterza stał się dla niego mu ks. prefekt Jan Pietraszko, późniejszy biskup. Na ostatnim roku uczestniczył w wykładach z etyki społecznej prowadzonych przez ks. dr Karola Wojtyłę. Święcenia kapłańskie przyjął 26 czerwca 1955 roku w katedrze wawelskiej z rąk biskupa Franciszka Jopa. Zachęcony przez ks. Kłósaka podjął studia na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1955-1957). Po odwilży październikowej i powrocie do Krakowa w związku z przywróceniem nauki religii w szkołach – kontynuował je na Wydziale Historyczno-Filozoficznym UJ (1957-1959). Zajmował się w tym czasie głównie filozofią Edmunda Husserla. Równocześnie pracował jako wikariusz i katecheta w parafii św. Mikołaja w Chrzanowie (1957-1959) i parafii św. Kazimierza w Krakowie (1959-1963). W 1963 obronił doktorat u prof. Romana Ingardena na UJ. Wraz z uzyskaniem stopnia naukowego rozpoczął swoją drogę wykładowcy akademickiego - prowadził wykłady z filozofii w Wyższym Seminarium Duchownym (później – Papieskim Wydziale Teologicznym, a od 1981 – Papieskiej Akademii Teologicznej) w Krakowie. W połowie lat 60. podjął współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym" i miesięcznikiem „Znak", z którymi pozostał związany do końca życia. W 1965 przeprowadził się z wikarówki parafii św. Kazimierza do domu księży profesorów przy ul. św. Marka 10, gdzie mieszkał do lat 90.
Lata 70. były dla ks. Tischnera okresem intensywnej pracy duszpasterskiej. Odprawiał w tym czasie w kościele św. Marka słynne msze dla przedszkolaków, podczas których wprowadził zwyczaj dialogowanych homilii i pozwalał dzieciom przynosić do kościoła ulubione zabawki. Pełnił też obowiązki duszpasterza krakowskiej inteligencji, którą gromadziły jego popularne „trzynastki", odprawiane w kościele św. Anny. Współpracował z wieloma środowiskami: lekarzami (szczególnie psychiatrami; przyjaźnił się z Antonim Kępińskim), uczonymi, artystami. Był cenionym rekolekcjonistą i wykładowcą. W 1974 roku habilitował się na ATK na podstawie pracy „Fenomenologia świadomości egotycznej". W drugiej połowie lat 70. włączył się w ruch niezależnych inicjatyw kulturalnych (m.in. tzw. Uniwersytetu Latającego). W tym czasie napisał szereg ważnych artykułów, m.in. obszerny esej „Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego", który stał się zarzewiem polemik znanych pod nazwą „sporu z tomizmem". Tischner wystąpił przeciwko dominacji jednego modelu filozofii (arystotelesowsko-tomistycznego) w interpretacji doktryny chrześcijańskiej; dowodził, że współczesna filozofia, zwłaszcza filozofia wartości, ma chrześcijaństwu do zaproponowania równie interesujące perspektywy. W 1975 roku ukazała się jego pierwsza książka "Świat ludzkiej nadziei". W drugiej połowie lat 70. rozpoczął pracę nad kolejną – Polski kształt dialogu – którą poświęcił zderzeniu chrześcijaństwa z marksizmem.
Pytanie: jak naprawdę jest? to ogromne ryzyko, bo w sztuce można znaleźć pociechę, można znaleźć pociechę w religii; natomiast jeżeli się powie »prawda mimo wszystko, wtedy człowiek ryzykuje, że żadnej pociechy nie znajdzie - mówił na wykładach ks. Józef Tischner.
KOLORYZACJA ZDJĘĆ © PAI
Z ruchem „Solidarności" związał się od początku jego powstania; 19 października 1980 wygłosił w katedrze wawelskiej głośną homilię do przywódców nowo powstałego związku (Solidarność sumień), która dała początek opublikowanej rok później "Etyce solidarności". W 1981 był gościem I Ogólnopolskiego Zjazdu Delegatów „Solidarności" w Gdańsku. Wraz z działaczami NSZZ „Solidarność" Rolników Indywidualnych organizował w latach 80. pomoc dla Podhala (sprowadzanie maszyn rolniczych z Austrii, organizowanie wyjazdów na praktyki gospodarskie). Jako kapelan Związku Podhalan zainicjował tradycję sierpniowych mszy świętych w intencji ojczyzny w kaplicy pod Turbaczem (od 1982), na które przybywali pielgrzymi z całej Polski. Równocześnie od 1980 roku wykładał filozofię dramatu w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie oraz na Wydziale Filologicznym UJ (wykłady monograficzne wygłaszane w latach 80. i 90. w Collegium Witkowskiego UJ – co wtorek o godzinie 18 – przyciągały tłumy słuchaczy). Współtworzył też Wydział Filozoficzny PAT (1981), pełnił funkcję jego dziekana, a od 1985 był profesorem nadzwyczajnym tej uczelni. Wybrany na rektora PAT, odmówił przyjęcia tej funkcji, pragnąc nadal zajmować się pracą naukową i duszpasterską. Wraz z filozofami Hansem-Georgiem Gadamerem i Krzysztofem Michalskim współtworzył Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu (1981), wielokrotnie też uczestniczył w organizowanych przez tę instytucję spotkaniach intelektualistów z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo. Po zamachu na Papieża w maju 1981 roku ks. Tischner po raz pierwszy został zaproszony do polskiej telewizji – wygłosił komentarz do tego wydarzenia. W latach 80. ukazały się kolejne książki Tischnera, m.in. "Myślenie według wartości" (1982), "Polska jest Ojczyzną", "W kręgu filozofii pracy" (1985). Zwieńczeniem pracy naukowej prowadzonej w tym okresie była opublikowana w 1990 roku "Filozofia dramatu".
Wyobraźmy sobie sytuację jaskini platońskiej (…). Żyjemy w świecie takim, jakim on jest, i wydaje się nam, że jest to świat prawdziwy, ale Platon pokazuje, iż jest to tylko złudzenie, bo prawdziwe są jedynie kajdany, kajdany nie są złudzeniem – i mamy trzy możliwości wedle tych trzech idei: możemy się skupić na pięknie cieni, które się wokół nas pojawiają; można oglądać świat tak, jak się ogląda film i widzieć jego piękno. Wtedy nie troszczymy się o to, czy to jest prawda, czy nie; przeżywamy dramat zafascynowani tym, co nas otacza. Możemy postąpić inaczej i w tej sytuacji pomyśleć sobie tak: piękno i prawda nie są najważniejsze, bo najważniejsze jest to, co jest napisane u jezuitów: „ratuj duszę swoją”. Innymi słowy, „ratuj” znaczy tyle, co „wejdź w religię” i nie pytaj o to, czy prawdziwa, czy nieprawdziwa; rób zakład pascalowski i idź w religię, która może cię uratować. Nic nie daje gwarancji, że religia uratuje człowieka, ale ostatecznie innej drogi nie ma, więc należy się ratować. (…)
Nagle przychodzi ktoś i pyta: jak to naprawdę jest? I w ten sposób rodzi się filozof. Przynajmniej tak zrodził się Platon i cała grecka filozofia. Pytanie „jak to naprawdę jest?” jest pytaniem obrazoburczym, bo ono „uderza w policzek” nie tylko artystę, ale uderza także tego, który chciał iść drogą religijnego zbawienia. Ja chcę wiedzieć jak naprawdę jest, czyli inaczej mówiąc, ja ryzykuję coś takiego, że pozbędę się pięknych złudzeń, nie zyskując nic za to. Jest to ogromne ryzyko, bo w sztuce można znaleźć pociechę, można znaleźć pociechę w religii; natomiast jeżeli się powie „prawda mimo wszystko”, wtedy człowiek ryzykuje, że żadnej pociechy nie znajdzie.
Powstaje pytanie: jakie racje przemawiają za takim wyborem? Jakie racje przemawiają za tym, żeby w życiu postawić na prawdę? Może ja upraszczam sprawę, ale przecież na początku europejskiej i greckiej cywilizacji właśnie w ten sposób pewna nieliczna garstka ludzi postawiła sprawę i stąd się wzięła filozofia wraz z nauką. Nietzsche także miał ten problem i pytał: dlaczego szukamy prawdy, a nie raczej nieprawdy? Dlaczego wolimy prawdę od nieprawdy? Pierwszym, który dał odpowiedź na to pytanie – według mnie – był Lévinas. Napisał on zaledwie kilka zdań na ten temat, ale te zdania dowodzą, że czuł dramat. Jego odpowiedź polega na tym, że nie daje żadnej odpowiedzi, to znaczy że nie ma odpowiedzi na pytanie: „dlaczego?”.
W tym wyborze jest zarazem racja tego wyboru i akt tego wyboru; ten wybór prawdy jest wyborem wedle pragnienia nieskończonego. Poszukiwanie prawdy nie zaspokaja w nas żadnej potrzeby, nie ma w nas potrzeby prawdy. Jest w nas pragnienie prawdy, ale prawda nie jest jedną z naszych potrzeb. Lévinas umieszcza pragnienie prawdy (…) na płaszczyźnie skierowania ku temu, co nieskończone. Gdyby nie było w nas pragnienia nieskończonego, w ogóle nie bylibyśmy nastawieni na szukanie prawdy („Współczesna filozofia ludzkiego dramatu”, Kraków 2012, s. 251-252).
Lata 90. to okres, w którym Tischner zbiera owoce swoich wcześniejszych zaangażowań i jednocześnie zdobywa ogromną popularność w całej Polsce. Staje się autorytetem nie tylko w sprawach wiary czy filozofii, ale i rodzącej się demokracji, choć on sam stara się przede wszystkim mówić o wolności i relacjach Kościół–państwo. Wyrazem uznania są m.in. doktoraty honorowe Uniwersytetu Łódzkiego i Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie, a także nagrody: im. Jurzykowskiego (1988), im. S. Kisielewskiego (1993) i im. K. Pruszyńskiego (1993). W 1999 roku zostaje kawalerem Orderu Orła Białego. Dużo w tym czasie publikuje, głównie zbiory szkiców i esejów poświęconych problematyce filozoficznej, społecznej i religijnej ("Nieszczęsny dar wolności", 1993; "Spowiedź rewolucjonisty", "Czytając Fenomenologię ducha Hegla", 1993; "W krainie schorowanej wyobraźni", 1997; "Ksiądz na manowcach", 1999) oraz tomy rozmów ("Między Panem a Plebanem" – wraz z A. Michnikiem i J. Żakowskim, 1995; "Tischner czyta Katechizm" – wraz z J. Żakowskim, 1996; "Przekonać Pana Boga" – wraz z D. Zańko i J. Gowinem, 1999). W 1998 ukazuje się kontynuacja "Filozofii dramatu – Spór o istnienie człowieka". Wielkim powodzeniem wśród czytelników cieszą się pisane stylizowaną gwarą podhalańską gawędy filozoficzne "Historia filozofii po góralsku" (1997). Szeroką popularność przyniosły Tischnerowi także audycje radiowe (m.in. Rozmowy bez pointy z J. Gowinem na antenie Radia Kraków oraz czytana tamże "Historia filozofii po góralsku") i programy telewizyjne. Wśród tych ostatnich na uwagę zasługują zwłaszcza cykle Siedem grzechów głównych po góralsku (1995), którego był współscenarzystą, oraz Tischner czyta Katechizm (1996) – rozmowy prowadzone z Jackiem Żakowskim. W ostatnich latach życia ks. Tischner ciężko chorował na raka krtani. Kolejne operacje i postępy choroby pozbawiły go możliwości mówienia. Mimo to prawie do ostatniej chwili wciąż pisał; z tego czasu pochodzą przejmujące teksty o Bożym Miłosierdziu oraz niewielka książeczka pt. "Pomoc w rachunku sumienia". Zmarł 28 czerwca 2000 roku w Krakowie. Pochowany został 2 lipca w Łopusznej.
Można – według mnie – rozważać problem prawdy jakby z dwóch perspektyw. W jednej z nich prawda jawi się jako właściwość sądu – i najczęściej o nią właśnie chodzi. W drugiej jednak przeciwieństwem prawdy jest nie fałsz, lecz kłamstwo. Punktem wyjścia staje się tu zatem złośliwy geniusz Kartezjusza – zakładamy, że jesteśmy okłamywani, że żyjemy w świecie kłamstwa. Cały proces osiągania prawdy polega tu na walce z kłamstwem. Kłamstwo jest przecież źródłem wielu iluzji. Wyobraźmy sobie epokę, w której żył Kartezjusz, epokę podziału chrześcijaństwa, wojen religijnych, lub też zwróćmy się ku naszym czasom, ku epoce propagandy i ideologii. Przychodząc na ten świat, wkraczamy od razu w iluzję, w kłamstwo. Aby uwolnić się z sytuacji kłamstwa, nie wystarczy powiedzieć: 2 + 3 = 5. Potrzeba zupełnie innej metody, należy mianowicie znaleźć jakąś wysepkę, na której kłamstwo nie ma nade mną władzy. Dla Kartezjusza taką wysepką jest „cogito ergo sum”. Według mnie zatem, problem prawdy (…) to problem sposobu bycia, sposobu życia („Uprawiam filozofię dobra”, w: „Rozmowy o filozofii”, Lublin 1996).
Papież podszedł do grupy z Krakowa i zapytał: „No to kogo chcecie?” (na biskupa). Młodzi księża krzyknęli: „Tischnera!”. „Dobrze, ale co władza na to powie?”, miał odpowiedzieć Jan Paweł II. Publikujemy artykuł Wojciecha Bonowicza o intelektualnej przyjaźni Jana Pawła II i ks. Tischnera, który ukazał się w specjalnym dodatku „Tygodnika Powszechnego” (nr 18/2011).
W październiku 1953 r. klerycy krakowskiego seminarium rozpoczynali rok akademicki w ponurych nastrojach. Jeszcze nie ucichły echa procesu księży z krakowskiej kurii, a już posypały się nowe ciosy: najpierw stanął przed sądem biskup Kaczmarek, a kilka dni po jego skazaniu władze aresztowały prymasa Wyszyńskiego. Zmierzających na uniwersytet kleryków nieraz witały gwizdy i śmiechy. W dodatku po wakacjach nie wszyscy profesorowie wrócili na swoje stanowiska. Ks. Jan Piwowarczyk, wykładowca etyki społecznej, z powodów politycznych musiał opuścić Kraków. Zastąpił go młody doktor filozofii, który właśnie ukończył habilitację poświęconą etyce Maxa Schelera. Nazywał się Karol Wojtyła.
Józef Tischner był wtedy studentem czwartego roku. Rozbudzony filozoficznie, w czasie wykładów uczył się języka niemieckiego, żeby zachodnich filozofów czytać w oryginale. Seminaryjną kindersztubę przyjmował z dobrodziejstwem inwentarza; śmieszyło go, że kandydatów, którzy niejedno w czasie wojny widzieli, traktowało się jak duże dzieci. Ale Wojtyła zrobił na nim wrażenie. Na jednym z pierwszych wykładów – może na pierwszym, bo w końcu św. Franciszka wspomina się 4 października – ksiądz doktor odłożył notatki i zaczął tłumaczyć, na czym polega znaczenie Biedaczyny z Asyżu w historii kultury i Kościoła. Św. Franciszek odkrył, że świat wartości wywrócony został do góry nogami. Miłość nie jest kochana. To, co najważniejsze, jest ignorowane, a całą uwagę poświęca się temu, co nieistotne. Padły wtedy słowa, które Tischner zapamiętał na całe życie: „Gdzie jest ubóstwo, tam jest wolność”.
Wojtyła powtórzył je z naciskiem, kilka razy. Stał naprzeciwko tłumu kleryków ubrany w skromną, poprzecieraną na rękawach sutannę. W książkach o świętych tak właśnie się ich opisuje: nie mają dobrych butów, ubrani są w znoszone swetry i liche płaszcze. I Wojtyła dokładnie tak wyglądał, „cechowała go urocza niedbałość stroju”, powie po latach Tischner. Może dlatego jego słowa tak mocno zapadły mu w pamięć?
Oczy trochę otwarte
Dziesięć lat później, w maju 1963 r., w auli Collegium Novum UJ odbywa się uroczysta promocja doktorska przyszłego autora „Filozofii dramatu”. Karol Wojtyła jest już wówczas biskupem i wikariuszem kapitulnym archidiecezji krakowskiej. Czas jest inny, ciekawszy; w Rzymie właśnie zaczął się Sobór, który Wojtyła nazywa „czynem miłości”. „Sobór bardzo przybliżył nam Kościół”, mówi na spotkaniu w kościele św. Anny po zakończeniu pierwszej sesji. Księża tacy jak Tischner – znający języki, zachodnią literaturę filozoficzną i teologiczną – są mu teraz bardzo potrzebni. Tischner łączy więc pracę w parafii z wykładami dla kleryków. Wojtyła chce go wysłać na studia zagraniczne, ale są kłopoty z paszportem. W końcu w 1968 r., po siedmiu odmowach, Tischner paszport dostaje i jedzie do Louvain.
Po powrocie pisze głośny esej „Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego”. Teza, że czas najwyższy, aby filozofia chrześcijańska wyrwała się z uścisku tomizmu, wywołuje burzę. Z Tischnerem polemizują nie tylko reprezentujący tomizm filozofowie z KUL, ale nawet Jerzy Turowicz. Tischner w ogniu polemik nie tylko nie wycofuje swojego stanowiska, ale jeszcze je zaostrza. Chodzi o „pluralizm metodyczny”, pisze, „o zaszczepienie myśli chrześcijańskiej nowych metod badania świata i chrześcijaństwa”. Jest to konieczne, szczególnie w Polsce, „gdzie kryzys religijności przybrał formę kryzysu katolicyzmu wśród inteligencji”. Propozycja pluralistyczna, broni się Tischner, „nie wynika z jednostronnej fascynacji czymkolwiek lub kimkolwiek, lecz (…) z codziennej troski miejskiego proboszcza, który odważy się mieć oczy trochę otwarte”.
Co na to Wojtyła, wtedy już kardynał? „Był z krwi i kości pluralistą” – powie po latach Tischner. „Ten pluralizm nie był u niego grą. Różnica zdań, polemika, dyskusja była jego żywiołem. Chciał tej dyskusji, czekał na nią. Ja osobiście narobiłem trochę rozmaitych dyskusji w kraju, przeważnie polemizując z rozmaitymi ujęciami filozofii tomistycznej, która bardzo w Polsce jest zakorzeniona. Bardzo interesował się tymi dyskusjami, nigdy nie zajmował stanowiska, ale też nigdy mi nie mówił, żebym ich nie prowadził. Dlatego czułem tutaj jakieś takie mądre zaplecze u niego. Mówi się o polskiej tolerancji. Rzeczywiście, jest coś takiego. Tyle że to jest coś więcej niż tolerancja. Tolerancja oznacza: ja cię toleruję jakoś… A tu było coś więcej: ja cię pielęgnuję w tej twojej różnicy zdań. Nawet wtedy, kiedy się z tobą nie zgadzam”.
„Wolę się spierać”
Tischner będzie potem wielokrotnie podkreślał ten klimat zaufania, dzięki któremu mógł w sposób całkowicie wolny prowadzić swoje filozoficzne poszukiwania. Nie w każdej polskiej diecezji mógłby liczyć na podobne zrozumienie… A przecież różniło go z Wojtyłą wiele; dobrze pokazuje to choćby jego krytyczna recenzja z „Osoby i czynu” z 1973 r. Tischner nie recenzuje książki (swojego biskupa!) na kolanach, pisze o niedosycie, jaki pozostawiła w nim ta lektura, dzieli się wątpliwościami co do przyjętej przez autora metody. Nie da się tak łatwo pogodzić tomizmu i fenomenologii, pisze, a już na pewno nie przenosząc pojęcia właściwe jednej filozofii do drugiej. Po latach powie, że wprawdzie zawsze podziwiał Wojtyłę za zmysł syntezy, uparte dążenie do godzenia ognia z wodą, ale sam chciał działać inaczej. „Ja dążyłbym raczej do tego, aby rozbić jego syntezy, aby stwarzać napięcia dramatyczne tam, gdzie on widzi komplementarność. Jakkolwiek sama idea komplementarności jest może słuszna, to nie jest ona – moim zdaniem – inspirująca. (…) Wolę się spierać, pokazywać różnice”.
Skądinąd – o czym wspominał niedawno w obszernym wywiadzie dla kwartalnika „Pressje” o. Jan Andrzej Kłoczowski – „Osobę i czyn” przyjęto chłodno również na KUL-u. „Krąpiec i szkoła lubelska nie akceptowali Wojtyły i szczepu fenomenologicznego, który wyraźnie u niego występował”, wspomina o. Kłoczowski. „Brałem udział w publicznej dyskusji na temat tej książki i była ona szalenie krytykowana”.
Zaufanie Wojtyły do Tischnera znalazło w tym czasie wyraz instytucjonalny: kardynał powierzył mu stworzenie przy Papieskim Wydziale Teologicznym Studium Myśli Współczesnej (Studium Dialogu). Służyć ono miało formacji kapłanów pracujących na parafiach. „Kardynał Wojtyła sam naszkicował jego program: dialog w Kościele i Kościoła ze światem”, wspominał Tischner. „Był nawet rozdział pt. »Dialog z biskupem«. Uczestnicy studium zjeżdżali się do Krakowa raz w miesiącu, zawsze byli zapraszani na obiad z kardynałem. Studium urządzało sympozja: o Zygmuncie Krasińskim, wymazanym przez komunistów > klasyku polskiego romantyzmu, o myślicielu i psychiatrze Antonim Kępińskim”. Pałac biskupi stał się „miejscem rozkwitu kultury niezależnej”. Na zaproszenie studium na Franciszkańskiej zjawiali się myśliciele tej miary co Hans-Georg Gadamer czy Carl Friedrich von Weizsäcker.
W ten sposób tworzono jednocześnie podwaliny pod przyszły Wydział Filozoficzny Papieskiej Akademii Teologicznej. Tischner wielokrotnie powtarzał, że gdyby nie determinacja kardynała, wydział być może w ogóle by nie powstał. Krzywiono się na ten pomysł w Warszawie i Lublinie: po co polskiemu Kościołowi jeszcze jedna „filozofia”? W dodatku nowy wydział naprawdę miał łączyć wodę z ogniem: tego samego przedmiotu uczyli filozofowie reprezentujący różne szkoły i różne metody. Ta wolność filozoficznych poszukiwań była, wedle Tischnera, wielkim darem Wojtyły dla krakowskiego środowiska. „Zaufanie i przestrzeń wolności”, mówił po latach, „to dwa Wojtyłowskie fundamenty wydziału. Wydział z nich żyje. I jeżeli kiedykolwiek obumrze, to będzie to tylko z winy tych, którzy utraciwszy zaufanie do ludzi myślących, przestraszą się również wolności”.
Habemus papam
Rzadko się o tym mówi i pisze, ale wybór Karola Wojtyły na papieża nie wszyscy przyjęli z jednakowym entuzjazmem. Wiele osób z nim zaprzyjaźnionych czuło radość pomieszaną z goryczą: coś bezpowrotnie się kończyło. Wojtyła jako biskup i kardynał rozpoczął wiele dzieł, które bez jego pasji i wiary nie miałyby szans zaistnieć. Ponadto ogromnie skrócił dystans dzielący hierarchę i wiernych, żył blisko ludzi, dzielił ich radości i smutki. Wyjazd do Rzymu oznaczał zerwanie tych intymnych więzi i ryzyko, że dzieła również zostaną zaprzepaszczone.
„Kiedy Wojtyła wyjeżdżał na konklawe”, wspominał Tischner, „powiedziałem mu, żeby wracał i nie robił kawałów. W Rzymie jest niepotrzebny, a w Krakowie – tak. Tam go zadziobią, a tu wspólnymi siłami jakoś damy sobie radę. On mi wtedy odpowiedział tylko, że szydzę z niego, i rozmowa się skończyła”. Kardynał poleciał do Rzymu, a Tischner wyjechał do Łopusznej. Wieczorem 16 października przygotowywał sobie w bacówce kolację, gdy nagle usłyszał w radiu znajomy głos. „A więc stało się!”, pomyślał. Kilka dni później z wielkim przejęciem napisał do nowego papieża list, w którym wyrażał radość z wyboru i jednocześnie dzielił się swoim niepokojem o przyszłość Wydziału Filozoficznego. W odpowiedzi Papież napisał: „Widzę, że nawet twardzi ludzie przejęli się wydarzeniem z dnia 16 października”.
Wkrótce pojawiły się domysły, kto zastąpi Wojtyłę w Krakowie. Jeden z księży z diecezji krakowskiej, który pojechał do Rzymu na inaugurację pontyfikatu i był również następnego dnia na spotkaniu nowego papieża z Polakami, opowiadał mi, że kiedy Papież podszedł do grupy z Krakowa i zapytał: „No to kogo chcecie?”, młodzi księża spontanicznie krzyknęli: „Tischnera!”. „Dobrze, ale co władza na to powie?”, miał odpowiedzieć Jan Paweł II.
Jak dalece Papież brał pod uwagę kandydaturę Tischnera, nie wiadomo. Sam zainteresowany po latach przyznał, że miał takie sygnały i że w tej sprawie napisał nawet do Rzymu, a następnie dostał uspokajającą odpowiedź: „Życzę dobrego pobytu w bacówce pod Turbaczem”. Ale w pieczołowicie składanych przez Tischnera listach od Jana Pawła II kartki z takimi słowami nie ma. Pytany przy innych okazjach, jak to właściwie było, autor „Etyki solidarności” na ogół wykręcał się żartem. Mówił na przykład, że na wszelki wypadek przechowuje dwa albumy: w jednym są jego zdjęcia z dziewczynami, w drugim takie, na których widać go pogrążonego w modlitwie. Jak władza kościelna wysunie jego kandydaturę, wyciągnie ten pierwszy album, a jak władza świecka – ten drugi.
Z zachowanej korespondencji wynika, że Tischner pisywał do Papieża rzadko i na ogół w sprawach dotyczących wydziału oraz własnych prac filozoficznych. Oto charakterystyczny cytat z listu papieskiego z 11 grudnia 1978 r.: „Cieszę się z tego, co w Krakowie już udało się osiągnąć, i co w tym roku jeszcze wyraźniej się realizuje. (»Osiągnięciem jest sam fakt pluralizmu filozoficznego« – cytat z listu). Poza tym jest rzeczą jasną, że filozofia człowieka powstaje z »bólów« człowieka, aby służyć człowiekowi – spotykając się z Teologią i oddając jej ostatnie słowo (jest to również słowo najgłębsze). Będę się cieszył, jeśli z tych »bólów« powstanie »Spór o istnienie człowieka« (nb. posłużyłem się tym sformułowaniem zeszłego roku w Mainz podczas wykładu w czerwcu)”. Fragment powyższy jest ciekawy z wielu powodów; pokazuje przede wszystkim, jak uważnie przyglądał się Papież wysiłkom Tischnera, zarówno instytucjonalnym, jak filozoficznym. Tischner rzeczywiście pracował wtedy nad książką pod tytułem „Spór o istnienie człowieka”, w różnych miejscach opublikował nawet kilka jej fragmentów, zaznaczając, że przynależą do większej całości. Ostatecznie zmienił jednak zamiar i „Spór…” ukazał się dopiero dwie dekady później jako druga część „Filozofii dramatu”. Co ciekawe, w takim kształcie, jaki ostatecznie nadał mu Tischner, „Spór…” jest książką wychyloną w stronę teologii, inspirowaną lekturami Otto H. Pescha, Gisberta Greshakego, a zwłaszcza Hansa Ursa von Balthasara.
„Coś dać”
Pontyfikat Jana Pawła II Tischner traktował przede wszystkim jako wyzwanie intelektualne. Jego pierwszy komentarz na temat wyboru – a właściwie polskiej reakcji na wybór – był bardzo ostry. W zamówionym przez „Więź” artykule pisał o tym, że zamiast upajać się „słowiańskim papieżem”, Polacy powinni się zdobyć na rzetelną samokrytykę. Jesteśmy dumni, bo daliśmy światu papieża, pisał, jesteśmy dumni, bo w jego osobie zyskał uznanie nasz narodowy etos. Ale czy równocześnie możemy być dumni z naszego logosu? Co mamy do zaproponowania światu w dziedzinie myśli? Niestety, nasz logos jest pusty. „Nasza religijność jest religijnością wydarzeniową, religijnością zogniskowaną wokół wydarzeń i ich dziejowych reperkusji, a nie wokół trwających prądów myślowych, inspirującą te prądy i żyjącą w nich. (…) Są imiona, bez uwzględnienia których współczesne chrześcijaństwo nie może myśleć, nie potrafi zrozumiale mówić, czytać. (…) Możemy ich nie podziwiać, ale nie możemy bez nich myśleć, jak właściciel samochodu nie może jeździć samochodem bez tego, kto ma rafinerię. Wśród tych nazwisk – przedstawicieli chrześcijańskiego logosu – nie widać nikogo znad Wisły”.
Tischnerowi zależało też na czymś jeszcze: żeby odwdzięczyć się Papieżowi za jego troskę o jakość myślenia w Polsce. Pisał o tym do Rzymu w maju 1980 r., dziękując za zaproszenie na sympozjum organizowane w Castel Gandolfo przez prof. Jerzego Janika i proponując dwóch dodatkowych gości – filozofa Krzysztofa Michalskiego i matematyka Krzysztofa Maurin. Będzie to, pisał Tischner, „kontynuacja spotkań krakowskich, raczej domowych niż publicznych, raczej dających do myślenia niż przeznaczonych do szerszych publikacji. (…) W ten sposób każdy z nas będzie mógł nie tylko wiele od Ojca Świętego otrzymać, ale również coś Mu ze siebie dać”.
Z pragnienia, by przede wszystkim „coś dać” Papieżowi, powstał wspólny pomysł Tischnera i Michalskiego, aby do letniej siedziby papieskiej przywozić nie tylko polskich uczonych i filozofów, ale i przedstawicieli światowej elity intelektualnej. Tak narodziły się słynne kolokwia w Castel Gandolfo, organizowane co dwa lata, na przemian z sympozjami „polskimi”. Bywali na nich myśliciele tej klasy co Hans-Georg Gadamer, Leszek Kołakowski, Emmanuel Lévinas, Paul Ricoeur, Robert Spaemann czy Charles Taylor. Organizacją spotkań zajmował się utworzony w Wiedniu przez Michalskiego i Tischnera Instytut Nauk o Człowieku (w powstaniu tej niezależnej placówki naukowej znów istotną rolę odegrało poparcie, jakiego udzielił jej Jan Paweł II). „Tematy sympozjów są każdorazowo uzgadniane z Gospodarzem”, opowiadał Tischner, „a potem, gdy już temat jest jasny, Krzysztof szuka po całym świecie najlepszych specjalistów od danego zagadnienia. Oczywiście, niekoniecznie katolików. Katolicy stanowią nawet wyraźną mniejszość uczestników wśród protestantów, żydów, mahometan, agnostyków i kogo tam jeszcze nasza święta ziemia nosi”. W ten sposób spełniało się marzenie Tischnera, by polski logos wszedł w obieg międzynarodowy, by inspirował się cudzą myślą, ale i sam bywał dla innych inspiracją. A przede wszystkim – by powstał most między Kościołem, papiestwem a środowiskami intelektualnymi.
Z tego samego pragnienia – by „coś dać” – narodził się też pomysł wspólnej książki. Michalski i Tischner zaproponowali Papieżowi rozmowy o jego polskim doświadczeniu i wpływie tego doświadczenia na widzenie świata i Kościoła. Były to niezwykle interesujące dyskusje, poświęcone m.in. konfrontacji chrześcijaństwa z dwudziestowiecznymi totalitaryzmami. Papież mówił językiem bardzo prostym, takim, jaki pojawiał się w rozmowach przy „polskim stole” w Castel Gandolfo. Np. komentując swój wybór w kontekście stosunku Zachodu (także Kościoła na Zachodzie) do komunizmu, Papież powiedział w pewnym momencie: „Koledzy z Zachodu zrozumieli, że czegoś w tym komunizmie nie rozumieją. Przynajmniej tyle zrozumieli… W czasie konklawe mówiono mi (prywatnie, więc to nie jest tajemnica): »Nam by potrzeba było człowieka, który zna komunizm nie tylko z książek«. No i tak strzelili”.
Nagrania powstały latem 1991 r. (tak przynajmniej wynika z korespondencji między Papieżem a Tischnerem). Ich zapis nie został jednak opracowany do druku, lecz trafił na półkę. Papież co jakiś czas przypominał sobie o tym tekście i prosił swoich rzymskich współpracowników o dokończenie redakcji. Cały projekt był owiany tajemnicą, obaj rozmówcy Papieża lojalnie nikomu o nim nie wspominali. Prace redakcyjne przyspieszyły dopiero w okresie choroby Tischnera, który do końca interesował się zmianami zachodzącymi w tekście i zgłaszał poprawki. Świadczy o tym list od Papieża z 20 października 1999 r.: „Dobrze, że Ksiądz Profesor to teraz przeczytał i napisał, co o tym myśli. Mógłbym przeoczyć sprawę Kartezjusza, a bardzo słusznie Ksiądz na to zwrócił uwagę, więc trzeba to zmienić”. Tischner upominał się o łaskawsze potraktowanie autora „Rozprawy o metodzie”; zwrot w myśleniu, którego dokonał Kartezjusz, został bowiem w kolejnej redakcji książki powiązany z dwudziestowiecznymi „ideologiami zła”. Mimo przychylnej reakcji Papieża w liście, poprawka Tischnera ostatecznie nie przeszła. Tekst rozmów, w znacznie zmienionej formie, ukazał się jako książka „Pamięć i tożsamość” pięć lat po śmierci Tischnera.
Więź
Nie jest dziś tajemnicą, że wiele dokumentów papieskich jest wynikiem pracy zespołu ludzi, którzy przygotowują Papieżowi ekspertyzy, propozycje do rozważenia, a nawet gotowe teksty. Wciąż jednak niewiele wiadomo o tym, jak często Jan Paweł II korzystał w takich sytuacjach z pomocy Tischnera. Że takie konsultacje miały miejsce, to pewne. Jednym ze śladów takiej współpracy są opublikowane przed pięcioma laty w „Znaku” (nr 613 – 6/2006) „Materiały do spotkania z ludźmi nauki – Toruń 1999”, o których przygotowanie Papież poprosił Tischnera przed kolejną pielgrzymką do Polski.
Jest to bardzo ciekawy tekst. Pisany na początku 1999 r. – w okresie, gdy Tischner po drugiej operacji był w nieco lepszej formie – w kilku punktach przedstawia kwestie, które autor „Filozofii dramatu” uważał za godne poruszenia. Na początku Tischner nawiązuje do słów „Bóg jest miłością”, które były hasłem tamtej pielgrzymki, i łączy je z powołaniem uczonego. Dalej pisze o stosunku do przeszłości, przypominając papieską gotowość do wyznania win Kościoła oraz słowa św. Pawła „Zło dobrem zwyciężaj”, które mottem swej działalności uczynił ks. Popiełuszko. Kolejne fragmenty poświęca pęknięciu między rozumem a wiarą, problematyce prawdy i wolności badań naukowych, by na koniec kilka akapitów poświęcić współczesnemu życiu politycznemu, w którym „utrwala się przekonanie, że w mowie polityki wolno posługiwać się kłamstwem, argumentować, sięgając po półprawdy, stwarzać i podtrzymywać złudzenia społeczne”. Cnota polityczna jest wielkim darem Boga, pisze Tischner. „Cnota ta nie mogłaby jednak zaistnieć, gdyby polityk nie pielęgnował w duszy respektu dla prawdy, uznania dla rozumu własnego i wyborców, a także wiary, że ludzie są dla niego darem Boga i darem Boga są również jego przeciwnicy polityczni, którzy otwierają mu oczy na inne strony społecznej rzeczywistości”.
Porównanie tego, co zawiera propozycja Tischnera, z tym, co ostatecznie znalazło się w tekście papieskiego wystąpienia, przekracza ramy jednego artykułu. Zachęcam jednak do przeprowadzenia takiego ćwiczenia. Niektóre fragmenty szkicu Tischnera zacytowano niemal dosłownie, inne znacznie przekształcono, z wielu zrezygnowano (m.in. z refleksji o cnocie politycznej). Pytany o wpływ autora „Etyki solidarności” na nauczanie Jana Pawła II, odpowiadam z reguły: Tischner był daleko, inni byli bliżej…
Nie zmienia to faktu, że przyjaźń Tischnera i Jana Pawła II nie była tylko zwykłą życzliwością, sympatią, o której zaświadczają miłe dla ucha anegdoty. Kiedy go pytano, czy Papież w kościele św. Anny w Krakowie rzeczywiście powiedział: „Józiu, widziałem twoją bacówkę!”, Tischner odpowiadał żartem: „Nie mówił, tylko się kwolił”. Każdy taki gest był ważny, każdy miał swoje znaczenie, szczególnie kiedy Tischner znalazł się na cenzurowanym.
Ale przyjaźń ta miała przede wszystkim wymiar intelektualny. Była to więź ludzi, którzy spotkali się na drogach myślenia. Ten intelektualny wymiar ich przyjaźni objawił się nawet w okresie choroby Tischnera. Toczyła się w tym czasie między nimi dyskretna rozmowa o sensie cierpienia. Dramat Hioba, postać Chrystusa, „Dzienniczek” siostry Faustyny – były istotnymi punktami tej rozmowy. List Papieża, odpowiedź Tischnera, kolejny list, potem teksty Tischnera, w tym ostatni zatytułowany „Miłość”…
Dobrze wyraża tę więź ich jedyne wspólne zdjęcie z okresu krakowskiego, zrobione w pałacu na Franciszkańskiej 5 kwietnia 1975 r. Wojtyła i Tischner siedzą przy stoliku, na którym leży skórzana teczka i notatki. Wojtyła coś tłumaczy, pióro, które trzyma w dłoni, zawisło nad kartką papieru. Tischner słucha, podpierając głowę lewą ręką. Oparty o skroń palec oznacza, że słucha uważnie. Patrzą sobie w oczy. Ubrani skromnie, skupieni na tym, co jest tematem rozmowy.
Źródło: tischner.pl
Czas komunizmu kładzie się długim cieniem na naszą historię, dlatego wyjaśniamy.
Służba Bezpieczeństwa wobec NSZZ «Solidarność» w Gdańsku. Tom 2”.
Jej autorzy twierdzą, że ks. Józef Tischner został zarejestrowany jako kontakt operacyjny SB w 1983 r., a w 1988 r. jako konsultant IV Departamentu MSW.
Tyle tylko, że prawda jest taka, że SB po paru latach rozpracowywania ks. Tischnera, zarejestrowała go w roku 1983 jako kandydata na TW. Opracowanie w tym charakterze nie zakończyło się sukcesem, zapisano go jako Kontakt Operacyjny. Nic nie wiadomo o ewentualnej współpracy Tischnera z SB w tym charakterze, w październiku 1988 zarejestrowano go dla odmiany jako konsultanta. Zachowały się jedynie te zapisy ewidencyjne.
Jeśli ktoś chce na tej podstawie twierdzić, że ks. Tischner donosił, to należy mieć świadomość, że śp. Maria Kaczyńska, również była rejestrowana jako Kontakt Operacyjny. Jej papiery również się nie zachowały. Dowody są równie "mocne" w obu przypadkach.
POMYSŁ, PROJEKTY GRAFICZNE, REALIZACJA - © POLONIJNA AGENCJA INFORMACYJNA
PROJEKTY - WYDARZENIA - KAMPANIE - WYSTAWY
POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ
zgodnie z prawem autorskim należy podać źródło:
Polonijna Agencja Informacyjna, autora - jeżeli jest wymieniony
i pełny adres internetowy artykułu wraz z aktywnym linkiem do strony z artykułem.
2018-2024 Programming & Design: © Polonijna Agencja Informacyjna
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i nieautoryzowane użycie treści i kodu źródłowego oprogramowania - zabronione.