Mane nobiscum, Domine! Zostań z nami, Panie (por. Łk 24, 29)! Pierwszego dnia po szabacie - tego dnia, w którym wydarzyła się rzecz niewiarygodna - tymi słowami uczniowie z Emaus zapraszali tajemniczego Wędrowca, by pozostał z nimi, bo słońce chyliło się już ku zachodowi. Chrystus zmartwychwstał, zgodnie z obietnicą, lecz oni jeszcze o tym nie wiedzieli. Niemniej słowa, które słyszeli w drodze z ust Wędrowca coraz bardziej rozpalały ich serca. Dlatego prosili Go: „Zostań z nami”. Później, gdy siedzieli przy stole podczas wieczerzy, rozpoznali Go przy „łamaniu chleba”. A On zaraz potem zniknął. Pozostał im przełamany chleb, a w sercach słodycz Jego słów.
Jan Paweł II, Orędzie wielkanocne "Urbi et orbi" 2005
Pierwszy dzień Triduum Paschalnego , dzień w którym uobecnia się Ostatnią Wieczerzę, ustanowienie przez Jezusa Eucharystii i sakramentu kapłaństwa. Rankiem, jeszcze przed rozpoczęciem Triduum we wszystkich kościołach katedralnych ma miejsce szczególna msza św., tzw. Msza św. Krzyżma. Odprawia ją biskup diecezjalny wraz z kapłanami, którzy odnawiają swoje przyrzeczenia kapłańskie.
Podczas Mszy św. Krzyżma święcone są oleje chorych i krzyżmo , które przez kolejny rok służyć będą przy udzielaniu sakramentów chrztu, namaszczenia chorych i święceń kapłańskich. Oleje, które został z zeszłego roku należy spalić.
W czwartkowy wieczór Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Przed rozpoczęciem liturgii opróżnia się tabernakulum, w którym przez cały rok przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Odtąd aż do Nocy Zmartwychwstania pozostaje ono puste. Msza św. ma charakter bardzo uroczysty. Jest dziękczynieniem za ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa służebnego.
Podczas liturgii śpiewowi hymnu "Chwała na wysokości Bogu" ( nie śpiewano go przez cały Wielki Post )towarzyszy bicie w dzwony. Zamilkną one aż do Wigilii Paschalnej. Po homilii ma miejsce obrzęd umywania nóg. Główny celebrans, przeważnie jest to przełożony wspólnoty (biskup, proboszcz, przeor), umywa i całuje stopy dwunastu mężczyznom. Przypomina to gest Chrystusa wobec apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy i wyraża prawdę, że Kościół, tak jak Chrystus, nie jest po to, żeby mu służono, lecz aby służyć.
Po Mszy św. Najświętszy Sakrament przenosi się procesyjnie do tzw. ciemnicy (na pamiątkę uwięzienia Chrystusa). Tam rozpoczyna się adoracja. Dzwony zastąpione są kołatkami, ogołaca się ołtarz z obrusa, świec i ozdób.
Z Wielkim Czwartkiem związane są też liczne zwyczaje ludowe. Dziewczęta kąpały się w zimnej wodzie, gdyż istniał przesąd, że ta panna, która wykąpie się tego dnia będzie przez cały rok czerwona jak krew, biała jak śmietana, zdrowa jak orzech i ponętna jak jabłuszko. Dziewczęta tego dnia wybiegały również do lasu po lubczyk. Na pamiątkę tego, że Piotr trzykrotnie zaparł się Chrystusa i natychmiast zapiał kogut, w łęczyckim chłopcy ciągną na sznurku drewnianego koguta, chodzą po domach, śpiewają pieśni o Męce Pańskiej i zbierają datki.
Od Wielkiego Czwartku Kościół rozpoczyna uroczyste obchody Triduum Paschalnego, w czasie którego będzie wspominać mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
W Wielki Czwartek liturgia uobecnia Ostatnią Wieczerzę, ustanowienie przez Jezusa Eucharystii oraz kapłaństwa służebnego. Wielki Czwartek jest szczególnym świętem kapłanów. Rankiem, jeszcze przed wieczornym rozpoczęciem Triduum Paschalnego, ma miejsce szczególna Msza św. Co roku we wszystkich kościołach katedralnych biskup diecezjalny wraz z kapłanami (nierzadko z całej diecezji) odprawiał Mszę św. Krzyżma.
Podczas Mszy. św. Krzyżma biskup święci oleje (chorych i krzyżmo), które przez cały rok służą przy udzielaniu sakramentów chrztu, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych. Kapłani koncelebrujący ze swoim biskupem odnawiali przyrzeczenia kapłańskie. Msza Krzyżma jest wyrazem jedności i wspólnoty duchowieństwa diecezji. Wieczorem w kościołach parafialnych i zakonnych Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Przed rozpoczęciem liturgii opróżnia się tabernakulum, w którym przez cały rok przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Odtąd aż do Nocy Zmartwychwstania pozostaje ono puste.
Msza św. ma charakter bardzo uroczysty. Jest dziękczynieniem za ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa służebnego. Ostania Wieczerza, którą Jezus spożywał z apostołami, była tradycyjną ucztą paschalną, przypominającą wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej. Wszystkie gesty i słowa Jezusa, błogosławieństwo chleba i wina nawiązują do żydowskiej tradycji.
Jednak Chrystus nadał tej uczcie nowy sens. Mówiąc, że poświęcony chleb jest Jego Ciałem, a wino Krwią, ustanowił Eucharystię. Równocześnie nakazał apostołom: "To czyńcie na Moją pamiątkę". Tradycja upatruje w tych słowach ustanowienie służebnego kapłaństwa, szczególne włączenie apostołów i ich następców w jedyne kapłaństwo Chrystusa.
W liturgii podczas śpiewu hymnu "Chwała na wysokości Bogu", którego nie było przez cały Wielki Post, biją dzwony. Po Mszy św. rusza procesja do tzw. ciemnicy. Tam rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. Wymownym znakiem odejścia Jezusa, który po Ostatniej Wieczerzy został pojmany, jest ogołocenie centralnego miejsca świątyni, czyli ołtarza. Aż do Wigilii Paschalnej ołtarz pozostaje bez obrusu, świec i wszelkich ozdób.
W Wielki Piątek Kościół modli się i pości w oczekiwaniu na powrót swego Pana. Postne pozostawanie i trwanie w niedostatku, w łaknieniu, jest fizycznym wyrazem duchowej postawy i tęsknoty za Bogiem. Bardziej jeszcze winien to być post od tego wszystkiego, co zdaje się budować człowieka dla jego egoizmu, od przesadnego wyakcentowania tylko ludzkich koncepcji życia, zaspokojenia pragnienia przyjemności.
"Nowa ewangelizacja potrzebuje prawdziwych świadków wiary. Ludzi zakorzenionych w krzyżu Chrystusa i gotowych dla Niego ponosić ofiary. Prawdziwe bowiem świadectwo o życiodajnej mocy krzyża daje ten, kto w jego imię pokonuje w sobie grzech, egoizm i wszelkie zło, i pragnie naśladować miłość Chrystusa do końca. Trzeba, aby tak jak w przeszłości, krzyż był nadal obecny w naszym życiu jako wyraźny drogowskaz w działaniu i światło rozjaśniające całe nasze życie. Niech krzyż, który swoimi ramionami łączy niebo z ziemią i ludzi między sobą, rozrasta się na naszej ziemi w wielkie drzewo przynoszące owoce zbawienia. Niech nosi nowych i odważnych głosicieli i wyznawców kochających Kościół i za niego odpowiedzialnych, prawdziwych heroldów wiary, nowych ludzi plemię, które rozpali pochodnię wiary i wniesie ją płonącą w progi trzeciego tysiąclecia". - Jan Paweł II w Siedlce rok 1999.
Śmierć Chrystusa na krzyżu należała do jednej z najokrutniejszych i najbardziej hańbiących kar jakie mógł wydać sąd rzymski. Dlatego w pierwszych latach chrześcijaństwa tego faktu nie uwypuklano i nie otaczano szczególnym kultem. Wszystko zmieniło odnalezienie relikwii Krzyża Świętego przez św. Helenę, matkę cesarza Konstantyna.
Najpierw skazaniec niósł na miejsce kaźni 45 kg poprzeczną belkę. Szedł popychany i bity przez żołnierzy zmuszonych do wykonania wyroku, opluwany i obrzucany nieczystościami przez świadków tego okrutnego widowiska. Następnie rozbierano go do naga, nie zasłaniając nawet miejsc wstydliwych, jak mogłyby sugerować średniowieczne obrazy.
Do poprzecznej belki zwanej patibulum przywiązywano lub przybijano mu ręce, gwoździe precyzyjnie wbijając w nadgarstki. Skazanego wciągano na przygotowany wcześniej słup, dowiązywano lub dobijano nogi i czekano na jego śmierć. Ta zaś przychodziła powoli. Zgon na krzyżu nie był spowodowany fizycznymi obrażeniami, lecz długą, wielogodzinną, a nawet kilkudniową męczarnią.
Ułożenie ciała na narzędziu zbrodni powodowało systematyczne podduszanie się skazanego. Aby przedłużyć mękę pod nogi podkładano podpórkę, dzięki której mógł on co pewien czas unosić się na krzyżu i łapać drogocenny oddech. W końcu umierał z wycieczenia, głodu i braku powietrza. Ciało wyrzucano do pobliskiego dołu gdzie stawało się łatwą pożywką dla zwierząt. Kara krzyża miała więc wymiar hańbiący. Nie chodziło jedynie o to, aby człowieka zabić, lecz także publicznie pozbawić go wszelkiej godności i wystraszyć potencjalnych naśladowców.
Nie można się więc dziwić, że w pierwszych latach chrześcijaństwa od symbolu krzyża uciekano i nie starano się nadmiernie epatować faktem, że w ten sposób życie zakończył Chrystus. Dlatego wśród symboliki chrześcijańskiej nie znajdziemy krzyża lecz rybę, a jeśli już pojawią się pierwsze ikonografie, to dużo częściej przedstawiać będą Jezusa zmartwychwstałego i tryumfującego, niż skazanego na śmierć. Oczywiście od ukrzyżowania nie dało się uciec. Skala hańby wymierzonej Mesjaszowi miała przecież swoje teologiczne uzasadnienie, pokazywać miała jak – według chrześcijan – dał się poniżyć Bóg dla naszego Zbawienia. Dlatego nie do końca wiadomo, czy Wielki Piątek był czczony u zarania wspólnoty chrześcijańskiej. Prawdopodobnie wydarzenia te wspominano przy okazji Niedzieli Zmartwychwstania. Są jedynie wątłe relacje, że chrześcijanie próbowali otaczać czcią grób Chrystusa, w związku z czym, dla zatarcia kultu, zbudowano w tym miejscu świątynię Afrodyty. Ale przecież i ten fakt nie świadczy o kulcie śmierci, a bardziej o szukaniu dowodów zmartwychwstania.
Sytuacja radykalnie zmieniła się w IV wieku, wraz z rządami cesarza Konstantyna. Jak mówią legendy, w czasie bitwy pomiędzy Konstantynem a Maksencjuszem przy moście Mulwijskim, temu pierwszemu przyśnić miał się znak krzyża (w innych wersjach ukazać na niebie), który żołnierze namalować mieli na swoich tarczach. Symbol ten przynieść miał Konstantynowi zwycięstwo i panowanie nad zachodnią częścią cesarstwa. Można mieć jednak wątpliwości w prawdziwość tej historii, która przez lata ewoluowała. Choć pojawiał się wątek cudownego snu, to o krzyżu nie wspominano. Tym niemniej warto podkreślić, że to za sprawą cesarza w 337 roku ukrzyżowanie usunięto ze zbioru kar stosowanych przez Imperium.
Sam kult krzyża rozwinąć się miał dzięki matce Konstantyna, św. Helenie. W latach 326-328, pod wpływem cudownego snu, podjąć miała ona poszukiwania Grobu Pańskiego i relikwii Świętego Krzyża. Jak mówią legendy krzyż (a w zasadzie trzy krzyże – Chrystusa i łotrów powieszonych obok niego) odnalezione zostały w jednej z cystern nieopodal Golgoty. Aby ustalić na którym z nich zawisł Chrystus poddano je próbie: szczątki krzyży dotykać miała ciężko chora mieszkanka Konstantynopola. Dopiero dotknięcie ostatniego przywrócić jej miało zdrowie i siły. Inna wersja legendy mówi, że krzyż poznano dzięki tabliczce, na której Piłat wypisać miał winę skazańca.
Od momentu odnalezienia relikwie krzyża i titulus przechowywane miał być w świątyni wybudowanej z inicjatywy Heleny nad domniemanym grobem Chrystusa. Jak wspomina pątniczka Egeria podróżująca po Jerozolimie w latach 80. IV wieku, zaledwie 50 lat po rzekomym odnalezieniu szczątków krzyża jego kult był mocno rozpowszechniony. Do szczególnych celebracji dochodzić miało właśnie w Wielki Piątek. Centralnym puntem obchodów tego dnia miała być uroczysta adoracja krzyża polegająca na złożeniu przez wszystkich wiernych i katechumenów pocałunku na jego relikwii. Krzyż wyjęty był tego dnia ze srebrnej skrzyni, w której na co dzień spoczywał, i kładziony na ołtarzu pokrytym lnianą tkaniną. Podchodzących pilnowali zaś diakoni, bo jak mówiono, jedna z adoracji zakończyć się miała odgryzieniem kawałka drewna przez nazbyt zachłannego chrześcijanina. Adoracja następować miała w godzinach ukrzyżowania Jezusa. Wcześniej poprzedzały ja modły w miejscach szczególnie ważnych dla ostatnich chwil życia Zbawiciela. Jeszcze w nocy chrześcijanie zbierali się w Ogrodzie Oliwnym, aby następnie – jeszcze przed wschodem słońca – przejść do kolumny przy której Jezus miał być biczowany. Moment adoracji następował po krótkim wypoczynku i był najważniejszym punktem dnia. Jak wspomina Egeria, każdy z elementów wzbudzać miał wśród wierzących nieskrywane wzruszenie, a czasem wręcz spazmatyczny płacz.
Pierwsze opisy obchodów Wielkiego Piątku w Kościele rzymskim pochodzą z VII wieku, choć sposób celebracji powstać musiał zapewne dużo wcześniej. Od początku rezygnowano tego dnia z Mszy świętej. Zastępować ją miała prosta liturgia składająca się z serii czytań, modlitwy powszechnej i adoracji krzyża. Zwyczaj wielkopiątkowej komunii świętej nie był stały. Czasami liturgię kończono eucharystią konsekrowaną dzień wcześniej, czasami zaś zrezygnowano z niej uznając adorację za wystarczającą. Adorację w Rzymie zastępowała niekiedy procesja z relikwiami. Towarzyszył jej śpiew tzw. improperiów, znanych w Polsce jako pieśń „Ludu mój, ludu”. Liturgia słowa składać miała się przede wszystkim z odczytania fragmentu o męce Chrystusa według św. Jana. Miało to dla ludzi żyjących na przełomie starożytności i średniowiecza ogromne znaczenie. Janowy opis nie ma jedynie formuły historycznej kroniki faktów, ale celowo przybiera formę ukazującą ukrzyżowanie jako akt koronacji królewskiej i wywyższenia. Wizja ta mocno wpłynęła na sztukę sakralną, w której Chrystus na krzyżu ukazywany był w szatach królewskich i z koroną na głowie. Niekiedy przedstawiano go tryumfującego i uśmiechniętego. Stąd najpewniej zwyczaj zasłaniania figury Jezusa na dwa tygodnie przed Wielkanocą. Dopiero w czasie liturgii wielkopiątkowej ponownie je odsłaniano ukazując królewski majestat. Z natury pokutna i przygnębiająca natura Wielkiego Piątku mieszała się więc z nadzieją zwycięstwa i zapowiadała zmartwychwstanie.
Ważnym elementem liturgii była także modlitwa powszechna sięgająca czasów pierwszych chrześcijan. Wzmianki o tym zwyczaju odnaleźć można już w liście św. Pawła do Tymoteusza, gdzie Apostoł namawia do wspólnych modlitw za władców i cały lud boży. W Rzymie modlitwa powszechna przybrała konkretną formę. Najpierw diakon odczytywał intencję, potem następowała modlitwa w ciszy, po niej podsumowanie, czyli kolekta odśpiewywana ponownie przez diakona i potwierdzana przez wiernych słowem „Amen”. W czasie Wielkiego Piątku w czasie modlitwy klęczano, wyjątek stanowiła jedynie intencja poświęcona Żydom, podczas której stano na znak oskarżenia ludności żydowskiej o zamordowanie Chrystusa. Aż do 1959 roku formuła tej modlitwy miała zresztą antysemicki wydźwięk. Określano w nich Żydów jako „perfidis”, czyli wiarołomnych lub niewiernych. Tekst zmieniony został przez Jana XXIII, a następnie ulegał kolejnym modyfikacjom.
Wielki Piątek wiązał się także ze ścisłym postem. Niekiedy przybierał on formę radykalną i powstrzymywano się w ogóle od przyjmowania jakichkolwiek pokarmów. Wiązało się to również z nieformalnym zakazem wykonywania w tym dniu większości prac, zwłaszcza polowych, których wykonywanie groziło pomorem bydła i nieurodzajem. Nieliczne, na które pozwalano, wiązać miał się z sadzeniem kwiatów i warzyw w przydomowych ogrodach. Skromne prace należało wykonywać w pośpiechu, aby przez resztę roku człowieka nie dopadało lenistwo. W Polsce przyjął się również zwyczaj malowania w tym dniu pisanek. Twierdzono, że w tym dniu człowiek powinien powstrzymać się od czesania, włosy pozostawiać w nieładzie, oraz nie przeglądać się w lustrze. Na ziemiach polskich jedyną uciechą dnia miał być tzw. pogrzeb żuru, w czasie którego wylewano resztki wielkopostnego barszczu lub gar z nim zakopywano w pobliżu chałupy. Obowiązkowa była jałmużna, której nie można było odmówić. Stąd też wsie i miasteczka zapełniały się nędzarzami i ludźmi chorymi, którzy błagali o drobny datek. Towarzyszyli im często biczownicy, którzy skazywali swoje ciało na chłostę, kalecząc się niekiedy aż do krwi. Mozaikę tę mogły uzupełnić inscenizację drogi krzyżowej, potężne misteria teatralno-religijne, które miały pomóc w przeżyciu tego dnia.
Celebrację wielkopiątkową kończono urządzeniem symbolicznego grobu Chrystusa i złożeniem tam konsekrowanej hostii i adorowanego wcześniej krzyża. Zwyczaj, pochodzący prawdopodobnie z Bliskiego Wschodu, do Polski dotarł z Niemiec. Często urozmaicany był przez postawienie przy grobie straży, która wytrwać miała na czuwaniu aż do Wielkanocy. Tak rozpoczynał się okres oczekiwania na sobotni wieczór, kiedy rozpocząć miała się wielka liturgia Wigilii Paschalnej prowadząca już wprost do Wielkanocy.
Jeśli Wielki Piątek jest dniem pełnym smutku, to jednocześnie jest najwłaściwszym dniem dla obudzenia na nowo naszej wiary, dla umocnienia naszej nadziei i odwagi niesienia przez każdego swego krzyża z pokorą, ufnością i zdaniem się na Boga, mając przy tym pewność wsparcia przez Niego i Jego zwycięstwa. Liturgia w tym dniu śpiewa: "O Crux, ave, spes unica - Witaj, Krzyżu, nadziejo jedyna!" - mówił Benedykt XVI.
Wykorzystano: Homilie św. Jana Pawła II i papieża Benedykta IV
„Triduum Paschalne – historia i symbole: Wielki Piątek” S. Adamkiewicz. CC BY-SA 3.0.
Wielki Piątek w Kościele katolickim jest jedynym dniem w roku, w którym nie odprawia się mszy św.; to dzień najgłębszej żałoby w Kościele. Wyraża ją liturgia Wielkiego Piątku, która jest pamiątką męki i śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu.
Pierwsze liturgiczne obchody Wielkiego Piątku odnotować można w starożytnej Jerozolimie. Wierni gromadzili się przed wschodem słońca przed kolumną biczowania, a później przy grobie, by adorować drzewo Krzyża. Najstarsze opisy celebracji Wielkiego Piątku w Rzymie pochodzą z VII w. Pierwszy typ liturgii sprawowany był przez papieża w kościele św. Jana Jerozolimskiego i obejmował odczytanie opisu Męki Pańskiej wg św. Jana, modlitwę powszechną i procesję z relikwiami krzyża. Drugi typ liturgii był sprawowany w licznych kościołach prezbiterialnych, obejmował lekturę Pisma, adorację krzyża i komunię św., konsekrowaną wcześniej. Ten typ liturgii upowszechnił się w średniowieczu w całej Europie. W późniejszych wiekach upowszechniło się przenoszenie Najświętszego Sakramentu do grobu Pańskiego. W XIX wieku na terenach dawnej Rzeczypospolitej groby Pańskie w kościołach zaczęły nabierać także patriotycznego wymiaru.
Po południu w bocznych nawach wszystkich świątyń odsłaniane są Groby Chrystusa. Obyczaj ten ma już w Polsce kilka wieków tradycji, a Groby Pańskie urządzane są z wielkim staraniem i troską o ich jak najpiękniejszy przystrój. W przygotowaniach Grobów czynny udział biorą parafianie. Dzięki temu Groby Chrystusa, tonące w kwiatach i często z symbolami narodowymi, wzbudzają podziw wszystkich odwiedzających kościoły. Zwyczaj pobożnego ich odwiedzania, zwany potocznie chodzeniem na Groby związał się bowiem trwale z polską tradycją wielkanocną.
Z tradycją polska tradycją świąteczną - wielkanocną związany jest także obyczaj straży grobowych. Co roku zaciągają je ochotniczo strażacy, żołnierze i przedstawiciele różnych organizacji. W Pruchniku nad Sanem np. straż przy Grobie Chrystusa zaciągają Kilińszczacy, w historycznych strojach narodowych, w kontuszach, w pięknych pasach tkanych, z wiszącymi u nich szablami. Są to członkowie organizacji patriotycznej, założonej tu w 1892 r. Ale najciekawsze w całej Polsce straże wystawiane są w regionie rzeszowskim, głównie w okolicach Przeworska i Łańcuta, w Radomyślu, Giedlarowej, Rzeczycy i Woli Rzeczyckiej, w Gniewczynie, Sarzynie i Grodzisku, Nazywa się je turkami lub turkami wielkanocnymi. Do straży tych zgłaszają się ochotniczo młodzi mężczyźni wyćwiczeni w mustrze, a więc tacy, którzy odbyli już służbę wojskową. Oddziały straży grobowych liczą po kilkadziesiąt osób i dzielą się na grupy trzymające kolejno warty przy Grobie. Przy zmianie warty, odbywającej się w rytmie wojskowych zwrotów pada zawsze komenda Bogu pokłon.
Grupy turków z różnych miejscowości rywalizują pomiędzy sobą strojem, jego ozdobami, wojskową sprawnością. Jedne noszą wizytowe garnitury lub galowe mundury wojskowe, czasem z elementami mundurów historycznych Księstwa Warszawskiego, przybrane wstęgami i kwiatami; inne grupy (np. z Radomyśla) prezentują stroje orientalne: szarawary, jedwabne, barwne bluzy, wysokie stożkowate czapki (ci mają zwykle również wielkie sztuczne, czarne brody). Każde ugrupowanie ma swego komendanta zwanego barabaszem, adiutantów – kogutów, doradców, doktora, kwatermistrza i zwykłych, szeregowych turków. Legenda łączy zwyczaj turków wielkanocnych z odsieczą wiedeńską i pogromem pogańskich Turków przez Polaków – chrześcijan.
Oddziały turków stoją przy Grobie Chrystusa, aż do Rezurekcji, zaś po nabożeństwie popisują się perfekcyjnie wykonaną musztrą, która odbywa się najpierw na dziedzińcu kościelnym, a następnie pod plebanią, dokąd udają się idąc w wojskowym szyku, aby złożyć życzenia księdzu proboszczowi i wręczyć mu świąteczny gościniec, kosz jaj i wędliny domowej roboty. W pierwszy i drugi dzień Wielkiej Nocy, w Niedzielę i Poniedziałek, turki obchodzą wszystkie domy i składają życzenia świąteczne mieszkańcom swojej wsi.
Ten piękny zwyczaj kultywowany jest dotychczas. Co roku bowiem dzięki staraniom księży proboszczów i katechetów, formują się oddziały małych turków – złożone z dzieci i młodzieży. Małe turki w kostiumach przypominających ubiory centurii rzymskich lub w strojach polskich z elementami mundurów kawaleryjskich, co roku, wraz z dorosłymi, pełnia straż przy Grobie Chrystusa, wcześniej zaś pilnie ćwiczą się w mustrze, aby z czasem godnie zastąpić swych ojców i starszych braci.
Niegdyś w tradycji ludowej w Wielki Piątek wieszano kukłę Judasza, która przypominała marzannę - ubierano ją w łachamy i wiązano na szyi węzeł z 30 szkiełkami (symbol 30 srebrników). W Wielki Czwartek kukła była wieszana na wieży kościoła, a w Wielki Piątek strącano ją na ziemię.
Jednocześnie Wielki Piątek jest dniem bardzo intensywnych przygotowań domowych, a przede wszystkim dniem kraszenia jaj na święcone oraz wielkiego gotowania i pieczenia. Wszystkie bowiem przysmaki na wielkanocny stół powinny być gotowe już w Wielki Piątek, a najpóźniej w Wielka Sobotę przed południem.
"My, Twój Kościół – jesteśmy przy Twoim grobie, czuwamy." powiedział w homilii 1980 roku św. Jan Paweł II. To sens tego dnia. Po dramacie Wielkiego Piątku zapada milczenie Wielkiej Soboty, dnia pełnego oczekiwania i nadziei. Wspólnota chrześcijańska wraz z Maryją czuwa na modlitwie przy grobie i czeka na chwalebne wydarzenie zmartwychwstania.
Wszystko zaczęło się od jednej wielkosobotniej nocy, która każdego roku stawać się miała świadkiem niezwykłej liturgii wprowadzającej chrześcijan do świąt Zmartwychwstania. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa dla wierzących centrum ich wiary było zmartwychwstanie Jezusa. To ono nadawało sens nowej religii i napełniało ją treścią. Bez silnego przekonania, że Chrystus pokonał śmierć, jedynym wymiarem chrześcijaństwa byłoby rewolucyjne nauczanie mistrza z Nazaretu. Tu jednak chodziło o coś więcej – przewrócenie logiki życia do góry nogami i otworzenie perspektywy życia wiecznego. Dlatego Pascha dla chrześcijan przestawała być jedynie wspomnieniem wyzwolenia Żydów z niewoli egipskiej, ale zyskała wymiar uniwersalny i transcendentalny. Człowiek – w ich opinii – wyzwalany był z niewoli dotychczasowego życia i rodził się na nowo. Dlatego Niedziela Zmartwychwstania była świętem świąt i istotą chrześcijańskiej wiary.
Wprowadzeniem do celebracji Paschy była Wigilia Paschalna odprawiana w nocy pomiędzy Wielką Sobotą, a Wielkanocą. Choć współczesnym słowo „wigilia” bardziej kojarzy się Bożym Narodzeniem, to pierwotnie oznaczała po prostu liturgię, która rozpoczynała się po zmroku dzień przed właściwym świętem. Ze względu na starożytną rachubę czasu celebracja ta w zasadzie należała już do święta. Noc postrzegano jednak jako łącznik, jako porę nieokreśloną, którą – ze względu na brak słońca – trudno było jednoznacznie zmierzyć i zamknąć w schemacie godzin. Tak jak w starożytnych misteriach gromadzono się więc nocą, aby wgłębiać się w tajemnicę zbliżających się świąt. Dlatego wigilie miały charakter dramatu. Rozpoczynały się w ciszy, lecz z każdą minutą napięcie wzrastało, aby punkt kulminacyjny osiągnąć już w dniu święta. Były nocnymi czuwaniami wypełnionymi bogactwem symboli i gestów, mistycznych uniesień i duchowych wzruszeń.
Wigilia Paschalna, choć rozpoczynała się w Wielką Sobotę, tak naprawdę już do niej nie należała. Była celebracją przejścia rozpoczynającą Niedzielę Zmartwychwstania. Sama Wielka Sobota była dniem ciszy: nie biły dzwony, nie rozdawano komunii. Wspólnota kościelna zdawała się być rozbita wspomnieniem śmierci Chrystusa. Już kiedy kształtowały się zwyczaje wielkopiątkowe, jednym z nich miało być roztrzaskiwanie na końcu liturgii stołu ołtarzowego. Pod ciężarem toporów zamieniał się w kupę niezdatnych do niczego desek. Kościół na Wielką Sobotę zamierał, tak jak pierwsi Apostołowie rozpierzchli się w dniu śmierci Mistrza, tak ich duchowi potomkowie pozostawali w rozsypce. Trwogę przełamać miała dopiero nocna modlitwa, która konstrukt wspólnoty odbudowywała na nowo, nadając nowy sens.
Liturgia Wigilii Paschalnej nie była oczywiście od początku gotową celebracją. Jej forma kształtowała się przez wieki zyskując nowe elementy i rozwijając je. Zaczęło się najpewniej od zwykłego czuwania, któremu towarzyszyło czytanie fragmentów Starego i Nowego Testamentu. Pierwsze, pochodzące z VII-VIII wieku, sakramentarze zawierające wytyczne dotyczące czytań wskazują, że tej nocy stawiano sobie za cel przedstawienie historii świata z perspektywy biblijnej. Pojawiają się więc fragmenty dotyczące stworzenia, potopu, powołania Abrahama czy wyzwolenia Żydów z Egiptu. Uzupełniały je proroctwa Ezechiela i Izajasza zapowiadające nadejście Mesjasza. Czytano od czterech do dwunastu fragmentów ze Starego Testamentu. Czytania uzupełniano opisem zmartwychwstania według św. Mateusza. Zmartwychwstanie traktowano więc nie tylko jako zjawisko duchowe, ale centrum dziejów człowieka. Wszystko co działo się na świecie dążyło do tego konkretnego dnia. Tym samym dzieje świata były areną potężnego dramatu, którego kulminacją była śmierć i powstanie do życia Jezusa Chrystusa.
Wyraźnie podkreślany był zatem fakt, że wszystko co wydarzyło się po zmartwychwstaniu było nową historią, a człowiek nowym człowiekiem. Z tego właśnie względu z obrzędem Wigilii Paschalnej najpewniej dość wcześnie zaczęto łączyć także chrzest i wejście do wspólnoty nowych chrześcijan. Liturgia, w której powtarzano wszystkie prawdy wiary i która dotykała najgłębiej tego czym była wiara w Chrystusa, zdawała się być najlepszym momentem na poszerzenie grona wierzących. Katechumen, po serii czytań obnażających sens rozumienia świata przez wyznawców Chrystusa, mógł przecież jeszcze się wycofać. Do tego dochodziło znaczenie Paschy jako przejścia. Nowo ochrzczeni wchodzili tym samym w inny wymiar rzeczywistości, a poprzez zanurzenie się w wodzie zmywali z siebie brud dawnego świata. Tak 24 kwietnia 387 roku ochrzczony został św. Augustyn, który później Wigilię Paschalną nazwał matką wszystkich wigilii. Chrzczono nie tylko dorosłych. Ze świadectwa pątniczki Egerii wynika, że już w IV wieku chrztu udzielano w tym dniu także dzieciom. Wraz z postępami chrystianizacji chrztów dorosłych było zresztą coraz mniej. Jeśli się zdarzały to dotyczyły głównie mieszkańców ziem pogańskich, które wchodziły do świata chrześcijańskiego. Dlatego m.in. przyjmuje się, że jeśli chrzest Mieszka I nastąpił w 966 roku, to stało się to 14 kwietnia, w dniu w którym w tym roku odbywała się liturgia Wigilii Paschalnej. Do chrztu nie dochodziło jednak w głównej świątyni, lecz w przylegającym do niej baptysterium. Dopiero z niego nowo ochrzczeni, przebrani w białe szaty, udawali się do kościoła, aby brać udział w dalszej części liturgii.
Nie wiadomo kiedy do obrzędów czuwania dołączyło święcenie ognia. Na wczesne pochodzenie może wskazywać tradycja związana z autorstwem Exultetu – uroczystego orędzia wielkanocnego – przypisywanego św. Ambrożemu lub św. Augustynowi. Ogień musiano by więc święcić już w IV wieku. Niektórzy historycy twierdzą jednak, że należałoby tę datę przesunąć na przełom VIII i IX wieku, kiedy chrześcijańskie obrzędy nasiąkać zaczęły zwyczajami galijskimi, w tym kultem ognia jako siły napędzającej życie. Oczywiście sam ogień miał też swoje znaczenie ewangeliczne. Chrystus był wszak nazywany światłością, sam też odwoływał się do przykładu światła jako synonimu wiary. Ogień był też uważany za zalążek domu i wspólnoty domowej. Z tego właśnie względu poświęcenie ognia i uroczyste wniesienie go do świątyni rozpoczynało celebrację Wigilii Paschalnej. Zacząć ją przecież należało od „odbudowy” wspólnoty i Kościoła rozbitego wielkopiątkową męką Chrystusa. Skoro pozostawał on w ciemnościach strachu, to należało go znów pokrzepić siłą ognia. Liturgia Wigilii Paschalnej przypominała więc nie tylko o nowym początku człowieka, ale i wspólnoty. Zrujnowana i stłamszona powstawała od podstaw na nowo. Obrzęd liturgii światła rozpoczynać miał się od uroczystego wskrzeszenia ognia, który koniecznie musiał być wydobyty z krzemienia na znak zmartwychwstania Chrystusa z kamiennego grobu. Już w świątyni podpalano trianguł – specjalną święcę złożoną z trzech połączonych świec osadzonych na trzcinie. Każda z nich symbolizować miała jedną osobę Trójcy Świętej. Następnie święcono Paschał wykonany z wosku odśpiewując wspomniany wcześniej Exultet. Tak świątynia powoli wypełniała się blaskiem świec, stając się na nowo domem dla wspólnoty.
Bogactwo znaków i form, sprawiało że liturgia Wigilii Paschalnej trwała całą noc. Czasem kończyła się wspólnym śniadaniem czyli agapą. Z tym wiąże się najpewniej tradycja święcenia pokarmów. Dziś przybiera ona charakter niezwykle symboliczny, zwłaszcza jeśli spojrzymy na to co święcono w „koszyczkach” Staropolaków. A był tam obowiązkowo baranek pieczony w całości, szynka, kiełbasa, słonina, ptactwo polne i domowe, świnie, placki, chleby, masło, mleko, wino, piwo, przyprawy korzenne czy sól. W jednej z modlitw błogosławiących żywność wymienia się 54 produkty! Z jednej strony święcenie pokarmów miało swoje znaczenie teologiczne nawiązujące do opisów ewangelicznych, z drugiej wiązało się ze szczególnym kultem jedzenia po długim i żmudnym okresie postnym. Żywność przedstawiano jako błogosławiony dar Boga, niezbędny do codziennego życia.
Przed rozesłaniem odśpiewywano oczywiście uroczyste Alleluja, a celebrans ogłaszał zmartwychwstanie Chrystusa. Niestety, w średniowieczu powoli rezygnowano z nocnego trybu czuwania. Z czasem zaczęto liturgię rozpoczynać popołudniami kończąc około północy. W XIII wieku godzinę rozpoczęcia obrzędów przesunięto jednak na wielkosobotni… poranek, kończąc około południa. W ten sposób o brzasku śpiewano o wszechogarniającej nocy, a świątynia blaskiem jaśniała gdy na zewnątrz było zupełnie widno. Czym podyktowana była ta zmiana? Historycy podejrzewają, że mogło to wynikać z zaniku tradycji chrzczenia dorosłych i dzieci, które nie wytrzymywały trudów nocnych czuwań. Być może chodziło także o skrócenie trudów ścisłego postu, który w średniowieczu obowiązywać przez cały Wielki Piątek i Wielką Sobotę do zakończenia liturgii Wigilii Paschalnej. Jej koniec oznaczał zatem początek świętowania, na który wszyscy przecież czekali. Możliwe też, że już w średniowieczu zaczęły zwyciężać tzw. racje duszpasterskie. Być może dostrzeżono, że liczba wiernych na nocnych liturgiach maleje, stąd przesunięto je na wielkosobotni poranek. Wigilia Paschalna nocą celebrowana zaczęła być na nowo dopiero w latach 50. XX wieku, po reformach liturgicznych Piusa XII. Współcześnie przepisy kościelne nakazują by zaczynała się w Wielką Sobotę po zmroku.
W jednej ze swych homilii Jan Paweł II przybliżał sens obrzędów Wielkiej Soboty: „Czuwając w tę Świętą Noc, Kościół pochyla się nad tekstami Pisma Świętego, które ukazują zarys Bożego zamysłu od Księgi Rodzaju po Ewangelię, a wraz z liturgicznymi obrzędami poświęcenia ognia i wody nadają tej szczególnej uroczystości wymiar kosmiczny. Całe stworzenie jest wezwane, by czuwać przy grobie Chrystusa w tę noc. Przesuwają się przed naszymi oczyma dzieje zbawienia, począwszy od stworzenia po odkupienie, od wyjścia z niewoli po Przymierze synajskie, od Starego do Nowego i wiecznego Przymierza. W tę Świętą Noc wypełnia się odwieczny zamysł Boży, ogarniający dzieje człowieka i kosmosu”.
Wykorzystano: Homilie św. Jana Pawła II
„Triduum Paschalne – historia i symbole: Wielki Piątek” S. Adamkiewicz. CC BY-SA 3.0.
„W sobotę wielką ognia i wody naświęcić, bydło tym kropić i wszystkie kąty w domu, to też rzecz pilna” pisał Mikołaj Rej w „Postyllii Pańskiej”. Rankiem tego dnia na placu przed kościołem odbywały się święcenia ognia oraz opalano drewienka leszczyny, która według starych udzieliła schronienia świętej rodzinie w czasie ucieczki z Egiptu. Popiół ze stosów gospodarze rozsypywali na pola podczas pierwszej orki. Święcone głowienki zatykali na krańcach swoich pól, aby chronić je od klęsk żywiołowych oraz przybijano nad drzwiami domów.
Zapalanie i święcenie ognia miało znaczenie symboliczne – skończył się post i zima, zaczyna się radość i wiosna. Święcono również wodę, którą następnie skraplano wszystkich domowników i dom. Resztę wody przechowywano aż do następnej Wielkiej Soboty, używając jej do pokrapiania zboża przed zasiewem czy w przypadku choroby.
Przedstawiciele Kościoła prawosławnego twierdzą, iż we wnętrzu bazyliki każdego roku zobaczyć można „Cud świętego ognia”. Ma on miejsce każdego roku w Wielką Sobotę (według kalendarza juliańskiego, obowiązującego w Cerkwi prawosławnej). Co roku z okazji prawosławnych Świąt Wielkanocnych przybywa tam wielu pielgrzymów z Grecji, Cypru, ale też i z całego świata. Około godziny 13:45 czasu miejscowego prawosławny patriarcha Jerozolimy trzykrotnie obchodzi kaplicę Bożego Grobu. Następnie zdejmuje szaty liturgiczne i z dwoma dużymi pękami świec (po 33 sztuki – tyle ile lat miał Chrystus) wchodzi do kaplicy Anioła, a następnie do właściwej kaplicy Grobu. Wejście do kaplicy jest pieczętowane, a sam patriarcha, jeszcze przed wejściem do jej wnętrza, sprawdzany jest czy nie wnosi niczego, dzięki czemu mógłby zaprószyć ogień. Po modlitwie (czasami czas oczekiwania jest dłuższy, a czasami krótszy), wedle relacji patriarchy, samoistnie pojawia się ogień na płycie Grobu Pańskiego, od którego zapala on świece i wynosi do wiernych, ogłaszając radosną nowinę o Zmartwychwstaniu Chrystusa. Tradycja związana z pojawianiem się ognia na Grobie Jezusa jest także pielęgnowana przez wiernych Kościoła ormiańskokatolickiego
Podania greckie z X wieku mówią, że zwyczaj malowania jajek wielkanocnych wprowadziła święta Magdalena. Ponoć Maria Magdalena, przyszedłszy do Heroda z prośba, aby ulitował się nad Jezusem, podarowała mu kilka malowanych jajek. Jakikolwiek byłby początek malowania jajek, zwyczaj ten trwa do dziś. Z wielkanocnymi pisankami wiąże się wiele staropolskich, wielkanocnych gier i zabaw. Jedną z nich jest walatka czyli uderzanie pisanką o pisankę. Niegdyś, ten kto stłukł pisankę przeciwnika, wygrywał cały jego zapas. Inną pisankową grą była burda polegająca na rzucaniu do siebie pisanek. Kto złapał – zatrzymywał pisankę przeciwnika, kto stłukł – oddawał jedną ze swoich.
W niektórych miejscowościach urządzano zawody przerzucania pisanek przez dach kościoła lub chaty. Pisanki ofiarowywano dzieciom lub dla zabawy zakopywano w ziemi, ale tak, aby mogły je znaleźć i przynieść do domu.
Malowane jajka traktowano też jako wielkanocny prezent, którym obdarowywano najbliższych i przyjaciół.
Nazwy jajek wielkanocnych zależą od sposobu, w jaki zostały zrobione – jajka pomalowane na jeden kolor nosiły nazwę kraszanek, malowanek, byczków, ałunek i hałunek. Jeżeli na jednorodnym tle wyskrobany był deseń jajka nazywano rysowanką. Pisankami lub piskami nazywano jajka malowane na jeden kolor lub kilka z białym wzorem.
Zależnie od lokalnego obyczaju używano różnych barwników. Na kolor żółty barwiono jajka w łupinach cebuli. Najjaśniejszy - jasnożółty uzyskiwano z kory młodej jabłoni z dodatkiem kwiatów majówki błotnej oraz jaskrów polnych. Na zielono barwił wywar z widłaka, młodego żyta ozimego i liści pokrzywy. Kolor brunatny nadawały jajkom liście bazylii. Kolor fioletowy dawało gotowanie w wywarze z liści kwiatu ciemnej malwy, a czerwony łupiny cebuli. Szczególnie symbolicznie pojmowano niegdyś barwy pisanek. Kolor fioletowy lub niebieski oznaczał żałobę wielkopostną, ale ubarwione tak jajka miały symbolizować koniec żałoby. Barwy żółte, zielone i różowe oznaczały radość ze zmartwychwstania Jezusa.
czyli kulminacja wielkich świątecznych przygotowań, to stary słowiański obyczaj, to „pamiątka z duszy słowiańskiej wypruta, bo jej nie obchodzą w żadnym innym kraju, jak u nas” (L. Siemieński Pisma). Według wielu etnografów jest to pozostałość z czasów pogańskich, gdy każdej uroczystości towarzyszyły uczty, gry i zabawy. Na polskich dworach przygotowywano wielkie uczty, a upieczone ciasta przechowywano aż do Zielonych Świątek.
Księżą święcili pokarmy objeżdżając pałace, dwory i wioski. Kiedy po wsi rozchodziła się wieść o przybyciu kapłana „biegano z wiadomością od chaty do chaty. Spod każdej strzechy wychylała się kobieta, niosąc spiesznie do dworu słomianą, o płaskim dnie, owalną kobiałkę z ciężarem, w biały, czysty, szeroki z frędzlami ręcznik dawnej roboty zawiniętym. Następowała chwila tradycyjna, charakterystyczna. Przed starym gankiem (…) wieśniaczki ustawiały na ziemi swoje kobiałki w duże półkole i odkrywały z białych zasłon to, co do poświęcenia przyniosły” (Z.Gloger).
Dawny polski zwyczaj głosił, że po przyjeździe do domu z kościoła należało ze święconym obejść dom trzy razy, aby zapewnić mu dostatek i pozbyć się szczurów i myszy. Poświęcone kości zwierząt zakopywano w czterech rogach granic wioski, aby zabezpieczyć ją od klęski i gradu, a ze święconym chlebem i ciastem obchodzono stodołę, aby przez cały rok była pełna. Skorupki pisanek wyrzucone do ogrodu chroniły kapustę od liszek. Tak więc stary obrzęd błogosławieństwa pokarmów, znany w kościele katolickim już w VIII wieku, zachował się w Polsce do dziś.
– nabożeństwo biorące swoją nazwę od łacińskiego słowa resurrectio – zmartwychwstanie. Według wierzeń ludowych w czasie rezurekcji woda w źródłach i studniach zamienia się na chwilę w miód, a skarby ukryte w ziemi zapalały się jasnym płomieniem. Gdy rozlegały się dzwony na rezurekcję, wszyscy spieszyli do kościoła – kto nie zdążył, nie miał prawa jeść święconego. Gospodarze potrząsali drzewkami owocowymi, by obficie rodziły, mówiąc „Powstań drzewo, bo Chrystus zmartwychwstał”.
W czasie rezurekcji uroczyste tłumy zalegały kościoły, a w wielkiej procesji, trzy razy obchodzonej kościół, triumfalnie brzmiała zwycięska pieśń „Wesoły nam dziś dzień nastał”. Polskich pieśni wielkanocnych – w przeciwieństwie do kolęd – nie znamy dziś zbyt wiele, większość z nich zaginęła. Autorem jednej z nich, szczególnie pięknej jest Mikołaj Rej. To „Alleluja” z muzyką Wacława Szamotulskiego. Alleluja, czyli najczęściej powtarzane słowo w czasie Wielkanocy pochodzi z hebrajskiego i znaczy dokładnie „Chwalcie Boga!”.
Po zakończonej rezurekcji ludzie pozdrawiali mijanych sąsiadów słowami „Chrystus Pan zmartwychwstał” na co odpowiadano „prawdziwie zmartwychwstał”. Po przyjściu do domu gospodarze wypuszczali swoje konie, aby i one cieszyły się z tego dnia. Niegdyś rezurekcyjne dzwony zwoływały ludzi na nabożeństwo w Wielką Sobotę o 12 w nocy. Od czasów stanisławowskich, chcąc oszczędzić ludziom nie zawsze bezpiecznych powrotów do domu, uroczystość Zmartwychwstania przeniesiono na niedzielny świt.
Na podstawie: POLSKIE TRADYCJE ŚWIĄTECZNE, H. SZYMANDERSKA
Śmierć Jezusa nie zakończyła Jego życia. Wprawdzie zmarły Jezus został zdjęty z krzyża i pochowany w skalnej frobowej pieczarze, ale w przeciwieństwie do każdego człowieka, Jego ziemska historia tam się nie zakończyła. W Symbolu Apostolskim wyznajemy, że Chrystus po swej śmierci na krzyżu “zstąpił do piekieł” (KKK 632). Chodzi tutaj o krainę zmarłych, którą Pismo Święte nazywa piekłem, Szeolem. Nie należy go pod żadnym pozorem utożsamiać z “piekłem potępionych”, ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są pozbawieni oglądania Boga.
Św. Jan: Chrystus zstąpił do otchłani śmierci, aby umarli usłyszeli „głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą”, żyli (J 5, 25)
Zstąpienie Chrystusa do piekieł oznacza dzielenie losu ze wszystkimi zmarłymi przed Nim, zarówno sprawiedliwymi, jak i złymi. W sformułowaniu tym Kościół wyraża wiarę, że “zmarły Chrystus, w swojej duszy zjednoczonej z Jego Boską Osobą, dołączył w krainie zmarłych do sprawiedliwych, którzy czekali na Odkupiciela, aby dostąpić łaski oglądania Boga” (Kompendium 125). Nie oznacza ono natomiast dzielenia przez Chrystusa losu ze zmarłymi – złymi i sprawiedliwymi – który byłby identyczny z losem ubogiego Łazarza (Łk 16,22-26) przyjętego “na łono Abrahama” (KKK 633). Fundamentem wiary Kościoła w to, że Jezus Chrystus otworzył ludziom bramy nieba, jest Jego zmartwychwstanie.
św. Epifaniusz w wymownej homilii z okazji Wielkiej Soboty nauczał:
Cóż to? Wielka cisza króluje dziś na ziemi, wielka cisza i wielka samotność. Wielka cisza, ponieważ Król śpi. Ziemia zadrżała i uspokoiła się, ponieważ Bóg usnął w ciele i udał się obudzić tych, którzy śpią już od wieków. Bóg umarł w ciele i piekło zadrżało. Bóg zasnął na krótko i zbudził ze snu tych, którzy przebywali w piekle (...) Udaje się On po Adama, naszego pierwszego ojca, zagubioną owcę. Chce odwiedzić wszystkich tych, którzy przebywają w ciemnościach i w cieniu śmierci (...) Zstąpmy więc razem z Nim, aby ujrzeć przymierze między Bogiem a ludźmi (...) tam znajdują się Adam, Noe, Abraham, Mojżesz, Daniel, Jeremiasz i Jonasz (...) A pośród proroków jest jeden, który woła: «Z czeluści piekieł usłysz moje błaganie, wysłuchaj mego krzyku!» i inny: «Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, Panie, usłysz mój głos» i jeszcze inny: «Rozjaśnij swoje oblicze, a będziemy zbawieni!» A dam, uwięziony dogłębniej niż inni (...) przemówił w ten sposób: «Słyszę kroki kogoś, kto idzie ku nam!». I kiedy on to mówił, Chrystus wszedł, trzymając swą zwycięską broń krzyża. Pełen zdumienia, Adam zawołał do innych: «Mój Pan niech będzie z wami wszystkimi!». I Chrystus odpowiedział Adamowi: «I z duchem twoim... » «Wstań spośród umarłych. Ja jestem twoim Bogiem i z twojego powodu stałem się twoim synem (...) Wstań i wyjdźmy stąd, gdyż ty jesteś we Mnie, a Ja jestem w tobie, obaj tworzymy jedną i niepodzielną osobę... Wstańcie, wyjdźmy stąd i przejdźmy od boleści do radości (...) Mój Ojciec niebieski czeka na zagubioną owcę (...) sala weselna jest już przygotowana (...) wieczne namioty są rozbite (...) to Królestwo niebieskie, które istniało przed wszystkimi wiekami, czeka na was ...
Istnieje różnica między słowem "piekło", oznaczającym miejsce przebywania potępionych, a słowem "piekła", które oznacza: szeol, Hades, tartar, otchłań - czyli królestwo śmierci, miejsce przebywania zmarłych oczekujących zbawienia. Takie rozróżnienie było związane z obrazem świata, jaki mieli ludzie współcześni apostołom. Dzielili oni świat na niebo - miejsce przebywania Boga i aniołów, ziemię - miejsce życia ludzi oraz podziemie - miejsce przybywania umarłych, błąkających się w smutku cieni.
Jezus doświadczył śmierci jak wszyscy ludzie i Jego dusza zstąpiła do krainy zmarłych. Chrystus zstąpił tam jako Zbawiciel, ogłaszając Dobrą Nowinę uwięzionym duchom. Dusze bowiem tam uwięzione pozbawione były oglądania Boga. Znajdowali się tam wszyscy zmarli, jednak Jezus nie przyszedł, by wyzwolić potępionych lub zniszczyć piekło, On przyszedł wyzwolić dusze sprawiedliwych, które oczekiwały swego Wyzwoliciela. Albowiem los wszystkich nie mógł być równy. Tylko ci, którzy od wieków starali się wypełniać wolę Boga, mogli uczestniczyć w łasce obiecanego zbawienia. Jezus zaniósł im radosną nowinę o pojednaniu z Bogiem.
Jak należy rozumieć treść artykułu wiary o „zstąpieniu Chrystusa do piekieł”? Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia, że „Jezus doświadczył śmierci jak wszyscy ludzie i Jego dusza dołączyła do nich w krainie umarłych. Jezus zstąpił tam jednak jako Zbawiciel, ogłaszając dobrą nowinę uwięzionym duchom” (632). Tak wynika z pierwszego listu św. Piotra: „W nim poszedł głosić zbawienie nawet duchom zamkniętym w więzieniu” (3,19).
„Krainę zmarłych, do której zstąpił Chrystus po śmierci, Pismo Święte nazywa piekłem, Szeolem lub Hadesem, ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są pozbawieni oglądania Boga” (Katechizm, 633).
Oczekiwanie na Odkupiciela to ich właściwy stan. Jezus Chrystus zstępując w rzeczywistość świata zmarłych, wyzwolił dusze sprawiedliwych, które oczekiwały zbawienia. Zstąpienie do piekieł jest ostateczną fazą zbawczego dzieła Chrystusa. Ten artykuł wiary mówi nam o tym, że zbawienie, którego dokonał Chrystus jest ponadczasowe i obejmuje wszystkich ludzi bez wyjątku.
„Chrystus zstąpił więc do otchłani śmierci, aby umarli usłyszeli »głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą«, żyli (J 5, 25) (…)
„W artykule »Chrystus zstąpił do piekieł« Symbol wiary głosi, że Jezus rzeczywiście umarł i przez swoją śmierć dla nas zwyciężył śmierć i diabła, »który dzierżył władzę nad śmiercią« (Hbr 2,14).
Zmarły Chrystus w swojej duszy zjednoczonej z Jego Boską Osobą zstąpił do krainy zmarłych. Otworzył On bramy nieba sprawiedliwym, którzy Go poprzedzili” (Katechizm, 635, 636, 637).
Trzeba tutaj podkreślić, że w tym artykule wiary przez słowo „piekło” nie należy rozumieć stanu wiecznego potępienia tych ludzi, którzy definitywnie Boga odrzucili. Chodzi tu natomiast o rzeczywistość wyrażoną przez hebrajskie słowo szeol, które zostało niezręcznie przetłumaczone przez „piekło”. Szeol oznacza stan pośmiertny. Jest to stan ludzi oczekujących zbawienia.
Tu dochodzimy do następnej tajemnicy, o której też niewiele możemy powiedzieć. Co to właściwie jest śmierć? Co się dzieje, gdy człowiek umiera? Nikt tego naprawdę nie wie, gdyż nikt z żyjących śmierci nie doświadczył. Możemy jedynie zrozumieć trochę, czym naprawdę jest śmierć na podstawie tego, co Jezus przeżył w Ogrójcu i na krzyżu, a co wyraził w okrzyku:
„Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34).
Na tym ostatecznie polegała istota uczestnictwa Chrystusa w losie człowieka podlegającego śmierci. Największym cierpieniem w Jego męce była niezgłębiona samotność, zupełne opuszczenie. I to jest stan człowieka w chwili śmierci. Człowiek w głębi swego ja jest zupełnie samotny. Tymczasem wiemy dobrze, że człowiek nie może być sam, człowiek potrzebuje być wespół. Stąd określa się samotność jako krainę lęku.
Spróbujmy to lepiej zrozumieć na przykładzie bojącego się dziecka. Gdy dziecko jest samo w ciemności, bardzo lęka się nie czegoś konkretnego, ale lęka się samego siebie. Bo jeśli dziecko boi się czegoś, np. psa, to można ten lęk opanować, wiążąc psa na łańcuchu albo zamykając w klatce, i dziecko przestaje się bać. Gdy jednak jest to lęk przed samotnością, lęk, którego nie da się określić, wtedy wszelkie racjonalne tłumaczenie nie pomaga. Możemy mówić, że nic mu nie grozi, że może czuć się bezpiecznie, lęk jednak nie ustaje.
Dopiero wtedy przestanie się bać, gdy ktoś życzliwy chwyci je za rękę, albo usłyszy głos kogoś miłującego.
Podobnie wielu ludzi odczuwa lęk, gdy musi czuwać w nocy przy umarłym. Chociaż racjonalnie wie, że ten umarły nie jest dla niego groźny, że on nic złego mu nie zrobi, to jednak ogarnia go lęk, który możemy określić jako bojaźń nie przed czymś, ale bojaźń wynikająca z faktu bycia sam na sam ze śmiercią.
„Prawdziwego lęku człowieka nie można opanować rozumem, może to sprawić tylko obecność kogoś kochającego. Gdyby istniała taka samotność, do której nie przenikałoby żadne słowo, gdyby powstało tak głębokie opuszczenie, że nikt by do niego nie dotarł, wtedy – jak mówi Ratzinger – mielibyśmy istotnie całkowitą samotność i lęk, który teologowie nazywają piekłem”.
Tak więc możemy powiedzieć, że wyraz „piekło” w tym artykule wiary oznacza samotność, której nie dosięga słowo miłości i która przez to jest zagrożeniem całej egzystencji. Jedno jest pewne: istnieje opuszczenie, gdzie nic nie dociera, istnieje brama, przez którą tylko samotnie przejść możemy – to brama śmierci. Dlatego w Starym Testamencie identyfikuje się zarówno śmierć jak i piekło jednym słowem – szeol. Śmierć to po prostu samotnia. Ale taka samotność, do której nie może przedostać się miłość, to jest piekło.
Właśnie Chrystus przeszedł przez bramę naszej ostatecznej samotności. Jezus przez swoją mękę i śmierć zstąpił w otchłań naszego opuszczenia.
Tam, gdzie nie dosięga żaden głos, tam jest On – Jezus. Śmierć, która dotąd równała się piekłu, już nim nie jest. Piekło i śmierć już po śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa nie jest tym samym. Od tego czasu w śmierci jest życie, ponieważ w niej samej jest Miłość. Tylko dobrowolne zamknięcie się przed miłością jest teraz piekłem. Całkowite osamotnienie jest jedynie konsekwencją odrzucenia Boga.
Dla człowieka, który oczekuje i pragnie spotkania z pełnią miłości, umieranie nie jest już przejściem do całkowitej samotności, ale jest spotkaniem z Tym, który już przeszedł przez bramy śmierci, aby nam ofiarować swoją Miłość i dar życia wiecznego. Umierając spotykamy Jezusa, który na nas czeka, jeśli my sami również pragniemy Go spotkać.
Tak więc od Zmartwychwstania brama śmierci już nie budzi takiego lęku. Stoi otworem odkąd w śmierci zamieszkało życie – miłość – Jezus.
Bazylika Grobu Świętego hebr. כנסיית הקבר, Kenesijat ha-Kewer; łac. Sanctum Sepulchrum; w wielu językach zwana „kościołem Zmartwychwstania Pańskiego”: gr. Ναός της Αναστάσεως, Naos tes Anastaseos, arab. كنيسة القيامة, Kanisat al-Kijama, lub „Święte Zmartwychwstanie”: orm. Սուրբ Հարություն, Surp Harutiun) to najważniejsza świątynia chrześcijańska położona w Dzielnicy Chrześcijańskiej na Starym Mieście Jerozolimy, w domniemanym miejscu męki, ukrzyżowania, złożenia do grobu i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa[
Badania archeologiczne przeprowadzone na terenie sanktuarium pozwalają na stwierdzenie, że teren na którym zlokalizowana jest bazylika, był od VIII wieku p.n.e. używany jako kamieniołom wapienia. Ślady wskazują, że eksploatacja była prowadzona jeszcze w I wieku p.n.e. Pod bazyliką nadal znajdują się pokłady dobrej jakości wapienia, a odkryte tam bloki skalne noszą ślady dawnej eksploatacji. Podczas prowadzonych w tych miejscach prac archeologicznych odkryto także elementy ceramiki datowanej na epokę żelaza (VII wiek).
Sanktuarium powstało w miejscu, które w czasach Jezusa znajdowało się poza murami Jerozolimy. Na początku I wieku n.e. był to opuszczony kamieniołom, w którym dokonywano egzekucji na skazańcach. Samotna, około 11-metrowa skała zwana była Golgotą (w oryg. gr. Γολγοθᾶ Golgotha z aram. גלגלתא Gulgalta lub Golgolta, w tłum. łac. Calvaria), co oznaczało „czaszkę”, a ściślej – jej wierzchołek. Zgodnie z tradycją żydowską było to miejsce, w którym znajdował się grób biblijnego Adama. Tradycja łączy skałę grobu Adama także z miejscem ofiarowania Izaaka przez Abrahama. Według ewangelistów (Mt 27,33; Mk 15,22; J 19,17; Łk 23,33) na skale Czaszka ukrzyżowany został Jezus Chrystus.
Według Nowego Testamentu po zdjęciu z krzyża ciało Jezusa zostało tam pochowane przez jednego z uczniów Jezusa, członka Sanhedrynu – Józefa z Arymatei. Józef „...udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Wówczas Piłat kazał je wydać. Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł”. „A na miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo” (J 19,41). Grób był nowy i musiał być ulokowany poza murami, bowiem nakaz prawny o którym wspominał Cyceron, zabraniał dokonywania pochówków w obrębie miasta.
W Palestynie w okresie rzymskim miała miejsce kolizja zwyczajów i regulacji prawnych w zakresie grzebania osób ukrzyżowanych. Rzymski zwyczaj prawny w zasadzie nie zezwalał na pochówek ciała ukrzyżowanego skazańca. Echa takiej praktyki znaleźć można również w sentencji mówiącej o tym, że zwłoki ukrzyżowanych stają się pokarmem dla sępów. W Palestynie późnego antyku sprawa pochówku zmarłych była uważana za święty obowiązek. Dla Żydów był to obowiązek wynikający z Prawa: „Jeśli ktoś popełni zbrodnię podlegającą karze śmierci, zostanie stracony i powiesisz go na drzewie – trup nie będzie wisiał na drzewie przez noc, lecz tegoż dnia musisz go pogrzebać. Bo wiszący jest przeklęty przez Boga. Nie zanieczyścisz swej ziemi, danej ci przez Pana, Boga twego, w posiadanie” (Pwt 21,22-23). Podobne zalecenia zawierają między innymi rękopisy z Qumran. Wyjątkiem od tej reguły w izraelskiej historii była tylko królewska linia od Dawida do Achaza. Żydowski historyk Józef Flawiusz zaznaczał, że Żydzi „tak bardzo dbali o chowanie zmarłych, że nawet zwłoki ukrzyżowanych z wyroku sądu zdejmowano przed zachodem słońca i grzebano”. W poszczególnych rzymskich prowincjach władze podejmowały jednak decyzje poza przyjętym porządkiem prawnym i prawdopodobnie decydenci wyrażali zgodę na pochówek, by nie godzić w sferę religijną i nie drażnić Żydów. O zgodę na wydanie ciała (i tym samym zgody na pochówek) Jezusa wystąpił do prefekta Judei Piłata Józef z Arymatei.
Wchodzimy do wnętrza Bazyliki i zaraz na prawo kierujemy się ku leżącej ok. 5 m wyżej Kalwarii. Miejsce to znajdowało się w czasach Jezusa poza murami miasta, ale w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Leżało na wzniesieniu północno-zachodnim, które nosiło nazwę Gareb. W siodle tego wzniesienia na wysokości 750-770 m ponad poziomem morza znajdował się kamieniołom, w którym od VII do I wieku przed Chrystusem wydobywano kamień budowlany. Kiedy zaprzestano wydobycia, głęboko pocięte wzgórze stało się ogrodem, a w wysokich ścianach kamiennych kuto grobowce, które według przepisów prawnych musiały być poza miastem. Tam też w pobliżu przechodzącej drogi, wiodącej do miasta, wybrano skaliste i nieco wzniesione miejsce dla wykonywania egzekucji. Wyroki śmierci przez zawieszenie na krzyżu wykonywano w miejscach uczęszczanych, aby widok cierpiących skazańców był odstraszający dla potencjalnych przestępców.
Judeochrześcijanie od początku udawali się na miejsce ukrzyżowania, podobnie jak to czynili z innymi miejscami upamiętniającymi obecność Jezusa, nie budowali żadnych sanktuariów, ale modlili się w grotach. Poniżej miejsca ukrzyżowania znajdowała się także grota, w której się zbierali. Nawiedzali również znajdujący się w pobliżu grób, w którym złożono Pana i z którego zmartwychwstał.
Grób Boży w Jerozolimie w roku 30.
Jezus zostaje ukrzyżowany pod Jeruzalem na wzgórzu zwanym Golgotą i pochowany w pobliskim grobowcu. Archeolodzy znaleźli dowody na opuszczony kamieniołom wykorzystywany jako cmentarz żydowski.
Z początkiem lat czterdziestych I wieku, a więc około dziesięciu lat po śmierci Jezusa, miejsce ukrzyżowania zostało włączone przez króla Heroda Agryppę I w skład miasta i znalazło się w obrębie tak zwanych trzecich murów. W czasie budowy nowego miasta za Hadriana, ogród Golgoty znalazł się w centrum miasta obok głównej arterii miejskiej, wyznaczającej kierunek północ-południe i zwanej „Cardo Maximus”. Tu znajdował się Kapitol ze swoimi sanktuariami i rynek. Na wierzchołku Golgoty, który wystawał ponad nasyp ziemny skonstruowany przy budowie, postawiono statuę bogini Wenus.
Miejsce ukrzyżowania zostało zatem nie tylko zabudowane, ale także świadomie sprofanowane. Przez następne sto osiemdziesiąt lat chrześcijanie nie mogli udawać się na miejsce ukrzyżowania Jezusa, gdyż, oddając na nim cześć Chrystusowi, byliby uważani za czcicieli bogini Wenus. Stąd miejsce uległo pewnemu zapomnieniu, ale nie zupełnie. W archiwach rodzinnych judeochrześcijanie mieli je dokładnie odnotowane i w odpowiedniej chwili można było do niego powrócić. Tym odpowiednim czasem był okres soboru w Nicei, na którym biskup Jerozolimy zwrócił się do cezara Konstantyna, aby nakazał zburzyć świątynię Wenus.
Staraniem matki Konstantyna, św. Heleny, na terenie miejsc świętych związanych ze śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa powstał kompleks zabudowań sakralnych. Składał się on z trzech głównych zabudowań: Anastasis zawierające Grób, Triportyk będący dziedzińcem otoczonym portykami z trzech stron i Martyrium, przylegające do Golgoty i będące miejscem uczczenia śmierci Chrystusa. Sama Golgota znajdowała się w południowo-wschodnim rogu Triportyku i przylegała do Martyrium. Skała w kształcie ostrogi od początku była ścięta od strony północnej i zachodniej. Były to ślady kamieniołomu. Teraz architekci obcięli także stronę południową oraz wschodnią, i tak dostosowali wzniesienie do całego otoczenia.
Tak przedstawiała się Golgota od roku 335 do najazdu perskiego w 614 roku. 20 maja 614 hordy perskie zdobyły Jerozolimę pod wodzą Romizanesa, zwanego „Sahrbasarem” czyli „Dzikiem królewskim”. Persowie zniszczyli prawie wszystkie kościoły i dokonali także zniszczeń w zabudowaniach Grobu Pańskiego. Już w roku 622 przystąpiono do odbudowy, której podjął się mnich Modest z cenobium (klasztoru) św. Teodozjusza. Odbudowie sprzyjało to, że zachowały się dolne części budowli. Nowością było zakrycie Golgoty. W takim stanie Bazylika przeszła wraz z Jerozolimą pod panowanie muzułmańskich Arabów, a zdobywca Jerozolimy, Omar, zasłynął ze swojej tolerancyjnej postawy i modlitwy w pobliżu Bazyliki. Na pamiątkę tej modlitwy do dziś w sąsiedztwie Bazyliki znajduje się meczet Omara.
Prawie przez cztery wieki panowania muzułmańskiego Bazylika zasadniczo nie ucierpiała, aż nadszedł rok 1009, w którym fanatyczny kalif al-Hakem dokonał kompletnego zburzenia miejsc świętych. Kiedy zmieniła się polityka władców muzułmańskich, można było przystąpić do odbudowy, ale ze względu na skrajną nędzę chrześcijanie jerozolimscy nie mogli się tego podjąć. Dlatego koszty odbudowy wziął na siebie cesarz bizantyjski Konstantyn IX Monomachus. Odbudowa miała miejsce w latach 1042-1048, ale nie osiągnięto już poprzednich rozmiarów i splendoru. Odbudowano jedynie Triportyk z Golgotą i Anastasis oraz siedzibę biskupa po północnej stronie Anastasis.
15 lipca 1099 Jerozolima została zdobyta przez krzyżowców, którzy dokonali poważnych rekonstrukcji Bazyliki i nadali jej kształt, który zachowuje do dnia dzisiejszego. Wtedy Golgota została wkomponowana w całość zabudowy. Kalwaria wznosi się ponad poziomem Bazyliki i prowadzą do niej schody. Obecnie podzielona jest pomiędzy łacinników i Greków ortodoksyjnych, którzy posiadają część północną, obejmującą miejsce, na którym stał krzyż Chrystusa. Część łacińska nosi nazwę Kaplicy Ukrzyżowania, w niej umieszczone są dziesiąta, jedenasta i trzynasta stacje Drogi Krzyżowej; część grecka nazywa się Kaplicą Kalwarii i tam rozważamy treść dwunastej stacji Drogi Krzyżowej.
Ołtarz w Kaplicy Ukrzyżowania wykonany został z posrebrzanego brązu i jest dziełem o. Domenico Portigiani, dominikanina z klasztoru św. Marka we Florencji, który wykonał go w roku 1588 na życzenie wielkiego księcia Toskanii Ferdynanda de Medici. Nad ołtarzem znajduje się mozaika przedstawiająca przybicie do krzyża. Kaplica Kalwarii należy do Greków ortodoksyjnych i ma właściwy dla nich wystrój zewnętrzny, charakteryzujący się między innymi dużą ilością lamp. Wierni także zapalają wiele świec. Najważniejszym jednak elementem tej kaplicy jest widoczna skała, w której umieszczony był Krzyż, na którym dokonało się zbawienie świata. Nad skałą umieszczony jest grecki ołtarz w stylu wschodnim, a za nim przedstawione są postacie Ukrzyżowanego, Maryi i św. Jana. Między kolumienkami, na których opiera się ołtarz znajduje się okrągła srebrna płyta, wskazująca miejsce zatknięcia krzyża. W centrum tej płyty jest otwór, pozwalający na włożenie ręki i dotknięcie skały. W tym miejscu wierni oddają hołd Chrystusowi, za nas umęczonemu, wchodzą na klęczkach pod ołtarz, ze czcią całują znajdującą się tam płytę i w pobożnym skupieniu dotykają skały.
Miejscem, przy którym rozważamy treść trzynastej stacji Drogi Krzyżowej, jest mały ołtarz, który znajduje się w środku pomiędzy ołtarzami związanymi z jedenastą i dwunastą stacją. Stojąc pod łukiem oddzielającym dwie kaplice, łacińską i grecką, należy do łacinników i odprawia się na nim katolickie Msze święte. Ołtarz ten przylega do skały, na której stał krzyż Chrystusa i przy nim także widocznej. Podstawę ołtarza stanowi ozdobna, zaprojektowana przez Morteta, krata z emblematami męki Chrystusa i Jego słowami, wypowiedzianymi na krzyżu. W gablocie nad mensą ołtarzową znajduje się figura Matki Bożej Bolesnej, której serce przeszyte jest mieczem według zapowiedzi Symeona.
Figura umieszczona jest za szybą, wykonana została z drewna w wieku szesnastym i ofiarowana przez królową Marię I z portugalskiej dynastii Braganza w 1778 roku. W gablocie obok postaci Matki Bolesnej znajdują się liczne wota. Między innymi jest tam ryngraf generała Władysława Sikorskiego i żołnierzy polskich, którzy w czasie drugiej wojny światowej przez Ziemię Świętą szli do wolnej Ojczyzny.
Stając w tym miejscu w rozważaniu zdjęcia ciała Jezusowego z krzyża, zwracamy uwagę przede wszystkim na postać Jego Matki, która przyjęła na swoje łono martwe ciało swojego Syna. Rozważanie zaś przygotowania do pogrzebu wiąże się raczej z innym miejscem w bazylice Grobu Bożego, które już znajduje się poza wzniesieniem Kalwarii. Miejscem tym jest kamień namaszczenia. Znajduje się on na poziomie Bazyliki na wprost wejścia, które do niej prowadzi. Kamień ten upamiętnia obrzęd namaszczenia ciała Jezusowego przed jego złożeniem do grobu. Jest bardzo prawdopodobne, że po zdjęciu ciała Jezusa z krzyża i złożeniu go na łonie Matki, uczniowie znieśli je ze wzniesienia, na którym stał krzyż i na bardziej płaskim terenie dokonali namaszczenia i obwiązania Ciała w prześcieradła, zachowując przy tych czynnościach żydowskie zwyczaje grzebalne. Kamień w tym miejscu pojawia się po raz pierwszy w XII wieku, to znaczy w czasach krzyżowców, a obecny pochodzi z 1810 roku. Szczególną czcią otaczają ten Kamień prawosławni.
Przejdziemy już do ostatniego miejsca związanego z Męką Chrystusa. Jego martwe ciało zostało złożone do grobu. W ogrodzie, który był na miejscu nie eksploatowanego już kilkadziesiąt lat kamieniołomu, znajdowały się grobowce, gdyż wysokie ściany skalne pozwalały na ich wykuwanie. Wśród innych był tam także nowy grób Józefa z Arymatei, jednego z uczniów Jezusa, który zatroszczył się o pochowanie ciała Nauczyciela z Nazaretu. Typowy grobowiec składał się z dwu komór, właściwej komory grobowej, w której składano zmarłego lub zmarłych, jeżeli był to grobowiec zbiorowy, oraz z przedsionka. Otwór prowadzący do wnętrza komór zasuwano okrągłym kamieniem, który przesuwał się w specjalnie przygotowanym wyżłobieniu skalnym, dlatego w Ewangelii czytamy o zatoczeniu kamienia. Miejsce położenia zwłok mogło mieć albo postać jamy w formie pieca, do której wsuwano ciało, albo była to półka skalna, nad którą rozciągało się sklepienie w kształcie łuku. W pierwszym przypadku mówimy o grobowcu piecowym, w drugim o tak zwanym „arcosolium . Grób, do którego złożono martwe ciało Jezusa przeznaczony był dla jednego zmarłego i wykonany był w kształcie „arcosolium”.
Grób Boży w Jerozolimie.
Ostatnie badania ujawniły części grobowca z czasów Jezusa. „Święta skała”, na której leżało ciało Chrystusa, jest przykryta późniejszymi płytami. Ołtarz zawiera część kamienia, o którym mówi się, że anioł zrzucił go z grobu Jezusa.
Gdy w czasach Konstantyna Wielkiego odwróciła się karta historii, odsłonięty Grób Chrystusa został oddzielony z ławy skalnej w siodle Garebu, w której się znajdował. Tak wyizolowany fragment skalny z grotami komór grobowych znalazł się w środku obszernej przestrzeni, na której wzniesiono potężną rotundę, zwaną Anastasis, co po grecku oznacza „zmartwychwstanie”. Oczywiście ta chęć uczczenia miejsca świętego zupełnie zmieniła jego topografię i zatarła autentyczny wygląd całego otoczenia. Grób w ogrodzie stał się centralnym miejscem w monumentalnej budowli Bazyliki. Sytuację tę można porównać do umieszczenia czczonego fragmentu kości jakiegoś świętego w ozdobnym relikwiarzu. Bazylika stała się takim relikwiarzem dla wyodrębnionego ze swego otoczenia Grobu Chrystusa, podobnie jak stało się to ze skałą Golgoty.
Zasadniczy zarys rotundy, którą dziś oglądamy pochodzi z czasów krzyżowców, choć można byłoby wyliczać liczne rekonstrukcje, jakie miały miejsce w ciągu wieków. Były one konieczne z powodu nieszczęść, jakie nawiedzały to miejsce. Największe spustoszenie dokonane zostało przez Hakema, który burząc Bazylikę w roku 1009, zburzył także Grób, naruszając bardzo poważnie także skałę. Odbudowane miejsce święte w czasach krzyżowców otrzymało wspaniały romański wystrój. To romańskie piękno Grobu zostało zniszczone przez pożar w roku 1808, po którym nastąpiła nieszczęśliwie prowadzona odbudowa przez Greka Kominosa. Bazylika ucierpiała również w czasie trzęsienia ziemi w 1927 roku. Po długich staraniach z okazji Roku Świętego 2000, 2 stycznia 1997 roku została odsłonięta odnowiona kopuła nad rotundą.
Wyodrębnienie grobu z całego masywu skalnego zniszczyło pierwotny przedsionek i pozostawiło jedynie właściwą komorę grobową w otoczce autentycznej skały, którą tylko zewnętrznie zretuszowano. Wchodząc zatem obecnie do zabudowania Grobu, jesteśmy na autentycznym miejscu, spotykamy się z całą chrześcijańską tradycją pustego Grobu Chrystusa i miejscem czczonym jako wielką świętość, choć poszczególne elementy wystroju odtwarzają jedynie to, co tu było pierwotnie. Starają się jednak czynić to bardzo wiernie.
Grób Boży w Jerozolimie.
Obecny kościół, dedykowany w 1149 roku, datuje się na erę krzyżowców, choć część jest starsza.
Kaplica Grobu Chrystusa zbudowana została na planie prostokąta o długości 8,30m i szerokości 5,90 m. Taka sama jest wysokość kaplicy. Ściany zewnętrzne ozdobione są szesnastoma pilastrami i zwieńczone balustradą zbudowaną z kolumienek. Przy ścianach stoją rusztowania spinające zabudowanie. Na kaplicy umieszczona jest kopuła w stylu rosyjskim.
Przy przedniej Ścianie znajduje się wiele lamp, a nad wejściem umieszczone są trzy obrazy zmartwychwstałego Chrystusa. Każdy z nich należy do jednego z trzech wyznań chrześcijańskich, które współgospodarują w tym świętym miejscu według rozkładu czasu wyznaczonego przez tak zwany „Status quo”. Współwłaścicielami Grobu są łacinnicy (reprezentowani przez franciszkanów), Grecy ortodoksyjni i ortodoksyjni Ormianie. Z tyłu kaplicy Grobu jest dobudowana kaplica koptyjska, tak samo poświęcona tajemnicy Zmartwychwstania. Grób bowiem jest grobem pustym, a więc nie tyle odnosi się do tajemnicy złożenia Jezusa do grobu, choć tego nie pomijamy, ale przede wszystkim proklamuje Zmartwychwstanie. Oprócz trzech obrazów, które odnoszą się do poszczególnych wyznań, przed kaplicą znajdują się potrójne pary większych i mniejszych kandelabrów, znów według trzech odłamów chrześcijaństwa.
Do wnętrza prowadzi bramka drewniana o dwu skrzydłach ze złoconymi fryzami i arabeskami. Pozostaje ona zasadniczo stale otwarta za wyjątkiem czasu, kiedy sprawowanie liturgii przewiduje jej zamknięcie. Wewnątrz znajdują się dwa pomieszczenia, pierwszym jest przedsionek zwany kaplicą Anioła. Z kaplicy wąskie przejście o wysokości 1,33 m prowadzi do komory grobowej. Wchodząc do niej, trzeba się pochylić, wymusza to wysokość przejścia, ale jest bardzo wymowne, gdyż tajemnica tego miejsca wymaga, aby człowiek się przed nią skłonił. Wiara nakazuje nam skłon i rzuca nas na kolana przed marmurową ławą, która przypomina skalną półkę, na której złożono ciało Chrystusa za nas umęczone. Komora grobowa ma wymiary 2,07 m na 1,93 m, a ława marmurowa 2,02 m na 93 cm oraz 66 cm wysokości.
Podążając śladami Męki Chrystusa, doszliśmy do tajemnicy Jego Zmartwychwstania. W Bazylice znajdują się wyodrębnione miejsca, w których czci się tajemnicę ukazania się Chrystusa swojej Matce, a także spotkania z Marią Magdaleną, która stała się apostołką apostołów, gdyż otrzymała od Chrystusa nakaz zawiadomienia ich o Zmartwychwstaniu Pana. Spotkanie Chrystusa Zmartwychwstałego z Marią Magdaleną jest opisane w Ewangelii, o spotkaniu z Matką Ewangelie milczą, ale istnieje stara tradycja, zapisana w apokryfach, która potwierdza wiarę w zaistnienie takiego spotkania jeszcze przed innymi. Kaplica ukazania się Chrystusa Maryi należy do franciszkanów i znajduje się w niej Najświętszy Sakrament.
Tradycja strojenia Grobu Pańskiego istnieje od średniowiecza. W XVIII w. zwyczaj ten zanikł prawie w całej Europie. Zachował się tylko na terenie Austrii, Węgier, południowych Niemiec i Polski oraz na obszarach dawnej Rzeczypospolitej: Litwie, Białorusi i Ukrainie..
W Europie pierwsze wzmianki o Grobie Pańskim wiążą się ze św. Ulrykiem, biskupem Augsburga w X wieku. Po odprawieniu nabożeństwa chował on Najświętszy Sakrament do skrytki za ołtarzem i przysłaniał kamieniem.
We wczesnym średniowieczu Najświętszy Sakrament był zanoszony po liturgii eucharystycznej na przechowanie do zakrystii lub bocznej kaplicy. Z tego zwyczaju wywodzi się procesja do kaplicy adoracji w Wielki Czwartek.
W późniejszym okresie średniowiecza wystawianie Grobu Pańskiego w Wielki Piątek, do którego chowano krzyż a wystawiano leżącą figurę Jezusa, rozpowszechnił się w całej Europie w okresie średniowiecza, a nowego impulsu dlań przyniosły krucjaty. Dostarczały one wielu inspiracji artystycznych w sensie dekoracji, bądź wręcz starano się budować repliki grobu z jerozolimskiej Bazyliki Bożego Grobu. Zwyczaj wystawiania Grobu Pańskiego nie przyjął się, a nawet został zanegowany w Kościołach protestanckich. Ewangelicy nie praktykują adoracji Grobów Pańskich, ani nie biorą udziału w drogach krzyżowych.
Od połowy XVII w., pojawia się w Polsce zwyczaj wystawiania honorowych wart przy grobie Chrystusa w świątyni, w co angażowały się różne formacje wojskowe lub parawojskowe. Na przykład w Warszawie za czasów Augusta III straże grobowe składały się z drabantów królowej i oddziałów artylerii konnej, a w innych miastach i miasteczkach – z oddziałów wojskowych różnych rodzajów broni, w paradnych mundurach.
Od czasów Karola Wielkiego niemal w całej Europie trwał paraliturgiczny obrzęd składania pod kamienną płytą grobową samego krzyża lub Chrystusa w postaci eucharystycznej. W niektórych kościołach składano w ten sposób krzyż, a w jego centrum puszkę z Najświętszym Sakramentem. Hostię w monstrancji nad wyobrażeniem grobu Chrystusa po raz pierwszy wystawiono w kościele jezuitów w Monachium. Dopiero w epoce baroku wprowadzono dodatkowo figurę zmartwychwstałego Jezusa przykrytego całunem.
Na zakończenie liturgii Wielkiego Piątku do przygotowanego wcześniej Grobu Bożego zanoszono w procesji krzyż (w XV wieku), później krzyż i monstrancję z Najświętszym Sakramentem (w XVI w.).
Warto przy tej okazji przypomnieć, że istnieją rozbieżności w Ewangeliach, co do dokładnej daty śmierci Jezusa. Ewangelie synoptyczne lokalizują Mękę Jezusa, na piątek 15 nissana, pierwszego miesiąca z kalendarza żydowskiego Nisan (נִיסָן) przypadającego między marcem a kwietniem, a Ewangelia św. Jana datuje Ukrzyżowanie Jezusa na piątek 14 nissana. W Kościołach Wschodnich obliczenia daty Wielkanocy dokonywane są na podstawie kalendarza juliańskiego.
W Ewangeliach istnieją także rozbieżności, co do opisu Zmartwychwstania. Wszyscy ewangeliści opowiadają o tym pustym grobie, ale nie ma zgodności, co do obecnych przy tym osób. Wg. Mateusza (28:1) były tam Maria z Magdali i druga Maria. Wg Marka, (16:1) Maria z Magdali, Maria, matka Jakuba i Salome. Wg Łukasza, (24:10) Maria z Magdali, Joanna i Maria Jakubowa. Wg Jana (20:1) Maria z Magdali Była sama. Nie zmienia to jednak wymowy samego faktu Zmartwychwstania, co więcej przypomina o oczekiwaniu na Paruzję, czyli drugie przyjście Jezusa, które wyznaczy koniec świata.
Tradycję adoracji Grobu Pańskiego upowszechniał w Polsce szczególnie zakon bożogrobców. Groby nabrały dekoracyjności dopiero w okresie baroku i reformacji. Umieszczano przy nich skały, kamienie, stawiano warty, np. żołnierzy czy przedstawicieli różnych warstw społecznych. W Polsce groby były często wyrazem trudnego i bolesnego doświadczenia. W różnych okresach historycznych starano się wprowadzać do symbolicznych grobów aktualne motywy, związane z sytuacją kraju. W czasach rozbiorów, okupacji niemieckiej oraz stanu wojennego ustrojony grób odzwierciedlał najbardziej aktualne przeżycia narodu polskiego. Stały się miejscem manifestowania uczuć i wiary w to, że Polska, podobnie jak Chrystus, zmartwychwstanie.
W XIX wieku rozpowszechnił się na ziemiach polskich zwyczaj, że „na Groby Pańskie” chodziło się całymi rodzinami, wraz ze znajomymi. Najbardziej popularne to było w Krakowie i Warszawie. Były kolejki, by wejść do kościoła i zobaczyć grób, warstwy bogate chodziły po południu, a ubogie wieczorem.
Modnym zwyczajem stało się kwestowanie przy Grobie Pańskim przez dostojne, eleganckie panie z bogatych rodzin. Jednak prawo do zbierania datków miały tylko osoby wydelegowane przez Kościół czy bractwa, a żebracy stali poza kościołem.
Tradycja Grobów Pańskich połączonych z wątkami patriotycznymi ożyła w okresie PRL, gdzie w przestrzeni świątyni można było przekazać wiele treści, do których wizualizacji gdzie indziej nie dopuściłaby reżimowa cenzura.
"Mors et vita duello conflixere mirando; dux vitae mortuus, regnat vivus"
(łacińska Sekwencja wielkanocna Victimae paschali).
Pan Życia umarł, a teraz króluje zwycięski nad śmiercią, źródło wiecznego życia dla wszystkich wierzących.
Groby Pańskie w przedwojennej Warszawie
Zdjęcia: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Co robili w Wielką Sobotę Apostołowie, gdzie przebywali? Na to pytanie nie jest łatwo odpowiedzieć. WIemy, że czuwali w modlitwie, ale i niepewności tego co się stanie. Nie mogli jeszcze wówczas w pełni rozumieć zapowiedzi Zmartwychwstania. Była jednak osoba żyjąca wiele, wiele lat później, której zdarzenia tamtego dnia ukazały się z pełną ostrością. To Bł. Anna Katarzyna Emmerich niemiecka mistyczka, stygmatyczka i wizjonerka która opisała życie Pana Jezusa w książce „Żywot i bolesna męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi”. Na podstawie jej wizji, spisanych przez niemieckiego pisarza Klemensa Brentano, Mel Gibson nakręcił słynny film "Pasja".
Powróćmy więc to tamtej soboty. Z wizji mistyczki dowiadujemy się, że Apostołowie czuwali na modlitwie razem z Najświętszą Maryją Panną. Byli przygnębieni, smutni, ale mimo wszystko czuwali.
„Cały szabat przepędzili tak w cichości, modląc się na przemian pod lampą, lub pogrążając się w żałosnych rozpamiętywaniach. Od czasu do czasu przybywał ktoś ze znajomych, więc wpuszczano go ostrożnie i ze łzami rozmawiano o zaszłych wypadkach. Względem Jana zachowywali się wszyscy z mimowolnym szacunkiem; zawstydzało ich to, że jeden tylko miał na tyle odwagi, by nie opuścić Jezusa przy śmierci. Jan zaś, jak zawsze życzliwy był dla wszystkich, serdeczny i współczujący. Z niewinnością i prostotą dziecięcia ustępował każdemu pierwszeństwa; widziałam ich też raz spożywających posiłek. Siedzieli tak cicho przy zamkniętych drzwiach, nigdzie nie śmiejąc wyjść. Święte niewiasty także siedziały aż do wieczora w swej sali, pozamykawszy drzwi i pozasłaniawszy okna; ciemności rozświecał blask lampy, wiszącej w środku. Niewiasty już to zbierały się pod lampą w koło Najświętszej Panny na modlitwę wspólną, to znowu usuwały się każda do swej sypialni, i tam otuliwszy się w okrycia żałobne, albo na znak żałoby kładły się do płaskich skrzyń, wysypanych popiołem, albo też modliły się, ukląkłszy twarzą do ściany. Potem znowu zdejmowały okrycia żałobne i szły do sali na wspólną modlitwę. Słabsze posilały się nieco przez dzień inne pościły ściśle. Tak zeszedł im cały dzień. Ilekroć w widzeniu zwróciłam mój wzrok tutaj, zawsze widziałam je albo zebrane pod lampą na wspólną modlitwę, albo w odosobnionych celkach pogrążone w żałobie. Widok świętej Dziewicy przywodził mi na myśl drogiego Zbawiciela, więc zaraz nasuwał mi się przed oczy grób Jego, a przy nim siedmiu żołnierzy ze straży, umieszczonych naprzeciw wejścia. Tuż u wejścia do groty, w rowie ją otaczającym, stał Kassius, cichy, skupiony, nie oddalając się ani na chwilę ze swego stanowiska. Drzwi grobu były wciąż zamknięte i przywalone kamieniem, ale poprzez nie widziałam zwłoki Zbawiciela tak, jak je złożono, otoczone jasnym blaskiem; dwaj Aniołowie stali przy świętym Ciele, oddając mu cześć”.
W sobotę wieczorem, Pan Jezus objawił się Najświętszej Maryi Pannie. W Piśmie świętym Ewangeliści o tym nie wspominają. Choć mamy świadomość, że w życiu Maryi było wiele tajemnic, „które chowała w swoim sercu”.
„Po szabacie Jan, Piotr i Jakub Starszy zeszli się kolejno do sali niewiast, by wspólnie z nimi oddać się żalowi i nieco je pocieszyć. Wnet jednak odeszli, a niewiasty jeszcze raz wróciły do swych celek, wysypanych popiołem i otuliwszy się w okrycia żałobne, pogrążyły się w modlitwie. Wtem pojawił się Najświętszej Pannie anioł z poleceniem, by wyszła do furtki Nikodema, bo zbliża się Pan. Radość napełniła serce Maryi. Nie wspominając nic innym niewiastom, otuliła się płaszczem i pospieszyła do furtki w murach, którą wychodziło się do ogrodu Józefa. Była może dziewiąta godzina wieczorem. Najświętsza Panna szła spiesznie we wskazanym kierunku, gdy wtem już w pobliżu furtki zatrzymała się nagle i z zachwyceniem radosnym zaczęła spoglądać w górę ku wysokim murom miejskim. Spostrzegła, bowiem jak powietrzem płynęła ku niej świetlista Najświętsza dusza Jezusa, bez żadnego śladu ran, otoczona licznym orszakiem dusz praojców. Jezus, zwróciwszy się ku Patriarchom, wskazał na Najświętszą Pannę i rzekł: „Oto Maryja, Matka Moja!" Po czym, jak mi się zdawało, uścisnął Ją i zniknął. Najświętsza Panna upadła na kolana, całując w uniesieniu miejsce, na którym Jezus co dopiero stał. (…) Z pociechą niezmierną w sercu, powróciła Maryja do niewiast i zastała je zajęte przy stole przygotowywaniem maści i ziół wonnych. Nie wspominała im nic o tym, co zaszło, tylko tym goręcej, pocieszała je i umacniała we wierze”.
Dzięki bł. Annie Katarzynie poznajemy Kassiusa, rzymskiego żołnierza, który również był świadkiem Zmartwychwstania Pana Jezusa.
„Koło Grobu Świętego cicho było i spokojnie. Strażnicy, w liczbie siedmiu, stali lub siedzieli naprzeciw groty i po bokach. Kassius stał przez dzień cały w rowie u wejścia, rzadko i to tylko na chwilę opuszczając swe stanowisko. I teraz był sam znowu, pogrążony w rozmyślaniu i oczekiwaniu czegoś niezwykłego, bo już łaska Boża go oświeciła, dając mu poznać wiele nieznanych, tajemnych rzeczy. Było to w nocy; kagańce ustawione przed grotą, oświecały w koło mrok jaskrawym blaskiem. W grobie spoczywało Najświętsze Ciało, zawinięte tak, jak je złożono. Światło otaczało zwłoki, a w głowach i w nogach grobu stali dwaj aniołowie, pogrążeni w cichym uwielbieniu. Ubrani byli mi kształt kapłanów, zaś cała ich postawa i ręce, skrzyżowane na piersiach, przypominały mi żywo Cherubinów nad Arką, tylko że ci nie mieli skrzydeł. Cały obrzęd pogrzebowy i grób Zbawiciela przywodziły mi na myśl Arkę Przymierza. Kassius za łaską Bożą musiał widzieć to światło, otaczające zwłoki Jezusa, jak też przeczuwać obecność aniołów i dlatego stał tak wpatrzony w zamknięty grób, jak ktoś, kto uwielbia Najświętszy Sakrament”.
Chrystus Zmartwychwstał! Prawdziwie Zmartwychwstał! Bł. Anna Katarzyna opisuje ze szczegółami ten największy w dziejach historii wszechświata cud. Dzięki opisowi jej wizji możemy również być świadkami Zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa!
„Nadeszła wreszcie chwila tak uroczysta dla całego świata, chwila zmartwychwstania naszego Zbawiciela. Ujrzałam Najświętszą Duszę Jezusa, unoszącą się nad grotą między dwoma Aniołami z hufców wojowniczych, otoczoną zastępem zjawisk świetlanych. Przeniknąwszy skałę, opuściła się dusza na święte zwłoki i pochyliwszy się niejako nad nimi, stopiła się z nimi w jedną całość. W tej chwili widać było przez przykrycia, że członki się poruszają, a oto z boku, z pośród całunów, ukazało się jasne, żywe ciało Pana, z duszą i z Bóstwem złączone (…)Teraz znowu ujrzałam Zbawiciela w chwale świetlistej, jak przeniknąwszy skaliste sklepienie, uniósł się ponad grotę. Ziemia zadrżała w posadach, a równocześnie spłynął z nieba na grób, jak błyskawica anioł w postaci wojownika, odwalił kamień na prawą stronę i usiadł na nim. Wstrząsy ziemi było tak silne, że aż kaganki zachwiały się, migocąc żywym płomieniem. Strażnicy, ogłuszeni, padli na ziemię, zesztywniani, i pokurczeni, leżeli jak martwi. Kassius widział wprawdzie blask wkoło świętego grobu, widział, jak anioł odwalił kamień i usiadł na nim, ale nie widział samego zmartwychwstałego Zbawiciela. Oprzytomniawszy szybko, przystąpił do grobu i dotknął rękami próżnych już całunów, potem pozostał jeszcze chwilę w pobliżu, pragnąc gorąco być świadkiem jakiego nowego, cudownego zjawiska. W tej samej chwili, gdy ziemia zadrżała i anioł spuścił się z nieba, pojawił się już Jezus Matce Swój najświętszej obok Kalwarii. Piękny był nad wyraz i majestatyczny, a blask bił od Niego. Okrywała Go na kształt szerokiego płaszcza suknia fałdzista, koloru blado niebieskiego, połyskująca podobnie jak dym w świetle słonecznym. (…) Na rękach i nogach znać było błyszcząco rany tak rozwarte, że np. w rany u rąk można było włożyć palec. (…) Tak stanął Jezus przed Swą Matką, otoczony duszami praojców; te ostatnie oddały pokłon Najświętszej Pannie, a Jezus mówił coś do Niej o widzeniu powtórnym i pokazał Jej swe rany. Maryja pochyliła się ku ziemi, by ucałować stopy Jego, a wtedy Jezus ujął Ją za rękę, podniósł Ją i zaraz zniknął.""
Anna Katarzyna Emmerich urodziła się 8 września 1774 roku niedaleko miasta Koesfeld, w Westfalii. O wesołym usposobieniu, ale zamknięta w sobie. Pierwsze spotkania z Bogiem, zwłaszcza życie sakramentalne, przeżywa bardzo głęboko.
Mając 12 lat, Katarzyna zaczyna samodzielne życie, podejmując służbę u spowinowaconego z rodziną gospodarza. W wieku 24 lat podczas modlitwy w Koesfeld zobaczyła Chrystusa przynoszącego jej dwa wieńce: z kwiatów i z cierni. Od tej pory nosi dyskretną przepaskę na głowie, by ukryć ślady cierpień. W roku 1802 wstępuje do klasztoru augustianek w Dülmen. Nawroty dziwnych, nie do zdiagnozowania chorób i cierpień, przeplatały się obowiązkami życia zakonnego. Niestety, wskutek polityki religijnej jej klasztor ulega kasacie w roku 1811. Katarzyna została służącą u ks. Lamberta, który opiekował się nią i służył kierownictwem duchowym. Pod koniec grudnia 1812 roku Anna Katarzyna otrzymuje stygmaty.
Sensacja zrodzona wokół pasyjnej mistyczki ściąga liczne pielgrzymki. Wśród odwiedzających był wybitny poeta włoskiego pochodzenia - Klemens Brentano, który spisał jej wizje. Cierpień dopełniają wielokrotne badania w miejscowym komisariacie prowadzone przez rzekomych naukowców, mające zdemaskować oszustwo.
Przez 11 lat karmiła się jedynie codzienną Komunią św. i wodą. Zmarła w 1824 roku. Św. Jan Paweł II beatyfikował ją 3 października 2004 roku.
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jest najważniejszym dogmatem wiary chrześcijańskiej. Potwierdzeniem tego wszystkiego, czego nauczał Chrystus, a przede wszystkim Jego boskości. Pierwszy Kościół dyskutował nad wieloma kwestiami związanymi z nauką Pana Jezusa, nigdy jednak nie kwestionował samego faktu Zmartwychwstania, który był zawsze oczywisty i niepodważalny.
Nikt nie widział cudu zmartwychwstania i nie był jego świadkiem. Gdy czyta się ewangeliczne opisy wydarzeń wielkanocnych, uderza konkretny zapis faktów, brak objaśnień, komentarzy, czy głębszych analiz. Żaden z 4 Ewangelistów nie podaje opisu momentu samego zmartwychwstania. Relacje dotyczą odkrycia pustego grobu. Natomiast, co należy podkreślić wszystkie 4 Ewangelie są zgodne, że pierwszymi świadkami pustego grobu, były kobiety, uczennice Pana Jezusa. Wszystkie, cztery - wymieniają Marię Magdalenę, która gdy wczesnym rankiem przychodzi do grobowca, zastaje otwarty grób.
Natychmiast biegnie do Piotra i Jana i dzieli się z nimi swoimi przypuszczeniami, że ktoś wykradł ciało Pana Jezusa. Widok otwartego grobu nie wzbudza w niej iskierki nadziei. Jest przerażona, bo sądzi, że doszło do jakiejś kolejnej wielkiej niegodziwości. Zaalarmowani przez nią uczniowie szybko biegną do grobu. Choć Jan przybywa pierwszy, czeka na Piotra, z racji jego pierwszeństwa wśród apostołów. Piotr wchodzi do grobowca i znajduje oczywiste dowody na zmartwychwstanie Jezusa. Jan również nie ma żadnych wątpliwości. Gdyby zwłoki wykradziono, zabrano by je razem z płótnami. A gdyby nawet ktoś zadał sobie trud ich rozwinięcia to kilkumetrowe prześcieradła leżałyby w nieładzie. Tymczasem były one ciasno zwinięte w kokon, jakby Ciało Pana Jezusa z nich wyparowało.
Gdy Jan Ewangelista opisywał wskrzeszonego Łazarza wychodzącego z grobu mającego nogi i ręce przewiązane opaskami oraz twarz owiniętą chustą, potrzebna była pomoc innych, aby mógł się z nich wyplątać i samodzielnie chodzić! Jezus jakby reanimował Łazarza. A w poranek wielkanocny sytuacja była zupełnie inna. Zwinięte płótna pozostają nietknięte. Nikodem – nawrócony faryzeusz, człowiek zamożny, nie pożałował przecież wonności i ziół, gdy zabezpieczał ciało Jezusa. Gdyby materiał się rozwinął, wszystkie te zioła byłyby wokół porozsypywane.
A może Chrystus nie umarł na krzyżu tylko zemdlał i pochowano Go żywcem? A potem obudził się, wyszedł z grobu i ukazał się uczniom, którzy w szoku uznali Go za zmartwychwstałego? Ale to przecież niemożliwe, żeby w stanie skrajnego wyczerpania przeżył w wilgotnym grobie bez wody i jedzenia i żadnej pomocy? No i czy miałby siłę zerwać z siebie owijające Go ciasno płótna, odepchnąć ciężki kamień zamykający grób, pokonać rzymskie straże i iść na przebitych gwoździami - nogach kilka kilometrów? Nie. To niemożliwe. No, ale gdyby nawet ocknął się i jakimś sposobem wydostał z płócien, porozwijałby je, to one leżałyby w nieładzie gdzieś obok.
To właśnie przekonało pierwszych świadków, którzy weszli do pustego grobu! Nie tylko pusty grób, ale płótna, które nie były porozrzucane, a mocno zwinięte, tak jakby ciało z nich po prostu się ulotniło, a prześcieradła pozostały zwinięte jakby w sztywny kokon!
Papież Benedykt XVI w swojej książce „Jezus z Nazaretu” napisał:
„Co się tam wydarzyło? Widać wyraźnie, że świadkom, którzy spotkali się ze Zmartwychwstałym, nie było łatwo o tym mówić. Stali wobec – rzeczywistości dla nich samych zupełnie nowej, wykraczającej poza horyzont ich doświadczeń”.
Zmartwychwstanie Chrystusa jest fundamentalną prawdą naszej wiary, jak mówi Święty Paweł (por. 1 Kor 15, 13-14). „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara” (1 Kor 15, 17).
Według nauki Kościoła Zmartwychwstanie jest przejściem Chrystusa, wraz z duszą i ciałem, od śmierci do innego życia poza czasem i przestrzenią (por. KKK 646). Cielesność Jezusa Zmartwychwstałego to cielesność uwielbiona. Jego ciało jest to samo, ale nie takie samo. Jest tym samym ciałem, które zawisło na krzyżu, ze śladami gwoździ i włóczni, ale nie takim samym, gdyż przekracza prawa natury (por. KKK 645). Potwierdzają to świadectwa Ewangelistów, którzy piszą np., że Jezus po zmartwychwstaniu wszedł do pomieszczenia mimo zamkniętych drzwi (por. J 20, 26).
Zmartwychwstanie Chrystusa nie jest powrotem do życia ziemskiego, jak wskrzeszenie Łazarza, które, choć jest wydarzeniem cudownym, stanowi powrót do normalnego życia na ziemi. Wskrzeszony Łazarz przeżył znów jakiś czas, ale ponownie umarł. Chrystus „nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych” (Mk 12, 27).
Zmartwychwstanie jest wydarzeniem rzeczywistym i tajemniczym zarazem. Jego rzeczywistość potwierdza pusty grób i świadectwa uczniów. Pomimo braku bezpośrednich świadków faktu Zmartwychwstania, istniało głębokie i niezłomne przekonanie pierwszej gminy chrześcijańskiej o tym, że grób, w którym złożono ciało Jezusa, okazał się pusty. Dla współczesnego człowieka – człowieka obrazu, przekazów telewizyjnych i internetowych – te argumenty wydają się niewystarczające. Dlaczego strażnicy czuwający przy grobie przegapili tak nadzwyczajny fakt i nie zdali z niego szczegółowej relacji? Wszystko dlatego, że samo wydarzenie, a tym bardziej jego istota – przejście ze śmierci do życia – były nieuchwytne dla ludzkich zmysłów. W tajemniczy dla nas sposób Chrystus powstał z martwych, opuścił grób, w którym złożono Jego ciało. „Fakt ten był zadziwiający dla ludzi, którzy się znaleźli wobec czegoś, co ich przerastało” (św. Jan Paweł II).
Zmartwychwstanie Jezusa jest rzeczywistością nadprzyrodzoną, która stanowi podstawę nadziei na powszechne zmartwychwstanie i życie wieczne. Otwiera człowiekowi dostęp do nowego życia. Jest zasadą i źródłem naszego przyszłego zmartwychwstania. Biblia potwierdza to w wielu miejscach: „Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15, 20). „Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim” (1 Tes 4,14).
Najstarsze świadectwo wiary w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa pochodzi od św. Pawła i stanowi fundament naszej wiary. Możemy je odnaleźć w Biblii a dokładnie w Pierwszym Liście do Koryntian:
„Przekazałem wam na początku to co przejąłem; że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Później ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi” (1 Kor15:3-8).
Radosną nowinę o zmartwychwstaniu Jezusa przekazali nam również Ewangeliści. Ewangelie Nowego Testamentu podają jako prawdę oczywistą, że trzeciego dnia po swojej śmierci na krzyżu „Pan rzeczywiście zmartwychwstał” (Łk 24:34) tak jak wiele razy zapowiadał.
Niedziela Wielkanocna z mszą świętą rezurekcyjną, odprawianą o świcie dla uczczenia Zmartwychwstania Chrystusa, jest największym świętem w całym roku liturgicznym. Uroczystość świąt Zmartwychwstania Pańskiego, określanych jako Święta Wielkanocne, odznaczają się szczególną radością, ponieważ zmartwychwstanie Chrystusa jest symbolem Jego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią, w którym chrześcijanie uczestniczą.
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego jest pierwszym i najdawniejszym świętem w Kościele katolickim, obchodzonym już w czasach apostolskich. Symbolicznym tego wyrazem jest świętowanie przez chrześcijan niedzieli jako Dies Dominica (Dzień Pański) co uwydatnia słowiańska nazwa niedzieli jako Woskriesienije (Zmartwychwstanie).
Jak podają historycy Kościoła, pierwsza wzmianka o mszy św. rezurekcyjnej pochodzi z X w., była ona odprawiona w Augsburgu w Niemczech. Obrzęd wywodzi się z misteriów średniowiecznych, a na jego rozszerzenie wpłynęli prawdopodobnie bożogrobowcy (miechowici).
W chrześcijaństwie wprawdzie każda niedziela jest pamiątką zmartwychwstania Chrystusa, ale Niedziela Zmartwychwstania jest z nich najbardziej uroczysta.
Niedziela Wielkanocna w obrządku rzymskim rozpoczyna się już w sobotę po zapadnięciu nocy.
Poprzedzający Wielkanoc tydzień, stanowiący okres wspominania najważniejszych dla wiary chrześcijańskiej wydarzeń, nazywany jest Wielkim Tygodniem. Ostatnie trzy doby tego tygodnia: Wielki Czwartek (wieczór), Wielki Piątek, Wielka Sobota i Niedziela Zmartwychwstania znane są jako Triduum Paschalne (Triduum Paschale).
Niedziela wielkanocna rozpoczyna się już w sobotę po zachodzie słońca. Rozpoczyna ją Wigilia Paschalna, podczas której zapala się paschał – wielką woskową świecę, która symbolizuje zmartwychwstałego Chrystusa. Jest to również ostatni dzień Triduum Paschalnego, liczonego według kalendarza żydowskiego od wieczora Wielkiego Czwartku do wieczornych nieszporów w Niedzielę. Świętowanie Wielkanocy rozciąga się na kolejne osiem dni – oktawę wielkanocną, a szerzej na cały Okres wielkanocny, trwający 50 dni, a którego zakończeniem jest dzień pięćdziesiątnicy – Niedziela Zesłania Ducha Świętego. W 40. dniu (czwartek) obchodzona jest uroczystość Wniebowstąpienia Pana Jezusa. W tym okresie używa się w liturgii białego koloru szat liturgicznych.
Podczas soboru nicejskiego w 325 roku ustalono, że będzie się ją obchodzić w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca. Ta skomplikowana zasada jest w istocie przełożeniem na solarny w swej naturze kalendarz juliański konkretnej daty 14 nisan z religijnego kalendarza hebrajskiego, który jest kalendarzem lunarno-solarnym. Data 14 nisan wyznacza w kalendarzu hebrajskim początek święta Paschy, wokół którego działy się wydarzenia zbawcze. Wielkanoc jest więc świętem ruchomym: może wypaść najwcześniej 22 marca, zaś najpóźniej 25 kwietnia. Z datą Wielkanocy powiązany jest termin większości ruchomych świąt ogólnochrześcijańskich i katolickich, m.in.: Środa Popielcowa, wielki post, Triduum Paschalne, Wniebowstąpienie Pańskie, Zesłanie Ducha Świętego, Boże Ciało i inne. Po wprowadzeniu kalendarza gregoriańskiego znów pojawiły się odmienności: w prawosławiu Wielkanoc obchodzi się bowiem zgodnie z kalendarzem juliańskim.
Pius X próbował ustalić stałą datę Wielkanocy. W 1913 r. został rozesłany do biskupów stosowny kwestionariusz. Większość odpowiedzi była przychylna proponowanej zmianie, jednak 9 grudnia tego samego roku projekt oprotestowała Kongregacja Rytów, argumentując, że groziłoby to „naturalizacją wielkiego wydarzenia, jakim było Zmartwychwstanie Chrystusa”
Ostatnio niektóre środowiska chrześcijańskie postulują ustanowienie Wielkanocy, jako święta niezależnego od faz księżyca. Między innymi proponuje się obchodzenie Wielkanocy zawsze w drugą niedzielę kwietnia, czyli od 8 do 14. Inna opcja to propozycja utrzymywania siedmiu niedziel pomiędzy Świętem Trzech Króli a Środą Popielcową. Daje ona również termin od 8 do 14 kwietnia w roku zwykłym, a w przestępnym od 7 do 13.
Własny sposób ustalania daty Wielkanocy stosowano we wczesnym średniowieczu w Kościele iroszkockim i Kościele starobrytyjskim.
W kościołach zachodnich Wielkanoc przypada w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca (tzw. paschalna pełnia Księżyca), przypadającej po 21 marca. Oznacza to, że Wielkanoc wypada pomiędzy 22 marca a 25 kwietnia (włącznie). Daty kościelnej pełni Księżyca zostały wyznaczone i stabelaryzowane w czasie Soboru Nicejskiego w 325 roku n.e. Kościelna pełnia Księżyca różni się od astronomicznej.
Z obchodami świąt wielkanocnych związanych jest wiele zwyczajów ludowych (z których część wywodzi się ze starosłowiańskiego święta Jarego): śniadanie wielkanocne, pisanki, Święconka, śmigus-dyngus, dziady śmigustne, Rękawka, Emaus, walatka, z kurkiem po dyngusie, Siuda Baba, wieszanie Judasza, pogrzeb żuru i śledzia, pucheroki, przywołówki, palma wielkanocna, Jezusek Palmowy i Śmiergust.
Do XVIII wieku msze rezurekcyjne odprawiane były o północy, potem świętowano rezurekcję rano (resurrectio łac. oznacza zmartwychwstanie). Do dnia dzisiejszego w wielu parafiach msze rezurekcyjne są odprawiane o poranku. Zapowiada ją uroczyste bicie w dzwony, głoszące, że Chrystus zmartwychwstał. Jednocześnie słychać kanonadę ze strzelb, petard, armatek i moździerzy, a cały ten harmider ma budzić świat do życia. W niektórych parafiach rezurekcja rozpoczyna się po Liturgii Światła w Wigilię Paschalną.
Mszę poprzedza uroczysta procesja z Najświętszym Sakramentem. Rozpoczyna się przy znajdującym się w kościele symbolicznym Grobie Pańskim, przy którym ksiądz śpiewem oznajmia zmartwychwstanie Chrystusa. Następnie, niosąc monstrancję z Hostią kapłan prowadzi procesję dookoła kościoła, przy którym dawniej tradycyjnie usytuowany był cmentarz, aby również zmarłym ogłosić zmartwychwstanie. W procesji niesiona jest również figura Chrystusa Zmartwychwstałego. Na początku mszy wznoszony jest okrzyk radości Alleluja (z hebr. Chwalajcie Jahwe), będący przyśpiewem w pieśniach wielkanocnych. Oznaką radości są również używane w okresie wielkanocnym pozdrowienia: Chrystus zmartwychwstał z odpowiedzią: Zmartwychwstał prawdziwie lub Prawdziwie powstał”.
W polskim zwyczaju, po porannej rezurekcji rodzina zasiada do uroczystego śniadania wielkanocnego, które rozpoczyna się składaniem życzeń i dzieleniem się święconką z koszyczka. Na stołach znajdują się jajka, wędliny, wielkanocne baby i mazurki. Stoły zdobione są bukietami z bazi i pierwszych wiosennych kwiatów. W niektórych regionach, np. na Śląsku, rodzice chowali w domu lub w ogrodzie koszyczki ze słodyczami, prezenty od wielkanocnego zajączka, na poszukiwanie których wyruszały dzieci.
Odkrycia archeologiczne potwierdzają, że Ewangelie nie mylą się, pisząc o osobach i miejscach związanych z męką i śmiercią Jezusa. Wiemy, gdzie był Ogród Getsemani. Znamy wzgórze Golgota: niewielki, 11-metrowy pagórek, w czasach Jezusa będący kamieniołomem, w którego skałach drążono grobowce. Archeolodzy odnaleźli pusty grobowiec, który uczniowie Jezusa otaczali zapewne szczególną opieką. Tu aż do 66 r. spotykali się na spotkaniach liturgicznych. W II w. cesarz Hadrian wybudował w tym miejscu świątynie pogańskie, zburzone dwa wieki później przez cesarza Konstantyna, który postawił nad grobem Chrystusa bazylikę. To właśnie podczas tamtych prac Euzebiusz z Cezarei pisał: „Dokopaliśmy się do grobu zmartwychwstania Jezusa”.
Potwierdzają również istnienie postaci znanych z kart Ewangelii. Znaleziono groby Kajfasza oraz Aleksandra, syna Szymona, Cyrenejczyka, monety, które kazał wybijać Piłat. Informacje o rzymskim sposobie krzyżowania potwierdzają znalezione szczątki młodego mężczyzny, który, podobnie jak Jezus, zginął na krzyżu.
Bezspornym jest również, że chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się w błyskawicznym tempie: Rzym, Syria, Mezopotamia. Z setek wiernych szybko zrobiły się tysiące i dziesiątki tysięcy. Wiara w zmartwychwstanie i jego konsekwencje dla wszystkich całkowicie odmieniło bieg historii. Opróćz skutków duchowych czy metafizycznych miało też czysto materialne i polityczne. Takie procesy społeczne muszą mieć mocne podstawy.
Ateiści przekonują, że zmartwychwstanie – podobnie jak inne wydarzenia nadprzyrodzone – z logicznego punktu widzenia po prostu nie mogło mieć miejsca. A jednak nie tylko chrześcijanie poruszali temat zmartwychwstania. O tych wydarzeniach pisał Flawiusz i Pliniusz Mniejszy. Obaj nie byli zwolennikami nowego ruchu religijnego, jakim w tych czasach było chrześcijaństwo, dlatego ich wypowiedzi w szczególny sposób potwierdzają ewangeliczne doniesienia.
Podstawową kwestią jest fakt istnienia historycznej postaci Jezusa. Źródła piśmienne dowodzące istnienia Jezusa to m.in. teksty historyków rzymskich i żydowskich, literatura rabiniczna oraz przekazy antychrześcijańskich komentatorów z początków nowej religii.
Pierwszym niechrześcijańskim autorem piszącym o Jezusie jest żydowski historyk Józef Flawiusz (Josef ben Matityahu), twórca napisanych ok. 93 roku naszej ery historii judaizmu, słynnych Dawnych dziejów Izraela (Starożytności żydowskich). W tekście traktatu pojawia się wiele postaci z Nowego Testamentu, w tym Jezus, Jan Chrzciciel oraz „brat” Jezusa Jakub.
Oto fragment historii Flawiusza:
W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Żydów, jako też pogan. On to był Chrystusem. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów, Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy. I odtąd, aż po dzień dzisiejszy, istnieje społeczność chrześcijan, którzy od niego otrzymali tę nazwę (Księga osiemnasta, III, 3).
Powyższy akapit wzbudza jednak kontrowersje – uczeni przyznają, że autor czyni wzmiankę o Jezusie, jednak podejrzewają, że przepisujący tekst pisarz-chrześcijanin zmienił nieco jego treść, tak aby ukazać postać Jezusa w pozytywnym świetle.
Kolejny akapit, w którym Józef wspomina Jezusa i Jego „brata” Jakuba, stanowi mocny dowód życia Jezusa:
Festus już nie żył, a Albinus wyjechał; więc [Ananiasz] zwołał Sanhedryn i stawił przed sądem Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem, oraz kilku innych. Oskarżył ich onaruszenie prawa i skazał na ukamienowanie (Księga dwudziesta, IX, 1).
Dodowów na ukrzyżowanie Jezusa uczeni upatrują z kolei w tekście rzymskiego historyka Tacyta. W swoich Rocznikach tak opisuje on śmierć Jezusa z rozkazu Poncjusza Piłata:
Aby zniweczyć hałaśliwe wieści, Neron podsunął winnych i na najbardziej wyszukane kary oddał tych, których ludność jako znienawidzonych z powodu ich zbrodni nazywa chrześcijanami. Twórca tej nazwy Chrystus za rządów Tyberiusza został przez prokuratora Poncjusza Piłata skazany [na śmierć]. Stłumiony wówczas zgubny zabobon znowu wybuchał i to nie tylko w Judei, źródle owego zła, lecz także w Mieście [Rzymie], dokąd wszystko, co wstrętne i hańbiące przybywa i praktykuje się. I tak aresztowano najpierw wszystkich, którzy przyznali się do winy, później zaś tych, o których oni powiedzieli, i tak oskarżono całe rzesze – nie tyle o przestępstwo podpalenia Miasta, a o nienawiść do ludzkości.
Teksty rzymskiego namiestnika w Azji Mniejszej, Pliniusza Młodszego, pokazują, że pierwsi chrześcijanie czcili Jezusa jak Boga. Oto co autor zawarł w swoim tekście po przesłuchaniach chrześcijan:
Chrześcijanie mieli zwyczaj zbierać się w oznaczonym dniu przed świtaniem i wygłaszać hymn Chrystusowi jakoby Bogu, że następnie wzajemnie się przysięgą zobowiązywali nie tyle, by knuć jakąś zbrodnię, lecz by nie popełniać kradzieży, rozboju, cudzołóstw, by dotrzymywać słowa i zwracać depozyty na żądanie (Listy 10, 96).
Pogański autor Lukian z Samosaty, choć szydził z chrześcijan, uznawał sam fakt istnienia Jezusa:
Do dziś czczą jak wiadomo tamtego wielkiego Człowieka, ukrzyżowanego w Palestynie za to, że wprowadził między ludzi te nowe obrzędy. […] Żywią bowiem ci nieszczęśliwi przekonanie, że po wsze czasy będą nieśmiertelni i że ich życie trwać będzie na wieki. Dlatego też lekceważą śmierć i wielu z nich dobrowolnie się na nią wydaje. Nadto pierwszy prawodawca wzbudził w nich przekonanie, że wszyscy nawzajem są braćmi, z chwilą, gdy się nawrócą, wyprą bogów helleńskich, uczczą tego ukrzyżowanego mędrca i będą pędzić życiewedle jegopraw. Do wszystkiego więc odnoszą się z równym lekceważeniem i wszystko uważają za wspólne dobro (Lukian, Śmierć Peregrinosa).
Żyjący w II w. grecki filozof Celsus, choć wypowiadał się krytycznie o chrześcijaństwie, także uznawał Jezusa za postać historyczną. Twierdził jednak, że wszelkie cuda Chrystusa były niczym innym, jak tylko czarami:
O światło i prawdo! Oto otwarcie mówi o tym, własnym głosem, jak sami byliście tego świadkami, że staną pośród was inni, czyniący podobne cuda, a którzy są ludźmi wszetecznymi i uprawiają czary; cuda takie czyni także szatan. Tak oto sam Jezus nie zaprzecza, że dzieła te nie wszystkie od Boga pochodzą, lecz że są dziełami ludzi nieprawych, a będąc przynaglany siłą prawdy, nie tylko obnażył niecne knowania innych, ale sam siebie oskarżył o ich stosowanie. Czyż nie jest więc żałosnym rozumowanie, że jedne z tych dzieł pochodzą od Boga, a inne rezultatem czarów? Dlaczegoż to inni, a nie on sam, mają być z przyczyny tych dzieł uważani za nieprawych – wszak on sam świadczy przeciw samemu sobie! Sam przecież przyznał, że nie są to dzieła boskie, a oszustwa jedynie, przez nikczemnych ludzi uczynione.
Wiele tekstów klasycznego piśmiennictwa rabinicznego (w szczególności Talmud babiloński) wzmiankuje postać Jezusa. Podsumowując te odniesienia w literaturze żydowskiej, historyk Joseph Klausner, autor książki Jesus of Nazareth, pisze:
Istnieją wiarygodne teorie odnośnie tego, że nazywał się Jeszua (Jezus) z Nazaretu; że uprawiał czary (to jest czynił cuda, co było w owych czasach na porządku dziennym) i zwodził, i odciągał Izrael od Boga; szydził ze słów mędrców i wyjaśniał Pisma w ten sam sposób, co faryzeusze; miał pięciu uczniów; mówił, że nie przyszedł zmienić Prawa czy uzupełnić je; został powieszony na belce drewnianej (ukrzyżowany) jako fałszywy autorytet i wichrzyciel w wigilię Paschy (która przypadała w sobotę); jego zaś uczniowie uzdrawiali z chorób w jego imię (Joseph Klausner, Jesus of Nazareth, s. 44)
Do dzisiaj przetrwały dowody materialne łączone ze śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. Są to „Chusta z Manopello”, „Chusta z Oviedo” i „Całun Turyński”.
„Całun Turyński” to lniana tkanina o długości 4 m i 36 cm, w które owinięto ciało Jezusa. Prowadzone przez ponad sto lat przez naukowców żmudne badania „Całunu Turyńskiego” wskazują na jego autentyczność. To jakby „klisza fotograficzna" męki, śmierci i zmartwychwstania. Badania naukowe stwierdzają, że odbicie na „Całunie” dokonało się na skutek obecności prawdziwego, ukrzyżowanego Ciała, które zostawiło na nim odbicie w fotograficznym negatywie, natomiast plamy Krwi są w pozytywie. Takiego wizerunku nie był w stanie dokonać żaden fałszerz. Odbicie to nie zostało namalowane pędzlem lub inną techniką i nie jest dziełem człowieka. Nie ma na nim śladu kierunkowości, jak to jest w przypadku każdego obrazu czy rysunku. Jedynym twórcą tego wstrząsającego fotograficznego negatywu jest martwe Ciało ukrzyżowanego Człowieka, Żyda z I wieku, którego ukrzyżowali rzymscy żołnierze – dokładnie w taki sposób, jak to opisują Ewangelie.
W Hiszpanii, w katedrze w Oviedo przechowywana jest okrwawiona tkanina o wymiarach 84 x 53 cm. Według tradycji jest to sudaroum, w które owinięto głowę Jezusa. Ten kawałek materiału przykrywał twarz dorosłego człowieka przeciętnego wzrostu. Mężczyzna nosił brodę i długie włosy związane na karku. W dolnych partiach potylicy znajdowały się liczne rany spowodowane bardzo ostrymi przedmiotami. Rany te krwawiły godzinę przed zetknięciem się z chustą. Usta mężczyzny były zamknięte, jego nos złamany i przesunięty na prawo. Zanim został owinięty chustą, prawie cała jego głowa, ramiona oraz część pleców pokryte były krwią. Po nastąpieniu śmierci, zwłoki przez około godzinę znajdowały się w pozycji pionowej. Prawe ramię było wygięte do góry, głowa pochylona o siedemdziesiąt stopni do przodu i dwadzieścia stopni na prawą stronę. W pozycji tej znajdował się, kiedy na głowie położono mu po raz pierwszy chustę. W końcu zmarły został ułożony poziomo, twarzą do góry i niesiony był nie dłużej niż pięć do dziesięciu minut. Po przybyciu na miejsce zdjęto chustę z twarzy zmarłego. Na koniec zetknęła się ona ze śladami mirry i aloesu. Ta relikwia znajduje się w katedrze w mieście Oviedo w Hiszpanii.
Świadkiem zmartwychwstania była prawdopodobnie przechowywana we włoskim miasteczku Manopello - „Chusta z Manopello”, tkanina o rozmiarach 17 cm na 24 cm, nazywana „Volto Santo”, czyli „Święte Oblicze”. Odbite oblicze Chrystusa ma na niej otwarte oczy. Przedstawia w przeciwieństwie do „Całunu Turyńskiego” żywą osobę.
Na tych trzech płótnach na „Chuście z Manopello”, „Chuście z Oviedo” i „Całunie Turyńskim” - układ ran pokrywa się, krew ma tę samą grupę AB i znajdują się tam te same pyłki roślinne z I wieku n.e. Jednak wiarę w autentyczność tych relikwii Kościół pozostawia wierzącym.
W klasztorze na Świętym Krzyżu w Górach Świętokrzyskich od 1306 roku znajduje się fragment drzewa, na którym miał umrzeć Jezus. Historia tej relikwii zaczyna się 300 lat po ukrzyżowaniu Jezusa.
W tamtym czasie do Jerozolimy przybyła matka cesarza rzymskiego Konstantyna, cesarzowa Helena, późniejsza święta. Chciała przeprowadzić wykopaliska w pobliżu miejsca ukrzyżowania Jezusa Chrystusa. Stąd w historii nazywa się ją pierwszą "archeolożką".
Było to możliwe z powodu żydowskich wierzeń, które uznawały przedmioty zakrwawione za rytualnie nieczyste. Dlatego nie można było użyć ich ponownie, a po każdym ukrzyżowaniu gwoździe oraz krzyże wrzucano do dołów i zasypywano. W jednej z podobnych studni, niedaleko Golgoty Helena miała odnaleźć trzy drewniane krzyże, na jednym z nich znajdowała się tabliczka opisana w Ewangeliach, z zapisaną "zbrodnią" Jezusa. To właśnie dzięki temu św. Helena zdołała zidentyfikować relikwię.
Krzyż został następnie podzielony na trzy części i wysłany w różne strony imperium. Z czasem od większych fragmentów odrywano mniejsze i stąd po świecie rozsianych jest wiele podobnych relikwii. Znajdują się m.in.w Paryżu, Rzymie i Brukseli. Ale także, o czym niewielu wie, w kościołach w Opolu i Katowicach.
Było to za panowania Bolesława Chrobrego. Król zaprosił do Polski królewicza węgierskiego Emeryka. Młodzieniec, jak to było w zwyczaju, przed daleką podróżą poprosił ojca - Stefana, króla Węgier — o błogosławieństwo. Król na pożegnanie zawiesił na szyi syna oprawione w złoto relikwie Krzyża Świętego.
Po długiej podróży Emeryk wraz z orszakiem, powiększonym od granic kraju o świtę Bolesławową, dotarł do dworu myśliwskiego Chrobrego w Kielcach. Tu nastąpiło spotkanie z polskim królem, który na cześć krewniaka urządził polowanie. Była to w owych czasach ulubiona zabawa panujących. Ruszono więc na łowy w bory łysogórskie, obfitujące w grubego zwierza. Dziesiątki wojów, setki naganiaczy i sfory ogarów ruszyły w knieję. W puszczy słychać było granie rogów i ujadanie psów.
Emeryk z kilkoma rycerzami podążał ku najwyższym górom. Nagle wśród gęstwiny leśnej zauważył niezwykłej wielkości jelenia i popędził za nim. Zwierzę, ratując się przed pogonią, kluczyło w gęstwinie leśnej, usiłując zgubić myśliwego, który zapamiętale je ścigał. W tej gonitwie w ostępach leśnych królewicz oddalił się znacznie od swojej drużyny. Pogoń trwała już długo i zmęczenie dawało się, we znaki Emerykowi i jego rumakowi. W pewnej chwili jeleń wpadł w gęste zarośla. Jego rozłożyste rogi zaplątały się w gałęziach. Tracił siły, bezskutecznie próbując wydostać się z pułapki. Królewicz uradował się wielce. Opłaciła się długa pogoń. Przez chwilę podziwiał ogromne zwierzę. Wyszarpnął z kołczana strzałę, napiął cięciwę łuku i wycelował. Nagle jeleń odwrócił łeb w stronę myśliwego. Emeryk ze zdziwieniem zobaczył świetlisty krzyż między wieńcami rogów. Na moment oślepiło go. Wstrzymał strzałę, a wtedy zwierzę znikło jak zjawa w podnoszących się już wieczornych oparach.
Królewicz, nie wiedząc w którą stronę się udać, aby spotkać ludzi króla Bolesława, zaczął trwożnie rozglądać się wokół. Zadął w róg, by przywołać myśliwych, ale odpowiedzią było tylko echo. Daremnie ponawiał nawoływania.
Dzień miał się ku końcowi. W puszczy robiło się coraz mroczniej. Zagubiony, utrudzony wielce i głodny królewicz zsiadł z konia, żeby wypocząć. Niespodziewanie rozwidniło się od potężnego blasku i przed młodzieńcem zjawił się anioł. Emeryk, zaskoczony ukazaniem się wysłannika niebios, przeżegnał się znakiem krzyża. Anioł przemówił: -Nie bój się Emeryku, jedź ze mną a dotrzesz do ludzi, którzy udzielą ci pomocy. Tam jednak pozostaw to, co masz ze sobą najdroższego. Prowadzony przez przewodnika dotarł Emeryk wreszcie, już w całkowitej ciemności, do drewnianego klasztoru na szczycie góry. Anioł znikł tak samo nagle, jak się pojawił. Mnisi, których zaszczycił gość tak niezwykły, zaopiekowali się strudzonym przybyszem.
Emeryk nie zapomniał o zaleceniu anioła, otrzymanym w głuszy leśnej. Postanowił zostawić w skromnym klasztorze złoty relikwiarz, darowany przez ojca. Po kilku dniach ponownie udał się na Łysą Górę, tym razem z biskupem krakowskim Lambertem, któremu przekazał ten cenny dar. Ruszyła procesja okolicznych mieszkańców i zakonników do modrzewiowej kaplicy, wystawionej przez Dąbrówkę, gdzie biskup złożył relikwie, oddając je pod opiekę najstarszemu z zakonników.
Bolesław Chrobry, ucieszony podarunkiem siostrzeńca, wybudował godny takiej relikwii kościół wraz z klasztorem, sprowadził dwunastu benedyktynów z Monte Cassino i ofiarował im kilka pobliskich wiosek. Relikwiarz Emeryka do dzisiaj przechowywany jest w świątyni.
Wzgórze, gdzie wznosiły się zabudowania klasztorne, nazwano Świętym Krzyżem, a góry wokół — Świętokrzyskimi.
Symbolem benedyktynów łysogórskich jest podwójny krzyż złoty, którego wyższe ramię jest krótsze od dolnego. Krzyż taki, niezależnie od określeń heraldycznych nosi też nazwę "krzyża arcybiskupiego", "krzyża patriarchalnego", a od XVII wieku "krzyża jerozolimskiego" i jest nierozłącznie związany z kultem i symboliką relikwii Drzewa Krzyża Świętego. Ksiądz Michał Nowodworski, nazywa go też karawaką (od miasta Caravaca w Hiszpanii w prowincji Murcja). Tam bowiem szczególnie czczono podwójny krzyż i od XVI w. Obnoszono go w procesjach w czasie zarazy. Jeszcze dziś akcje zwalczania epidemii sygnuje się karawaką. Różnym od niego krzyżem jest lotaryński, którego ramię zewnętrzne, czyli wyższe, jest dłuższe od ramienia wewnętrznego.
Do Europy "krzyż patriarchalny" dotarł z Bizancjum w formie relikwiarzy, tak zwanych staurotek, których większa ilość powstała w Konstantynopolu za panowania cesarza Manuela I Komnena (1143-1180). Jego kult dla relikwii Drzewa Krzyża Św. był powszechnie znany. Znalazły się one jako dary na Rusi i Węgrzech, gdzie w roku 1169 otrzymał relikwiarz król Bela III (1172-1193) z okazji małżeństwa z Anną z Antiochii, poprzez które stawał się król węgierski szwagrem cesarza. Wprowadził on podwójny krzyż, ten symbol państwowy Bizancjum, na swoją pieczęć, a stąd do herbu Węgier, gdzie istnieje do dzisiaj. Podobnie na Słowacji, która od 1031 roku do 1918 należała do królestwa Węgier, podwójny krzyż jest obecnie głównym elementem w godle herbu tego państwa.
Do Polski stauroteki dotarły z Rusi i Węgier. Interesujący nas relikwiarz, przywiózł najprawdopodobniej do Krakowa król Węgier Stefan V w 1270 roku, gdzie posłużył do umocnienia układu zawartego przez króla Węgier z księciem krakowsko-sandomierskim Bolesławem Wstydliwym. Chodziło o uzyskanie poparcia ze strony księcia polskiego, w toczonym wówczas sporze pomiędzy Arpadami i Przemyślidami o spadek po austriackich Babenbergach, których ostatni przedstawiciel Fryderyk Bitny zginął w 1246 roku w zwycięskiej dla siebie bitwie.
Relikwiarz pozostał w Krakowie, skąd w latach 1306-1308 został przekazany benedyktynom łysogórskim przez Władysława Łokietka. Od tego momentu rozpoczyna się w Polsce kult Drzewa Krzyża Świętego. Wysunął on klasztor świętokrzyski, fundację księcia Bolesława III Krzywoustego i komesa Wojsława z lat 1135- 1138, na pierwsze miejsce wśród klasztorów polskich. Szczególną pozycję zdobył klasztor łysogórski za panowania króla Władysława Jagiełły, który otoczył klasztor szczególną opieką, wprowadzając podwójny krzyż patriarchalny do heraldyki jagiellońskiej, jako swój osobisty herb. Nie bez znaczenia dla tego wyniesienia klasztoru był fakt, że ówczesny wybitny opat świętokrzyski Mikołaj Drozdek był spowiednikiem króla. W planach Władysława Jagiełły, benedyktyni świętokrzyscy mieli prowadzić chrystianizację na Rusi.
Autentyczności relikwii nie da się zweryfikować współcześnie dostępnymi metodami naukowymi.
Według tradycji chrześcijańskiej całun turyński to płótno, w które został po śmierci owinięty Jezus Chrystus. Pozostały na nim ślady krwi i rzekomy wizerunek Mesjasza. Kościół nie ma jednoznacznego stanowiska odnośnie tej relikwii. Całun to kawałek płótna o wymiarach 437 cm na 113 cm. Przedstawia wizerunek nagiego mężczyzny z brodą i długimi włosami. Widać na nim rany takie jak wg Ewangelii miał Jezus.
Całun Turyński jest uważany za jedną z największych relikwii chrześcijaństwa. Przechowywany najpierw w Jerozolimie, potem przez paręset lat w Bizancjum, wystawiony po raz pierwszy na widok publiczny we Francji w 1357 roku, ostatecznie w XVII wieku trafił do Włoch. Zdaniem wierzących właśnie w to płótno owinięty został Chrystus po swojej śmierci na krzyżu i w nim złożony do grobu.
Całun Turyński obecnie przechowywany jest w królewskiej kaplicy katedry w Turynie. Ma 4 m 36 cm długości i 1 m 10 cm szerokości. Na połowie podłużnej materii widać odbicie postaci nagiego mężczyzny, słusznego wzrostu, mocno zbudowanego. Na drugiej połowie odbicie tego samego człowieka z tyłu.
Na tle Całunu, który z upływem czasu przybrał barwę kości słoniowej, rysuje się twarz z sowimi oczyma, bez wyrazu, nieomal groteskowa. Postać pokrywają liczne plamy i ślady rozmaitego kształtu, ciemniejsze i bledsze, mniejsze i większe, koloru brązowawego, jaki po wielu latach przybierają plamy po krwi.
Pierwszym człowiekiem, który otrzymał zgodę króla włoskiego i arcybiskupa Turynu na sfotografowanie słynnego Całunu był Secondo Pia. 28 maja 1898 Secondo Pia przystąpił do obróbki zdjęć wykonanych w turyńskiej katedrze. I doznał największego wstrząsu w swoim życiu. Zaczęło się przed nim wyłaniać oblicze Chrystusa, zupełnie inne niż to, które oglądał gołym okiem na całunie. Zamknięte oczy, rysy i najdrobniejsze szczegóły oddane niesłychanie realistycznie, jak na zdjęciu fotograficznym. Twarz pełna cierpienia i majestatu, jakiej włoski fotograf nie oglądał na płótnach największych mistrzów malarstwa. Secondo Pia zrozumiał w tym momencie, że wizerunek oglądany dotychczas na całunie jest negatywem, który w tajemniczy sposób powstał w ciemni skalnego grobu, do którego złożono ciało Jezusa. A teraz, po dziewiętnastu wiekach, w jego ciemni fotograficznej, obraz ten wyłania się jako pozytyw i tak naprawdę ogląda zdjęcie ukrzyżowanego.
To niezwykłe odkrycie nie przyniosło włoskiemu fotografowi szczęścia. Obiegło prasę całego świata jako sensacja stulecia i wywołało fale wątpliwości i podejrzeń. Pia oskarżony został o dokonanie retuszu i fałszerstwa. Bronić się nie mógł. Całun tylko przez 8 dni był wystawiony na widok publiczny i spoczął z powrotem w srebrnej skrzyni.
Sześć miesięcy później francuski ksiądz katolicki wystąpił z tezą, że wizerunek na całunie jest fałszerstwem i malowidłem typowym dla XIV w., kiedy to relikwie mnożyły się w sposób, który na pewno trudno byłoby nazwać cudem. Ale sprawa Całunu Turyńskiego i jego prawdziwości nie dawała ludziom spokoju. 4 lata później pracę nad płótnem rozpoczęła grupa uczonych na Sorbonie.
W 1902 roku Yves Delage, prof. anatomii porównawczej, zdeklarowany ateista, znany z awersji do wszystkiego co miało posmak metafizyczny, wygłosił w auli uniwersyteckiej odczyt, który zakończył kategorycznym stwierdzeniem: "Proszę panów, człowiek utrwalony na całunie jest Chrystusem". Reakcja świata nauki na rewelację francuskiego uczonego była zdecydowanie wroga. Uznano, że jego konkluzja dyskredytuje go jako uczonego.
Całun został wystawiony ponownie na widok publiczny w roku 1931. Wtedy dokonano 12 zdjęć i powiększeń, które wydobyły na jaw nowe szczegóły. Fotograf robił i wywoływał zdjęcia przy świadkach. Sporządzono notarialnie poświadczony protokół. Od tego czasu całun stał się przedmiotem badań całej rzeszy uczonych; katolików, protestantów, ateistów, archeologów, lekarzy, biologów, historyków a nawet kryminologów. Dokonywano różnych eksperymentów, łącznie z wieszaniem ludzi na pasach skórzanych na krzyżu, przebijano gwoździami amputowane ręce i nogi, przebijano bok i badano okoliczności, w jakich woda gromadzi się w płucach przed skonaniem i po śmierci.
W związku z szerokimi badaniami Całunu Turyńskiego, których celem jest potwierdzenie lub zaprzeczenie jego autentyczności powstała nawet odrębna nauka – syndonologia od słowa "sindon" czyli prześcieradło, użytego w greckim, najstarszym tłumaczeniu Ewangelii. I kongres syndonologów odbył się w Rzymie, w 1950 roku. Dziewiętnaście lat później eksperci ze specjalnej komisji powołanej przez arcybiskupa Turynu, Michele Pellegrino wykonali, jako pierwsi, kolorowe zdjęcia całunu. W 1973 roku kolejni badacze pobrali próbki 14 nici, wyciągając je z różnych miejsc tkaniny.
W latach 70. do badań nad Całunem Turyńskim włączyli się również eksperci ze Stanów Zjednoczonych, z FBI, Agencji Atomowej. Do badań użyto ultranowoczesnych mikroskopów, aparatów fotograficznych, instrumentów służących do wykrywania fałszerstw, kamer do fotografowania ciał niebieskich i komputerów. Dr Johnson przeżywa wstrząs podobny do tego, jakiego doznał pod koniec XIX w. Secondo Pia, gdy udaje mu się przy pomocy komputera odtworzyć trójwymiarowe oblicze Chrystusa.
Nie znaleziono dowodów, aby Całun Turyński miał być fałszerstwem dotychczasowe badania wykazują zgodność, jakie tradycja i historia wiążą z całunem, czyli zgodność z tym, co przekazała nam Ewangelia i świadectwa dotyczące płótna na przestrzeni dwóch tysięcy lat.
Wciąż wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Co się działo z całunem, zanim został po raz pierwszy wystawiony na widok publiczny w roku 1357? Jakim sposobem lniane płótno mogło przetrwać w tak idealnym stanie ok. 2 tys. lat? Czy możliwe jest fałszerstwo przez owinięcie w płótno ciała ludzkiego, któremu zadano za życia lub po zgonie rany opisane w Ewangelii?
Kościół nie zajmuje oficjalnego stanowiska w toczącej się od lat dyskusji na temat autentyczności Całunu Turyńskiego, w który zgodnie z tradycją miało być owinięte ciało Jezusa po zdjęciu z krzyża. Przywołuje się natomiast słowa Jana Pawła II z 1998 roku: "Całun jest wyzwaniem dla rozumu. Od każdego człowieka, a zwłaszcza od uczonego wymaga przede wszystkim wysiłku, który pozwoli mu przyjąć z pokorą głębokie przesłanie, przemawiające do jego umysłu i dotykające jego życia".
- Kościół zatem nie posiada właściwej kompetencji, by wypowiadać się w tych sprawach. Dlatego powierza uczonym zadanie prowadzenia dalszych badań, mających na celu znalezienie odpowiedzi na pytania związane z Całunem, w który - wedle tradycji - miało być owinięte ciało naszego Odkupiciela po zdjęciu z krzyża. Kościół zachęca, by przystępować do badań nad Całunem bez żadnych uprzedzeń, by nie uznawać za pewnik niczego, co nie zostało udowodnione; wzywa, by zachowywać wewnętrzną wolność w działaniu, skrupulatnie przestrzegać zasad naukowej metodologii, a zarazem szanować wrażliwość wiernych - powiedział papież Jan Paweł II w Turynie.
Męka Pańska, Zmartwychwstanie, to sedno Świąt Wielkiej Nocy, podwaliby chrześcijaństwa, ale wokół Jezusa przewijają się postacie które niosą ze sobą dodatkowe znaczenia. Każda z nich ma do spełnienia określoną rolę. Nawet jeżeli nie zdawała sobie z tego sprawy ...
Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować. I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracając z pola właśnie przechodził, żeby niósł krzyż Jego (Mk 15, 21)
Nie chciał zostać bohaterem, nie prosił o to, został przymuszony przez rzymskich żołnierzy, ale okazał współczucie i serce, Wziął na siebie ciężar krzyża. Choć na chwilę. Tak przeszedł do historii Szymon z Cyreny pomimo, że w Ewangelii znajdujemy o nim tylko jedno zdanie.
Ale musiał być znany w Jerozolimie. Bo podane zostały istotne szczegóły: jego imię (Szymon), skąd pochodził (z Cyreny) i imiona jego synów (Aleksander i Rufus). Szymon z Cyreny, "bohater mimo woli".
W Ewangelii św. Łukasza czytamy o wydarzeniach, które rozegrały się na Golgocie tuż przed śmiercią Chrystusa: „Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samę karę ponosisz? My przecież sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju»”.
Pouczającą i przesiąkniętą duchem pedagogicznym rozmowę Zbawiciela z dwoma łotrami znają wszyscy, ale mało kto zadaje sobie pytanie, kim byli, jak się nazywali i dlaczego w ogóle zawiśli na krzyżach. Prawem zasługi łotr dobry trafił do katalogu świętych, chrześcijańskich legend, doczekał się wyznawców, świątyń i modlitw. Łotra złego, ukrzyżowanego po lewicy, spotkało wszystko co najgorsze, łącznie ze wzgardą. Jeżeli przywołuje się go przy Wielkiej Nocy, to tylko po to, aby unaocznić wiernym, jak kończą zatwardziali i pyszni grzesznicy.
Jak się nazywali? Kim byli?...
W Ewangelii Nikodema zapisano: „Wtedy nakazał Piłat, aby zasunięto zasłonę trybunału, na którym zasiadał, i mówi do Jezusa: «Lud twój zasądził cię jako króla, dlatego też rozkazałem najpierw cię ubiczować, wedle rozkazów pobożnych cesarzy, a następnie powiesić na krzyżu, w ogrodzie, w którym cię zatrzymano: dwaj łotrzy Dysmas i Gestas zostaną ukrzyżowani wraz z tobą»”.
W tradycji łotr dobry łotr po prawicy funkcjonuje jako Dyzma, Demas albo Titus i przez wieki doczekał się całkiem interesującego życiorysu. W jednej z apokryficznych ewangelii autor posunął się nawet do próby usprawiedliwienia jego niecnych uczynków, pisząc, że choć był bandytą, został do niecnego procederu przymuszony siłą. Św. Augustyn poszedł jeszcze dalej: według niego spotkanie Dyzmy z Chrystusem na Kalwarii nie było pierwszym – łotr miał bowiem uratować Świętą Rodzinę przed zbrojną bandą, gdy uciekała ona do Egiptu przed zemstą Heroda.
Za Gestasem, złym łotrem występującym też jako Gezmas albo Getas, przez tysiąclecia ciągnie się cień jego braku pokory. W widzeniu bł. Katarzyny Emmerich spełnia wszystkie warunki łobuza: „Odkupiciel wisiał, milcząc, pogrążony w ogromie strasznych cierpień, a wtem zawołał szyderczo zły łotr: «Jego diabeł odstąpił Go już». (...) A otaczający naigrywali się wciąż; znowu zawołał jeden z żołnierzy: «Pomóż sobie sam, jeśli jesteś królem żydowskim!». Wtem Jezus podniósł nieco głowę do góry i rzekł: «Ojcze! Odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią»”, po czym modlił się dalej po cichu. Szyderstwa nie ustawały, a Gezmas znowu zawołał na Jezusa: «Jeśli jesteś Chrystusem, pomóż sobie i nam!»”. Zły łotr do końca pozostał łotrem.
Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu (Mt 27, 55)
Z Galilei, a dokładnie z Nazaretu, pochodzili Matka Jezusa - Maryja i Jej mąż, opiekun Chrystusa - Józef. Tam też Jezus Chrystus spędził swoje dzieciństwo i młodość. Między Nazaretem a Jerozolimą jest około 150 km odległości. Ewangelista Mateusz zauważa, że kobiety szły za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. I oprócz żołnierzy, którzy odbywali straż przy Jezusie Ukrzyżowanym, tylko one - kobiety przypatrywały się z daleka. Ani słowa o mężczyznach. Pierwsze do grobu też przyszły kobiety: "Maria Magdalena i druga Maria" - jak czytamy w Piśmie Świętym.
Przyszły z Jezusem do Jerozolimy, aby tu świętować Paschę – pamiątkę wyzwolenia z Egiptu, z domu niewoli i zagłady. Chciały wysławiać Boga za Jego wyzwalającą moc. Spodziewały się wraz z innymi, że Jezus objawi się wreszcie w stolicy jako oczekiwany wysłannik Boga, zwycięski Mesjasz – Król. Tymczasem przyszło im uczestniczyć w Jego drodze na górę straceń i być świadkami śmierci na krzyżu.
A gdy Józef z Arymatei zdjął umęczone ciało Jezusa z krzyża, „były przy tym niewiasty, które z Nim przyszły z Galilei. Obejrzały grób i w jaki sposób zostało złożone ciało Jezusa. Po powrocie (do domu – przyp. H. W.) przygotowały wonności i olejki; lecz zgodnie z przykazaniem zachowały spoczynek szabatu” (Łk 23, 55-56).
Po szabacie, najwcześniej jak tylko mogły, „w pierwszy dzień tygodnia poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności” (Łk 24,1). Wonności, którymi chcą namaścić złożone pospiesznie do grobu ciało Nauczyciela.
Po przyjściu do ogrodu uczennice szukające Jezusa znalazły kamień odsunięty od grobu. Co więcej, usłyszały anioła, który skierował do nich nieoczekiwane orędzie: „Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie” (Mt 28, 6-7).
„Pośpiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i pobiegły oznajmić to Jego uczniom” (Mt 28, 16).
Przypomniały sobie zapewne Jego słowa: „Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Łk 24, 7). I teraz zrozumiały, że to „powstanie z martwych”, o którym On aż trzy razy mówił przed swoją męką, jest dziełem Boga, a Jezus jest prawdziwym Synem Człowieczym – zwycięskim Królem, mającym udział w majestacie i potędze Boga (por. Dn 7, 9-14).
Wszyscy ewangeliści zgodnie stwierdzają, że zmartwychwstały Jezus ukazał się im, kobietom, jako pierwszym.
„A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!». One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon” (Mt 28, 9).
Ewangeliści używają charakterystycznego zdania: „Jezus stanął przed nimi”. Przywołuje ono ich postawę pod krzyżem. Tam one „stały” przed Nim – ogołoconym i zawieszonym na drzewie śmierci. Obejmowały Go swoimi spojrzeniami, uczuciami, modlitwami i serdecznym płaczem. Teraz On jako Żyjący „stanął przed nimi” i patrzy na nie z miłością niosącą radość. Spełniają się kolejne Jego słowa: „Znowu (...) was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” (J 16, 22b).
„A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się!»” (Mt 28, 10a). I tak to Maria Magdalena i inne uczennice odważnie szukające Nauczyciela stają się pierwszymi słuchaczkami przesłania Zmartwychwstałego. Przesłania, które stało się podwaliną i sensem chrześcijaństwa.
Pod wieczór przyszedł zamożny człowiek z Arymatei, imieniem Józef, który też był uczniem Jezusa. On udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Wówczas Piłat kazał je wydać. Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale (Mt 27, 57-60)
Jak pisze św. Jan Ewangelista, Józef z Arymatei "był uczniem [Jezusa], lecz ukrytym z obawy przed Żydami" (por. J 19, 38). Żaden z Ewangelistów nie wspomina o jakichkolwiek kontaktach Józefa z Jezusem czy Jego uczniami. Arymatea była niewielkim miasteczkiem, leżącym ok. 50 km na północ od Jerozolimy.
Józef z Arymatei był członkiem Sanhedrynu, najwyższej władzy żydowskiej w zakresie spraw państwowych, prawnych i religijnych (Łk 23, 50-53; Mt 27, 57-58; Mk 15, 42-46; J 19, 38-42). Św. Łukasz stwierdza, że Józef "nie zgodził się na uchwałę i postępowanie Wysokiej Rady" (por. Łk 23, 51), polegające na prześladowaniu Jezusa. Ewangeliści Mateusz i Marek, identycznie jak św. Łukasz, stwierdzają, że Józef śmiało poprosił Piłata o ciało Jezusa, kupił płótna, zdjął ciało z krzyża i złożył w grobie, który wykuty był w skale, a przed wejście zatoczył kamień. Mateusz dodaje, że był to grób, który Józef wykuł dla siebie (por. Mt 27, 57-60; Mk 15, 42-46).
Według późnośredniowiecznej legendy o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu, arcykapłani na wieść o zmartwychwstaniu Jezusa wtrącili Józefa z Arymatei do lochu. Jezus nie zapomniał jednak oddanej Mu przysługi i po swym zmartwychwstaniu miał mu się ukazać w więzieniu, przekazując kielich, do którego według jednych Nikodem, a według innych - Józef - zebrał po zdjęciu z krzyża krew, jaka wypływała z ran Jezusa. Był to ten sam kielich, którym Jezus posługiwał się podczas Ostatniej Wieczerzy. Kielich ten, nazwany Graalem, stanowi główny wątek tej legendy. Mówi ona, że Józefa po kilku latach miał uwolnić z więzienia sam cesarz, który zabrał go do Rzymu. Potem wysłał Józefa do Anglii, gdzie kielich niebawem zaginął. Poszukiwali go rycerze króla Artura: Lancelot i Persifal.
Legenda ta posiada kilka wariantów. Według innej wersji, Józef przekazał kielich w spadku swoim synom. Przekazywany z pokolenia na pokolenie, trafił w ręce patriarchy Jerozolimy, który w 1257 r. ofiarował go królowi Anglii Henrykowi III. Inna legenda utrzymuje, że Józef razem z Łazarzem, Martą i Marią, uciekając przed prześladowaniami, dopłynęli statkiem do Marsylii, gdzie głosili Dobrą Nowinę o Jezusie. Jeszcze inna legenda ukazuje Józefa w Hiszpanii, dokąd udał się razem ze św. Jakubem Apostołem, który ustanowił go tam biskupem.
„A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu”. (J 20,1) A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa (Łk 24, 1-3)
Kamień odsunięty od grobu był dla Marii Magdaleny pierwszym znakiem mówiącym o tym, że wydarzyło się coś niezwykłego. Maria zareagowała strachem i zaczęła natychmiast działać. Dopiero później zrozumiała jak wielki cud wydarzył się w tę świętą noc Zmartwychwstania. Kamień odsunięty od grobu można nazwać kamieniem nadziei.
Głaz, który miał być dla Piłata, arcykapłanów i faryzeuszów gwarantem, że nic nie stanie się z ciałem Jezusa, został wedle opisu św. Mateusza po prostu odsunięty przez Anioła: „Albowiem Anioł Pański zstąpił z nieba, podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim” (Mt 28,2). Następnie Anioł siedząc na kamieniu objawił niewiastom radosną nowinę o tym, że Jezus powstał z martwych i żyje. Widzimy więc, że dla Bożej potęgi ten kamień był tak lekki, stał się przecież jednym ze znaków towarzyszących powstaniu Chrystusa z martwych.
Bóg nie tylko odsunął kamień grobu Jezusa, odsunął On kamień grobu ludzkości” ( S. de Diétrich, Boży plan zbawienia, Warszawa 1967).
Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi (Łk 24, 13-15).
Uczniowie z Emaus nie byli apostołami, a zatem nie należeli do grona najbliższych współpracowników Jezusa. Jednak - jak zauważa Ewangelista Marek - to im najpierw ukazał się Zmartwychwstały Chrystus, a później dopiero apostołom. Zatem doświadczyli na własnej skórze prawdziwości słów Chrystusa, wypowiedzianych podczas jego publicznej działalności, że "ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi".
Dwaj uczniowie pochodzili z Emaus i w drodze do tej wioski oddalonej 11 km od Jerozolimy spotkali Jezusa, ale dopiero na miejscu, rozpoznali Go, "gdy wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im".
Św. Łukasz pisze, że w drodze rozmawiali i rozprawiali z sobą. W oryginale greckim użyte są słowa: "kłócili się, dyskutowali namiętnie" (C. M. Martini). Są to więc ludzie zranieni w swoich nadziejach i oczekiwaniach.
Po spotkaniu przy posiłku - Eucharystii uczniowie odzyskali nadzieję. Ich życie nabiera od nowa sensu i znaczenia. W tej samej godzinie wyruszają z powrotem w tę samą uciążliwą i niechętnie przemierzoną już drogę; wracają do Jerozolimy. Wrócić do Jerozolimy, oznacza podjąć krzyż, zdecydować się na naśladowanie Jezusa w cierpieniu. Jerozolima nie budzi już w uczniach lęku ani trwogi. Jest nie tylko miejscem ukrzyżowania, ale również zmartwychwstania.
W Jerozolimie uczniowie dzielą się przeżytą radością, dają świadectwo wiary. Odnajdują wspólnotę, która przyjmuje ich do swego grona i potwierdza prawdziwość wiary. Kościół jest miejscem spotkania wszystkich uczniów Zmartwychwstałego: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w moje imię, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20). Tam, gdzie jest braterska wspólnota, gdzie jest doświadczenie Boga i radość dzielenia się tym doświadczeniem, jest obecny Duch Zmartwychwstałego Jezusa.
Obecnie istnieją trzy lokalizacje Jezusowego Emaus: Amwas, al-Qubeibeh i Abu Gosh. Wszystkie położone są od kilku do kilkudziesięciu kilometrów na zachód od Jerozolimy. Najbardziej wiarygodne wydają się dwie pierwsze.
Jezus mu rzekł: «Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Po chwili ci, którzy tam stali, podeszli i rzekli do Piotra: «Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza». Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: «Nie znam tego Człowieka». I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: «Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał (Mt 26, 34. 73-75)
W średniowieczu kogut był uważany za symbol nadziei i wiary. Przypomina wiernym o modlitwie i nawróceniu się. Kogut - symbol czujnego ptaka, przypominający o powtórnym przyjściu Chrystusa na końcu czasów, umieszczany był od IX wieku na szczycie wieży kościelnej, często w kościołach pod wezwaniem św. Piotra. Według Honoriusza z Autun kogut miał zachęcać do modlitwy wczesnym rankiem. Być może dlatego w XVII wieku poeta, epik Wacław Potocki pisał: "Czemu kurka stawiają na kościelnej bani? Żeby ludzi do modlitw budził jak najraniej".
Święta wielkanocne były ulubionymi świętami św. Jana Pawła II. Wielkiej czci do nabożeństw papież nauczył się w Polsce i celebrował ten czas w wyjątkowy sposób. Papież zawsze niecierpliwie czekał na Wielkanoc. Miał zwyczaj niejedzenia mięsa w Wielkim Poście, a w każdy piątek na tarasie swojego apartamentu samotnie odprawiał drogę krzyżową. Natomiast w Wielki Czwartek sam pisał listy do duchownych i zapraszał na obiad znajomych prałatów z Krakowa.
Wielki Piątek Jan Paweł II ojciec święty jadł tylko kostki chleba posmarowane serem, a na obiad rybę. Później przez półtorej godziny spowiadał wiernych, a następnie prowadził drogę krzyżową w Koloseum.
Co ciekawe, we Włoszech nie ma zwyczaju święcenia pokarmów. Jednak podczas wigilii paschalnej Jan Paweł II chrzcił dorosłych. Jeden z nich był tak bardzo zestresowany tym wydarzeniem, że zamiast pochylić głowę, zanurzył ją całą w chrzcielnicy. Papież wtedy popłakał się ze śmiechu.
Podczas wielkanocnego śniadania w Pałacu Apostolskim jedzono przysmaki z Polski, takie jak makowce, baranki z ciasta czy tort orzechowy.
Jan Paweł II nie był sybarytą, ale lubił suto zastawiony stół. Wolał potrawy duszone, kaloryczne i tradycyjne, zwłaszcza dania kuchni polskiej, której nigdy nie porzucił i włoskiej, którą z czasem nauczył się doceniać. Papieżowi Polakowi przez ponad 25 lat gotowały i usługiwały zakonnice Służebniczki Najświętszego Serca Jezusowego z Krakowa. Mówiono, że nikt tak jak one nie potrafi ugotować typowego polskiego bigosu, jednej z ulubionych potraw papieża. Papieskim gospodarstwem zarządzała siostra Tobiana. Podstawą papieskiego menu były ziemniaki pod wszelkimi postaciami: z mięsem, w sałatce, w pierogach, jako puree, puddingi lub ciasto. Bardzo lubił barszcz z rurą lub z uszkami, ryżu nie lubił, poza jednym daniem – risotto z grzybami i homarami. Ulubione ciasta to szarlotka, ciasto z różą, tort z migdałowej bezy z kremem waniliowym, baba wielkanocna.
Jan Paweł II alkoholu pił mało, ale umiał docenić dobre wina, zwłaszcza czerwone hiszpańskie Ribera del Duero, które co roku mu przysyłano oraz słodkie wina z Lewantu. W wigilię Bożego Narodzenia przed wieczerzą dzielono się opłatkiem, a następnie spożywano zupę migdałową lub barszcz, karpia w szarym sosie, bigos oraz ciasta, a zwłaszcza pierniki z miodem, karmelem i winem. Niestety, po zamachu, po przebytych operacjach, wraz z pogorszeniem stanu zdrowia, Jego ulubione dania zastąpiły potrawy bardzo lekkostrawne. Wspólne posiłki dla Jana Pawła II to była przede wszystkim okazja do ciekawej rozmowy.
Od miesięcy przebywali na nieludzkiej ziemi, z dala od rodzinnych domów – mimo to składając sobie świąteczne życzenia w Wielkanoc 1940 r. łudzili się jeszcze, że odzyskają wolność. Nie wiedzieli, że ich los przesądził wcześniej jeden podpis. Od decyzji Stalina o wymordowaniu polskiej elity nie było już odwołania.
To były ostatnie święta polskich żołnierzy. Po sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 r. w niewoli sowieckiej znalazło się około 250 tys. polskich jeńców, w tym ponad 10 tys. oficerów. Już 19 września 1939 r. Ławrientij Beria powołał Zarząd do Spraw Jeńców Wojennych i Internowanych przy NKWD oraz nakazał utworzenie sieci obozów.
Na początku października 1939 r. władze sowieckie zaczęły zwalniać część jeńców-szeregowców. W tym samym czasie podjęto decyzję o utworzeniu dwóch "obozów oficerskich" w Starobielsku i Kozielsku oraz obozu w Ostaszkowie, przeznaczonego dla funkcjonariuszy policji, KOP i więziennictwa.
Pod koniec lutego 1940 r. we wspomnianych obozach więziono 6 192 policjantów i funkcjonariuszy wyżej wymienionych służb oraz 8 376 oficerów. Wśród uwięzionych znajdowała się duża grupa oficerów rezerwy, powołanych do wojska w chwili wybuchu wojny. Większość z nich reprezentowała polską inteligencję - lekarze, prawnicy, nauczyciele szkolni i akademiccy, inżynierowie, literaci, dziennikarze, działacze polityczni, urzędnicy państwowi i samorządowi, ziemianie. Obok nich w obozach znaleźli się również kapelani katoliccy, prawosławni, protestanccy oraz wyznania mojżeszowego.
Decyzja o wymordowaniu polskich jeńców wojennych z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz Polaków przetrzymywanych w więzieniach NKWD na obszarze przedwojennych wschodnich województw Rzeczypospolitej zapadła na najwyższym szczeblu sowieckich władz.
Podjęło ją 5 marca 1940 r. Biuro Polityczne KC WKP(b) na podstawie pisma, które ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria skierował do Stalina. Szef NKWD, oceniając w nim, że wszyscy wymienieni Polacy "są zatwardziałymi, nierokującymi poprawy wrogami władzy sowieckiej", wnioskował o rozpatrzenie ich spraw w trybie specjalnym, "z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary - rozstrzelanie". Dodawał, że sprawy należy rozpatrzyć bez wzywania aresztowanych i bez przedstawiania zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia.
"Hurra! Pierwsze jaskółki! Dzisiaj pierwszy raz półoficjalnie zakomunikował nam kombrig, że kto ma rodziny za granicą (w państwach neutralnych), może składać w najbliższych dniach podanie do Narodnego Komissariatu Wnutriennych Dieł [NKWD] o wyjazd! Może rzeczywiście wyjaśni się nasza beznadziejna sytuacja! Wrzało dzisiaj w baraku jak w ulu" – zanotował 16 marca 1940 r. ppor. Henryk Sztekler. Jego pamiętnik odnaleziono później w katyńskim dole śmierci.
Na początku marca 1940 roku pojawiły się pogłoski o planach deportacji Polaków z obozu. Rzekomo niebawem miano odesłać ich „do dyspozycji Niemców”, państw neutralnych albo w głąb Związku Sowieckiego. „Wysyłają na Syberię, na Sołówki, bezludną wyspę, do obozów niemieckich, do Karelii do budowy dróg” – o takich plotkach krążących wśród polskich oficerów wspominają sowieckie meldunki sprzed 78 lat.
Nieświadomi sowieckich zamiarów, a mimo to ufni w lepszą przyszłość, polscy jeńcy przygotowywali się do świętowania Zmartwychwstania Pańskiego. Nie było to łatwe w warunkach obozowych. Nastała kalendarzowa wiosna, ale tęgi mróz ciągle dawał się we znaki. Sporadyczna korespondencja z domu, ocenzurowana przez sowietów z rzadka dodawała otuchy.
"Nadeszły Święta Wielkanocne – ja czuję się tak źle, że ani mnie one smucą, ani cieszą. Tak kiepsko z płucami. Kaszel, boli i kłuje w piersiach, gardło boli – nocą okropnie duszno i czasem krew z nosa idzie. Pieniędzy już dawno nie mam, tyle co na listy i znaczki. Ostatni teraz list napisałem 8 marca – duży i w nim dużo zwątpienia, nawet w to, co najwięcej kocham, to jest w moją Miłuśke. Czy wy mnie zrozumiecie kiedy? Czy wyobrażacie sobie, w jakich ja tu warunkach – gorsze i okropniejsze niż więzienie i tak ciągle w obawie o życie swoje i powrót. Boże, czy będę ja kiedy w domu, w Żurowej, czy zobaczę się z Wami?" - zanotował w Kozielsku lekarz weterynarii ppor. Julian Budzyn.
"Gdybym tu umarł, to pamiętajcie, że nie wolno Wam tu mnie zostawić – sprowadzić zwłoki i pochować w Żurowej, w ogrodzie – testament wypełnić! A Ty, Miłuś, żyj i pamiętaj, że bardzo Cię kochałem, kochałem ponad wszystko na świecie". - dokończył, jakby przeczuwając swój los.
„Smutno, otoczenie mi obrzydło. Chamstwo wiecznie o podział żarcia” – pisał w Wielki Piątek ppor. Florian Nowakowski, który nadal łudził się obietnicą wyjazdu. Gdziekolwiek, oby dalej od tego miejsca.
„Dziś minęło pół roku niewoli. Kiedy myślę, że Ty jesteś sama, szlag mnie trafia” – zanotował kpt. Marian Gąsowski, pisząc do ukochanej Marii.
"Odbył się w Kozielsku pogrzeb jednego z oficerów, 35-letniego podporucznika rezerwy z Sosnowca, co jeszcze spotęgowało atmosferę przygnębienia." zapisał w pamiętniku ppor. Włodzimierz Woyda.
"Jadę z Kozielska przez Smoleńsk w nieznane" napisał na bibule ppor. Dobiesław Jakubowicz. Włożył ją do książeczki do nabożeństwa, którą znaleziono na miejscu zbrodni trzy lata później.
Kapitan Gąsowski zapisał w dzienniku "Śniadanie zrobiliśmy sobie uroczyste, udało się nam wydostać 1 jajko, sałatkę z kartofli, kanapki ze śledziem, herbata, kompot, to było śniadanie, życzenia, łamanie jajkiem, przemówienie itd. O 12 akademia uroczysta. Smutno bez Ciebie Kochanie tak przez święta – trudno co robić Maryś moja."
"Wielkanoc. Znalazło się 1 jajko kurze i nieco poprawione jedzenie" - potwierdza w notatkach mjr. Stefan Pieńkowski. Jajko - niespotykany rarytas w obozowych warunkach.
Mniej szczęścia miały inne bloki. "Dziś 24 marca dzień pierwszy W[ielkiej] N[ocy] niczym się nie różni od dni poprzednich. Zamiast jajek św[ięconych] mieliśmy chleb i sól i tym dzieliliśmy się w drużynie. Kiełbasy i szynki, i jajek nie było, bo trudno w tym kraju dostać. Mieliśmy to zrobione z drzewa, które imitowały. Boże! Jakież to przykre" napisał ppor. Maksymilian Trzepałka.
Trafiali się też "szczęściarze". "Był doskonały boczek, pasztet i sucha kiełbasa. Objadłem się jak świnia, dawno nie jadłem tak smacznych rzeczy, szczególnie boczek był wyśmienity. Nie spodziewałem się takich świąt" - napisał mjr. Kazimierzo Szczekowski. W to wszystko to dzięki solidarnemu podzieleniu się paczką przez kpt. Zdzisława Goszczyńskiego. Jako nieliczny otrzymał ją przed świętami z domu.
"Każdy z nas myślą był przy swoich. W obozie był ruch ożywiony – wszyscy odwiedzali się wzajemnie, składając życzenia szczęśliwego powrotu do wolnej Polski. W ciągu dnia trochę czytałem, trochę spałem i tak minął pierwszy dzień" – zapisał ppor. Trzepałka. Kolejnego dnia, w poniedziałek dopisał, "Zrobiliśmy także drugie śniadanie z sałatki, którą zrobiliśmy z kartofli, ziemniaków, buraków, śledzi, mięsa oraz oleju. Całość była bardzo smaczna. Obiad był na ogół lepszy jak poprzednie. Dalszą część dnia też przespałem – trochę na spacerze z kolegami i tym kończą się święta".
3 kwietnia 1940 r., władze sowieckie przystąpiły do systematycznej eksterminacji polskich jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Oficerowie dokumentowali te chwile w notatnikach i listach do rodzin. Są one jednym z najważniejszych świadectw obrazujących mechanizm ludobójstwa.
Mimo że do dziś nie mamy pełnej dokumentacji dotyczącej okoliczności sowieckiej zbrodni na polskich jeńcach, to zachowane strzępki informacji pozwalają na stosunkowo dokładne odtworzenie ich losów między jesienią 1939 a wiosną 1940 r. Kluczowe dla rekonstruowania nastrojów w obozach jenieckich są osobiste zapiski odnalezione później w dołach śmierci, listy do rodzin, ale także raporty władz sowieckich oraz relacje nielicznych ocalałych.
Poniedziałek Wielkanocny w Kościele Katolickim jest drugim dniem oktawy wielkanocnej.
W polskiej tradycji tego dnia polewa się dla żartów wodą inne osoby. Polewanie wodą nawiązuje do dawnych praktyk pogańskich, łączących się z symbolicznym budzeniem się przyrody do życia i co roku odnawialnej zdolności ziemi do rodzenia.
Śmigusem (z niem .Schmechostern - czyli bić na Wielkanoc; schmechen= bić, uderzać, Ostern=Wielkanoc) zwano zwyczaj oblewania wodą, głównie dziewcząt na wydaniu i młodych kobiet, a także smaganie się zielonymi gałęziami i witkami wierzbowymi lub uplecionymi z nich batami (był to tzw. śmigus zielony). Na Śląsku Cieszyńskim np. najpierw polewano wodą gospodynie i ich córki, a następnie suszono je , uderzając korwaczami , czyli biczami uplecionymi z wierzbowych gałązek. Natomiast dyngusem (z niem. dingen = wykupywać) zwano pochody młodzieży męskiej, często w przebraniach i z różnymi rekwizytami (np. z traczykiem, z barankiem, z kurkiem dyngusowym), połączone zawsze z wesołą kwestą świąteczną - z wypraszaniem darów, przede wszystkim jaj wielkanocnych i świątecznego jadła. W Małopolsce, głównie w Limanowej i okolicach chodzili przebierańcy zwani dziadami śmigustnymi lub słomiakami, ponieważ nosili słomiane czapy i opasywali się powrósłami ze słomy.
W Polsce centralnej, a głównie nad Pilicą, w okolicach Rawy Mazowieckiej, a także Łowicza, Sieradza i Łęczycy, Na Śląsku i w Wielkopolsce, w okolicach Kalisza, w Poniedziałek Wielkanocny chodzono kurkiem dyngusowym, żywym, a czasem z wypchanym lub glinianym kogutem umieszczonym na dwukołowym, czerwonym wózeczku. Wózek toczyli chłopcy zwani kurcarzami. Po dyngusie chodzono z traczykiem lub inaczej z barankiem wielkanocnym; był to umieszczony w umajonym ogródku tracz z drewna lub baranek z piłą w łapkach- pamiątka tego, że mały Jezus pomagał św. Józefowi – cieśli w jego zajęciach. Na Ziemi Krakowskiej chodzono z ogrojczykiem, czyli z wózeczkiem ogrodzonym sztachetkami, wysłanym mchem lub zielona bibułką. Wożono w nim figurkę Chrystusa Zmartwychwstałego z czerwoną chorągiewką i ręką uniesioną w błogosławiącym geście.
Każdego roku, w Poniedziałek Wielkanocny ( i także w następujący po nim Wtorek) mieszkańcy Krakowa odwiedzają tłumnie kiermasz świąteczny zwany emausem (od nazwy biblijnego miasteczka Emaus, do którego według Ewangelii św.Łukasza szedł z dwoma młodzieńcami zmartwychwstały Chrystus). Wyłącznie krakowskim zwyczajem była niegdyś rękawka odbywająca się we Wtorek Wielkanocny, zwany także trzecim dniem świąt Wielkanocy. W tym dniu Krakowianie udawali się tłumnie na wzgórze na Krzemionkach (legenda głosi, że jest to kopiec Kraka, mitycznego założyciela krakowskiego grodu, który rzekomo usypano nosząc ziemię w rękach i w rękawach) i zrzucali z góry jabłka, jajka i resztki święconego, czekali na nie i chwytali je biedacy, a zwłaszcza ciągle głodni krakowscy żaczkowie.
Wśród licznych zwyczajów i obrzędów związanych z tym dniem nie brakuje również momentów poważniejszych i bardziej uroczystych. Do takich należy obyczaj święcenia pól kropidłem z palmy wielkanocnej, wcześnie rano w Poniedziałek Wielkanocny, zachowany dotychczas na Ziemi Sądeckiej, Rzeszowskiej i Tarnowskiej. O świcie gospodarze udają się na swe pola, aby pomodlić się, skropić zagony wodą święconą i przyklękając przed każdą skibą, wbić w nią mały krzyżyk palmowy lub ułamek palmy wielkanocnej – na błogosławieństwo boże i na pomyślność wszystkich prac rolniczych. Dotychczas jeszcze, po zakończeniu tego obrzędu, na polach rozpala się ogniska i smaży na nich jajecznicę. Spożywa się ja wraz z przyniesionymi z domu resztkami święconego. Palenie ogni na polach sprzyja spotkaniom i sąsiedzkim pogawędkom. Gospodarze nawołują się, zapraszają do swych ognisk, częstują się wódką, jajecznicą i domowymi specjałami.
Na Śląsku Raciborskim, we wsi Pietrowice Wielkie, w Poniedziałek Wielkanocny odbywa się procesyjny objazd pól zwany niekiedy procesją stu koni. Na czele procesyjnego orszaku jedzie konno ksiądz proboszcz, w uroczystych, mszalnych szatach, w asyście najznaczniejszych gospodarzy, z których jeden trzyma w ręku krucyfiks, drugi figurkę Chrystusa Zmartwychwstałego. Orszak ten objeżdża wieś i należące do niej pola, po czym udaję się do pobliskiego, XVII – wiecznego kościółka pątniczego, pod wezwaniem Świętego Krzyża, w Pietrowicach Starych. Nabożeństwo kończy się uroczystym błogosławieństwem procesyjnego orszaku konnego. W drodze powrotnej procesja jedzie inna drogą, ale także granicami parafii, obrzeżami pól i łąk, błogosławiąc ziemi i wszystkim uprawom.
Tradycją Poniedziałku Wielkanocnego na wsiach było, i jest do dzisiaj w niektórych regionach południowej Polski, robienie psikusów sąsiadom. Zamieniano bramy, na dachach umieszczano narzędzia rolnicze, chowano wiadra na wodę.
Prawosławni i grekokatolicy będą świętowali Wielkanoc tydzień po katolickiej. Na stołach nie zabraknie pisanek, w cerkwiach – modlitw, a u wszystkich nadziei zwycięstwa dobra nad złem. Wszystko za sprawą kalendarzy – juliańskiego i gregoriańskiego. Wielkanoc to tzw. święto ruchome i przypada w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni księżyca, a w obrządkach wschodnich dodatkowo po zakończeniu żydowskiej Paschy. Co ciekawe wspólne świętowanie przypada dopiero na rok 2025 i będzie obchodzone 20 kwietnia.
Dla wyznawców prawosławia i w Kościołach chrześcijańskich obrządku wschodniego, tak jak i dla wszystkich innych chrześcijan, Wielkanoc, zwana też Paschą, Zmartwychwstaniem Chrystusowym czy Zmartwychwstaniem Pańskim, jest najważniejszym w roku momentem życia liturgicznego, jest świętem najpierwszym i najuroczyściej celebrowanym.
Zgodnie z postanowieniami soboru nicejskiego z 325 roku obchodzi się je w pierwszą niedzielę, po pierwszej wiosennej pełni księżyca, między 22 marca i 25 kwietnia, po wiosennej równonocy i zawsze po żydowskim Pesach.
Pewne różnice w terminach katolickiej Wielkanocy i prawosławnej Paschy wynikają stąd, że w Kościele prawosławnym obchodzi się święta według kalendarza juliańskiego. W roku bieżącym 2021 prawosławna Wielkanoc – Pascha Chrystusowa, wypada 2 maja, niemal miesiąc po katolickiej Wielkanocy (4 kwietnia) i świętowana będzie przez trzy dni w niedzielę, poniedziałek i wtorek.
Duchowym przygotowaniem do wielkiego święta jest czterdziestodniowy Post zwany Wielkim lub czterdziestnicą - pamiątka czterdziestodniowego postu Jezusa Chrystusa, po chrzcie w Jordanie i przed rozpoczęciem działalności publicznej. W Kościele prawosławnym Wielki Post poprzedzony jest czterotygodniowym przedpościem, będącym wstępem i pierwszym etapem całego liturgicznego zespołu obrzędowego, zarówno obchodów wielkopostnych jak i paschalnych.
Każda z czterech niedziel przedpościa poświęcona jest innemu wydarzeniu biblijnemu.
W pierwszą wspomina się historię Zacheusza (Łk 19,1-10) oraz Faryzeusza i Celnika (Łk 18,10-14).
W drugą - Syna Marnotrawnego (Łk 15,11-32).
W trzecią - nazywaną Niedzielą Mięsopustną - ponieważ jest to ostatni dzień przed Wielkanocą, w którym wolno jeść posiłki mięsne; później spożycie mięsa jest albo całkowicie zakazane, albo drastycznie ograniczone - przypomina się wiernym o czekającym wszystkich ludzi Sądzie ostatecznym (Mt 25,31- 46).
W czwartą niedzielę, ostatnią przed Wielkim Postem - zwaną Seropustną (od tego dnia bowiem obowiązuje, w określone dni, nie tylko zakaz spożywania mięsa, ale i nabiału, a nawet oleju i wina), Niedzielą Wygnania Adama (bo w liturgii tego dnia wspomina się wygnanie z raju pierwszych rodziców Adama i Ewy) lub Niedzielą Przebaczenia Win, ponieważ głównym motywem wygłaszanych w tym dniu nauk, jest wezwanie do wzajemnego darowania sobie wszystkich przewinień. Ideę tę wyraża obrzęd wybaczenia, odbywający się w cerkwi po wieczornym nabożeństwie, wieczerni. Wierni podchodzą do kapłana trzymającego ikonę całują ją i wypowiadają formułę: Przebaczcie mi grzesznemu/grzesznej - prostitie mnie grosznemu/gresznoj i wraz z księdzem odpowiadają - Bóg przebaczy - Bog prostit. Obrzęd ten poprzedza Adoracja Krzyża.
Ośmioramienny krzyż prawosławny nazywany Golgotą lub Krzyżem Golgockim znajduje się w każdej cerkwi. Podczas adoracji wierni ze czcią całują krzyż i składają przed nim głęboki pokłon, dotykając czołem posadzki. Uroczystość ta wyznacza początek Wielkiego Postu, który jest czasem wzmożonej pobożności, pokuty, skupienia i duchowych przygotowań do święta Paschy. Takie przesłanie mają zwłaszcza niedziele Wielkiego Postu.
W pierwszą obchodzi się Tryumf Ortodoksji. Jest to święto zapoczątkowane w Konstantynopolu, w 834 roku, ustanowione na pamiątkę zwycięstwa nad ikonoklazmem, czyli ruchem zwalczającym kult ikon. W cerkwi na anałoju wysokim, skośnie ściętym pulpicie, przykrytym ozdobną tkaniną, na którym podczas nabożeństw spoczywa Ewangelia i krzyż, kładzie się ikonę z wizerunkiem Chrystusa i Matki Bożej. Odbywa się przy nim obrzęd zwany Czynem Prawosławia, podczas którego wygłaszane są formuły potępienia (klątwy) heretyków i odmawia się moleben, czyli modlitwy dziękczynne i błagalne o nawrócenie grzeszników. Wspomina się także męczenników, którzy ponieśli śmierć za wiarę.
Ważne miejsce w liturgii tego dnia zajmują postać św. Teodora Tyrona, męczennika spalonego na stosie w 306 roku i ceremonia poświęcenia koliwa (kutii). Jest to rozgotowana pszenica z miodem, tradycyjna potrawa postna i żałobna, którą w ostatnich czasach przyrządza się także z kaszy, lub ryżu i dla lepszego smaku doprawia nie tylko miodem, ale także owocami suszonymi, rodzynkami, migdałami i orzechami. Obyczaj ten nawiązuje do czasów prześladowania pierwszych chrześcijan. W IV wieku cesarz Juliusz Apostata nakazał kropić krwią zwierząt ofiarnych mięso sprzedawane na straganach, aby uniemożliwić chrześcijanom przestrzeganie postu. Wówczas to biskupowi Konstantynopola ukazał się we śnie św. Tyron z takim oto poleceniem: biskup miał nakazać wiernym, aby wystrzegali się spożywania kupnej żywności, a jedli tylko przyrządzoną własnoręcznie pszenicę z miodem i jagodami, a to zapewniało im dochowanie postu.
Druga niedziela Oświecającego Postu podkreśla znaczenie postu i umartwień w walce z wszelkim grzechem. W tym dniu wspomina się św. Grzegorza Palamasa, zmarłego w XIV wieku, arcybiskupa Tesalonik, który usystematyzował nauką prawosławną o łasce bożej. Trzecia niedziela Wielkiego Postu poświecona jest Adoracji Krzyża Świętego. Podczas nabożeństwa wierni bija pokłony do ziemi i całują krzyż, umieszczony w środku cerkwi, na anałoju, przy śpiewie hymnu zwanego troparionem, wyrażającego treść sprawowanego obrzędu. W Wielki Piątek krzyż ten zostaje przeniesiony do części ołtarzowej cerkwi.
Czwarta - zwana jest niedzielą św. Jana Klimaka mnicha z Synaju, zmarłego ok. 600 roku autora traktatu "Drabina do raju", której 33 stopnie symbolizować miały lata ziemskiego życia Chrystusa i stopnie duchowego doskonalenia pobożnych chrześcijan. Imię tego świętego nosi czynna do dnia dzisiejszego warszawska cerkiew na Woli, należąca do dekanatu Warszawa diecezji warszawsko-bielskiej Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (tzn. Kościoła posiadającego specjalny status, autokefalię, a to oznacza, że jego zwierzchnik biskup, metropolita, patriarcha nie podlega hierarchom o wyższej randze). Cerkiew wzniesiona została w latach 1903-1905, według projektu architekta Władimira Pokrowskiego, na istniejącym na terenach reduty wolskiej cmentarzu prawosławnym, założonym ukazem carskim w 1834 r. Początkowo miała to być świątynia cmentarna, odprawiająca nabożeństwa żałobne i pogrzeby głównie rosyjskich dostojników wojskowych i świeckich, w czasach zaborów osiedlanych w Warszawie. Cerkwią parafialną stała się dopiero w okresie międzywojnia.
Budowa świątyni zainicjowana została i sfinansowana przez prawosławnego arcybiskupa warszawskiego i nadwiślańskiego Hieronima Egzemplarskiego i poświęcona pamięci jego syna Iwana, zmarłego w 1902 r. Arcybiskup dokonał również konsekracji cerkwi w 1905 r. Zmarł w dwa tygodnie później i zgodnie ze swoim życzeniem pochowany został obok syna. Cmentarz jest dotychczas jedyną w Warszawie otwartą nekropolią prawosławną, przeznaczona dla pochówku osób tego wyznania. Od lat 70. XX w. możliwe są tu również pogrzeby katolickie. Zarówno w cerkwi, jak i na cmentarzu zobaczyć można wiele cennych dzieł sztuki; historyczne nagrobki, rzeźby, freski autorstwa uznanych artystów, ikonostas i akcesoria związane z kultem religijnym.
Piąta - to niedziela św. Marii Egipskiej, pustelnicy i ascetki z IV w. Niedziele - czwarta i piąta - mają w sposób szczególny zachęcać wiernych do umartwień, dyscyplinowania ciała i pobożnych praktyk.
Szósta i ostatnia niedziela Wielkiego Postu Niedziela Palmowa, inaczej Wierzbowa - Wierbnoje Woskriesenje upamiętnia tryumfalny wjazd Chrystusa do Jerozolimy i rozpoczyna kościelne obchody Tygodnia Paschalnego - Wielkiego Tygodnia Męki Pańskiej.
Wielki Tydzień Męki - ostatni przed świętem Paschy i cała jego liturgia poświęcone są w całości rozważaniom Męki Pańskiej. Każdy dzień tego tygodnia nosi miano Wielki i każdy ma głęboką treść symboliczną. Przez pierwsze trzy dni Wielkiego Tygodnia podczas nabożeństw zwanych godzinami kanonicznymi czytane są kolejno Ewangelie wszystkich czterech ewangelistów.
W Wielki Poniedziałek są to teksty o Józefie sprzedanym przez braci w niewolę, jego niezasłużonym cierpieniu i późniejszym wywyższeniu, i analogię z losem Jezusa Chrystusa (Rdz 39 -41). W Wielki Wtorek wspomina się dziesięć panien, pięć roztropnych i pięć nierozsądnych. Te ostatnie przez zaniedbanie /nie zaopatrzyły lamp w oliwę/ nie spotkały się z Oblubieńcem. W Wielką Środę przypomina się wiernym o jawnogrzesznicy z Betanii, która obmyła stopy Jezusa swymi łzami, otarła włosami i namaściła je drogocennym olejkiem za co doznała łaski odpuszczone win.
Najważniejsze uroczystości Wielkiego Tygodnia (podobnie jak i u katolików) rozpoczynają się w Wielki Czwartek, kiedy to wspomina się ustanowienie Eucharystii, a wieczorem odprawiana jest jutrznia Wielkiego Piątku i śpiewana pieśń o dobrym łotrze (razbojnik błogorozumnyj). W Wielki Piątek nie odprawia się mszy, a jedynie wieczorne nieszpory, a na środek cerkwi, blisko ołtarza wynosi się płaszczanicę – tkaninę z wizerunkiem Chrystusa w grobie. Jest to także dzień b. restrykcyjnego postu, czasem tylko o chlebie i wodzie.
Wielka Sobota to wigilia paschalna. Ma ona liczne czytania oraz swój hymn, który śpiewa się tylko w tym dniu: Niech zamilknie każdy człowiek i niech stoi z bojaźnią niech stoi z bojaźnią i drżeniem i niech nie myśli o niczym co ziemskie. Oto król królujących i Pan panujących przychodzi złożyć siebie w ofierze i dać siebie na pokarm wiernych. Wieczorem, przed płaszczanicą symbolizującą Grób Pański odprawiana jest połunoszczenica (północnica), późne nabożeństwo. Kapłani celebransi zmieniają szaty liturgiczne z ciemnych na białe. W cerkwi najpierw wygasza się wszystkie światła, a następnie je zapala. Jest to znak Zmartwychwstania Pańskiego. Płaszczanica - okadzona i poświęcona, zostaje przeniesiona przez Carskie (Krolewskie) Wrota ikonostasu i pozostanie tam aż do wigilii Wniebowstąpienia Pańskiego.
W Wielką Sobotę po południu lub w Paschę rano święci się pokarmy: przede wszystkim jaja, paski (od Paschy - nazwy święta) wysokie, słodkie ciasta drożdżowe, artos (biały chleb pszenny pieczony na zakwasie), mięso, kiełbasę, sery, paschę – słodki deser z twarogu, żółtek utartych z cukrem, z dodatkiem rożnych bakalii.
Liturgia Paschy rozpoczyna się o północy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Paschalną uroczystą procesją, ze świecami, chorągwiami i ikonami, przedstawiającymi wychodzącego z grobu Chrystusa. Procesja, przy biciu dzwonów, obchodzi trzykrotnie cerkiew śpiewając hymn: Zmartwychwstanie Twoje Chryste Zbawicielu aniołowie opiewają na niebiosach i nam pozwól na ziemi czystym sercem Ciebie chwalić.
Zamknięte odrzwia świątyni symbolizują zapieczętowany Grób Pański. Otwiera je uroczyście główny celebrans, po czym wchodzi do środka z wiernymi i przewodniczy misterium paschalnemu, na zakończenie którego wszyscy wymieniają paschalny pocałunek. W Polsce, na Podlasiu i rejonach południowo-wschodnich, w miejscowościach zamieszkałych przez wyznawców prawosławia, wierni jeśli tylko zechcą mogą zadzwonić na Paschę. Każdy może wejść na dzwonnicę i ciągnąć sznury dzwonów, wyrażając tym radość Zmartwychwstania, a poprzez dzwonienie swoje uczestnictwo w święcie. Dzwonienie na Paschę może odbywać się już w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną.
Po nabożeństwie paschalnym wracający z cerkwi wierni pozdrawiają się (tak samo jak w świątyni) słowami Christos Woskriesie – Woistinu Woskriesie (Chrystus Zmartwychwstał – Prawdziwie Zmartwychstał) i tak samo wymieniają tzw. paschalny pocałunek. Wieść gminna niesie, że z dawien dawna był to ulubiony obyczaj kawalerów i młodych mężczyzn, którzy przy okazji mogli, bez niczyjego sprzeciwu, wycałować wszystkie urodziwe dziewczyny. Wszyscy śpieszą na śniadanie, lub wczesny obiad, a jest to prawdziwa uczta wielkanocna, pełną tradycyjnych przysmaków. Na stole nie może zabraknąć jaj, chlebów, kulicza inaczej paski - wysokiej drożdżowej baby, kulebiaka z nadzieniem z kapusty i grzybów, podawanego do barszczu, świątecznych drożdżowych pierogów, wędzonych kiełbas i różnych mięs pieczonych z ziołami, ani królowej wielkanocnego stołu - serowej słodkiej paschy, a także dobrego, czerwonego wina - mającego symbolizować przelaną krew Chrystusa - i wielu innych specjałów.
Poniedziałek Wielkanocny - Prawosławna Pominalnica. W ludowych obchodach tego dnia i zwłaszcza na wschodnich rubieżach Polski zachowały się dotąd ślady archaicznych obrzędów zadusznych, w przeszłości odprawianych w porze wiosennej. Tego dnia, po nabożeństwie, wyrusza z cerkwi procesja z chorągwiami prowadzona przez księdza /batiuszkę/ i udaję się na cmentarz. Tam odbywa się pominalnica, czyli Zaduszki, wspomnienie zmarłych. Nad grobami odmawia się panichidy; czyli nabożeństwa i modlitwy żałobne w intencji zmarłych, za ich wieczny spokój. Niegdyś gospodynie idące do cerkwi w Poniedziałek i Wtorek Wielkanocny, brały ze sobą węzełki z jadłem. Był to zazwyczaj zawinięty w płótno chleb pszenny (zwany pierogiem - pirohem), jajka i kawałek świątecznego mięsiwa. Jadłem tym obdzielały żebraków - dziadów proszalnych, siedzących na dziedzińcu cerkiewnym i pod cmentarnym murem, których w święto Paschy traktowano z szacunkiem, jak własnych przodków i proszono ich o modlitwę za swych bliskich zmarłych. Na grobach składano jaja malowane najczęściej na kolor czerwony, lub wzorzyste pisanki oraz kawałki świątecznego pieczywa.
W tradycji prawosławnej także Niedziela Przewodnia i Przewodni (Prowodny) Poniedziałek (Poinedałyk) przypadające tydzień po święcie Paschy obchodzone są jako Wielkanoc Umarłych. Nazwę Przewody - Prowody wywodzi się i tłumaczy jako przewodzenie, przeprowadzanie, wyprawianie dusz zmarłych w zaświaty, czyli jak powiadano „na tamten świat”. W obchodach Niedzieli Przewodniej, a także Przewodniego Poniedziałku zachowały się liczne elementy zaduszne i ślady odwiecznego kultu zmarłych, powiązane z czasem z tradycją kościelną.
W Niedzielę Przewodnią, po mszy św. wierni idą w procesji z cerkwi na cmentarz i tam (podobnie jak w Poniedziałek Wielkanocny) modlą się razem z kapłanem, odmawiającym przy grobach panichidę. Po tej ceremonii, obyczajem przodków składają na grobach przyniesione z domu świąteczne jadło, a głównie malowane jaja (najpiękniejsze pisanki, specjalnie na ten cel przechowywane od Niedzieli Zmartwychwstania), wspominają swych zmarłych i nawet ucztują na mogiłach, co uznać można za relikt wiosennych obrzędów zadusznych, niegdyś najważniejszych w całym roku.
Także i w Przewodni Poniedziałek ponownie odbywają się wypominki, ale zwykle już bez udziału księdza. Głównie starsze kobiety modlą się tego dnia na mogiłach, kruszą na nie przyniesiony na cmentarz świąteczny pieróg, wylewają na grób po kilka kropel wódki. Zgodnie z dawnym obyczajem, płaczą głośno, przywołując swych zmarłych z imienia, a modląc się i zawodząc zasłaniają twarze chustkami. Na Ziemi Białostockiej, w Przewody po nabożeństwach w cerkwi oraz uroczystościach i ucztach obrzędowych na cmentarzu, odbywały się niegdyś zabawy z tańcami, spotkania towarzyskie i poczęstunki, czasem również korowody taneczne młodzieży, wyścigi chłopców i - zawsze - oblewanie się woda i obdarzanie pisankami (jak u katolików w Poniedziałek Wielkanocny). Zabawy te trwały przez cały okres wielkanocny, aż do święta Pięćdziesiątnicy (gr. Pentakosta, cs. Pietidiesiatnica), czyli Zesłania Ducha Świętego na apostołów.
POMYSŁ, PROJEKTY GRAFICZNE, REALIZACJA - © POLONIJNA AGENCJA INFORMACYJNA
PROJEKTY - WYDARZENIA - KAMPANIE - WYSTAWY
POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ
zgodnie z prawem autorskim należy podać źródło:
Polonijna Agencja Informacyjna, autora - jeżeli jest wymieniony
i pełny adres internetowy artykułu wraz z aktywnym linkiem do strony z artykułem.