1930-08-09    

LEGIA - historia klubu w latach 1915-1930

LEGIA - CF BARCELONA 1:1. Piękny wynik!, no tak, ale z roku 1930. 9 sierpnia na nowym stadionie Legia rozegrała inauguracyjny mecz z drużyną CF Europa Barcelona, zakończony wynikiem 1:1.

Historia stadionu Legii Warszawa sięga roku 1921. Dowództwo Okręgu Korpusu I Warszawa przekazało wówczas w dzierżawę Wojskowemu Klubowi Sportowemu Warszawa, poprzednikowi Wojskowego Klubu Sportowego Legia Warszawa, teren u zbiegu ulic Łazienkowskiej i Myśliwieckiej. Powstało tam pierwsze w Warszawie klubowe boisko do gry w piłkę nożną, będące własnością DOK. Inauguracyjny mecz rozegrano 15 października 1922 r. z Wisłą Kraków. Mecz zakończył się porażką Legii 0:3. Obecnie na miejscu wspomnianego boiska znajduje się boisko treningowe Legii.

W 1925 r. z pomocą wojska przygotowano teren pod boisko i wybudowano prowizoryczne trybuny. Przez cały czas władze Legii podejmowały działania zmierzające do wybudowania stadionu piłkarskiego z prawdziwego zdarzenia. Sprawa budowy stadionu nabrała przyspieszenia w 1926 r. Prace podjęły osoby skierowane z Funduszu Bezrobocia.

W tym samym roku rozpoczęto budowę krytej trybuny głównej. Oprócz niej wybudowano również trybunę na wale ziemnym. Dała ona początek trybunie, która do historii klubu przeszła jako „Żyleta”. Budowę zakończono w lipcu 1930 r.

Pierwszy mecz ligowy odbył się 24 sierpnia, a międzypaństwowy – 26 października 1930 r.

W 1933 r. stadion otrzymał oficjalnie nazwę Stadion Wojska Polskiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego.

Niech ta okoliczność będzie pretekstem do przypomnienia przedwojennej historii klubu w latach 1915-1930

Początki...

Trochę przypadek, a może i szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że na przełomie maja i czerwca 1915 roku w Intendenturze Komendy Legionów oraz jej Kompanii Sztabowej stacjonujących w Piotrkowie znalazło się kilku przedwojennych piłkarzy galicyjskich klubów. Był wśród nich również Antoni Poznański, sławny jeszcze przed rozpoczęciem wojny krakowski piłkarz. Dowiedziawszy się, że w I Brygadzie Legionów powstały już pułkowe drużyny piłkarskie, nie czekał i postanowił także zorganizować taki zespół. Przeszkód nie było żadnych. Dowództwo legionowe spoglądało przychylnie na sportowe rozrywki swoich podkomendnych, zdając sobie sprawę, że podnoszą w ten sposób również sprawność fizyczną legionistów w kompaniach. Ambicje Poznańskiego z kolei nie pozwalały, aby drużyna składała się z przypadkowych graczy. Tak szybko jak wpadł na pomysł założenia drużyny, tak samo szybko wymyślił, jak poprawić jej sportową wartość. Wiedząc, że do Legionów wstąpiła większość piłkarzy lwowskich i krakowskich, postanowił wykorzystać fakt ,że Piotrków stał się w 1915 roku miejscem formowania III Brygady i „leguny” oraz „relutony” chcąc nie chcąc, musieli pojawić się na dworcu kolejowym. Z udziałem znajomych żandarmów, na co dzień zajmujących się kontrolowaniem podróżujących żołnierzy, wyszukiwał znanych piłkarskich graczy i namawiał ich do przyłączenia się do drużyny. W taki sposób „zaaresztowano” na dworcu w Piotrkowie Stanisława Mielecha, późniejszego autora nazwy klubu, który barwnie opisał to zdarzenie w felietonie do „Ilustrowanego Kuriera” w 1939 roku:

„…ledwom osiągnął Petricau i właśnie rozglądałem się na dworcu, w jakim kierunku udać się, aby trafić do instytucji opiekującej się zagubionym na wielkiej wojnie żołnierzem, a tu nagle ktoś uderza mnie po ramieniu i mówi: – Obywatel teraz przyjechał? Odwracam się i robi mi się nieswojo. Żandarm, prawidłowy „kanarek” i to z opaską Komendy Miasta na ręce. – Tak jest panie sierżancie – odpowiadam, a on przypatruje mi się bystro. – Pochodzicie z Krakowa? – Tak jest. – Zgadza się – mówi – proszę ze mną. Myślę: - Co mu się zgadza? Po co mnie prowadzi?[...] Idziemy przez kilka korytarzy, kilka sal, wchodzimy do jakiegoś pokoju i staję oko w oko... z Antkiem Poznańskim, najsławniejszym piłkarzem Polski w okresie pierwszej wojny światowej. […] – Co to wszystko znaczy? Za co jestem aresztowany? – zawołałem. – Nie jesteś aresztowany – śmieje się Poznański – tylko widzisz, my tu w Piotrkowie organizujemy drużynę piłki nożnej i z nadchodzących transportów wyławiamy piłkarzy. Sierżant cię poznał jako gracza Cracovii i... przyprowadził do mnie. Chyba się cieszysz? [...] będziemy razem kopać piłkę. Montuje się mocna drużyna. Jest już Wykręt z Cracovii, Kowalski z Wisły i inni […] Będziemy grać z drużyną Landwehry. W ten sposób zwerbowano mnie do drużyny, z której później powstała Legia”.

W czasach zaborów wiele klubów sportowych było bastionami polskości. Legię spośród nich wyróżnia to, że założyli ją nie tylko ludzie czujący się Polakami, ale patrioci, którzy stanęli do walki o niepodległość. I zanim wojenna zawierucha rozrzuciła ich po świecie, stworzyli drużynę, która na ziemiach polskich okazała się najlepsza.

Historia Legii nie jest typową opowieścią o działalności klubu sportowego. To dzieje organizacji, która przez prawie 80 lat była nierozerwalnie związana najpierw z Legionami Polskimi, a później Wojskiem Polskim. Jej historia to również cząstka historii naszych sił zbrojnych, a jej losy w tak dużym stopniu zależały od decyzji wojskowych, że nie sposób ich rozłączyć. Utworzenie klubu w czasie działań wojennych tuż przy frontowych okopach, organizacja stałej drużyny oraz jej wyposażenie już same w sobie nie były sprawą prostą, tym bardziej że nie regulowały takiej działalności żadne przepisy ani wojskowe regulaminy. Spontaniczna inicjatywa „legunów”, sprzyjające okoliczności w toczącej się I wojnie światowej oraz przychylne i pełne zrozumienia podejście dowódców legionowych doprowadziły między innymi do powstania jednego z największych klubów w historii polskiego sportu.

Sportowcy patrioci

Wraz z początkiem XX wieku w społeczeństwie polskim żyjącym w trzech mocarstwach zaborczych sport rozwijał się w różną intensywnością. Różna była bowiem polityka poszczególnych zaborców określająca zasady jego uprawiania. Rosjanie i Niemcy obawiali się, że zezwalając młodzieży na nieograniczoną aktywność w tym zakresie, stworzą w ten sposób warunki do formowania się organizacji o charakterze niepodległościowym. Konsekwentnie ograniczali zatem powstawanie stowarzyszeń sportowych oraz zakazywali uprawiania sportu drużynowego wśród polskiej młodzieży akademickiej.

Znacznie lepsze warunki do uprawiania sportu miała młodzież zaboru austriackiego, gdzie organizowanie klubów sportowych nie było obwarowane takimi ograniczeniami, a zakaz przynależności do nich wydany dla młodzieży szkolnej stosunkowo łatwo można było obejść, uczestnicząc w zajęciach pod przybranymi nazwiskami. Niebagatelny wpływ na rozwój sportowy galicyjskiej młodzieży miała również bliskość silnych i dynamicznie rozwijających się ośrodków sportowych: austriackich, czeskich i węgierskich. Podglądanie tamtejszych klubów sportowych pozwalało przenosić wzorce i metody treningowe na własny użytek.

Na początku wieku XX w Galicji młodzież organizowała sobie wolny czas na dwa sposoby. Pierwszym było uczestnictwo w zajęciach stowarzyszenia gimnastycznego „Sokół” lub zapisywanie się do „Związków Strzeleckich”, drugim rozgrywanie meczów w tworzących się właśnie w tym okresie polskich drużynach piłkarskich. „Sokół” prowadził zajęcia ogólnorozwojowe i poprawiające sprawność fizyczną, organizował kursy strzeleckie oraz nocne ćwiczenia terenowe. Z kolei kluby piłkarskie oprócz podnoszenia sprawności fizycznej, pozwalały młodzieży zasmakować współzawodnictwa drużynowego, współpracy, taktyki i walki.

Niezależnie od tego, którą formę spędzania wolnego czasu wybierał młody gimnazjalista, miał jednocześnie zapewnioną dalszą edukację patriotyczną, ponieważ zarówno drużyny sokole, jak i kluby piłkarskie wywierały znaczny wpływ na świadomość narodową zgromadzonej w jej szeregach młodzieży. Te drugie stawały się często gniazdami polskości, nawiązując barwami do narodowej symboliki, kształtując przy tym poczucie jedności. Z kolei Stowarzyszenie Gimnastyczne „Sokół” szło jeszcze dalej, organizując paramilitarne polowe drużyny, które nie przypadkiem symbolicznie nawiązywały do przyszłego polskiego wojska.

Kiedy w sierpniu 1914 roku wybuchła od dawna spodziewana wojna, która podzieliła zaborców i ich sprzymierzeńców na dwa główne wrogie bloki: niemiecko-austriacki oraz rosyjsko-francusko-angielski, Józef Piłsudski wraz z grupą oficerów, wykorzystując sytuację polityczną, uzyskał akceptację władz austriackich do wzniecenia postania zbrojnego wśród Polaków z zaboru rosyjskiego. Tym samym w Galicji, właśnie bazując na członkach drużyn sokolich, strzeleckich i ochotnikach, rozpoczął formowanie Legionów Polskich. Dla przygotowywanej od pewnego czasu w duchu polskości, honoru i dumy narodowej młodzieży polskiej powstawały warunki do zamanifestowania dążeń o niepodległą Rzeczpospolitą.

Zaborcy, traktując Polaków jako własnych obywateli, powszechnie wcielali ich do formujących się w wyniku nowego konfliktu pułków. Nasi rodacy walczyli więc zarówno po stronie rosyjskiej, m.in. w pułkach syberyjskich, jak i po przeciwnej stronie frontu w armii austriackiej. Była to dla nich wojna pełna narodowych dramatów i paradoksów. Żołnierze często odkrywali, że po drugiej stronie okopów walczą z ubranymi we wrogie mundury rodakami. Dostrzegano również, że zaborcy realizują wyłącznie własne interesy, a sprawa o jaką toczy się wojna, nie jest sprawą polską.

Mimo to, wierząc w odrodzenie państwa polskiego, uzdolniona młodzież akademicka Galicji z drużyn sokolich bądź skupiona wokół klubów piłkarskich, uprzedzając pobór, sama na ochotnika zaczęła wstępować do tworzonych przy austriackiej armii Legionów, tworząc początkowo dwie, a do maja 1915 roku trzy legionowe Brygady. Nie pozostało to bez wpływu na sport cywilny. Zdecydowana większość istniejących w Galicji klubów piłkarskich po wybuchu wojny zmuszona była zaprzestać sportowej działalności, ponieważ jej piłkarze znaleźli się w różnych formacjach wojskowych austriackiej Cesarsko-Królewskiej Armii. W Legionach znalazła się w ten sposób bardzo liczna grupa młodzieży o dużej inteligencji, dobrym wykształceniu, o najróżniejszych uzdolnieniach kulturalnych i sportowych. Nic dziwnego zatem, że w chwilach względnego spokoju i w czasie wolnym od służby szybko wytworzyła się wśród legionistów potrzeba wspólnego organizowania czasu. Powstawały orkiestry żołnierskie, uzdolnieni żołnierze rysunkami dokumentowali życie swoich jednostek, a nade wszystko powstała idea wspólnych zawodów i rywalizacji sportowej. Legiony Polskie były pod tym względem wyjątkowe, w innych formacjach polskich walczących na frontach I wojny światowej sport nie był uprawiany.

Stanisław Mielech, współzałożyciel Legii, wspominając tamten okres pisał:

Ta swego rodzaju przemiana energii sportowej na militarną przyszła każdemu sportowcowi łatwo. Sportowcy maszerowali, słuchali, kopali okopy nie gorzej od tych, którzy przed wojną w szeregach strzeleckich do tego się zaprawiali. Gdy jednak nuda walk okopowych dała się we znaki, gdy dla zabicia czasu dowódcy zaczęli stosować musztrę formalną, żyłka sportowa odżyła" („Ilustrowany Kurier Sportowy”, 31.07.1939).

Choć w Legionach znaleźli się sportowcy uprawiający różne dyscypliny, piłka nożna zyskała największą popularność. Inne sporty, takie jak zapasy, strzelectwo, szermierka lub – w okresie późniejszym – nawet tenis, uprawiane były w warunkach frontowych symbolicznie, a cywilni lekkoatleci czy zapaśnicy także chętnie grywali w piłkę. Przyczyną tego była stosunkowo duża łatwość uprawiania sportu piłkarskiego oraz możliwość jednoczesnego organizowania współzawodnictwa różnych formacji legionowych. Do rozgrywania meczu wystarczała często większa polana lub skoszona łąka oraz piłka, o której dostarczenie sumiennie dbały wspomagające legionistów cywilne organizacje kobiece.

1915
Pierwsze drużyny legionowe

Wiosną 1915 roku I Brygada dotarła nad Nidę, rozpoczynając działania pozycyjne. Charakter walk zmienił się i zamiast stałych przemarszów rozdzielonych bitwami ograniczał się do ostrzeliwań artyleryjskich, nocnych wypadów celem pozyskiwania jeńców oraz obserwacji ruchów nieprzyjaciela. W tym okresie formowano nowe bataliony, powiększając stan liczebny Legionów. Wówczas okazało się, że nowi żołnierze, ochotnicy, mają znaczne problemy z zachowaniem sprawności fizycznej w czasie prowadzonych akcji. Czas działań pozycyjnych nad Nidą dowództwo Legionów wykorzystało zatem na poprawienie sprawności, szkolenie i integrację żołnierzy. W ramach tych działań również przychylnie zaczęto patrzeć na sport, a tym samym na piłkę nożna.

Pierwsze mecze piłkarskie w Legionach rozegrano już wczesną wiosną 1915 roku. W Grudzynach oraz Mierzwinie, gdzie rozlokowała się wówczas Komenda 1 Pułku Piechoty, wśród jej oficerów tworzono ad hoc pierwsze drużyny legionowych piłkarzy - bez nazw, jedynie w celu wspólnego pokopania piłki. Drużyny te potrafiły jednak prowadzić również regularne treningi i rozgrywały miedzy sobą mecze. Pomysł chwycił i w niedługim czasie powstały w I Brygadzie stałe drużyny reprezentujące poszczególne formacje.

W Krakowie w tym czasie pisano:

Kataklizm dziejowy, którego widownią jest obecnie Europa, doprowadził normalne życie sportowe do upadku. Liczne rzesze sportowców i atletów, które przed wojna zapełniały liczne boiska sportowe i sale ćwiczeń – obecnie pod znakiem Marsa, nie zapominają o dawnych swych ulubionych ćwiczeniach i kontynuują je w dalszym ciągu. Przykładem Niemcy, Francuzi i Anglicy. Matche footbalowe rozgrywane na pozycjach przez żołnierzy przy huku pękających szrapneli i granatów są widowiskiem bardzo oryginalnym. Nasi Legioniści oznaczają się również podobnym animuszem, więc każdy postój jest miejscem mniej lub bardziej ciekawych zawodów sportowych i walk atletycznych („Nowości Ilustrowane”, 16/1916).

Organizowanie się legionistów w celu rozgrywania meczów piłkarskich było wyłącznie ich oddolną inicjatywą. Nikt z dowództwa nie tworzył specjalnie drużyn, ani nie wyznaczał treningów. Ale jednocześnie dowódcy byli świadomi pozytywnego wpływu sportu na sprawność fizyczną żołnierzy, poprawę ich nastrojów i morale. Nie hamowali więc tej samorzutnie kształtującej się inicjatywy, ale w znacznym stopniu ją wspierali, udzielając opieki i pomocy.

Sam komendant Piłsudski nie tylko bywał na frontowych meczach piłkarskich rozgrywanych przez drużyny legionowe, ale podobno zdarzało się, że uczestniczył w nich również jako sędzia piłkarski, o czym wspominał po latach jego osobisty adiutant z tego okresu, Bolesław Wieniawa-Długoszowski.

Przez pierwsze 15 miesięcy formowane w różny sposób i w różnym czasie pułki legionowe walczyły niezależnie od siebie - I Brygada w Małopolsce, na Kielecczyźnie i Podhalu, a II Brygada ponad 200 km dalej, w Karpatach i na Węgrzech. Nie stwarzało to okazji do wspólnych kontaktów, nie mówiąc o jakiejkolwiek szerszej rywalizacji sportowej pomiędzy żołnierzami. Kiedy pułki I Brygady posiadały już drużyny piłkarskie, sportowcom służącym w II Brygadzie nawet przez myśl nie przeszło, że mogliby uprawiać jakiś sport. Od późnej jesieni 1914 roku dziesiątkowani chorobami prowadzili wyczerpujące walki w bardzo trudnych warunkach terenowych z oddziałami rosyjskimi próbującymi rozerwać linię frontu. Wielu późniejszych piłkarzy i organizatorów Legii brało udział w kampanii karpackiej II Brygady. Stanisław Mielech, Zygmunt Wasserab i Władysław Groele przeszli cały szlak, biorąc udział w wielu bitwach.

W kwietniu 1915 roku nastąpiła generalna reorganizacja II Brygady. Część batalionów pod komendą austriacką wysłano na front besarabski, pozostałych legunów załadowano do pociągów i przewieziono do Piotrkowa (dziś Piotrków Trybunalski) w celu stworzenia kadry dla III Brygady Legionów. Przeniesiona tam została również Komenda Legionów, która od jesieni 1914 roku nierozerwalnie towarzyszyła II Brygadzie. Pełniła ona funkcję wspólnego i jednolitego dowództwa nad wszystkimi brygadami legionowymi. Jej zadaniem była również synchronizacja współpracy pomiędzy dowództwem austriackim CK Armii a dowództwem poszczególnych legionowych brygad.

Historia drużyny, z której powstała Legia, rozpoczęła się latem 1915 roku właśnie w Piotrkowie przy Komendzie Legionów. W tym czasie w strukturach owej komendy tworzono między innymi Kompanię Sztabową. Skierowano tam do pracy oficerów poszczególnych pułków, a im z kolei do pomocy przydzielono młodych podoficerów. Wśród nich w znalazło się kilku aktywnych sympatyków piłki i przedwojennych piłkarzy. Jednym z takich podoficerów był Antoni Poznański, znany jeszcze przed I wojną światową piłkarz krakowskich klubów Cracovii i Wisły, innym – Zygmunt Wasserab, jeden z pierwszych piłkarzy i organizatorów Pogoni Stryj.

Poznański jako pierwszy wpadł na pomysł zorganizowania drużyny piłkarskiej z podoficerów Komendy Legionów. Szybko zaraził swoim pomysłem kolegów. Szczególnie chętnie zaangażowali się w budowę drużyny podoficerowie ze służb Intendentury i Kompanii Sztabowej. Piotrków stał się w tym okresie punktem koordynacyjnym dla powracających po urlopach i pobytach szpitalnych do swoich kompanii legionistów. Poznański z pomocą żandarmów z Komendy Garnizonu wyszukiwał znanych przed wojną piłkarzy i „rekrutował” do Kompani Sztabowej. Za jego sprawą w jednej formacji znaleźli się starzy znajomi z przedwojennych boisk piłkarskich: Poznański, Mielech, Wykręt z Cracovii oraz Stanisław Kowalski z Wisły. Dzięki obrotności Poznańskiego drużyna przystąpiła do treningów już latem 1915 roku podczas pobytu Komendy Legionów w Piotrkowie. Nie miała wówczas nazwy, a według Mielecha rozgrywała nawet mecze treningowe z którąś z podobnych sobie austriackich drużyn. Korzystając z bliskości innych pułków legionowych, szybko nawiązano również kontakty ze służącymi w nich sportowcami, umawiając się na wspólne gry.

W maju 1915 roku do wojny po stronie państw koalicji przystąpiły Włochy, co zmuszało Austrię i Niemcy do podzielenia wojsk miedzy kilkoma frontami. Priorytetowym zadaniem stało się zatem skrócenie i ustabilizowanie frontu wschodniego rozciągającego się od Litwy do Karpat Wschodnich. Plany te zamierzano zrealizować, wykorzystując również Legiony, poprzez ich skoncentrowanie na froncie wołyńskim. Po raz pierwszy w tej wojnie stworzyła się możliwość wspólnej walki legionistów ze wszystkich brygad ramię w ramię. Późną jesienią 1915 roku i wiosną 1916 roku między rzekami Stochód i Styr w niedalekiej odległości od siebie znalazło się prawie 16 tysięcy żołnierzy Legionów.

1916
Rozgrywki na froncie wołyńskim

Front w tym czasie zaczął się stabilizować, zapanował względny spokój. Żołnierze rozpoczęli przygotowania do zimy, budując fortyfikacje, linie okopów oraz organizując obozy i kwatery zimowe. Nie były to zwyczajne obozy, ale duże osiedla gromadzące po kilka tysięcy żołnierzy. Największym obozem była kwatera Komendy Legionów zwana Legionowem, zbudowana 4 kilometry na zachód od Wołeczka. Tam do wiosny 1916 roku powstała szkoła podchorążych, budynki kancelaryjne, kwatery dla oficerów, finezyjnie zdobione wille dla różnych służb, kaplica, stacja kolejowa, elektrownia, centrala telefoniczna, a nawet kino. Nie zapomniano oczywiście o boisku piłkarskim, które zbudowano na osobnej polanie w pobliżu kwater.

Dla przyzwyczajonych do dotychczasowych, ascetycznych warunków żołnierzy obóz w Legionowie jawił się jak prawdziwe miasto. Z humorystyczną przesadą charakteryzował je Mielech:

Dziwne było to miasto Legionowo. Pokochaliśmy je od pierwszej chwili. Wzorem największych metropolii świata posiadało rozległe place jak: „Plac Łazików”, „Plac Dobrej Rady” (ten przed siedzibą Komendy), „Plac ks. biskupa Bandurskiego”, „Plac Oddaj Światło” (położony przed nasza elektrownią) a poza tym szerokie „bulwar”, „planty i ulice”. (St. Mielech, Legia 1916-1939).

Na pamiątkę po tamtym Legionowie taką samą nazwę nadano w 1919 roku dzisiejszej podwarszawskiej miejscowości.

Spotkanie założycielskie

Legionowskie boisko, jako jedyne z przyfrontowych, było zniwelowane przez jeńców rosyjskich, wokół niego były ławki dla publiczności oraz szatnia dla zawodników, którą tworzono przy okazji meczów z… altany biskupa Bandurskiego – honorowego kapelana Legionów. Boisko owe jako jedyne miało również charakterystyczne bramki z „siatkami” zrobionymi z kijów brzozowych.

Inne pułki legionowe budowały równie oryginalne osiedla. Niedaleko Legionowa pod Optową powstał jeszcze efektowniej ozdobiony obóz 4 Pułku Piechoty nazwany od nazwiska dowódcy mjr. Bolesława Roi „Rojowym Osiedlem”. Tam również znajdowało się pełnowymiarowe boisko piłkarskie, a także miejsce do ćwiczeń gimnastycznych wyposażone w drążki, kozły, a nawet karuzelę. Własne boiska posiadało wiele legionowych zespołów: drużyna Komendy III Brygady zakwaterowana wraz z 6 Pułkiem Piechoty w obozie Nowe Kukle oraz w I Brygady w Nowej Rarańczy i jej sztab w Nowym Anielinie.

Spokój na froncie sprzyjał sportowcom legionowych brygad. Wraz z nadejściem wiosny można było rozpocząć dawno planowane rozgrywki piłkarskie. Kilkumiesięczna przerwa w działaniach wojennych powodowała, że na wiosnę 1916 roku drużyny zaczęły powstawać jedna po drugiej. Wkrótce ambicją legionistów każdego pułku było posiadanie własnego zespołu piłkarskiego, a często zdarzało się, że były one tworzone również jako reprezentacje poszczególnych batalionów, dywizjonów czy nawet kompanii.

W tym czasie w drużynie zorganizowanej przez podoficerów Komendy Legionów zdecydowano się nadać zespołowi bardziej formalne ramy i nie ograniczając się tylko do okazjonalnego kopania piłki, powołać do życia klub piłkarski z własną nazwą, barwami, prezesem i zarządem.

Przebieg zebrania założycielskiego klubu opisał dokładnie jego uczestnik, Stanisław Mielech:

"W kwietniu 1916 roku w budynku „Sztabówki” zebrali się wszyscy piłkarze i ich kibice na „walnym zebraniu”, którego celem było założenie klubu. Przewodniczył chor. Zygmunt Wasserab. Był też obecny zastępca komendanta Kompanii Sztabowej, chor. Władysław Groele. Po oficjalnym zatwierdzeniu barw biało-czarnych długo dyskutowano nad nazwą klubu. Nazwy „Drużyna Komendy Legionów” nie chciano przyjąć, bo liczyliśmy się z tym, że będziemy mieli w naszym składzie piłkarzy również spoza Kompanii Sztabowej. Odrzucono tez nazwę „Styr”, jako że nad Styrem nie mieliśmy przebywać stale."

"Wreszcie na mój wniosek poparty przez chor. Wasseraba zgodzono się na nazwę „Drużyna Sportowa Legia” (St. Mielech, Sportowe sprawy i sprawki)."

Prezesem wybrano pełniącego obowiązki dowódcy Kompanii Sztabowej chor. Władysława Groele, osobę ze sportem przed wojna niezwiązaną, ale lubianą i drużynie przychylną. Wiceprezesem został chor. Zygmunt Wasserab, oficer Intendentury Komendy Legionów z przeszłością piłkarską w Pogoni Stryj. Pierwszym kapitanem został Jan Bednarski, najstarszy podoficer i napastnik Legii. W organizację drużyny z kolei najsilniej zaangażowali się sierżanci Mieczysław Piekarczyk, Zygmunt Piekarski, oficer prowiantowy Michał Cebula-Kunecki, a z piłkarzy: napastnicy Antonii Poznański i Kazimierz Knapik oraz pierwszy bramkarz Legii Józef Stojek. Na fotografiach z okresu wołyńskiego wśród osób z kierownictwa klubowego i drużyny można też odnaleźć postać Romana Góreckiego, późniejszego prezesa Legii, który w tym czasie razem z Wasserabem pracował w Intendenturze Komendy Legionów.

Na barwy klubowe wybrano kolor biały – ze względów pragmatycznych, ponieważ stroje były szyte z bielizny mundurowej – i czarny, dzięki któremu nawiązywano do pierwszego polskiego klubu sportowego, za jaki wówczas uważano Czarnych Lwów. Legia na wzór Czarnych chciała być bowiem pierwszym polskim klubem wojskowym.

Początkowo drużyna grała w jednolitych białych strojach. Później koszulki Legii wyróżniały się charakterystycznym ukośnym czarnym pasem naszytym od prawego ramienia do lewego boku, również na plecach. Kołnierzyki wykonane były z czarnej satyny, z takiego samego koloru pasem pod guzikami. Po lewej stronie, na piersi, naszywane były czarne tarcze herbowe z charakterystyczną białą literą „L”. Symbolika została zaczerpnięta od pierwszej litery z nazwy drużyny oraz jednoznacznie nawiązywała do orzełka legionowego, w którym na tarczy herbowej występowała podobna „elka”. Spodenki w meczach rozgrywanych w Legionowie w 1916 roku były jednolitego białego koloru. W późniejszym okresie, gdy Legia grała w Warszawie, udekorowano je również czarnym lampasem na zewnętrznej stronie szwów oraz identycznego koloru obwódką na dole nogawek.

Komendant zdopingował Legię

Wczesną kadrę zespołu z 1916 roku stanowili: bramkarze – Józef Stojek i Zdzisław Czermański, obrońcy – Jan Jasiński, Jan Tarnawski, Edmund Hardt, Maksymilian Węglowski, Henryk Podbiera, pomocnicy – Stanisław Hrabik, Stanisław Jamka, Karol Uchacz, napastnicy – Antoni Poznański, Stanisław Mielech, Tadeusz Tyrowicz, Wrócisław Smoleński, Jan Bednarski, Kazimierz Knapik.

Byli to w znacznej części piłkarze, którzy przed wojną grali w znanych lwowskich klubach piłkarskich, takich jak Lechia, Pogoń, Czarni, lub Cracovii i Wiśle Kraków – nieźle ograni, z wytrenowaną techniką, znający zasady taktyki. Mimo że inne drużyny pułkowe również opierały swoją siłę na znanych przedwojennych graczach galicyjskich, Legia szybko stała się faworytem legionowych rozgrywek.

Pierwsze mecze rozegrała wiosną 1916 roku z drużyną skautów przydzielonych do Komendy Legionów, których obóz również znajdował się w Legionowie. Nie zachowały się żadne informacje o wynikach tamtych meczów, ale wiadomo, że zakończyły się one wysokimi zwycięstwami legionistów.

Mielech pierwsze rywalizacje Legii z harcerzami wspominał następująco:

Mieli oni słabą drużynę i zawody z nimi mogły się zakończyć wynikiem astronomicznym, a zakończyły się gastronomicznym gdyż sympatyczni Harcerze dali nam w czasie przerwy po czekoladzie i sami poprosiliśmy naszego bramkarza Stojka by po znajomości puścił jakąś bramkę tak znającym się na rzeczy przeciwnikom (St. Mielech, Legia 1916-1939).

Kolejnym rywalem była również „lokalna” drużyna z Legionowa reprezentująca Dywizyjny Zakład Sanitarny. Z tym zespołem Legia zagrała trzykrotnie, wygrywając wszystkie mecze, ale tylko wynik jednego z nich został odnotowany – 7:0. Zachowało się również zdjęcie obu drużyn wykonane po zawodach. W meczu z zespołem D.Z.S Legia wystąpiła w następującym składzie: Józef Stojek – Jan Tarnawski, Jan Jasiński – Stanisław Hrabik, Karol Uchacz, Stanisław Jamka – Kazimierz Knapik, Jan Bednarski, Stanisław Mielech, Wrócisław Smoleński, Tadeusz Tyrowicz.

Dominującym ustawieniem w meczach zarówno Legii, jak i innych ówczesnych polskich drużyn, był system klasyczny – 2-3-5. Tak naprawdę był to najczęściej stosowany przez polskie zespoły system gry aż do II wojny światowej. Charakteryzował się zdecydowanym promowaniem gry ofensywnej organizowanej przez pięciu napastników, z których środkowy wraz dwoma łącznikami odpowiadali za strzelanie goli, a dwaj skrajni spełniali funkcję skrzydłowych. System uzupełniało trzech pomocników i symboliczna dwuosobową obrona. Nic zatem dziwnego, że w kadrze zespołu największą grupę stanowili właśnie napastnicy.

Mecze Legii rozgrywane w Legionowie cieszyły się znacznym zainteresowaniem. Trybuny na meczach były pełne kibiców zwabianych kolorowymi afiszami rysowanymi własnoręcznie przez bramkarzy Legii: Stojka i Czermańskiego, którzy w cywilu byli znanymi grafikami. Również działający w Legionowie telegraf przed zawodami miał w zwyczaju informować inne legionowe obozy o planowanym meczu Legii. O reklamę w tego typu „mediach” dbali Jamka i Tyrowicz, którzy służyli w legionowskiej centrali telefonicznej. Okazja oglądania popularnego już wówczas Antoniego Poznańskiego gwarantowała dużą frekwencję. Często na meczach Legii bywali nie tylko żołnierze z legionowych kompanii, ale i dowódcy pułkowi, a Komendant Komendy Legionów, generał Stanisław Puchalski, był stałym bywalcem meczów w Legionowie.

Najpoważniejszymi znanymi przeciwnikami Legii w meczach rozgrywanych na boiskach wołyńskich były drużyny 6 Pułku Piechoty oraz 4 Pułku Piechoty. W obu tych drużynach również występowali znani przed wojną piłkarze galicyjscy, tacy jak: Winnicki, Bodzenta, Sedlaczek, Ludwik czy Fichtel, co powodowało, że oba zespoły były równorzędnymi rywalami dla Legii.

Z drużyną 6 Pułku Piechoty Legia rozegrała jeden mecz, remisując 3:3, a z 4 Pułkiem Piechoty spotkała się w 1916 roku dwa razy. Jedna z tych konfrontacji zakończyła się wynikiem 3:1 na korzyść Legii. Drugi mecz odbył się jako „wyjazdowy” na boisku 4 Pułku Piechoty w Rojowym Osiedlu pod Optową. Legia miała wtedy okazję zagrać przed Komendantem Józefem Piłsudskim, który był obecny na trybunach. Opisał to zdarzenie Stanisław Mielech przy okazji wspomnień po śmierci Marszałka w 1935 roku.

Mecz zaczął się pod złemi dla nas aspiracjami. Czwartacy w krótkim czasie strzelili nam trzy bramki. Mecz nie był zbyt interesujący, a tempo gry wolne. Jestem przekonany, iż zeszlibyśmy wówczas z boiska pokonani, gdyby nie to, że gen. Roja przyprowadził w tym momencie na mecz Komendanta i jego oficerów. Widok Dziadka i parę słów zachęty rzucone przez Poznańskiego, „że teraz należy pokazać, co się umie” sprawiły, że poszliśmy do ataku z całą furią. Wprawdzie i 4 pp. zaczął grać żywiej, lecz to nie wstrzymało naszego impetu. Zaczęliśmy odbijać bramkę po bramce, a mecz stał się bardzo interesujący. Gdy już Legia zaczęła przeważać, gen. Roja ambitny na punkcie sukcesów sportowych swojego pułku zaproponował Komendantowi obejrzenie innych atrakcji „święta”. Mecz wygraliśmy w stosunku 6:4 bramek. („Raz, Dwa, Trzy”, 21.05.1935)

Ustalenie wszystkich wyników spotkań Legii z okresu jej gry na Wołyniu jest dziś praktycznie niemożliwe. Powyższe wyniki potwierdzała jednak prasa warszawska z 1917 roku oraz późniejsze okolicznościowe publikacje dotyczące Legionów.

Krwawa bitwa i wycofanie z Wołynia

Zawody z 4 Pułku Piechoty były najprawdopodobniej ostatnimi rozegranymi przez Legię na Wołyniu. Na przełomie czerwca i lipca Rosjanie pod dowództwem gen. Bursiłowa rozpoczęli szeroką ofensywę, zmuszając pułki legionowe do wycofania się znad Styru. Doszło wtedy do największej bitwy w historii Legionów pod Kostiuchnówką, w której osobiście dowodził Komendant Piłsudski. Legioniści musieli stawić czoło czterokrotnie większej i lepiej uzbrojonej armii rosyjskiej. Poległo lub odniosło rany ponad 2000 legionistów, a część pułków w zaciętych walkach zostało wręcz zdziesiątkowanych. Niektórzy piłkarze Legii czynnie brali udział w działaniach liniowych pod Kostiuchnówką na odcinkach pod Polską Górą i Nowymi Kuklami. Po 6 lipca 1916 roku Rosjanie zajęli opuszczone Legionowo, zamieniając wkrótce boisko Legii na miejsce stacjonowania wozów taborowych.

Po bitwie pod Kostiuchnówką w Legionach doszło do znacznych zmian. Dowódcy legionowi zaczęli dostrzegać, że mimo krwawej ofiarności legionistów w opuszczonym przez Rosjan Królestwie zmienił się tylko zaborca, który na dodatek traktuje je jak łup wojenny. Byli rozgoryczeni brakiem działań Niemców i Austriaków w sprawie tworzenia państwa polskiego na terenach przejętych od Rosjan. Z kolei zaborcy w sytuacji przedłużającej się wojny prowadzonej na wielu frontach zmuszeni byli poszukiwać nowych sił poborowych, a waleczność polskich pułków oceniana była przez Niemców i Austriaków bardzo wysoko. Rozpoczęła się ryzykowna gra mającą zmusić zaborców do zabiegania o przychylność Polaków. Piłsudski doprowadził do zatargów z władzami austriackimi, w wyniku których podał się do dymisji, reżyserując jednocześnie wśród legionistów masową falę wniosków o zwolnienie z Legionów, licząc na to, że jego nieprzejednane stanowisko połączone z reakcją żołnierzy będzie silną formą nacisku na władze austriackie. Nie mylił się, Austriacy dla uspokojenia nastrojów przekształcili Legiony w jednostkę równorzędną pułkom austriackim nazwaną Polski Korpus Posiłkowy, a co ważniejsze władze Austrii i Niemiec zdecydowały się na gest i 5 listopada 1916 roku proklamowały akt, w którym po raz pierwszy była mowa o planach utworzenia niepodległego państwa polskiego.

Akt ów miał zjednać Polaków dla sprawy Państw Centralnych, ale jego najistotniejszą konsekwencją było wymuszenie na Rosji podobnej deklaracji ogłoszonej w marcu 1917 roku przez rząd Aleksandra Kiereńskiego. Stało się to, czego chcieli legioniści od początku wojny - po raz pierwszy od jej wybuchu zaczęto mówić o sprawie polskiej na forum międzynarodowym, a starania o niepodległą Polskę zyskiwały realne ramy.

W tym czasie dowództwo nad Legionami przejęli Niemcy. Na jesieni 1916 roku wszystkie brygady zostały wycofane z frontu i rozlokowane w różnych miastach na terenie Królestwa w celu ich przekształcenia w kontrolowaną przez niemieckie dowództwo Polska Siłę Zbrojną, która miała być oficjalnym zalążkiem nowego Wojska Polskiego. 1 grudnia do Warszawy uroczyście weszły 3 i 4 pułk piechoty oraz 2 pułk ułanów.

1917
Legia w Warszawie

Komenda Legionów wraz z Legią przyjechały do Warszawy pod koniec listopada, zakładając kwaterę w lokalu przy Nowym Świecie. Odwrót z Wołynia i późniejsze zawirowania w Legionach odbiły się na funkcjonowaniu drużyny piłkarskiej. W czasie przemarszu do Warszawy nie udało się rozegrać żadnego meczu. Dodatkowo po nowym rozlokowaniu pułków legionowych działanie drużyny oraz organizacja meczów i treningów okazały się trudniejsze niż w czasach, gdy Legiony stacjonowały razem. Legia nie skupiała w swoich szeregach graczy służących w jednej formacji, tak jak to miało miejsce najczęściej w przypadku drużyn reprezentujących poszczególne pułki czy dywizjony. Część jej piłkarzy służyło w innych pułkach i wraz z nimi znalazła się w ich nowym miejscu stacjonowania. Teraz Legia musiała przed każdym meczem nie tylko otrzymywać zgodę na jego rozegranie, ale dodatkowo uzyskiwać urlop dla swoich zawodników zakwaterowanych w innych miastach, co tak naprawdę zależało jedynie od przychylności dowództwa danego pułku i nie zawsze się udawało. Wszystko to skutkowało ograniczoną liczbą treningów oraz koniecznością wymuszonych zmian w składzie. Inne zespoły legionowe miały podobne problemy, a drużynom 2 pp oraz 1 p.art. w ogóle nie udało się wznowić działalności. Część z dawnych piłkarzy tych drużyn trafiła między innymi do Legii.

Żołnierze lepsi od cywilów

Z początkiem roku 1917 do służby w Intendenturze Komendy udało się przenieść Stanisławowi Mielechowi, który znalazł się wraz z Zygmuntem Wasserabem pod bezpośrednią komendą Romana Góreckiego oraz Aleksandra Litwinowicza, dwóch późniejszych prezesów Legii. Organizowaniem pozwoleń dla piłkarzy oraz wynajmowaniem boiska na mecze zajmowali się najczęściej por. Norbert Okołowicz oraz kpt. Bolesław Korolewicz, lekarz z Dywizyjnego Zakładu Sanitarnego, który najprawdopodobniej na początku roku 1917 zastąpił Władysława Groele na stanowisku prezesa.

Nowa sytuacja wymagała czasu i zanim Legia się ponownie zorganizowała, wczesną wiosną 1917 roku na boisku Agrykoli warszawskie drużyny rozpoczęły już rozgrywki. Do pierwszych meczów z udziałem drużyn legionowych w stolicy doszło w Święta Wielkanocne 9 i 10 kwietnia. Rozegrano wtedy dwa spotkania - pierwsze pomiędzy drużynami 5 Pułku Piechoty i Akademików, a następnego dnia 5 Pułk zagrał z Polonią. Starając się dobrze wypaść przed warszawiakami drużyna, 5 pp wystawił skład kombinowany, prosząc Stanisława Mielecha i Stanisława Wykręta - graczy Legii - o „gościnny” udział w obu tych meczach. Legioniści wygrali z Akademikami 4:1 i następnego dnia pokonali Polonię 2:0, a Stanisław Mielech strzelił zarówno Akademikom, jak i Polonii po dwie bramki.

Zawody wykazały wyższość drużyny legionistów nad cywilami. Było to spowodowane przede wszystkim znaczną przewagą w jakości ówczesnego sportu galicyjskiego nad warszawskim. W zaborze rosyjskim uprawianie sportu podlegało znacznym ograniczeniom i było skutecznie hamowane przez władze rosyjskie. Kiedy w latach 1903-1906 w Galicji młodzież szkolna organizowała się w pierwsze nieformalne wówczas kluby sportowe, w Warszawie zespołowego sportu wyczynowego praktycznie jeszcze nie znano. W stolicy powstawały wówczas różne „towarzystwa sportowe” pod nadzorem carskich protektorów, ale sport w ich rozumieniu miał charakter jedynie rekreacyjny, a główna działalność skupiała się na organizowaniu życia towarzyskiego, dochodowych bankietów oraz turniejów gier karcianych. W roku 1917 drużyny Polonii i Korony dominowały w stołecznej piłce nożnej, ale rozgrywane przez nie mecze miały głównie charakter towarzyski i nieregularny, podczas gdy w przedwojennej Galicji zawody piłkarskie rozgrywano cyklicznie. Publiczność warszawska o piłce nożnej wiedziała niewiele i sporadycznie się nią interesowała, a prasa zamieszczała skąpe i nieregularne informacje sportowe.

Wraz z wejściem do Warszawy Legionów sport warszawski otrzymał nowy bodziec do rozwoju. Wojskowi piłkarze stawali się mimowolnie nauczycielami futbolu, a ich technika i umiejętności budziły podziw. Nic zatem dziwnego, że przy okazji pierwszego meczu legionistów w Warszawie z prasowych relacji meczowych wynikało zaciekawienie, że drużyna legionistów rozgrywała piłkę jedynie pomiędzy poszczególnymi formacjami, w odróżnieniu od Akademików, którzy biegali za nią po całym boisku.

Warszawa zyskiwała również większe zainteresowanie piłką nożną. Jedyne stołeczne boisko w Agrykoli zapełniało się wreszcie z okazji meczów piłkarskich, a nie tylko jak dotychczas przy okazji charytatywnego festynu kwesty majowej. Krakowskie „Nowiny Ilustrowane” (12.05.1917) relacjonując pierwszy występ legionistów w Warszawie, pisały: Rzecz znamienna, że na obydwóch zawodach w parku sportowym „Agricoli” znalazła się niebywała dotychczas tam liczba publiczności, która z łatwo zrozumiałem, olbrzymim zajęciem śledziła przebieg walki dwu swoich ulubieńców – studentów i Legionistów.[…] Jest nadzieja, że sport piłki nożnej, któremu tak mało dotychczas poświęcała stolica uwagi, wzbudzi dzięki Legionistom większe zainteresowanie i rozwinie cały szereg pierwszorzędnych drużyn.

Dokładnie tak się stało. Wraz z Legionami do Warszawy zawitała nowa jakość piłki nożnej. Legię często i chętnie reklamowano w prasie jako najsilniejszą piłkarską drużynę Legionów, czasami przez mniej zorientowanych sportowo dziennikarzy nazywając mylnie „drużyną Legionową” lub „drużyną Sztabu Komendy Legionów”. Legia natomiast doskonale się czuła w roli faworyta oraz „wizytówki” Legionów. Samą ideę działalności drużyny w sporcie legionowym wystarczająco wyraziście opisał Stanisław Mielech w 1939 roku w artykule „Legioniści na boiskach sportowych” („Raz, dwa, trzy”, 32/1939):

Najsławniejszą drużyną legjonową była LEGIA. Powstała w Legjonowie i dlatego była uważana za drużynę kmdy Legjonów. Tak jednak nie było, rekrutowała się, bowiem z szeregu zawodników pułkowych, wybitnych zawodników, którzy znali się z boisk i złączyli się w jednej drużynie, aby sobie uczciwie, bez patałachów zagrać. Był to więc zespół „zawodowców” piłkarskich.

Powszechnie uważa się, że w Legii z lat 1916-1917 grali wyłącznie legioniści, podoficerowie, oraz sami wybitni gracze pochodzący z Galicji. Nie jest to jednak prawdą. Bez wątpienia w znaczącym stopniu skład Legii w tym czasie składał się z wychowanków Cracovii, Wisły Kraków, Pogoni Lwów czy Czarnych Lwów, ale byli w Legii też piłkarze nie związani z Galicją. Czesław Mierzejewski pochodził na przykład z Radomia. Był wychowankiem piłkarskim Warszawskiego Koła Sportowego, do którego uczęszczał podczas nauki w stolicy. Z kolei Jaworski, warszawski student, nie był nawet związany z Legionami - był pierwszym cywilem grającym w Legii. Często zdarzało się również, że w meczach drużyny występowali zwykli szeregowi żołnierze, jak np. S. Mikosz, J. Nitka czy Józef Stojek.

Dwa remisy z Polonią

29 kwietnia 1917 roku w Agrykoli po raz pierwszy w Warszawie wystąpiła Legia, rozgrywając mecz z Polonią. Propozycja meczu wyszła od Warszawskiego Koła Sportowego, jedynego z istniejących w Warszawie towarzystw sportowych, które w Sekcji Gier Ruchowych skupiało drużyny piłkarskie, w tym Polonię i Koronę. Istniejące od 1907 roku WKS było wielosekcyjną organizacją spełniającą rolę klubu sportowego, ale skupione w nim drużyny piłkarskie - mimo tego, że posiadały własne kierownictwa - nie miały żadnej autonomii. WKS z ramienia Towarzystwa Wyścigów Konnych zarządzało jedynym warszawskim parkiem sportowym w Agrykoli i mieszczącym się na jego terenie boiskiem. Organizowało zatem mecze i wyznaczało treningi dla drużyn sekcji, ustalało terminarze oraz zatrudniało trenerów, w razie potrzeby tworząc z piłkarzy drużyn zrzeszonych w jego strukturach własny zespół reprezentacyjny.

Legia wystąpiła w tym meczu w silnym składzie, ale bez Antoniego Poznańskiego, co było znaczącym osłabieniem ataku. W bramce wystąpił Stanisław Mikosz, w obronie Edmund Hardt i Jan Tarnawski, w pomocy Stanisław Wykręt, Henryk Bilor, Kazimierz Knapik, w ataku Stanisław Mielech, Wrócisław Smoleński, Tadeusz Rutkowski, Tadeusz Kowalski i Tadeusz Tyrowicz. Jako zawodnicy rezerwowi zostali zgłoszeni najstarsi w drużynie Władysław Litwinowicz i Jan Bednarski.

Polonia wystawiła swój najsilniejszy skład z Jerzym Grabowskim w bramce, obrońcami Kochańskim i Konopackim, w pomocy zagrali Tadeusz Gebethner, Korngold, Niemczyński, a w ataku Strzelecki, Zantman, Dąbrowski, Weller i Czarny.

Prasowe zapowiedzi przedmeczowe wskazywały Legie jako faworyta. Podkreślano, że jest drużyną, która nigdy dotychczas nie poniosła porażki oraz prognozowano jej wysokie i łatwe zwycięstwo.

Polonia do meczu podeszła jednak bardzo poważnie, wyciągając wnioski z wcześniej rozegranych meczów z drużynami legionowymi, które przegrała (0:2 z 5 p.p. i 0:1 z 4 p.p.), zwłaszcza że Legię reklamowano w prasie jako drużynę silniejszą od poprzednich przeciwników.

Mecz się rozpoczął od ataków polonistów, którzy chcąc zaskoczyć wojskowych rywali, szybko rozgrywali akcje. Przez całą pierwszą połowie to oni mieli przewagę potwierdzoną w 17. minucie bramką zdobytą przez Dąbrowskiego. Po przerwie gra się wyrównała, ataki Polonii nie były już tak groźne. Legia natomiast coraz częściej zagrażała bramce przeciwników, aż tuż przed końcem meczu Stanisław Mielech uzyskał wyrównanie.

Prasa warszawska uznała jednoznacznie remis za duży sukces Polonii, mimo tego, że prowadziła przez większość spotkania i mało brakowało, aby zakończyła go wygraną. Jeśli chodzi o Legię, podkreślano umiejętności techniczne graczy, ale przede wszystkim wskazywano na brak treningu i zgrania.

Spostrzeżenia były zasadne, dla legionistów był to dopiero pierwszy mecz rozgrywany w tym roku, a na dodatek nie mieli oni nawet szans przygotować się do niego, ponieważ dostali zgodę tylko jeden trening drużyny w pełnym składzie na dwa dni przed meczem. Piłkarze Polonii tymczasem trenowali już od prawie dwóch miesięcy. Dla Polonii był to trzeci mecz, ale dla jej piłkarzy tak naprawdę piąty, uwzględniając ich występy w meczach drużyny Akademików, którą piłkarze pierwszej drużyny Polonii potrafili zasilać nawet dziesiątką zawodników.

W maju Legia starała się rozgrywać mecze co dwa tygodnie. W niedzielę 13 rozegrała mecz z drużyną legionową 3 pp. W tym dniu Legia wystąpiła już w optymalnym składzie z Poznańskim na łączniku, strzelając osiem bramek i nie tracąc żadnej. Wysoka wygrana z przeciętną drużyną pułkową zrobiła duże wrażenie na prasie warszawskiej, która przy tej sposobności po raz kolejny podkreślała wagę remisu Polonii z poprzedniego meczu. W ostatnich dniach maja udało się doprowadzić do dwóch kolejnych ważnych meczów.

Dzięki staraniom porucznika LP Okołowicza i kapitana dr Korolewicza udało się reprezentacji legionów, drużynie Legii uzyskać pozwolenie na dwa mecze piłki nożnej w Agrykoli. Dziś o godz. 5 pp. Odbędzie się mecz „Legii” z drużyną warszawską „Korona”, poza „Polonją” najlepszą z drużyn naszej stolicy. Jutro „Legia” spotka się w rewanżowym spotkaniu z naczelną drużyną „Polonji”, z którą swego czasu skończyła grę na remis 1:1 - informował 27 maja „Kurier Polski”.

Dla Korony rok 1917 zaczął się niewesoło. Mimo przebudowy drużyny poniosła dwie wysokie porażki - z Akademikami 1:12 oraz drugą drużyną Polonii 0:9. Mimo tego, że w ostatnim czasie udało się jej ku zaskoczeniu wygrać mecz z pierwszą drużyną Polonii 2:1, prasa wątpiła w szanse zwycięstwa Korony nad Legią.

Mecz zdawał się to potwierdzać, bo Korona, choć wzmocniona w ataku Wellerem występującym również w Polonii, już w 55. minucie przegrywała 1:5. Mecz był ostry i obie drużyny grały zbyt energicznie. Po faulu Stanisława Mielecha na obrońcy gracze Korony zażądali nawet usunięcia napastnika Legii z boiska. Sędzia się na to nie zgodził, co z kolei spowodowało, że drużyna Korony niezadowolona zeszła z boiska w 60. minucie, kończąc mecz.

Następnego dnia, grając przeciw Polonii, Legia jeszcze czuła trudy meczu z Koroną. Z podstawowego składu nie wystąpili bramkarz Mikosz, Tyrowicz, Rutkowski, a także - po raz kolejny - Poznański. Mimo znacznego osłabienia, tym razem legioniści nie dali się zaskoczyć polonistom i sami rozpoczęli podkręcać tempo gry. Do przerwy Legia prowadziła 1:0 i dopiero w końcówce meczu rywalom udało się uzyskać wyrównanie ze strzału Stanisława Zantmana. Mimo braku najlepszego napastnika, Legia bombardowała bramkę Polonii strzałami Bilora i Mielecha, zmuszając bramkarza i obronę rywala do wybronienia około 20 strzałów. Wypadła w tym meczu znacznie lepiej niż w pierwszym spotkaniu obu drużyn. Po treningach drużyna zyskała na zgraniu, a jej akcje na jakości. Gazety warszawskie podkreślały dużą zasługę w uzyskaniu remisu bramkarza Polonii, Suchorzewskiego oraz Tadeusza Gebethnera, który pełnił w tym meczu rolę obrońcy, ale - co ciekawsze - przy okazji relacji z meczu po raz pierwszy pisano o Legii jak o drużynie lokalnej: Najlepsze nasze drużyny Legia i Polonia zmierzyły się po raz drugi w swojej karierze sportowej. („Kurjer Warszawski”, 146/1917)

W rewanżu z Polonią Legia wystąpiła w składzie: bramkarz Porębski, obrońcy Tarnawski, Hardt, pomocnicy Wykręt, Bilor, Litwinowicz, napastnicy Smoleński, Bednarski, Mielech, Kowalski, Knapik.

Polonia wystawiła następujący skład: Suchorzewski, Gebethner, Konopacki, Korngold, Strubel, Niemczyński, Strzelecki, Pronaszko, Dąbrowski, Weller, Zantman.

Wojskowe granie

Z początkiem czerwca w Warszawskim Kole Sportowym doszło do sporu pomiędzy kierownictwem Sekcji Gier Ruchowych, a sportowcami Polonii i Korony oraz dopiero co utworzonych Związków Akademickich, w wyniku którego drużyny stołeczne straciły możliwość rozgrywania meczów w Agrykoli. Młodzież ze Związków Akademickich domagała się od WKS autonomii, możliwości zarządzania sekcją oraz boiskiem w Parku Sobieskiego. WKS odmówiło, dotychczasową Sekcję Gier Ruchowych rozwiązano, a w jej miejsce powołano nową z nowym regulaminem. Związki Akademickie pięciu warszawskich uczelni oraz członkowie Korony i Polonii odmówili jednak wstąpienia do sekcji na nowych zasadach i nie rozgrywały meczów.

Drużyny legionowe mogły oczywiście nadal wynajmować boisko, ale straciły atrakcyjnych przeciwników meczowych. Kłótnia o jedyne warszawskie boisko w Agrykoli miała jednak również aspekt pozytywny. Poprzez aktywację środowiska sportowego i władz miejskich rozpoczęto starania o zbudowanie nowych boisk na terenie miasta. Gazety warszawskie również szeroko komentowały spór wskazując na ubogą infrastrukturę sportową miasta: Jeśli Boston ma 180 boisk lekkoatletycznych i footbalowych, Paryż około 100, Berlin, Wiedeń, Moskwa po kilkadziesiąt, Lwów nawet posiada ich pięć, to liczby te świadczą aż nadto wyraźnie jak bardzo pokrzywdzona jest Warszawa - ubolewał „Kurier Polski”.

W tym czasie Legiony, których drużyny uczestniczyły w warszawskich zawodach sportowych, organizowały również bardzo szerokie życie społeczne i kulturalne miasta. Popularne były koncerty orkiestr legionowych, w Zachęcie wystawiano obrazy służących w Legionach artystów i malarzy, a także organizowano festyny i kwesty na różne cele społeczne.

Jedną z takich imprez organizowanych przez Legiony był festyn w ramach corocznej kwesty „Ratujcie Dzieci”, który odbył się 10 czerwca w Parku Sobieskiego. Program obejmował oprócz pokazów artystycznych i defilady między innymi rozgrywki piłkarskie kilku drużyn legionowych. Prasa warszawska zapowiadała mecz Legii z 4 pułkiem piechoty, ale tego dnia przeciwnikiem legionistów ostatecznie została drużyna 2 pułku ułanów. Mecz z 4 pułkiem piechoty rozegrano kilka dni wcześniej, w czwartek 7 czerwca, korzystając z okazji, że na potrzeby organizacji festynu 4 pułk piechoty przyjechał z Łomży do Warszawy z kilkudniowym wyprzedzeniem.

Z „Czwartakami” Legia wygrała 2:0, ale nie było to łatwe zwycięstwo. Tym razem drużyna zagrała swoje najsłabsze dotąd zawody w Warszawie, prowadząc grę bez planu i nerwowo. Znowu szwankowało zgranie, gra była nierówna i przerywana autami oraz dużą ilością spalonych. Po jednym z ataków Legii ucierpiał bramkarz drużyny 4 pp Suchodolski (imię sugerowane wg listy oficerów MWP) i w wyniku niedyspozycji musiał na pewien czas zejść z boiska. Zastąpił do na ochotnika Jerzy Grabowski, bramkarz Polonii obecny na meczu, ale jego współpraca z obrońcami nie układała się zbyt dobrze. Szybko puścił dwie bramki, jedną strzeloną przez Mielecha, a drugą samobójczą sprokurowaną przez obrońcę, który zbyt mocno podawał mu piłkę.

Z kolei o meczu z „Ostojakami”, jak nazywano drużynę 2 pułku ułanów, rozegranym w dniu 10 czerwca wiadomo, że zakończył się zwycięstwem Legii 3:0. Mecz odbył się na boisku Agrykoli jako jedna z pierwszych atrakcji festynu. Informację o jego wyniku zawarto w opublikowanym przez Legię bilansie rozgrywek. Gazety warszawskie szeroko opisywały atrakcje festynu, szacując frekwencję w Parku Sobieskiego na 30 tysięcy ludzi, ale niestety żadna z gazet nie podała tym razem relacji z meczu. Według anonsów prasowych Legia w tym meczu miała wystąpić w następującym składzie: Porębski, Tarnawski, Hardt, Wykręt, Bilor, Jaworski, Smoleński, Knapik, Mielech, Kowalski i Tyrowicz.

Dochód z kolejnego meczu Legia również przeznaczyła na cele charytatywne. Rozegrano go w dniu 17 czerwca w Agrykoli z 5 pp z zamiarem zebrania pieniędzy dla wdów i sierot po legionistach oraz na Stowarzyszenie Weteranów 1863 roku. Drużyna 5 pp przyjechała w swoim najsilniejszym składzie z przedwojennymi piłkarzami niewiele ustępującymi sławą tym grającym w Legii - Adamem Kogutem z Cracovii oraz Władysławem Ryszankiem, zawodnikiem wiedeńskiego Simmeringer SC. W Legii do bramki na ten mecz wrócił Mikosz, a jako lewy łącznik po raz pierwszy wystąpił Wójcicki.

Mimo żywego tempa do przerwy utrzymał się wynik bezbramkowy. Po przerwie szybkość przeprowadzanych akcji jeszcze bardziej wzrosła, a Legia zyskała przewagę. Wyróżniającymi się graczami byli Mielech i Tyrowicz brylujący celnymi dośrodkowaniami. Jedyna, zwycięska bramka dla Legii padła po błędzie bramkarza 5 pp, który zbyt daleko wybiegł przy interwencji, niestety strzelca nie udało się ustalić.

Jedną z nielicznych drużyn pułkowych, której Legia do tej pory nie pokonała, była drużyna 6 pp, która 24 czerwca przyjechała z Dęblina do Warszawy specjalnie na ten mecz. Miał to być rewanż za wcześniejsze nierozstrzygnięte spotkanie obu drużyn z okresu stacjonowania na Wołyniu. Drużyna 6 pp nie grywała często z innymi drużynami pułkowymi z uwagi na odległe miejsce stacjonowania, ale mimo to potencjał i poziom sportowy prezentowała bardzo wysoki. Dbali o to między innymi bramkarz Winnicki z lwowskich Czarnych, obrońca Fitchel z Pogoni oraz Kowalski z krakowskiej Wisły. Zapowiadając mecz, gazety warszawskie szykowały czytelników na dobre zawody, uznając drużynę 6 pp za najsilniejszą po Legii wojskową drużynę piłkarską. Legia tym razem nie mogła zagrać w optymalnym składzie, ponieważ legijni lwowiacy - Bilor i Kowalski - zostali „wypożyczeni” do zespołu 1 pp, który na przełomie czerwca i lipca miał rozegrać dwa mecze we Lwowie z tamtejszą Pogonią w ramach obchodów uroczystości jubileuszu 10-lecia klubu. Zapowiedzi prasowe nie były przesadzone. Sprawna i w brawurowym tempie prowadzona gra chyliła szalę zwycięstwa to na jedna, to na druga stronę i ostatecznie znowu nikomu go nie przyniosła, kończąc match na remis w stosunku 0:0 – informował „Kurier Polski” (170/1917).

Kryzys przysięgowy

Tymczasem w lipcu 1917 roku doszło do wydarzeń, które zaważyły nie tylko na dalszych losach Legii, ale i całych Legionów. Od końca 1916 roku w polskich środowiskach niepodległościowych oczekiwano kolejnych kroków zaborców wynikających z aktu 5 listopada, czyli proklamacji niepodległego państwa, utworzenia niezależnego rządu oraz stworzenia w pełni niezależnego Wojska Polskiego. Brak spełnienia tych oczekiwań oraz obopólna niechęć Piłsudskiego i Niemców doprowadziły w konsekwencji do kryzysu przysięgowego. W kwietniu Niemcy wyodrębnili z Legionów nowa formację - Polską Siłę Zbrojną skupiającą legionistów pochodzących z zaboru rosyjskiego, jednocześnie pozostawiając tych z zaboru austriackiego w ramach Polskiego Korpusu Posiłkowego, nad którym wówczas sprawowali dowództwo. Legioniści będący obywatelami austriackimi byli związani przysięgą złożoną już wcześniej Cesarzowi Austriackiemu w czasie powstawania Legionów, ale od nowych będących obywatelami Królestwa domagano się podobnej przysięgi - tym razem na wierność zarówno Austrii, Niemcom, jak i ich sojusznikom. Forma przysięgi była negocjowana od dłuższego czasu, a ostateczne ustalenia podzieliły dowódców legionowych. Cześć z nich, z Piłsudskim na czele, odrzucała przysięgę w całości, przewidując przegraną państw centralnych oraz uważając, że wspólna droga Legionów i Niemiec się już zakończyła, inni, jak płk Haller, uważali, że pod żadnym pozorem nie wolno dopuścić do zlikwidowania Legionów jako jedynej siły pozwalającej walczyć Polakom z bronią w ręku na terenie okupowanej ojczyzny. Zdecydowana większość żołnierzy jednak odmówiła złożenia przysięgi, co spowodowało odwet Niemców. Żołnierzy internowano i osadzono w obozach w Szczypiornie i Beniaminowie, a legionistów pochodzących z Galicji wraz z Polskim Korpusem Posiłkowym postanowiono przekazać z powrotem pod dowództwo Austro-Wegrom.

W Legii tymczasem 28 lipca doszło do zebrania wszystkich członków klubu, na którym podsumowano bilans sportowy, a por. Wasserab przedstawił rozliczenie finansowe. Stanisław Mielech na tę okazję sporządził w czterech kopiach statystykę wszystkich meczów rozegranych przez drużynę. Dwa dokumenty będące w posiadaniu Mielecha i Wasseraba uległy zniszczeniu podczas Powstania Warszawskiego. Nie jest znany los pozostałych dwóch kopii dokumentu. Odbyły się również wybory: kapitanem Legii został St. Wykręt, prezesem por. Okołowicz. Ustępującemu prezesowi dr. Korolewiczowi i wyjeżdżającemu por. Wasserabowi za niezmiernie pomyślną dotychczasową prace dla Legii dziękowano jednomyślnym oklaskiem - opisywały dalszy przebieg zebrania warszawskie gazety (PPOR, 205/1917).

Zmiany w kierownictwie Legii były wymuszone konsekwencjami kryzysu przysięgowego. Niemcy po buncie w Legionach aresztowali Piłsudskiego, a z oficerów Polskiego Korpusu Posiłkowego zamierzali utworzyć nowe kadry dla formowanej Polskiej Siły Zbrojnej. W tym celu wybranych oficerów legionowych skierowano na różne szkolenia w armii niemieckiej. Dotyczyło to również Intendentury, z której Zygmunta Wasseraba wraz z Romanem Góreckim i kilkoma innymi oficerami wysyłano do odległego Szczecina. Z kolei dr Korolewicz został oddelegowany jako zastępca szefa sanitarnego Polskiego Korpusu Posiłkowego.

Sytuacja polityczna sprawiła, że rozegrany 29 lipca mecz z drużyną 5 pp był ostatnim występem Legii w 1917 roku w Warszawie. Obie drużyny przystąpiły do niego w silnych składach. Drużyna 5 pp wystąpiła z Ryszankiem, Stopą, Długockim i Kogutem. Legia - z Mikoszem, Poznańskim, Prochowskim, Mielechem oraz gościnie z Wacławem Gebethnerem z Polonii. Był to pierwszy i zarazem jedyny znany występ jednego z założycieli KS Polonia w barwach Legii. Swoją drogą okazał się bardzo udany, bo po asyście Gebethnera Tadeusz Prochowski zdobył jedną z bramek. Pozostałe gole strzelili Poznański, w swoim firmowym stylu, mocnym strzałem z dystansu, a po przerwie jedno trafienie dołożył Mielech. Mecz wygrała Legia 3:1, ale wszystkie gole w tym meczu zdobyli jej piłkarze, ponieważ jedyna bramka dla 5 pp padła po niefortunnej interwencji obrońcy Legii - Tarnawskiego.

Przy okazji meczu Norbertowi Okołowiczowi wręczono tego dnia dyplom - nominację z okazji wyboru na stanowisko prezesa podpisany przez kapitana oraz piłkarzy. Na dyplomie pojawił się wówczas po raz pierwszy herb z charakterystycznym poprzecznym czarnym pasem znanym ze strojów drużyny oraz „elką” w kółeczku. Herb ten stał się wzorem dla godła Legii używanego aż do dzisiejszych czasów.

O ile kryzys przysięgowy wpłynął na zmianę kierownictwa Legii, o tyle na szczęście nie rozbił drużyny, ponieważ większość oficerów i piłkarzy pochodziła z Galicji i nie musiała uczestniczyć w składaniu przysięgi. W znacznym stopniu jednak zadecydował o jej dalszych losach, jak również o losach innych drużyn legionowych, z których większość - w szczególności tych wywodzących się z I i III Brygady - musiało zaprzestać działalności.

Legia nieoficjalnym mistrzem Polski

Doskonałe wyniki stawiały Legię w pozycji faworyta we wszystkich dotychczas rozgrywanych meczach, ale w sierpniu czekał ją jeszcze najważniejszy sprawdzian. Drużyna została zaproszona do Krakowa w celu rozegrania meczu z Cracovią, uznawaną przez koła sportowe za najlepszą polską drużynę piłkarską. Cracovia była zespołem regularnie toczącym mecze z silnymi drużynami czeskimi i austriackimi, a jej dotychczasowe osiągnięcia robiły ogromne wrażenie. Krakowianie dotychczas, podobnie jak Legia, nie przegrali żadnego meczu, a dodatkowo wysoko pokonali morawskie drużyny: Olimpię Kromieryż 14:1 i drużynę z Przerowa 12:0. Cracovia wygrała również bardzo zdecydowanie wszystkie mecze z pułkowymi drużynami legionowymi, z którymi Legia zwyciężała lub remisowała po wyrównanej grze - z silną drużyną 6 pp Pasy zwyciężyły aż 5:0. Dla legionistów mecz z Cracovią stał się zatem bez wątpienia najważniejszym wydarzeniem sportowym w roku 1917. Rangę meczu podnosiły również bardzo duże oczekiwania różnych środowisk. Z jednej strony koledzy-sportowcy legionowi oczekiwali, że Legia pokona ich pogromców, z drugiej prasa warszawska ostrzyła sobie zęby na pierwszą w historii wygraną drużyny reprezentującej stolicę w Krakowie. Trzeba bowiem dodać, że mimo tego, iż Legia wolała być kojarzona z Legionami, gazety warszawskie praktycznie od początku jej pobytu w mieście bardzo często określały ją mianem „warszawskiej drużyny”, nadając jej z racji stałego stacjonowania w stolicy status drużyny lokalnej.

Kolejnym istotnym powodem, dla którego ranga meczu z Cracovią rosła, były lansowane od pewnego czasu w środowisku prasy warszawskiej rozgrywki o mistrzostwo Polski 1917 roku. Gazety po raz pierwszy o wspominały o nich już w czerwcu przy okazji planowanego meczu Cracovii z Polonią. Sugerowano wówczas, że najwyższy czas, aby kluby polskie wzorem zachodnich zaczęły wyłaniać mistrza. Mecz Cracovii z Polonią ostatecznie się nie odbył, ale informacje o planowanych na jesień rozgrywkach nasiliły się ponownie w sierpniu, a przed meczem Cracovii z Legią w zasadzie każda warszawska notatka prasowa nawiązująca do tego wydarzenia wspominała również o mistrzostwach. Niektóre gazety przedstawiały nawet przybliżony terminarz planowanych rozgrywek:

Spotkanie Legii z Polonią projektowane jest później około października zaś Cracovii z Polonią na 1-4 listopada, poczem przyznane będzie mistrzostwo. (PPOR, 216, 9.08.1917)

Rzeczone rozgrywki miałyby się odbywać w systemie meczów każdy z każdym i dotyczyć czterech drużyn: Cracovii, Legii, Polonii oraz ewentualnie Pogoni Lwów, gdyby ta zdecydowała się wziąć w nich udział. Mimo tego, że gazety krakowskie i lwowskie nie podejmowały tematu mistrzostwa, w Warszawie oczekiwania związane z meczem było znaczne.

Tak zmotywowana Legia wyjechała do Krakowa na dwa dni przed meczem, o czym nie zapomniała poinformować prasa:

„Wczoraj o g.11 wiecz. Wyjechała do Krakowa warszawska drużyna piłki nożnej legionowa Legia, która jutro zmierzy się tam ze słynną „Cracovią”. „Legia” żegnana życzeniami zwycięstwa przez liczne koła warszawskich sportsmenów wyjechała […] w składzie niezwykle silnym […]. Jutrzejszy mecz otwiera – jak wiadomo – cykl rozgrywek drużyn o mistrzostwo Polski na r. 1917. Wynik jego budzi ogromne zaciekawienie. (PPOR, 225, 18.08.1917)

Do meczu doszło w niedzielę 19 sierpnia na boisku Cracovii. Legia wystąpiła w składzie: Mikosz, Tarnawski, Hardt, Wykręt, Wójcicki, Kowalski, Knapik, Poznański, Mielech, Prochowski, Tyrowicz. Skład Caracovii przedstawiał się następująco: Halpern, Wł. Dabrowski, Gintel, Strycharz, Cikowski, K.Grabowski, Śliwa, T. Dabrowski, Kałuża, Sperling, Kisielewski II.

Pierwsza połowa była wyrównana i nie przyniosła bramkowej przewagi, obie drużyny grały ostrożnie i z dużym respektem dla przeciwnika. W drugiej połowie tempo wzrosło. Cracovia przeszła do ofensywy, Legia kontratakowała. Po jednym ze strzałów Poznańskiego bramkarz Cracovii niefortunnie odbił piłkę i próbując ją opanować, wepchnął ją do własnej bramki. Drugiego gola zdobył Prochowski 10 minut później, tym razem silnym strzałem z podania Poznańskiego. Cracovia, czując rychłą przegraną, rzuciła się o dorabiana strat, przeprowadzając szereg akcji ofensywnych kończących się jednak na dobrze dysponowanej obronie Legii. Dopiero w ostatniej minucie meczu po faulu obrońcy sędzia podyktował rzut karny dla Cracovii zamieniony przez Dąbrowskiego na bramkę. Legioniści wygrali więc 2:1.

W Warszawie ten wynik przyjęto z zadowoleniem, ale i zaskoczeniem. Dzienniki stołeczne specjalnie z tej okazji zamieściły nawet notatki o wyjazdowym zwycięstwie, co już samo w sobie podkreślało niezwykłość wydarzenia.

Z kolei w Krakowie po porażce gazety starały się zbagatelizować znaczenie meczu. Próbowano przekonywać, że Legia to tak naprawdę „filia” a nawet druga drużyna Cracovii, że mecz przyniósł niekorzystny wynik, bo zawodnicy obu klubów podawali sobie przez pomyłkę piłkę, zapominając, kto przeciwko komu gra, ponieważ znali się zbyt dobrze, a także, że Legia tak w ogóle jedynie „…przyjechała odwiedzić swoje boisko i swoich kolegów”. Po raz pierwszy również prasa krakowska odnosiła się do informacji o mistrzowskim znaczeniu meczu, twierdząc, że: „…w Krakowie nikt nie czytał ani afiszów ani zapowiedzi donoszących o zawodach rzekomo rozgrywanych o mistrzostwo polskie. Takie wieści puszczano w Warszawie.” („IKC”, 8.09.1917)

Znaczenie wygranej Legii było jednak niebagatelne. Legia nie tylko przywracała prymat sportu legionowego nad cywilnym oraz przywoziła do Warszawy pierwsze zwycięstwo nad Krakowem, ale psuła Cracovii statystykę i odbierała miano niepokonanego zespołu. Stanisław Mielech w swoich wspomnieniach o konsekwencjach tamtego zwycięstwa pisał: Sukces Legii był wielki. W ciągu dwóch lat nie doznała ona porażki. Jest to rekord dotychczas nie pobity. Po raz pierwszy tez w Warszawie pisano o Legii jako o „warszawskiej” drużynie” a także w innym miejscu: „Wyższości Legii nikt nie kwestionował, była „moralnym mistrzem Polski” w latach 1916 i 1917.(S. Mielech, Sportowe sprawy i sprawki)

Również prof. Rudolf Wacek w klubowej monografii Pogoń Lwów pisał o Legii z lat 1916-1917, że: „…po pokonaniu Cracovii słusznie mogła sobie rościć pretensje do tytułu mistrzowskiej drużyny Polski” (Pogoń Lwów - Księga Pamiątkowa, 1939).

Z Warszawy do Przemyśla

Dziewięć dni po meczu z Cracovią, Komenda Legionów, a wraz z nią Legia, została wysłana do Przemyśla. Większość piłkarzy drużyny nadal służyła w pułkach II Brygady i Komendzie Legionów, co w razie potrzeby pozwalało zebrać skład na mecz. W tym czasie na dawne miejsce służby w Komendzie Legionów powrócili również Wasserab i Górecki, głównie dlatego, że Niemcy zmienili zdanie i postanowili odesłać Polski Korpus Posiłkowy z powrotem pod dowództwo Austrii. Możliwości do grania w piłkę jednak nie było. Pułki legionowe w czasie stacjonowania w Przemyślu przechodziły tym razem austriacką weryfikację i kolejną reorganizację, będącą dalszą konsekwencją kryzysu przysięgowego. Wielu żołnierzy dotknęły zwolnienia ze służby lub przeniesienia na front włoski. W tym okresie lwowska Pogoń próbowała co prawda nawiązać kontakt z Legią i proponowała rozegranie meczu we Lwowie, ale tego zamiaru nie udało się zrealizować. Działania zaborców wobec Legionów nie były przychylnie postrzegane przez środowiska polskie, co z kolei powodowało, że w obawie przed demonstracjami publiczności władze nie godziły się na rozgrywanie meczów. Wyjątkiem były mecze kombinowanej drużyny złożonej z piłkarzy I Brygady z Pogonią Lwów, ale ich organizacja była całkowicie nieformalna, a piłkarze legionowi dotarli do Lwowa, wymykając się z koszar nocą na tzw. samowolkę.

1918
Legii bunt pod Rarańczą

W ostatnich dniach października II Brygada wyjechała z Przemyśla na front besarabski, w okolice dobrze już sobie znanej Rarańczy. Legiony okopały się tuż obok korpusów rosyjskich. Późną jesienią działania wojenne osłabły, a w grudniu Austria zawarła z Rosją rozejm. Na froncie aż do lutego 1918 roku zaległa cisza. W lutym doszło jednak do wydarzeń, które pogrzebały szanse na jakiekolwiek dalsze działanie Legii.

W dniu 12 lutego w obozie legionistów rozniosła się wieść, że koalicja austriacko-niemiecka kilka dni wcześniej podpisała z ukraińcami traktat pokojowy w Brześciu Litewskim, na mocy którego część Podlasia i Ziemi Chełmskiej zostawały przekazane Ukrainie w zamian za pomoc żywnościową dla armii państw centralnych. W Legionach zawrzało. Znaczna część legionistów odebrała traktat jako jawną zdradę Austriaków i Niemców, traktując zawarte porozumienie bez ogródek jako czwarty rozbiór Polski. Legioniści pochodzili z tych terenów lub z pobliskiej Galicji, tym trudniej było im się pogodzić, że za ich ofiarną służbę zamiast wolnej Polski zostanie w tym miejscu utworzona Ukraina.

W ciągu kilku dni wśród legionistów zapadła decyzja o buncie i brawurowej akcji, w której Legiony miały porzucić Austriaków, przejść przez linię frontu i dołączyć do polskich korpusów formujących się w tym czasie po stronie rosyjskiej. Pomysłodawcą i głównym organizatorem tej akcji był Roman Górecki. Do przejścia frontu doszło w nocy z 15 na 16 lutego. Austriacy zorientowali się jednak w planach legionistów, skutkiem czego akcja udała się tylko połowicznie. Części pułków piechoty wraz z płk. Hallerem udało się przejść na stronę Rosjan, ale reszta musiała toczyć walkę z pociągiem pancernym i po okrążeniu dostała się do niewoli – taki los spotkał całą Intendenturę, Komendę Legionów, tabory i artylerię.

Austriacy byli wściekli. Aresztowali wszystkich pozostałych na ich terenie legionistów, umieszczając ich w więzieniach i obozach na terenie Austrii i Węgier. Głównym oskarżonym, którzy trafili do więzień Marmaros-Szegiet i Huszt, wytoczono procesy, oskarżając ich o zbrodnię przeciwko państwu, spisek dezercyjny, porozumienie z nieprzyjacielem, morderstwo i szereg innych przestępstw, z których każde z osobna zagrożone było karą śmierci. W tej grupie znalazła się całość kierownictwa Legii. Wśród pięciu głównych osób oskarżonych w procesie byli Roman Górecki i Norbert Sokołowicz, a wśród podoficerów, którym zarzucano współudział w organizacji buntu znalazł byli Zygmunt Wasserab i Bolesław Korolewicz. Tym sposobem w jednej celi w Marmaros-Szegiet znaleźli się zarówno aktualny jak i przyszły prezes Legii wraz z jej wieloletnim wiceprezesem. Dzięki lobbingowi polskich środowisk niepodległościowych udało się przedłużać proces, a rozwój wydarzeń na arenie politycznej i zbliżający się upadek monarchii austro-wegierskiej sprawił, że ostatecznie go nie dokończono. Legioniści przebywali jednak w wiezieniu praktycznie aż do zakończenia I wojny światowej i odzyskania przez Polskę niepodległości.

Wojenne losy

Bunt pod Rarańczą definitywnie przekreślał szanse na jakiekolwiek dalsze działanie klubu. Cześć piłkarzy znalazło się po rosyjskiej stronie frontu, część przebywała w obozach, a kierownictwo w całości trafiło do więzienia. Drużyna się rozpadła. Kilku piłkarzom pozostającym na terenie Austrii udało się uniknąć aresztowania. Stanisław Mielech nie trafił do wiezienia tylko dlatego, że w czasie przejścia II Brygady przez front przebywał akurat na urlopie w Krakowie. Zmuszony był jednak się ukrywać, ponieważ Austriacy w ciągu kilku dni rozpoczęli aresztowania wszystkich legionistów przebywających na terenie Austrii, nie ograniczając się tylko do tych, którzy uczestniczyli w przejściu frontu.

Podobne szczęście miał Antoni Poznański, który również po buncie II Brygady się ukrywał. Wkrótce obaj znaleźli się ponownie w Warszawie, gdzie pod kuratelą niemiecką łatwiej było uniknąć aresztowania. Kontynuowali w tym czasie również grę w piłkę, występując okazjonalnie w barwach Korony Warszawa.

Innych legionistów los rozrzucił. Pierwszy prezes Legii Władysław Groele przeszedł front i dalej walczył w II Korpusie Polskim wraz z gen Hallerem w bitwach pod Kaniowem. Brał również udział u boku orląt lwowskich w walkach o Lwów w 1919 roku. Zmarł w 1920 roku, zaraziwszy się dyzenterią podczas wojny polsko-bolszewickiej.

Podobny jest dalszy życiorys Stanisława Hrabika, również uczestnika bitwy pod Kaniowem, zmarłego 13 kwietnia 1920 w wyniku choroby, jakiej się nabawił na froncie wojny polsko-bolszewickiej.

Bramkarz Stanisław Mikosz z kolei zginął w 1920 roku podczas ofensywy rosyjskiej na Malin.

Pierwszy kapitan Legii Jan Bednarski, Tadeusz Prochowski, Stanisław Jamka oraz Kazimierz Knapik po nieudanej próbie przejścia frontu trafili do austriackich obozów dla internowanych. Większość nich została odesłana na front włoski. Po kilku latach Knapik, Prochowski i Bednarski znowu razem spotkali się w Legii w Warszawie. Stanisław Kowalski i Karol Uchacz z kolei przeszli front, walczyli pod Kaniowem, Kowalski trafił do niemieckiej niewoli, z której uciekł w sierpniu 1918 roku, Uchacz przedarł się przez Murmań do Francji, gdzie wstąpił w szeregi niebieskiej armii gen. Hallera. Ta sztuka nie udała się Czermańskiemu, również uczestnikowi bitwy pod Kaniowem. Do niewoli dostawał się trzykrotnie, najpierw niemieckiej, potem rosyjskiej i ukraińskiej, z której w końcu szczęśliwie zbiegł w marcu 1919 roku. Wykręt z kolei brał udział w szeregu bitew w czasie wojny polsko-bolszewickiej, pod Cicha Wodą został poważnie ranny w nogę, co definitywnie zakończyło jego karierę piłkarską. Henryk Podbiera został aresztowany podczas przejścia pod Rarańczą, uciekł z niewoli i ukrywał się w cywilu w Warszawie pod nosem Niemców, których później rozbrajał w 1918 roku. Pierwszy bramkarz Stojek również się ukrywał, zmieniając nazwisko. Po odzyskaniu niepodległości, w 1919 roku na ochotnika wyjechał walczyć w obronie Lwowa.

Tragiczny los spotkał natomiast podstawowego skrzydłowego Legii Wrócisława Smoleńskiego, który kilka miesięcy po buncie pod Rarańczą poległ podczas ataku oddziałów ukraińskich na dworzec w Przemyślu. Oddał życie za niepodległą Polskę dokładnie w dniu, który stał się do dziś symbolem odzyskanej przez Polskę niepodległości - 11 listopada 1918 roku.

Tak zakończyła się piłkarska przygoda legionistów, którzy w znaczący sposób wywarli wpływ na życiu sportowym stolicy. Jej kontynuacja miała nastąpić dopiero kilka lat później w Warszawie.

Historia 1918-1930

W rok po odzyskaniu przez Polskę niepodległości entuzjazm działaczy sportowych trafiających na niezwykle podatny grunt jakim była ówczesna młodzież, dokonał w zakresie rozwoju sportu olbrzymich zmian. Był rok 1921, w nienotowanym dotąd tempie rosła siła klubów cywilnych, tym samym doprowadzając do upadku prestiżu wojskowej drużyny. Było to niestety zjawisko naturalne. Żołnierzy demobilizowano, wobec czego ci, kuszeni przez działaczy, podejmowali treningi w klubach cywilnych. W powojennej Polsce udawano amatorów, ale płacono po kryjomu w bardzo różny sposób. Najczęściej właściciele klubów załatwiali piłkarzom lekką i dobrze płatną pracę. Takich warunków nie był w stanie zapewnić swoim sportowcom Wojskowy Klub Sportowy Warszawa, dlatego do drużyny dokonywano naboru z roczników wojskowych. W dodatku WKS nie posiadał odpowiednich warunków, by móc prowadzić pracę szkoleniową. Ponadto bardzo odczuwalny był brak odpowiedniego sprzętu do gry i treningu. W tamtym czasie Warszawa dysponowała tylko jednym boiskiem, znajdującym się w Parku Agrykoli, z którego korzystały wszystkie stołeczne drużyny. Niżej notowani od klubów cywilnych piłkarze WKS-u, którym pozwalano korzystać z boiska raz w tygodniu, mogli czuć się pokrzywdzeni, ponieważ najmocniejsze drużyny miały udostępnione boisko na dwa treningi tygodniowo. Nie bez znaczenia był fakt, że zarządca boiska – Polski Komitet Igrzysk Olimpijskich – pobierał za wynajem słone opłaty, co zresztą nie uszło uwadze korespondentów lwowskiego tygodnika „Sport”, którzy pisali: PKIO wypożyczając boisko warszawskim drużynom, pobiera wprost paskarskie procenty.

W tym czasie nie było w Polsce klubu, który mógłby wskrzesić wojskowe tradycje Legii. Niewiele osób żyło nadzieją, że w ogóle nastąpi jej odrodzenie. A jednak... W Kasynie Oficerskim Zamku Królewskiego odbyło się zebranie organizacyjne Wojskowego Klubu Sportowego. To nie był przypadek, że oficerowie posiedzenie poświęcone zorganizowaniu WKS-u – późniejszej Legii – odbyli właśnie w tym miejscu. Tą decyzją chcieli podkreślić wyjątkowość organizowanego klubu. Zamek Królewski w Warszawie to jedno z najważniejszych historycznie miejsc w Polsce. To jedna z siedzib królów Polski, również siedziba Sejmu Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Do tymczasowego zarządu wybrano: płk. Aleksandra Litwinowicza, mjr. dr. Roupperta, kpt. Żerebeckiego, kpt. Dudzinskiego, kpt. Kloba, kpt. Sopotnickiego, dr. Steifera, por. Torunia, ppor. Jagielskiego, ppor. Remigiusza Kwiatkowskiego, por. Połomskiego i por. Wanickiego.

Większość członków klubu stanowili ludzie w przeszłości związani ze sportem oraz posiadający doświadczenie w działalności klubów sportowych. Sam prezes Litwinowicz był lekkoatletą, podczas I wojny światowej grywał w piłkę w drużynach legionowych, a przed wojną wchodził w skład galicyjskiego kolegium sędziów piłkarskich.

W ciągu pierwszego miesiąca odbyło się jeszcze kilka kolejnych zebrań organizacyjnych, na których pracowano nad projektem statutu, ustalano zasady pracy poszczególnych sekcji i ich kierownictwo, wybierano składy komisji rewizyjnej i sądu rozjemczego oraz ostateczny zarząd klubu.

Stanisław Mielech opisywał powstanie wojskowego klubu następująco: Walne zebranie odbyło się. Do zarządu weszli znani działacze małopolscy: prezes – płk. Aleksander Litwinowicz, szef Departamentu Gospodarczego M.S.Wojsk., członkowie: mjr dr St. Rouppert, kpt. Dudziński kpt. Klob, kpt. Sopotnicki, dr Steifer, por. Toruń, por. Wasserab, ppor. Jagielski, ppor. Kwiatkowski. Wpisowe ustalono na 20 mk, składkę miesięczną na 10 mk, barwy klubu: biało-czerwone (…). "W zarządzie klubu obok zasłużonych prezesów Litwinowicza i Roupperta znalazł się por. Wasserab, pierwszy wiceprezes i założyciel „Legii”, który później przez szereg lat miał piastować to stanowisko i przyczynić się do przemianowania WKS na WKS Legia." (S. Mielech, Sportowe sprawy i sprawki, Warszawa 1963).

Może trudno to sobie wyobrazić, ale gdy w głębi Polski trwała wojna, w Warszawie rozgrywano mecze. Wypada przypomnieć, że drużyna piłkarska WKS Warszawa pierwszy mecz z powodzeniem rozegrała miesiąc po walnym zebraniu. 18 kwietnia 1920 roku piłkarze-żołnierze WKS-u wygrali z ekipą Batalionu Modlińskiego 5:1. W tym jakże historycznym spotkaniu barw WKS Warszawa bronili: ppor. Przeworski, ppor. Lepiarz, por. Loth, urzędnik wojskowy Zawodny, ppor. Stopa, por. Wanicki, kpr. Kubik, urzędnik wojskowy Żelechowski, sierżant Szczęsnowicz, por. Styczeń i por. Eugeniusz Sobolta. Pierwsze spotkanie Wojskowego Klubu Sportowego z ławek okalających boisko w Agrykoli obserwowali wysocy dostojnicy państwowi: minister spraw wojskowych gen. Józef Leśniewski oraz dowódca Okręgu Generalnego „Warszawa” gen. Karol Trzaska-Durski. Po pomyślnej inauguracji i kolejnym łatwym zwycięstwie (25 kwietnia 1920 r.) z reprezentacją Zapasowego Batalionu 5 p. a. p. z Krakowa 8:1, przyszła kolej na poważniejszą próbę – spotkania z Polonią Warszawa i Cracovią, rozegrane odpowiednio 2 i 3 maja 1920 roku w parku Sobieskiego w stolicy. Polonia uchodziła za faworyta pierwszego meczu i potwierdziła to na boisku, wygrywając 4:0. Dzień później, zmęczeni starciem z lokalnym rywalem piłkarze WKS-u ulegli również „Pasom”, 1:5.

Datę rewanżu wyznaczono na 13 czerwca 1920 roku – tym razem drużyny miały się spotkać na boisku w Agrykoli. Mecz niedzielny był właściwie spotkaniem graczy galicyjskich na gruncie warszawskim i jako taki wykazał dobitne różnice w klasie gry, jak i zgrania obu drużyn – czytamy w księdze jubileuszowej „Legia 1916-1966”. Przeciwko „wojskowym” drużyna Cracovii zagrała w następującym składzie: Popiel, Ginter, Fryc, Strycharz, Citkowski, Synowiec, Alfus, Poznański, Mielech, Kogut i Sperling. WKS, nazywany „filią Cracovii”, podczas tego meczu reprezentowali: Przeworski, Turowicz, Pollak, Zawodny, Jan Stopa, Wanicki, Kubik Stefan, Bruno Luska, Koenigil, Kubik Aleksander, Sobolta. Sprawozdawca „Kuriera Warszawskiego” w relacji z tego spotkania podkreślał wysoki poziom wyszkolenia technicznego zawodników obydwu drużyn. Publiczność miała sposobność doznania rzadkiej wysokiej emocji i zobaczenia gry nieomal klasycznej – pisał. Dodać należy, że remisując 1:1 z silną drużyną Cracovii żołnierze-piłkarze z Warszawy odnieśli spory sukces. Ogółem w 1920 roku piłkarze WKS-u Warszawa z różnym skutkiem rozegrali 12 spotkań. Kilku wyróżniających się zawodników WKS-u: Przeworski, Polak, Szczęsnowicz, Zawodny, Stopa, Sobolta, bracia Kubikowie, Wanicki, Misiński i Koenigil, zdążyło jeszcze dostąpić zaszczytu występów w reprezentacji Warszawy.

Gdy w sierpniu 1920 roku do miasta zbliżała się armia bolszewicka kluby zawiesiły swoją działalność. Jak donoszono, w zajętym przez Sowietów Wilnie na murach pojawiły się napisy: „Koniec białej Polski, Warszawa nasza”. Faktem jest, że wtedy bolszewicy maszerowali głównymi ulicami Warszawy, ale nie jako... zwycięzcy. To były kolumny obdartych, brudnych i cuchnących jeńców. Mimo zagrożenia mieszkańcy stolicy zachowywali spokój. Pomimo tego, że linia frontu znajdowała się niedaleko od Warszawy, słyszało się muzykę w lokalach publicznych. Kawiarnie i herbaciarnie zapełniały się gwarnym tłumem, a w Teatrze Nowości przy pełnej widowni swój aktorski kunszt demonstrowała Mieczysława Ćwiklińska. Związana z nurtem niepodległościowym powieściopisarka i publicystka Maria Dąbrowska w swoich pamiętnikach pod datą 15 sierpnia 1920 roku zapisała: Dziś w nocy z naszych okien słychać było armaty i widać łuny. Wracamy co dzień z biura w jakimś wspaniałym nastroju, mimo że miasto wygląda jak obozowisko, albo targowica, pełne uchodźców, zwłaszcza ziemiańskich, pełne wozów, krów, bryczek, ludzi. Pogoda cudna. Upały, nic nie wierzę, aby bolszewicy mieli wejść do Warszawy, choć są tuż, tuż. Mniej więcej w tym samym czasie po mieście szybko rozeszła się plotka, że wojsko rekwiruje żywność, co było oczywistą nieprawdą. Prokurator sądu rejonowego licząc na to, że wielu przestępców będzie chciało odkupić swoje winy w walce za Polskę, wypuścił z więzień licznych kryminalistów. Nie do wszystkich jednak dotarł gest prokuratora, wobec czego spora część ze zwolnionych zamiast na froncie poświęcać życie za ojczyznę, wróciła do swojego złodziejskiego fachu. Nocą z 16 na 17 sierpnia doszło w Warszawie do spektakularnej kradzieży, kiedy to kasiarze z mieszczących się w biurach kas pancernych Towarzystwa Ropy Naftowej „Trzebinia” w kamienicy przy ulicy Mazowieckiej zrabowali dwa miliony marek.

W czasie oblężenia bolszewickiego zaopatrzenie stolicy nie było najlepsze, brakowało podstawowych artykułów spożywczych, ale warszawiacy nie głodowali. Nie zdając sobie sprawy, że armia Piłsudskiego zmusiła bolszewików do ucieczki, żyli w strachu przed atakiem III Korpusu Konnego Dimitrewicza. Dopiero po powrocie Piłsudskiego z Puław zdano sobie sprawę z odmiany sytuacji. Od 17 sierpnia 1920 roku Warszawa zaczęła być domem dla wszystkich. Miasto poderwało się do życia. Ulice w mieście nabrały charakteru. W życiu przemysłowym stolicy zaczynał się okres rozkwitu. Powstawały koncepcje dalszej rozbudowy miasta. W kawiarniach zaczęły rozbrzmiewać dźwięki muzyki o miłości dla zakochanych. W związku ze zwycięskim pochodem wojsk polskich wczoraj, 17 sierpnia, wstrzymana została całkowita ewakuacja urzędów i rodzin urzędniczych. Wszystkie pociągi ewakuacyjne i zarządzenia władz zostały wstrzymane. Dzięki temu od wczoraj dworce kolejowe przestały mieć wygląd twierdz zdobywanych przez tłum rodzin urzędniczych i tchórzów – czytamy z pożółkłych stron „Kuriera Porannego” z 18 sierpnia 1920 roku.

Wojna się skończyła. Zgodnie z rozporządzeniem naczelnego dowództwa żołnierzy zdemobilizowano i mogli oni pociągami odjeżdżać w rodzinne strony. Wobec czego wielu byłych żołnierzy broniących barw WKS-u powróciło do swoich domostw, kilku innych, m.in. Jan Loth i Przeworski, zostając w Warszawie wybrali barwy cywilnego klubu Polonia Warszawa. Resztki wojskowych, którzy zostali w Warszawie, nie gwarantowali odpowiedniego poziomu sportowego. Drużyna Warszawskiego Klubu Wojskowego pozbawiona czołowych zawodników nie miała szans w rekrutacji nowego narybku z klubami cywilnymi. W dodatku dowództwo Wojska Polskiego nie przywiązywało większej wagi do rozwoju sportu w wojskowych klubach, obojętnie spoglądając w przyszłość Wojskowego Klubu Sportowego Warszawa.

W roku 1921 doszło do niezwykle ważnego historycznie wydarzenia – Polski Związek Piłki Nożnej zorganizował I mistrzostwa Polski w piłce nożnej. W związku z tym, że system rozgrywek był dwuetapowy (na wiosnę odbywały się mistrzostwa okręgów: Warszawy, Krakowa, Lwowa, Lublina, Poznania, Górnego Śląska i Wilna) zawodnicy WKS Warszawa myśląc o zakwalifikowaniu się do mistrzostw kraju, musieli najpierw przebrnąć przez eliminacje, którymi były mistrzostwa Warszawy. Niestety, w rozgrywkach z udziałem... trzech drużyn: Polonii, Korony i WKS-u, bezkonkurencyjną okazała się drużyna „Czarnych Koszul”, dlatego na jesieni jako mistrz okręgu warszawskiego walczyła w Krakowie o tytuł mistrza Polski.

Mistrzostwa okręgowe wypadły dla WKS fatalnie; przegrał on wszystkie spotkania i strzelił tylko jedną bramkę. Przyczyną tych niepowodzeń były ciągłe zmiany składu, odejście wielu zawodników (Loth, Żelechowski, Przeworski i inni) i brak treningu, co częściowo należy przypisać nieposiadaniu własnego boiska. Przez szeregi Legii przewinęło się wielu zawodników, wśród których najbardziej wartościową jednostką okazał się kpt. Misiński, były zawodnik ‘Pogoni’ stryjskiej i lwowskiej, znany również jako doskonały lekkoatleta (długodystansowiec). Słabe wyniki piłkarzy (z Polonią przegrali 0:8) utwierdziły zarząd klubu w przekonaniu, iż poprawa wyników może nastąpić tylko pod warunkiem zahamowania płynności kadr i umożliwienia zawodnikom większej liczby godzin treningu, co wymagało zbudowania własnego boiska – wspominał Stanisław Mielech.

Notując dotkliwe porażki z Polonią 0:8 i 0:5 – co było walkowerem za nie stawienie się drużyny WKS-u na boisku – oraz 0:3 i 1:5 z Koroną, „wojskowi” z zerowym dorobkiem punktowym i stosunkiem bramek 1:21, uplasowali się na ostatnim miejscu. Nie można się jednak temu zbytnio dziwić. Brak treningu, a co za tym szło brak wytrzymałości i słabe tempo gry aż nadto uwidaczniały różnicę klas dzielącą piłkarzy WKS-u od innych drużyn. Polonia Warszawa, reprezentująca okręg warszawski w finałach mistrzostw Polski w Krakowie, zdobyła tytuł wicemistrza kraju. Pierwszym oficjalnym mistrzem Polski AD 1921 została drużyna Cracovii. W mistrzowskiej kadrze „Pasów” grał Stanisław Mielech, wcześniejszy gracz Drużyny Legionowej i pomysłodawca nazwy „Legia”, który został także zdobywcą pierwszej historycznej bramki w meczu oficjalnych mistrzostw Polski. Czynu tego dokonał w niedzielę, 21 sierpnia 1921 roku, w 20. minucie spotkania Cracovii z Pogonią Lwów (2:0).

2 grudnia 1921 roku WKS Warszawa dokonał milowego kroku w drodze ku późniejszej wielkości. Szerokim echem w stolicy odbiło się podpisanie umowy dzierżawnej przez działaczy WKS-u, płk inż. Aleksandra Litwinowicza i ppłk. Zygmunta Wasseraba, z Dowództwem Okręgu Generalnego w Warszawie, w wyniku której klub wszedł w posiadanie 15 hektarów ziemi znajdującej się u zbiegu ulic Myśliwieckiej i Łazienkowskiej. Był to teren zaśmieconych i zagruzowanych nieużytków, ale według deklaracji działaczy WKS-u zamierzano wybudować tam stadion, którego plany były gotowe już wcześniej.

Ambicją zarządu było oddanie przynajmniej jednego boiska do użytku piłkarzy już na wiosnę 1922 roku – wyjaśniał Mielech.

Początki były skromne. W niewielkim budyneczku, w średniej wielkości pokoiku stał stół, kilka krzeseł i maszyna do pisania. Nigdy nie udało się ustalić, czy była to maszyna marki „Mercedes” – ta sama, na której w późniejszym okresie dr Stanisław Mielech przerabiał na sposób literacki wszelkie komunikaty i depesze agencyjne, pisząc pierwszą kronikę klubu. Wróćmy jednak do wspomnień Mielecha: Teren na którym miał stanąć Stadion Wojska Polskiego był bardzo nierówny, trzeba go było zniwelować i wydarniować. W stanie używalności było jedynie kilka budynków, w których można było pomieścić kancelarię klubową, szatnię i skład sprzętu sportowego – pisał.

W marcu 1922 roku, podczas walnego zebrania zarządu WKS Warszawa postanowiono, że zadaniem priorytetowym dla władz klubu będzie rozpoczęcie budowy własnego boiska. Odważny projekt przewidywał wybudowanie pełnowymiarowego boiska piłkarskiego wraz z trybunami, otoczonego sześciotorową bieżnią żużlową, dwóch boisk treningowych oraz kompleksu kortów tenisowych. Po zatwierdzeniu wszelkich planów, których autorem był kpt. Władysław Wanicki, wzięto się do wykonywania robót. Grupą około 40 pracowników zatrudnionych przy niwelacji terenu kierowali rotmistrz Czyż i kpt. Wanicki. Plan budowy, określony jeszcze przez kpt. Wanickiego, został następnie rozszerzony przez inż. Nagórskiego. Ów inżynier, który realizował budowę zastępując Wanickiego, pomyślał także o sportowcach uprawiających sporty wodne. Dlatego rozszerzając zakres robót zyskał miejsce na budowę basenu wodnego. W jakim stopniu miałoby udać się wykonanie tego planu, należało przede wszystkim od środków finansowych. W głównej mierze miały to być przychody uzyskane ze składek członkowskich, wpływów z przeprowadzonych zawodów i dobrowolnych datków od sympatyków klubu. Na budowę basenu pieniądze miano otrzymać z funduszy YMCA.

Zanim przystąpiono do robót ukonstytuował się komitet budowy boiska Legii. Znalazło się w nim osiem osób, a wśród nich: rtm. Czyż, kpt. Juliusz Gieb, mjr Kryski, płk inż. Aleksander Litwinowicz, kpt. Misiński, rtm. Mryc, płk dr Stanisław Roupert i kpt. Władysław Wanicki. Realizacja planu budowy nie była łatwą sprawą, ponieważ zbyt niskie środki finansowe jakimi dysponowano nie były wystarczające, by zapewnić płynność robót. Wobec tego zarząd klubu zwrócił się o pomoc i współpracę do władz wojskowych. Przedstawiciele klubu jako wkład do budowy przekazali wykonane prace, pozyskane materiały budowlane oraz przychody uzyskane ze składek członkowskich. W zamian oczekiwano od wojska pomocy materialnej w dokończeniu budowy stadionu, który dzięki temu oddany we władanie Legii zostałby własnością wojska. Władze wojskowe chętnie przystały na tę propozycję, ponieważ potrzebowały reprezentacyjnego obiektu na pokazy militarne.

Rok 1922 był dla „wojskowych” wyjątkowy nie tylko ze względu na podjęcie decyzji o budowie stadionu. 18 maja, jeszcze na boisku w Parku Agrykoli, rozegrali oni pierwszy międzypaństwowy mecz – z czeską drużyną Viktoria Żiżkow, przegrywając w iście „hokejowym” stosunku 2:9! „Beznadziejna gra Suchodolskiego. Koenigil grał po kontuzji, najlepsi Stopa, Fleiszman i Misiński, z ataku Sobolta strzelec 2 bramek. Suchodolski mógł obronić 5 bramek” – pisał o międzynarodowych początkach Legii „Tygodnik Sportowy” z Krakowa. Przede wszystkim jednak podczas nadzwyczajnego walnego zebrania, na wniosek jednego z założycieli Legii ppłkZygmunta Wasseraba ustanowiono, że od 31 lipca dotychczasowy Wojskowy Klub Sportowy powróci do dawnej nazwy Legia, a jednym z wiodących postulatów zatwierdzonego wówczas statutu było dopuszczenie do szeregów wojskowego klubu cywilów. Ustanowiono nowy zarząd, w którym zasiedli: prezes płk inż. Aleksander Litwinowicz, zastępca prezesa płk dr Stanisław Roupert, sekretarz por. Adam Burghardt, skarbnik por. Kasztelewicz oraz członkowie zarządu: mjr Kryski, kpt. Zygmunt Wasserab, kpt. Władysław Wanicki, kpt. Misiński, kpt. Juliusz Geib, rtm. Mryc, rtm. Czyż i inni.

Na początku obrad znalazła się sprawa statutu, który przedyskutowano i zatwierdzono. Nowy statut opracowany na wzorcowym statucie Pogoni lwowskiej dopuszcza do członków osoby cywilne. Na zgromadzeniu tym zmieniono też nazwę klubu, który obecnie będzie nosił nazwę Wojskowy Klub Sportowy Legia. WKS Legia posiada dotychczas 3 sekcje czynne: piłki nożnej, lekkoatletyki i szermierczą. Tworzy się sekcja tenisowa, ciężkiej atletyki i narciarsko-łyżwiarska – informował opinię publiczną lwowski tygodnik „Sport”.

Kolejnym ważnym wydarzeniem w historii stołecznego sportu była wrześniowa fuzja Legii z WTC Korona – taką nazwę nosiła sekcja piłkarska Korony, która po przystąpieniu do Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów stanowiła jedną z jego sekcji. Za zgodą działaczy obydwu klubów przyjęto nazwę Legia Warszawa, z tym, że pozostano przy biało-zielonych barwach Korony.

Zygmunt Wasserab urodził się 8 marca 1890 roku w Stryju (w czasach II RP woj. stanisławowskie), gdzie w roku 1909 z wyróżnieniem ukończył gimnazjum klasyczne. W tym samym roku rozpoczął studia na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Wiedeńskiego, skąd po pierwszym semestrze przeniósł się na wydział prawa i umiejętności politycznych uniwersytetu we Lwowie. W lipcu 1914 roku, bezpośrednio po otrzymaniu absolutorium przerwał studia i w sierpniu wstąpił do II Brygady Legionów, z którą w 3 Pułku Piechoty odbywał w stopniu szeregowca tzw. kampanię karpacką. Na początku 1915 roku rozpoczął służbę w intendenturze Komendy Legionów, po czym w listopadzie został awansowany na stopień chorążego. Wiosną 1916 roku grupa legionistów na wniosek chorążego Zygmunta Wasseraba, piłkarza klubu Pogoń w rodzinnym Stryju, założyła zespół piłkarski Drużyna Legionowa – późniejszą Legię. Latem 1917 roku chorąży Wasserab został odkomenderowany na praktykę do niemieckiej intendentury II General-Komando w Szczecinie, skąd po kilku tygodniach wrócił do stacjonującego w Przemyślu Polskiego Korpusu Posiłkowego – formacji żołnierzy Legionów, którzy wcześniej odmówili przysięgi Cesarstwu Niemieckiemu, utworzonej w lipcu tego roku przez Austrię. Następnie został przez dowództwo Legionów wysłany do Wiednia na kurs intendentów, skąd w lutym 1918 roku wrócił do II Brygady Legionów na front bukowiński. Po traktacie brzeskim, wraz z około trzema tysiącami innych legionistów z rozwiązanego przez Austrię Polskiego Korpusu Posiłkowego, którzy odmówili złożenia przysięgi Cesarstwu Austro-Węgier, został w lutym 1918 roku internowany w obozie Huszt na Węgrzech i postawiony przed polowym sądem wojennym w Mammarsz-Sziget. Legionistom groziła kara śmierci, jednak po decyzji cesarza Karola I proces został umorzony. Po zwolnieniu z więzienia w październiku 1918 roku Wasserab zgłosił się natychmiast do utworzonego Wojska Polskiego. Awansowany do stopnia kapitana objął stanowisko szefa sekcji poborów należności w IV Departamencie Gospodarczym MSW. Ponieważ po zakończeniu I Wojny Światowej zespół Drużyny Legionowej – późniejszej Legii – został rozwiązany, na jego aktywizację przyszło poczekać do 1920 roku, kiedy to w Warszawie grupa oficerów powołała do życia Wojskowy Klub Sportowy Warszawa. W grupie założycieli klubu, który na jego wniosek w 1922 roku przyjął nazwę Wojskowy Klub Sportowy Legia Warszawa, był również podpułkownik Zygmunt Wasserab (awans 1 sierpnia 1919 r.), który został członkiem zarządu klubu.

Ogromnym, budzącym zazdrość innych osiągnięciem organizatorskim działaczy Legii, było wybudowanie u zbiegu ulic Łazienkowskiej i Myśliwieckiej pierwszego klubowego boiska piłkarskiego w Warszawie. Niestety, nie obyło się przy tym bez sporych problemów, przez co budowa opóźniła się, o czym informował „Przegląd Sportowy” z 14 kwietnia 1922 roku: Na przeszkodzie stało kilka osób i budka z emerytem trębaczem. Czy doczekamy się w Polsce czasów, kiedy panowie tacy byliby zlinczowani publicznie, jak obecnie ci, którzy chcieli pozbawić miasta rzeczy tak niezbędnych do normalnego rozwoju życia, jak woda, tramwaje, czy światło – pytał retorycznie „PS”.

Ostatecznie po licznych przepychankach zwyciężył zdrowy rozsądek. Z terenu pod budowę usunięto sporną budkę i 15 października 1922 roku oddano boisko do użytku piłkarzy. Tego dnia odbył się pierwszy mecz piłkarski, pomiędzy gospodarzami Legią Warszawa a Wisłą Kraków. Niestety nie był to szczęśliwy debiut, gdyż na własnym terenie „wojskowi” przegrali 0:3. Jak początkowo wyglądało pierwsze boisko Legii dowiadujemy się z wypowiedzi Adama Burkhardta, zachowanej na pożółkłym wycinku „Polski Zbrojnej” z 1922 roku: 40 robotników zniwelowało teren na dwa boiska, pobudowano trybuny, bramy wejściowe, ogrodzenia, budki na kasy itp. – czytamy. Wartym przypomnienia pozostaje również opis Stanisława Mielecha, zamieszczony w „Sportowych sprawach i sprawkach”: Otwarte boisko, istniejące dziś jako treningowe, miało kiepski wymiar i było nierówno zawalcowane, tak, iż miejscami były malutkie wzgórza, w innych zapadłości. Legia była pierwszym klubem w stolicy, który otrzymał własne boisko. (...) Ale do wykończenia stadionu i do nadania europejskiego wyglądu było jeszcze daleko – pisał Mielech.

Pod koniec 1922 roku nad Polską zawisło kolejne niebezpieczeństwo. Kilka dni po objęciu urzędu, został zamordowany pierwszy Prezydent II Rzeczpospolitej Gabriel Narutowicz. Morderstwo prezydenta i agitacja przeciwko niemu ukazały niedojrzałość polityczną narodu oraz to, jak nietrwałe były wówczas demokratyczne mechanizmy w odrodzonej Polsce. Krajem wstrząsnęła wizja wojny domowej. Morderstwo prezydenta II RP mogło wywołać niepożądany rozwój wydarzeń dla Polski, w związku z czym marszałek sejmu Maciej Rataj, w dniu 17 grudnia 1922 roku, powołał na stanowisko premiera generała Władysława Sikorskiego. Nowy szef rządu, obejmując jednocześnie resort spraw wewnętrznych, podjął decyzję o wprowadzeniu kilkudniowego stanu wyjątkowego. Dzięki temu w stolicy zapanował spokój i w dniu pogrzebu Prezydenta Gabriela Narutowicza żegnał na ulicach Warszawy półmilionowy tłum.

Wydarzeniem roku 1923 był powrót do Legii Stanisława Mielecha, na którego piłkarskie doświadczenie bardzo liczono. Drużynę Legii miał również wzmocnić obrońca Wisły Kraków Andrzej Bujak.

Z powodu opóźnień kolei skład z zawodnikami „wojskowych” dotarł z poważnym opóźnieniem, zjawiając się na stacji we Lwowie zaledwie na trzy godziny przed meczem. Co więcej, gościnni opiekunowie z Pogoni witali warszawiaków toastami. W efekcie Andrzejowi Bujakowi, który podobno był do tego stopnia miły, że nigdy nie odmawiał, trudno było zachować równowagę przed wyjściem na boisko. Legia miała opinię drużyny nieobliczalnej. O nierównej grze zespołu świadczyły chociażby takie historie jak ta, którą po pierwszym meczu Legii z Pogonią Lwów, 23 czerwca 1923 roku, kapitanowi drużyny Stanisławowi Mielechowi przekazał sam Jędrzej Bujak: "Wyszedłem na boisko zupełnie mętny. Pamiętam, że sędzia zagwizdał i że wszyscy zaczęli biegać po boisku. Jeszcze nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć, gdzie stanąć i co robić, a tu widzę, że lecą na mnie dwie piłki. Wtedy ja kopnąłem jedną, a druga wpadła do naszej bramki."

Niestety, była to bramka samobójcza... Czytając opowieść Bujaka nie może dziwić, że wyśmiewana przez kibiców lwowskich Legia przegrała gładko 0:4, a jego samobójczy gol po „podwójnym widzeniu”, był tematem żartów kibiców w Polsce przez długie lata. Dzień później na trzeźwo „wojskowi” wygrali 5:2 i był to jeden z większych sukcesów w historii klubu, ponieważ drużyna Pogoni Lwów szczyciła się aktualnym tytułem mistrza Polski. Bramki dla Legii w tym historycznym wydarzeniu zdobywali: Krasowski i Edward Węglowski (po dwie) oraz Stanisław Mielech.

Z innych sekcji na wyróżnienie zasługuje sekcja tenisowa, której dumą był wybudowany z własnych środków kort. Natomiast w założeniu sekcji piłki nożnej na rok 1924, jednym z najważniejszych zadań było wybudowanie stadionu. Aby prowadzić dalsze roboty, zarząd Legii starał się o subwencje – pisał w swojej książce Mielech. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych udzieliło pomocy pieniężnej na budowę trybun i bieżni. Zarząd klubu powołał wszystkich zawodników i członków do osobistej pracy przy niwelowaniu placu – wyjaśniał Mielech.

Dążenie Legii do uzyskania własnego stadionu przypominało drogę przez mękę. Płynęły lata, zmieniały się koncepcje, przedstawiano nowe plany, a efekty tych działań były wciąż niewidoczne, czego nie omieszkał zauważyć „Przegląd Sportowy”: W ciągu paru lat prace nad stadionem nie poruszyły się ani o jeden krok.

W historii Legii rok 1924 obfitował w szereg zaskakujących wyników spotkań piłkarskich. Na szczególną uwagę zasługują wysokie porażki w meczach towarzyskich – z ŁTSG aż 0:10, o którym czytamy z archiwalnego wycinka prasowego: Pogrom Legji ‘ŁTSG’ bije ją 10:0 – napisano w tytule artykułu z dnia 7 lipca 1924 roku. Formalną klęskę jaką zadała Legji drużyna łódzka, przypisać należy w znacznej mierze silnie osłabionemu składowi Legji. Wskutek bowiem braku takich graczy jak: Akimow, Zoller, Bujak, Mielech, Amirowicz, dobrze grający łodzianie zupełnie nie dopuścili miejscowych do głosu – pisano w relacji z tego meczu. Spotkanie to kosztowało widzów sporo nerwów, ponieważ legioniści nieprawdopodobnie wręcz pudłując pod bramką rywala nie zdołali uzyskać nawet honorowego gola.

Podobne rozczarowanie spotkało kibiców Legii miesiąc później podczas meczu z Makkabi Brno, o czym informowała ówczesna prasa pisząc: Ciężki wór bramek na plecach Legji. Makkabi bernieńskie bije Legję 8:0! Wczorajszy mecz ‘Makkabi’ bernieńskiej z ‘Legją’ przyniósł pełny sukces międzynarodowcom piłkarskim i miażdżący pogrom drużynie warszawskiej. Sukces quasi-żydowskiej drużyny nie wyraża się tylko w rekordowych ośmiu golach. Biedny Akimow rzucał się w bramce po desperacku, niestety nie można wygrać meczu z reprezentantami węgierskimi... w trójkę. Obok niego bowiem tylko Wójcik, Amirowicz i Krawuś, przez cały ciąg gry stanęli na wymaganej wysokości i bronili barw swych jak lwy. Patrząc na ich grę nie można było nie żałować tych bezsprzecznych talentów skazanych na nieludzki, niewspółmierny wysiłek, z góry przeznaczony na fiasko i nieudanie. W zespole podobnym do wczorajszej ‘Legji’ – siły ich sterają się szybko, a klasa gry jeśli nie spadnie, to w żadnym razie nie zdoła się podnieść. Przyczyną miażdżącej przegranej był przede wszystkiem zanik wszelkiej akcji ofensywnej. Po pierwszej połowie, zakończonym zaszczytnym wynikiem 0:0, w której atak wojskowych podjeżdżał często-gęsto pod bramkę gości plącząc i rwąc się pod nią w irytujący i denerwujący sposób – nastąpił jakiś krach i załamanie. Ataku nie było. To stało się powodem tak wysokiej klęski. Jeden tylko gracz z napadu ‘Legji’ znalazł dobrą drogę, najlepszą, jaką mógł wybrać. Był nim lewy łącznik, który bez powodu porzucił drużynę w najcięższych opałach... i zszedł demonstracyjnie z boiska. Przypuszczać należy, że nie znajdzie się na niem rychło. Klubowi wyjdzie to tylko na korzyść.

Antybohaterem tego spotkania, o którym mowa w sprawozdaniu, był zawodnik Legii Henryk Czech. Jego postępek odbił się szerokim echem w ówczesnej prasie. W jednym z tytułów piętnując zachowanie Czecha napisano: Zachowanie takie jest szczytem niesportowego zachowania i obrazy barw klubu, w obronie których ten gracz zdecydował się występować.

Zdecydowanie lepiej niż w spotkaniach towarzyskich wiodło się Legii w zawodach o mistrzostwo WOZPN. Odnotujmy, że w meczach mistrzowskich WOZPN Legia wygrywała ze swoimi najpoważniejszymi rywalami: Warszawianką (5:2), Varsovią (5:1) i Polonią (2:1). Poza tym mecz z Polonią należał do jednych z najciekawszych w grze o mistrzostwo okręgu. W rozgrywkach o mistrzostwo okręgu warszawskiego Legia ostatecznie zajęła trzecie miejsce – za Polonią i Warszawianką.

Wiosna 1925 roku stanowiła ciąg dalszy zakulisowej walki o boisko Legii. Niestety, jak się miało niebawem okazać sprawa budowy stadionu i koncepcje co do jego przeznaczenia ulegały nieustannym zmianom. Tak oto według „Polski Zbrojnej” z 2 kwietnia 1925 roku prace nad boiskiem powierzono firmie Rothr. Boisko będzie otoczone bieżnią długości około 500 m. i 8 m. szeroką. Klub projektuje budowę nowych trybun na 600 miejsc siedzących z dwiema lożami – pisano. Z kolei „Przegląd Sportowy” z 17 maja alarmował: "WKS Legia utraci niebawem dotychczasowe boisko, gdyż w ciągu paru lat administrowania oddanym mu na zasadzie specjalnej umowy z DOK nr 1 terenem, nie posunęła prac ani o jeden krok. Obecnie DOK nr 1 zrezygnowało już z dalszej współpracy z Legią i samo przystępuje do zmiany wymienionego terenu na reprezentacyjny Stadion Wojska. Oto są skutki lekkomyślności naszych klubów sportowych."

Problemy z boiskiem nie były jedynym kłopotem Legii w tamtym okresie. Trudności finansowe i zaleganie z zobowiązaniami wobec WOZPN, stały się powodem zawieszenia Legii i czasowego wykluczenia z rozgrywek o mistrzostwo Warszawy. Jakby mało było kłopotów, część zawodników – Paweł Akimow, Włodzimierz Zoller, Karol Szajnert, Antoni Amirowicz, Czesław Krassowski i Franciszek Wójcik – omamionych wizją „kokosowych” zarobków, poważnie osłabiając zespół przeniosła się do klubu WTC (wcześniej Korona). Jednakże po paru miesiącach kilku z nich wróciło, o czym donosił „Kurjer Sportowy”: Marnotrawni synowie Akimow,Krassowski, Wójcik, którzy kilka miesięcy temu wstąpili do ‘Korony’ wracają do Legii. I jak chodzą pogłoski Zoller (dawniej Legja, obecnie WTC) także ma wrócić do Legji.

Mniej więcej w tym samym czasie z Wilna do Warszawy przyjechał były czołowy gracz Cracovii Marian Łańko. Dla Legii zapowiadał się dobry okres, ponieważ Łańko wspólnie z Józefem Nawrotem oraz Józefem Ciszewskim mieli stworzyć atak marzeń. Wszyscy trzej pochodzili z Krakowa, znali się jeszcze ze wspólnych piłkarskich zabaw na Błoniach. Ich młodzieżowa drużyna nosiła nazwę „Biali”. Pewnego razu na Błoniach, podczas meczu ich drużyny, przypadkowo znaleźli się gracze Cracovii: Józef Kałuża i Józef Lustgarten. Gra chłopców zrobiła na nich takie wrażenie, że z miejsca wcielono ich drużyny juniorów Cracovii. Tak rozpoczęła się wielka kariera trójki słynnych napastników Legii.

Rok 1926 miał dla Legii szczególny charakter i to nie tylko z racji 10. rocznicy powstania klubu. Podczas zakulisowych rozgrywek innego warszawskiego klubu – Lechii, z początkiem roku pozbawiono Legię administrowania boiskiem przy ulicy Myśliwieckiej. Mimo licznych przeciwności działacze w trosce o przyszłość klubu potrafili jednak dotrzeć do odpowiednich osób, by wymóc zmianę decyzji na korzyść Legii. Dzięki ich determinacji ostatecznie przyznano klubowi administrację stadionu przy ulicy Łazienkowskiej. 5 grudnia podczas walnego zebrania prezesem klubu został wybrany generał Roman Górecki, którego organizatorskie talenty odegrały niebagatelną rolę w późniejszym rozkwicie klubu. Ten rok upłynął także pod znakiem montowania pierwszej silnej drużyny, która wzorując się na stylu gry Cracovii, miała w przyszłości zadziwić całą piłkarską Polskę.

Pierwszym poważnym krokiem spełniającym te oczekiwania było zdobycie przez Legię Pucharu Polskiego Towarzystwa Eugenicznego.

W turnieju rozgrywanym w dniach 1-2 listopada 1926 roku na Dynasach, oprócz Legii startowały drużyny: Polonii Warszawa, Warszawianki, Varsovii, Huraganu Wołomin, Mazovii, Sarmaty, Głuchoniemych, Ruchu Warszawa, Lechii Warszawa, Lechii Grodzisk, Orkanu Sochaczew, Samsonu, Glorii, Korony, Prażanki, Sokoląt oraz Barkochby. Zwolennikom piłki nożnej turniej szóstkowy dostarczył wiele emocji. Jak w kalejdoskopie przed oczyma widzów przesuwały się po kolei wszystkie drużyny warszawskie. Każdy mógł oglądać swoją sympatyczną drużynę i dzielić z nią radość ze zwycięstwa lub gorycz porażki – pisał „Kurjer Sportowy”. W pierwszym spotkaniu turniejowym Legia pokonała Prażankę 2:1. W ćwierćfinale zwyciężyła Varsovię 3:0, a najlepszym piłkarzem w tym meczu był zdobywca trzech pięknych bramek Stanisław Mielech. W półfinale Legii przyszło się zmierzyć z bardzo dobrą, uznawaną za faworyta turnieju drużyną Warszawianki. Zgodnie z oczekiwaniami kibiców nieznacznie przeważała Warszawianka. Odnotujmy tylko, że w ostatniej minucie meczu, przy stanie 0:0, zawodnik Warszawianki Jung nie wykorzystał rzutu karnego. W dogrywce Sobolta z rzutu karnego zdobył jedyną bramkę, dającą Legii awans do finału.

"O ile w rozgrywkach o mistrzostwo Warszawy Legja zazwyczaj szczęściem poszczycić się nie mogła, o tyle w rozegranym wczoraj na Dynasach pucharze P.T.E., miała go aż po uszy" – pisano po meczu z Warszawianką w „Expressie Sportowym”.

Po porażce z Legią Warszawianka nie zdołała już zmobilizować się do następnej gry. Obrażeni piłkarze nie wyszli na boisko, dlatego III-miejsce w turnieju przypadło bez walki drużynie Huraganu Wołomin. Warszawiance na pociechę pozostała świadomość, że według dziennikarzy „Kurjera Sportowego” została uznana, tuż po Legii, najlepszą drużyną turnieju. Taktycznie grała jednak gorzej od Legji – tłumaczono. W rozegranym 2 listopada 1926 roku finale, WKS Legia zwyciężyła „szóstkę” mistrza stolicy Polonię 2:0. Benjaminkiem publiczności była Legja. Drużyna jej, złożona z dobrze technicznie wyszkolonych graczy, okazała dawno niewidzianą u niej zaciętość i wolę zwycięstwa. Sukces swój zawdzięcza mądremu rozłożeniu sił, zachowaniu najlepszych, niezmęczonych graczy na finał – informował „Kurjer Sportowy”. Pierwsza połowa, w której – o dziwo – publiczność kibicując Legii co chwilę wznosiła okrzyk „Legia puchar!”, zakończyła się wynikiem 0:0. Po przerwie, przy wydatnej „pomocy” bramkarza PoloniiOlewskiego, Legia zdobyła prowadzenie, a szczęśliwym strzelcem gola był Marian Łańko. W dalszej części gry mająca przewagę Polonia zmarnowała wiele sytuacji. W dodatku bramki Legii bronił znakomicie dysponowany Paweł Akimow. Gracze Legii doskonale rozegrali ten mecz taktycznie, mądrze oszczędzali siły, poprzez ograniczenie dryblingów i stosowanie dokładnych podań. Zmęczyli tym polonistów czego efektem była druga bramka zdobyta również przez Łańkę. Po końcowym gwizdku sędziego Krukowskiego rozentuzjazmowana publiczność, której na Dynasach było około tysiąca, pchając się do stolika sędziowskiego niosła na rekach bohaterów meczu: Pawła Akimowa, Mariana Łańko, Józefa Ciszewskiego, Eugeniusza Soboltę i Stanisława Mielecha. Po krótkim przemówieniu prezes Towarzystwa Eugenicznego pan Leon Wernic wręczył kapitanowi Legii srebrny puchar, po czym udekorował pamiątkowymi medalami wszystkich piłkarzy zwycięskiej drużyny.

"Legja wygrała zasłużenie. Przyznawali to nawet zwolennicy Polonji. Nastrój podniosło gentelmeńskie postąpienie Polonji, która na cześć swych zwycięzców wzniosła podczas rozdawania nagród sportowy okrzyk" – pisał „Kurjer Sportowy”.

Rok 1927 w środowisku piłkarskim rozpoczął się bojem o ligę. Kilkanaście czołowych klubów, w tym również Legia, doszło do przekonania, że dłuższe stosowanie rozgrywek o mistrzostwo Polski w dotychczasowej formie było mocno kontrowersyjne, a dla klubów niekorzystne sportowo oraz finansowo. Postanowiono więc zorganizować rozgrywki ligowe. Uważamy ligę za środek uzdrowienia finansowego i sportowego polskiej ekstraklasy piłkarskiej – motywowali decyzję powołania ligi jej orędownicy, którzy nie bacząc na negatywne stanowisko PZPN-u, 6 stycznia 1927 roku utworzyli polską ligę. PZPN oraz wierna związkowi, poprzez osobę prezesa dr.Edwarda Cetnarowskiego, Cracovia nie zaakceptowały tej decyzji, uważając ligę za chybiony wynalazek, co zapoczątkowało konflikt PZPN-u z zarządem ligi. W rolę rozjemców włączyli się mediatorzy władz rządowych oraz Polskich Związków Sportowych i po bardzo wielu naradach wiosną 1927 roku liga stała się faktem. Były spory, donosy do światowej federacji i wzajemne pogróżki o dyskwalifikacjach klubów. Prezes Cracovii i zarazem PZPN-u Edward Cetnarowskigroził i groził, aż w końcu ustąpił presji społecznej, popierającej rozłamowców chcącej ligi piłkarskiej – tak opowiadał o powstaniu ligi na kartach albumu „Historia Polskiej piłki nożnej” dziennikarz „PS”, jeden z najwybitniejszych historyków futbolu w Polsce Mieczysław Szymkowiak.

Z Warszawy, oprócz Legii, w powstaniu ligi uczestniczyły Warszawianka oraz Polonia. Tymczasem prezesem Polskiej Ligi Piłki Nożnej został prezes Legii gen. Roman Górecki i pod jego wodzą w kraju ruszyły pierwszoligowe rozgrywki, które z miejsca zyskały popularność – stawka była bardziej wyrównana, a na trybunach zasiadało coraz więcej publiczności. 2 kwietnia 1927 roku odbył się w Warszawie pierwszy ligowy mecz, w którym Warszawianka zmierzyła się z Legią. Pierwszoligowe spotkanie było bardzo ważnym wydarzeniem w życiu stolicy. Przeciwko drużynie gospodarzy występującej w koszulkach w pionowe biało-czarne pasy, legioniści wybiegli na boisko w białych koszulkach sznurowanych pod szyją z zielonym obszyciem. Sensacją była wysoka przegrana „wojskowych” – mających podczas gry przewagę – 1:4. Podczas pierwszego meczu w lidze Legia grała w następującym składzie: Bednarowicz, Terlecki, Nowakowski, Śliwa, Amirowicz, Łańko, Wójcik, Wąsowicz, W. Przeździecki, Ciszewski i Krawuś. Niewiele faktów z tych lat zostało zanotowanych, jednak w archiwach prasowych zachowało się wspomnienie tego meczu przez jednego z czołowych zawodników Legii Józefa Ciszewskiego. Pierwsze spotkanie ligowe o punkty rozegraliśmy z Warszawianką. Byliśmy faworytami. Był to pierwszy rok w którym występowaliśmy we trójkę, tak jak przed laty na krakowskich Błoniach. ‘Środkowa trójka’ – tak nazywano nas wszędzie i nie trzeba było dodawać, że chodzi o Nawrota,Łańkę i Ciszewskiego. Obok nas występowali zawodnicy tej miary, co Wypijewski, Cebulak,Ziemian, Szaller i Nowakowski. Drużyna zżywała się i... uzupełniała stan osobowy. Jednak o sukcesy było trudno, przynajmniej w początkowym okresie. Pierwszy mecz z Warszawianką przyniósł nam wysoką porażkę 1:4 – wspominał Ciszewski. Legia, mająca „płynny” skład, w kolejnym meczu z Polonią wystąpiła w nowym zestawieniu i po wyniku 2:2 można sądzić, że w zespole wiele zmieniło się na lepsze. Ale najważniejszym wydarzeniem dla historii Legii podczas meczu z Polonią (10 kwietnia 1927 roku), był ostatni występ w drużynie dr. Stanisława Mielecha, który z Legią był związany od chwili jej powstania.

Chociaż początek ligi nie był dla Legii najlepszy, w czterech meczach zdobyła zaledwie dwa punkty – remisując (po 2:2) z Polonią oraz TKS-em i dwukrotnie przegrywając (po 1:4) z Warszawianką i Wisłą, na uwagę zasługuje pokonanie najsilniejszej wówczas po Wiśle Kraków drużyny w Polsce, złożonej głównie z Niemców 1 Fussball Club Katowice, 3:2. Zwycięstwo Legii na wyjeździe miało wiele podtekstów nie tylko na tle narodowościowym. Niemieccy kibice, nie mogąc pogodzić się z porażką, obrzucili piłkarzy Legii kamieniami. Warto jeszcze przypomnieć, że legioniści jechali z boiska na dworzec dorożkami pod osłoną konnej policji. Prasa polska, krytykując fanatyków niemieckich, „piała” z zachwytu nad grą „wojskowych”, a zwłaszcza jej ataku. Ostatecznie jednak start Legii w rozgrywkach ligowych można uznać za udany, potrafiła się zmobilizować, by w końcu zająć piąte miejsce – najlepsze z drużyn warszawskich. Pierwszym mistrzem ligi, a tym samym mistrzem Polski, została drużyna krakowskiej Wisły.

"Wspaniała technika, styl kombinacyjny, zmienność nastroju" – po zakończeniu rozgrywek pisał o Legii „Przegląd Sportowy”.

Swoje osiągnięcia Legia w znacznej mierze zawdzięczała wspaniałej trójce napastników: wspomnianych Nawrotowi, Łańce i Ciszewskiemu, którzy w sumie w rozgrywkach ligowych strzelili 70 goli! A Marian Łańko z 31 bramkami na koncie został wicekrólem strzelców, ustępując bombardierowi Wisły Kraków Henrykowi Reymanowi (38 goli).

To był dobry rok dla Legii. Wreszcie nadszedł czas, w którym poprawiła się koniunktura dla budowy stadionu. Pewnego dnia pułkownik Zygmunt Wasserab został wezwany do gabinetu generała Jana Wróblewskiego, który pełnił funkcję dowódcy O.K Nr 1. Gdy Wasserab w towarzystwie adiutanta generała przekroczył próg gabinetu, gospodarz – siedząc za biurkiem – sporządzał notatkę. Po chwili uniósł się zza biurka i wręczył pułkownikowi zapisaną kartkę. Wasserab na nią spojrzał i niewiele brakowało, by podskoczył z radości. Było na niej napisane ołówkiem: „Generał Konarzewski pozwolił budować”. Wobec czego nie było innego wyjścia, jak wziąć się wreszcie do porządnej roboty. Co ciekawe wykonawcy budowali stadion na podstawie odręcznie napisanej karteczki, bez żadnego dokumentu z podpisami i pieczęciami odpowiednich urzędów. Kartkę tę przechowywaliśmy w klubie długo – jak najważniejszy dokument. Nie raz musieliśmy się nią legitymować – wspominał na łamach książki „Sportowe sprawy i sprawki” płk Wasserab.

Nie bez znaczenia dla dalszych losów Legii, szczególnie w obliczu budowy stadionu, było objęcie (1 lipca 1927 roku) przez prezesa klubu generała Romana Góreckiego stanowiska prezesa Rady Nadzorczej i Zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z niecierpliwością oczekiwano w Warszawie na kolejny sezon Legii w pierwszej lidze. Dzięki dobrym wynikom osiągniętym w roku ubiegłym, „wojskowi” jednym tchem byli wymieniani wśród faworytów do zdobycia tytułu mistrza Polski. Jednak wydarzeniem 1928 roku w stolicy nie była wcale dobra gra Legii. Cała Warszawa mówiła tylko o jednym – ślubie popularnego aktora kabaretowego Adolfa Dymszy, w owym czasie bezsprzecznie jednej z najwybitniejszych i najbardziej charakterystycznych postaci polskiego kina. Szczęśliwą wybranką serca popularnego „Dodka” była tancerka Zofia Olechnowicz. Z opisu kronikarza przedwojennej WarszawyTadeusza Wittina dowiadujemy się, że małżeństwo tej pary miało bardzo burzliwy przebieg. Słynny aktor nie grzeszył wiernością, przez co rzeczona małżonka wiarołomnego, wielokrotnie za pomocą parasolki wybijała mu amory z głowy. Kolejną osobą o której ćwierkały warszawskie wróble, był nowy trener Legii, były reprezentant Węgier i zawodnik MTK Budapeszt Stefan Kovacs, który przed rozpoczęciem sezonu ligowego w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” zapowiadał, że Legia po wprowadzeniu przez niego nowoczesnych metod szkoleniowych powinna zająć trzecie lub drugie miejsce w rozgrywkach. Ale... nie wykluczył też pierwszego. Zanim piłkarze ligowi wybiegli na boiska, drogą kooptacji dołączono Cracovię. Legia jest przyszłością naszego piłkarstwa, drużyną talentów, zespołem indywidualności – pisano wówczas w najpopularniejszej gazecie sportowej „Stadion”, ale kandydata do mistrzostwa upatrywano w duecie Wisła – Cracovia. W rozgrywkach o mistrzostwo I-ligi Legia wystartowała w imponującym stylu, pokonując 3:0 drużynę ŁKS-u. Czołowy zawodnik Legii Józef Ciszewski tak po latach opowiadał o grze w Legii w roku 1928: W trzeciej rundzie rozgrywek, w kwietniu (15 kwietnia 1928 roku – przyp. red.) przyjechała do Warszawy Pogoń, z Albańskim, Batschem iGarbieniem. Nie daliśmy im żadnych szans i na boisku w Agrykoli rozgromiliśmy lwowiaków aż 7:0. Mieliśmy jednak i gorsze występy, a do naszych najtrudniejszych przeciwników zaliczana była zawsze stołeczna Polonia. Pierwszy mecz z tą drużyną rozegraliśmy w lipcu (21 lipca 1928 roku – przyp. red.) i mimo wielkiej przewagi i zdecydowanie lepszej gry, zeszliśmy z boiska pokonani 3:4. Decydującą bramkę strzelił z połowy boiska Szczepaniak.

Ciszewski twierdził, że wówczas Legia była tak mocna, iż wspólnie z Łańko i Nawrotemuzgadniali, który ile w danym meczu strzeli bramek. Pamiętam spotkania w których nie było na nas siły. Jedynym problemem było to, kto z nas ile zdobędzie goli. Do moich ulubionych zabaw należały zakłady z bramkarzem Warszawianki Domańskim polegające na tym, że jeśli zdobędę bramkę głową, po meczu on stawia kawę, jeśli nie, do cukierni szliśmy na moje zaproszenie. Większość tych zakładów wygrywałem. Strzały głową należały do moich specjalności. Byłem bardzo skoczny i tę cechę wykorzystywaliśmy w największym stopniu – mówił napastnik Legii. Patrząc na statystyki (Legia w rozgrywkach I ligi zdobyła 77 bramek), trudno nie wierzyć słowom Ciszewskiego. W tymże 1928 roku krocząca od zwycięstwa do zwycięstwa w drugiej rundzie rozgrywek Legia odniosła największy sukces, zajmując za Wisłą Kraków i Wartą Poznań trzecie miejsce w lidze. Zryw końcowy Legii równa się rekordowi. W II kolejce rozgrywek Legia zdobyła 23 punkty na 28 możliwych – pisał „Stadjon”.

Rok 1928 był rokiem dalszej wewnętrznej konsolidacji i rozrostu klubu. Liczba członków klubu doszła do 800. Do Legii zgłaszały akces całe kluby i sekcje, jak Garnizonowy Klub Szermierczy, sekcja hokejowa Warszawskiego Towarzystwa Łyżwiarskiego, Sportowy Klub Strzelecki, grupa wybitnych kolarzy szosowych. Jedynie sekcja tenisowa, mimo otwarcia 10 nowych kortów, ograniczyła przyjmowanie nowych członków, aby zapewnić już przyjętym możliwość trenowania”– pisał w „Sportowych sprawach i sprawkach” Mielech. Wartym odnotowania pozostaje fakt, że podczas rozgrywek ligowych mecze Legii obserwowało w sumie 22688 tysiące kibiców. Przy Łazienkowskiej powstał wspaniały basen, zaopatrzony w skocznię. Szereg zawodów o mistrzostwo Polski i międzynarodowych odbędzie się na tym basenie – czytamy w „Kurierze Warszawskim” z 1929 roku.

Jednak w tym roku najważniejszym wydarzeniem dla mieszkańców Warszawy była uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod budowę stadionu Wojska Polskiego. W budynku koszarowym (dawnym budynku klubowym), gdzie powstawały murowane trybuny, pod lożą honorową po mszy świętej z wielkimi honorami poświęcono i wmurowano kamień węgielny z aktem erekcyjnym. „Bogu na chwałę, Ojczyźnie na pożytek” – tak brzmią pierwsze słowa dokumentu wmurowanego na stadionie Wojska Polskiego, podpisanego przez prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Ignacego Mościckiego, marszałka Józefa Piłsudskiego oraz kilkudziesięciu kilku ważnych osobistości.

Trzeci sezon ligowy rozgrywano pod hasłem: „Zdetronizować Wisłę!”. Legia, będąca w poprzednim sezonie rewelacją rozgrywek i tym razem wśród fachowców, min. Stanisława Mielecha, który trafił do pierwszorzędnego zespołu redakcji „Stadjonu”, złożonego w większości z przedwojennych inteligentów, miała jedne z najlepszych notowań. Drużyna fochów, nastrojów, grymasów, zespół świetnie wyszkolonych wyrobników piłkarskich, którzy raczej odrabiali swe mecze jak pańszczyznę, przekształciła się w klub twardy, ambitny, walczący do upadłego. Obrońcy Martyna i Ziemian, to jedna z najlepszych par w Polsce. Napad Wypijewski, Nawrot,Łańko, Ciszewski i Cichecki, stanowi bez wątpienia najbardziej jednolitą linię ofensywną w kraju. W dobrym dniu napad Legii pracuje jak idealnie zmontowana maszyna – pisano w „Stadjonie”. Odkryciem drużyny 1929 roku był zawodnik pochodzenia żydowskiego Zygmunt Steuermann, który wcielony do wojska trafił na ulicę Łazienkowską z lwowskiej Hasmonei. ’Dusio’ miał wszelkie dane, aby być bożyszczem publiki. Wysoki, szczupły, ale bardzo mocny, przystojny mężczyzna, o wyjątkowych zdolnościach aktorskich – czytamy o Steuermannie w książce Andrzeja Gowarzewskiego „Legia to potęga”. Zawodnik ten, znany z niesamowitych strzałów, 26 maja w meczu z 1. FC Katowice (2:0) dokonał niebywałego wyczynu. Trafiając sześciokrotnie potężnymi strzałami piłką w słupki oraz poprzeczkę, doprowadził do... uszkodzenia bramki rywala. Gole w tym meczu strzelali Ciszewski i Łańko. W 1929 roku zrealizowano przedsezonowe założenia i Wisła Kraków została zdetronizowana przez drużynę Warty Poznań. Wymieniana wśród faworytów Legia zajęła miejsce poza podium, plasując się na czwartym miejscu.

Gdyby dziś doszło do podobnej sytuacji, z pewnością okrzyknięto by ją „transferem stulecia”. W pierwszej połowie lat 30. funkcję kierownika technicznego Legii powierzono... Józefowi Kałuży, legendarnemu graczowi Cracovii, odwiecznemu rywalowi Legii. Niedawny przeciwnik piłkarzy Legii... został ich trenerem. Ale miał Józef Kałuża i piłkarski epizod w barwach „wojskowych”! 16 marca 1930 roku, zakładając koszulkę koloru zielonego z zielono-czarno-białą tarczą na piersi, wybiegł na boisko reprezentując barwy Legii podczas wygranego meczu z Brandenburgiem 1:0. Sekcja piłkarska Legii święciła swoje największe triumfy w okresie międzywojennym. Bardzo udana była dla drużyny wyprawa 18 maja do Krakowa na mecz z Cracovią. Legia zdobyła pełny sukces swoją piękną grą oraz swymi cyzelowanymi podaniami w formie aplauzu ze strony widzów i przez wywiezienie z Krakowa dwóch punktów – pisał „Przegląd Sportowy”. Drużyna Legii, bardzo dobrze prezentując się w kolejnych meczach ligowych, na półmetku rozgrywek awansowała na drugą pozycję w tabeli i wydawało się, że może sięgnąć po mistrzostwo.

"Legia była drużyną podziwianą i miała dobrą prasę" – napisano w jubileuszowym wydaniu „Legia 1916-1966”.

Henryk Martyna urodził się 14 listopada 1907 roku w Krakowie. Podobnie jak wielu legionistów okresu międzywojennego, wywodzący się z Krakowa zawodnik swoje najlepsze piłkarskie lata związał z Warszawą i Legią, należąc do sztandarowych postaci drużyny z ulicy Łazienkowskiej. Według historyków piłki nożnej Martyna był ewenementem, ponieważ mimo znacznej nadwagi (ważył ponad 90 kilogramów) należał do najszybszych piłkarzy Legii. W związku z jego ociężałą sylwetką koledzy z drużyny nazywali go „Antałkiem”. Jego atutem był niezwykle silny strzał, a rzuty wolne i karne znakiem firmowym. Cała Polska zachwycała się jego potężnym wykopem, po którym piłka przemierzała całe boisko. Wielokrotnie przed meczami Legii czy reprezentacji Polski dochodziło do zabawnych sytuacji, kiedy rywale patrzyli na „Antałka” z politowaniem zastanawiając się, co taki mały grubasek robi na boisku. Po meczu ci, którzy z niego drwili, a których przyćmiewał swoją grą, zawstydzeni i ze spuszczonymi głowami opuszczali boisko unikając spojrzenia Martyny. Do dziś z pokolenia na pokolenie przekazywana jest legenda, jakoby po strzale Martyny z karnego w meczu z Czechami słynny bramkarz Frantisek Planicka nie zdążył nawet drgnąć. „Strzelić karnego, to nie jest znowu taka sztuka. Dobrze, to znaczy silnie uderzonej piłki żaden, nawet najlepszy w świecie bramkarz, nie jest w stanie obronić” – tłumaczył skromnie swój wyczyn. Rysą na karierze sympatycznego grubaska pozostaje „zarobkowy” wyjazd za ocean, przez co wspólnie z kilkoma kolegami (Nawrotem, Cebulakiem i Drabińskim), osłabiając Legię, przyczynili się do jej spadku z ekstraklasy. Po tym niefortunnym wyjeździe gwiazda „Antałka” zaczęła blednąć. W wieku 30 lat odszedł z Legii do innego warszawskiego klubu – Warszawianki. Jego piłkarską karierę przerwała II wojna światowa, pozostał więc olbrzymią, lecz niespełnioną nadzieją polskiej piłki.

Budowę stadionu zakończono w lipcu 1930 roku. Legia miała najpiękniejszy obiekt w Polsce, na którym rozgrywano wiele imprez sportowych najwyższej rangi. Pod złą wróżbą rozpoczęły się przygotowania do inauguracyjnego meczu na nowym obiekcie Legii. Kompletną klapą zakończyły się pertraktacje z włoską federacją piłki nożnej, która zrezygnowała z przysłania piłkarzy reprezentacji do Warszawy. Do dziś panuje opinia, że do rezygnacji Włochów przyczynił się aparat propagandy, aby przy okazji otwarcia stadionu nie dać szansy wznoszenia haseł lansujących faszystowskie zastępy szeregów zwolenników „il Ducze”. Wśród zespołów mających uczestniczyć w meczu otwarcia wymieniano także londyński klub Corinthian. Na tym jednak nie koniec inauguracyjnych „przymiarek”. Ostatecznie na ulicę Łazienkowską przyjechała drużyna o tajemniczej nazwie „Europa Barcelona”, która miała niewiele wspólnego z FC Barceloną. Kto w Warszawie szukał nadziei w fakcie, że zobaczy na żywo najlepszego bramkarza świata Ricardo Zamorę, był srogo zawiedziony... Nie zmieniła się tylko data tego wydarzenia – pierwszy mecz rozegrano 10 sierpnia 1930 roku (taką datę przyjął w swoich kronikach Stanisław Mielech). Zaproszeni członkowie parlamentu, oficjalni goście władz miejskich Warszawy, najwyżsi dostojnicy wojskowi z marszałkiem Józefem Piłsudskim na czele, zajęli miejsca na trybunie głównej stadionu, zwanej dumnie honorową. Lejący deszcz nie przeszkadzał jednak kibicom, którzy tłumnie stawili się na meczu otwarcia piłkarzy Legii i Europy, wypełniając całą trybunę krytą. Pierwszą bramkę w historii stadionu zdobył w 22. minucie spotkania legionista Henryk Martyna, znany w późniejszych latach w całej Europie.

Obchody oficjalnego otwarcia stadionu Legii nie zakończyły się meczem piłkarskim. Na okalającym boisko torze odbyły się zawody kolarskie w międzynarodowej obsadzie. Ciekawa była historia pierwszych derbów stolicy, rozegranych na nowym stadionie 15 października 1930 roku, pomiędzy Legią a Polonią, o których na łamach sportowej prasy opowiadał piłkarz Legii Józef Ciszewski: Polonia prowadziła 3:1, mimo iż my, występując na płycie nowo otwartego stadionu Wojska Polskiego, chcieliśmy zakończyć mecz jak najkorzystniej. Po utracie trzeciej bramki, kiedy z Nawrotem i Łańką wracaliśmy na środek boiska, powiedziałem do nich: ‘No teraz zaczynamy!’. Usłyszawszy to jeden z piłkarzy Polonii uśmiechnął się z politowaniem. Nie miał jednak zbyt radosnej miny po meczu. Zwyciężyliśmy 8:4! – wspominał bombardier Legii, zdobywca trzech bramek w tym meczu. Dla porządku kronikarskiego przypomnijmy, że pozostałe bramki dla Legii zdobyli Nawrot (trzy) i Przeździecki (dwie). Należy tylko żałować, że w późniejszej fazie rozgrywek legioniści stracili kilka punktów i nawet piorunujący finisz (2 listopada wygrana z ŁTSG 8:0, 9 listopada wygrana z ŁKS 5:1 i w ostatnim meczu sezonu 30 listopada wygrana z Ruchem 7:1) pozwolił już tylko na zajęcie trzeciej, medalowej pozycji.

"W roku 1930 kapitalnie grał Nawrot. Pod koniec listopada mieliśmy ostatni mecz z Ruchem. W przededniu spotkania, w ‘Przeglądzie Sportowym’ ukazał się wywiad z graczem Cracovii Kossokiem, który miał najwięcej strzelonych bramek na swoim koncie i już zawczasu został uznany za ‘króla strzelców’. Nie wzięto jednak pod uwagę, że Józek bardzo pragnął zostać najskuteczniejszym napastnikiem sezonu, a my chcieliśmy mu w tym dopomóc. W meczu z Ruchem Nawrot zdobył sześć bramek!" – wspominał Ciszewski.

Tak więc dzięki pomocy kolegów z drużyny Józef Nawrot w ostatnim spotkaniu „rzutem na taśmę” zapewnił sobie tytuł „króla strzelców”, zdobywając w rozgrywkach pierwszej ligi 27 bramek.






HISTORIA / KULTURA W PAI - ARCHIWUM

COPYRIGHT

Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.


ARTYKUŁY DZIAŁU HISTORIA/KULTURA PAI WYŚWIETLONO DOTYCHCZAS   10 075 454   RAZY






HISTORIA I KULTURA
W POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ


Ten kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości.
Józef Piłsudski

W DZIALE HISTORIA - KULTURA PAI ZNAJDZIECIE PAŃSTWO 1482 TEMATÓW



×
NOWOŚCI ARCHIWUM DZIAŁANIA AGENCJI HISTORIA-KULTURA BADANIA NAUKOWE NAD POLONIĄ I POLAKAMI ZA GRANICĄ
FACEBOOK PAI YOUTUBE PAI NAPISZ DO REDAKCJI

A+ A-
POWIĘKSZANIE / POMNIEJSZANIE TEKSTU