1920-05-16     1985-03-19

Leopold Tyrmand

życie towarzyskie i uczuciowe.

Pisarz, publicysta, znawca jazzu. Urodził się 16 maja 1920 roku w Warszawie, zmarł 19 marca 1985 w Fort Myers na Florydzie. Postać owiana legendą, ikona polskiego świata artystycznego lat pięćdziesiątych XX wieku, łączony jest ze zjawiskiem "bikiniarzy", chociaż sam się za bikiniarza nie uważał.

Rodzina

Urodził się w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Ojciec, Mieczysław Tyrmand, posiadał hurtownię skór. Matka, Maryla Oliwenstein, uchodziła za jedną z najpiękniejszych kobiet w stolicy. Dzieciństwo i dorastanie Leopolda Tyrmanda upływało w dostatku, lecz nie w bogactwie.

Po latach, w "Dzienniku 1954", wspominał:

"Uczuciowo wyniosłem z domu niewiele: kochałem mych rodziców, lecz szybko nauczyłem się żyć bez nich, nie odczuwać ani ich potrzeby, ani braku. Dom był dla mnie niegdyś ciepłem i bezpieczeństwem, lecz moje pokolenie w moim kraju wcześnie przekonało się, że dzięki temu, co zwie się w naszych okolicach historią, rodzinne ciepło i bezpieczeństwo trzeba między bajki włożyć. (...) Po gimnazjum miałem zostać dobrze zarabiającym architektem i w tym celu udałem się do Paryża, by na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych osiągnąć zawód i położyć podwaliny pod dorobek. Historia, już wspomniana tu niezbyt pochlebnie, chciała inaczej.

Łyk wielkiego świata

Roczny pobyt w Paryżu okazał się jednak owocny - we Francji Tyrmand zetknął się po raz pierwszy z zachodnioeuropejską kulturą i amerykańskim jazzem, co miało głęboki wpływ na jego światopogląd i twórczość.

Wybuch wojny zastał Tyrmanda na wakacjach w Warszawie. Stamtąd przedostał się do Wilna, gdzie wkrótce stał się znaną osobą wśród uchodźców. Po zajęciu miasta przez wojska radzieckie w czerwcu 1940 roku, zaczął pracę w dzienniku "Prawda Komsomolska". Publikował w nim codzienne felietony polityczno-propagandowe "Na kanwie dnia" i zajmował się tematyką sportową. W redakcji uważano Tyrmanda za najlepsze pióro gazety. Andrzejowi Miłoszowi [brat Czesława Miłosza], z którym wówczas się spotkał i który potępiał go za tę działalność, tłumaczył, że należy za wszelką cenę utrzymywać kontakt z polską ludnością Wilna, a taką szansę daje choćby komunistyczny, lecz wydawany po polsku dziennik. Jednak po wojnie pisarz ukrywał fakt swojej pracy w "Prawdzie Komsomolskiej".

Krótka konspiracja

W Wilnie Tyrmand nawiązał kontakty z jedną z konspiracyjnych organizacji niepodległościowych, co wiosną 1941 roku doprowadziło do aresztowania go przez NKWD. Został skazany na osiem lat więzienia, lecz po ataku Niemiec na Rosję udało mu się uciec z rozbitego bombami transportu kolejowego. Wrócił do Wilna, po czym, aby uniknąć identyfikacji jako Żyd, wyrobił sobie fałszywe papiery na nazwisko obywatela francuskiego i zgłosił się dobrowolnie na roboty do Rzeszy. Wprawdzie plan, żeby tą drogą dostać się do Francji, nie powiódł się, ale Tyrmand ocalił życie, przez całą wojnę imając się rozmaitych prac.

W 1944 roku Tyrmand zaciągnął się jako marynarz na niemiecki statek, próbując w ten sposób przedostać się do neutralnej Szwecji. Uciekł w norweskim porcie Stavanger, lecz został schwytany i osadzony w obozie koncentracyjnym Grini, niedaleko Oslo. Tam doczekał końca wojny.

Losy bliskich Tyrmanda były dramatyczne. Ojca zamordowano na Majdanku, matka przeżyła i po wojnie wyemigrowała do Izraela. Z rodziny ojca ocalała czwórka rodzeństwa. Cała rodzina matki zginęła w warszawskim getcie. W latach powojennych Tyrmand nigdy nie wspominał o swojej żydowskiej tożsamości.

Powrót do Warszawy

Po wojnie Tyrmand został przez rok w Skandynawii, gdzie pracował dla Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, jako korespondent Polpressu w Norwegii, a następnie kierownik biura prasowego polskiego poselstwa w Kopenhadze. W kwietniu 1946 roku wrócił do Warszawy. Tu zaczął pracę jako dziennikarz w zorganizowanej przez Jerzego Borejszę Agencji Prasowo-Informacyjnej, ulokowanej w budynku "Czytelnika" na Wiejskiej. Tyrmand zamieszkał tuż obok, na ulicy Konopnickiej, w budynku polskiej YMCA.

Dziennikarz - literat

Tyrmand szybko dał się poznać jako błyskotliwy dziennikarz. Publikował recenzje teatralne, muzyczne i sportowe w "Ekspresie Wieczornym", "Tygodniku Powszechnym", "Rzeczpospolitej", "Dziś i Jutro", "Ruchu Muzycznym". Pracował w redakcji "Przekroju", która w 1948 roku wysłała go na Kongres Intelektualistów we Wrocławiu, skąd przywiózł wywiady między innymi z Picassem, Erenburgiem, Szołochowem i fizykiem Julianem Huxleyem. W 1948 roku ukazał się zbiór opowiadań wojennych Tyrmanda, "Hotel Ansgar". Książkę, literacko przeciętną, krytyka pominęła milczeniem, ale jej autor stawał się w Warszawie postacią coraz bardziej znaną i popularną, co zawdzięczał lekkości pióra, niekonwencjonalnemu - jak na czasy powojennej socjalistycznej szarzyzny - stylowi życia i bezkompromisowym poglądom. To one sprawiły, że w 1950 roku Tyrmanda usunięto z redakcji "Przekroju", po tym, gdy napisał recenzję turnieju bokserskiego, w której skrytykował stronniczość radzieckich sędziów. Dzięki pomocy Stefana Kisielewskiego, z którym się przyjaźnił, znalazł pracę w "Tygodniku Powszechnym". Jednak w 1953 roku, po odmowie druku oficjalnego nekrologu Stalina, "Tygodnik Powszechny", dotąd broniący swojej względnej niezależności, został przejęty przez ówczesne władze, czyli de facto przestał istnieć. Tyrmand opisał w "Dzienniku" dzieje upadku tego "jedynego wolnego pisma, które przez osiem lat istniało legalnie na obszarze imperium sowieckiego", a chociaż "nie znaczy to, że 'Tygodnik' mógł publikować, co chciał", to przynajmniej "mógł nie publikować, czego nie chciał".

Dziennik 1954

Po odmowie współpracy z nowym, reżimowym "Tygodnikiem" Tyrmand został oficjalnie bezrobotny. To wtedy wpadł na pomysł prowadzenia dziennika, który, poprzez "opukiwanie złożoności szczegółu, tego co drobne", byłby świadectwem wystawionym sobie i epoce. Byłby też wyrazem buntu pisarza wyrzuconego na margines życia, pozbawionego możliwości druku: "Ja też piszę 'do szuflady' - mówi w pewnym momencie Tyrmand, snując domysły na temat niepublikowanych, powstających już w peerelowskiej Polsce dzieł Marii Dąbrowskiej, Jarosława Iwaszkiewicza i Zofii Nałkowskiej - ale ten dziennik jest bronią automatyczną, pistoletem maszynowym, który, wyciągnięty za sto lat, będzie strzelał z równą skutecznością, jak dziś, tak jest naoliwiony zmaganiem."

Tyrmand się nie pomylił - "Dziennik 1954" to jego najwybitniejsza książka. Od innych słynnych dzienników - Nałkowskiej, Iwaszkiewicza czy Gombrowicza - różni się przede wszystkim tym, że obejmuje nie lata, a zaledwie trzy miesiące, od 1 stycznia do 2 kwietnia 1954 roku. Nie przeszkodziło to Tyrmandowi stworzyć całej panoramy miejsc, czasów i portretów ludzkich: opisuje powojenną, odbudowywaną z gruzów Warszawę, ale sięga też pamięcią do swoich okupacyjnych wędrówek po Europie i do lat trzydziestych; jest ironicznym kronikarzem bieżącego życia kulturalnego; przygląda się wnikliwie i złośliwie swoim współczesnym i obserwuje codzienność miasta, z jego kwitnącą, mimo reżimowych obostrzeń, "inicjatywą prywatną"; zdaje relację ze swojego romansu z osiemnastoletnią Krystyną (która w poprawionej, zredagowanej przez niego po latach wersji dziennika występuje jako szesnastoletnia Bogna). Niektóre sądy Tyrmanda, po upływie przeszło półwiecza, nadal uderzają trafnością, na przykład uwagi o młodym Zbigniewie Herbercie, niemającym wtedy jeszcze na koncie nawet jednego tomiku.

W "Dzienniku 1954" znajdziemy też barwne portrety innych ważnych postaci polskiej sceny kulturalnej - żartobliwo-ciepły hołd złożony Kisielowi czy wyjątkowo złośliwe fragmenty poświęcone Zygmuntowi Kałużyńskiemu. Lecz z równą pasją opisani są tu ludzie, o których, gdyby nie te notatki, nikt by dzisiaj nie pamiętał - na przykład pan Dyszkiewicz, "koszularz" o przedwojennej klasie, przerabiający Tyrmandowi tandetne koszule z domu towarowego tak, by nadać im szlachetność i szyk. Pisarz przy każdej okazji wykpiwa absurdy życia w Polsce lat pięćdziesiątych: niezapomniane są passusy o przemycaniu do kraju szczotek do zębów czy o roli redaktora w wydawnictwie ("W komunizmie redaktor taki ma życie barwne i pełne intryg. Tropi tekst w poszukiwaniu wrogich akcentów. Kusi i omamia autora, skłaniając go do wykreśleń, przeróbek, zmian, które zniekształcić mogą całą koncepcję dzieła, ale za to wyeliminują interwencje cenzury. Ponadto, do jego obowiązków należy dbałość o gramatykę i ortografię, bardzo realny kłopot w pracach autorów ideowo zdrowych, lecz edukacyjnie nie wykończonych."). Do historii już przeszedł opis zebrania Związku Literatów, podczas którego "pastwiono się nad niejakim Konwickim" za to, że napisał nie dość słuszne ideowo opowiadanie o miłości ("Ludzie w wieku przydrożnych kamieni, o powierzchowności karłów i maszkar - Melania Kierczyńska, Adam Ważyk - informowali ludzi w średnim wieku i o normalnym wyglądzie o tym, co to jest spółkowanie - dojrzałe, klasowo odpowiedzialne, a nie animalistyczne, wynaturzone, amerykańsko-imperialistyczne".) Tyrmand obserwuje rzeczywistość społeczną w rozmaitych jej odsłonach, z ogromnym wyczuleniem na smak detalu: pisze o elitarnej szkole dla dygnitarskich dzieci, do której chodzi jego młoda kochanka, o nowo powstałym piśmie młodzieżowym "Naokoło Świata", które prędko zaczęto nazywać "Głosem Bikiniarza", o prywatkach, na których brylował, tańcząc boogie-woogie, o wyprawach na Bazar Różyckiego, gdzie można było wytargować u "ciuchary" modne i niebanalne ubrania z Zachodu.

Trzeba tu jeszcze wspomnieć o tym, że dziennik Tyrmanda po raz pierwszy opublikowany został w całości dopiero w 1980 roku w Londynie. Autor, przygotowując go do druku, wprowadził liczne, acz drobne zmiany, które nie mają większego wpływu na treść tych notatek, ale nadają im literacki szlif. Nasuwa się pytanie, czy ten szlif, to wygładzenie stylu było potrzebne i czy nie ucierpiała przez to pierwotna żywiołowość zapisu. Można to sprawdzić, porównując dwie wersje "Dziennika 1954" - tę przeredagowaną przez Tyrmanda (na przykład w wydaniu "Res Publiki" z 1989 roku) i wersję oryginalną, która ukazała się w 1999 roku w pięknym wydaniu albumowym, z fotografiami z epoki i wprowadzeniem Henryka Dasko.

Zły

"Dziennik 1954" urywa się w pół zdania. Tyrmand przestał go pisać, gdy dostał od wydawnictwa "Czytelnik" zamówienie na "powieść sensacyjną o chuliganach i bikiniarzach" (jak podaje zaświadczenie z dnia 10 maja 1954 roku) czyli na "Złego". To zlecenie było sygnałem przedpaździernikowej odwilży i powrotu Tyrmanda do łask. Książka, łącząca konwencje kryminału i romansu, opowiada historię tajemniczego, nieuchwytnego mściciela, który w obronie pokrzywdzonych walczy z warszawskim światkiem przestępczym. Pełna humoru i rozmachu powieść była ewenementem w powojennej literaturze zdominowanej przez socrealistyczne produkcje i natychmiast zyskała popularność.

Tak jak to się często dzieje w przypadku bestsellerów, opinie krytyków i pisarzy na temat 'Złego' były podzielone. Powieścią zachwycał się Gombrowicz, podobnie Stefan Kisielewski i Tadeusz Konwicki, lecz na przykład Andrzej Kijowski nazwał lekceważąco Tyrmanda "wielkim pisarzem dla gówniarzy", Balzakiem i Dostojewskim wyrostków.

Sukces Złego był początkiem dobrego czasu dla Tyrmanda. Honoraria za powieść pozwoliły mu kupić samochód - wartburga. W kwietniu 1955 roku ożenił się ze studentką ASP, Małgorzatą Rubel-Żurowską, i przeprowadził się na Bielany. Wydał tom opowiadań "Gorzki smak czekolady Lucullus" (1957). Stał się także czołowym animatorem festiwali jazzowych w Polsce.

Dobra passa Tyrmanda trwała krótko. Lata 1958-65 to okres pogłębiającego się kryzysu. Na pozór wszystko się układało: pisarz cieszył się popularnością, jego drugą żoną została projektantka mody Barbara Hoff, zamieszkali w dużym mieszkaniu na Dobrej, wartburga zastąpił lepszy samochód, opel rekord. Ale cenzura zatrzymywała nowe książki Tyrmanda (jak Siedem dalekich rejsów - pod zarzutem "pornografii i popierania inicjatywy prywatnej") i odmawiała mu wznowień; ostatnia powieść, którą opublikował w kraju po wielu zabiegach i opóźnieniach, to "Filip" (1961). Po 1958 roku nie mógł dostać paszportu.

Państwowy Instytut Wydawniczy zwlekał z publikacją powieści. W tym czasie Tyrmandowi udało się w końcu uzyskać paszport i w 1965 wyjechał z Polski, decyzję o powrocie uzależniając od tego, czy "Życie towarzyskie i uczuciowe" ukaże się drukiem. Nie doczekał się publikacji i został na Zachodzie, a książkę w 1967 roku wydał Instytut Literacki w Paryżu, przeszła jednak bez echa.

Ameryka

Tyrmand osiadł w Stanach Zjednoczonych. Początkowo korzystał ze stypendium Departamentu Stanu, publikował też w paryskiej "Kulturze". Wkrótce nawiązał współpracę z prestiżowym tygodnikiem "The New Yorker", w którym swoje opowiadania ogłaszali tacy pisarze, jak Vladimir Nabokov, Irwin Shaw czy J.D. Salinger. Tyrmand drukował tam Dziennik amerykański i cztery eseje zebrane później w tomie Zapiski dyletanta (angielski oryginał, "Notebooks of Dilettante", ukazał się w 1970 roku). Dzięki tym tekstom szybko stał się znany w kręgach amerykańskich intelektualistów. Lecz Tyrmand - publicysta "The New Yorkera" okazał się kimś zupełnie innym niż Tyrmand - autor "Złego" i "Dziennika 1954". Ewolucja, jaką przeszły jego poglądy, może szokować: z liberała, którym był w Polsce, przeobraził się w konserwatystę, ostro piętnującego tendencje lewicowe i kontestacyjne w amerykańskiej kulturze. Jego dewiza brzmiała: "Przybyłem do Ameryki, aby bronić jej przed nią samą." Skąd taka radykalna przemiana u pisarza, którego zawsze fascynowała kultura popularna zza oceanu? Może, sam doświadczony przez komunizm, chciał ostrzec młodych buntowników w USA przed naiwną lewicowością, a ona w jego oczach wiązała się z "hipisowską" swobodą obyczajową. Podobna swoboda w Warszawie lat pięćdziesiątych była wyrazem buntu przeciw szarzyźnie PRL-u, zapewniała zdrowy kontrast; w Stanach Tyrmand ujrzał ją w innym świetle, jako element chaosu, zagrażającego tradycyjnym wartościom. Jedno chyba jest pewne: jako emigrant zza żelaznej kurtyny, pisarz pragnął oświecić Amerykanów, na czym polega niewolniczy ustrój. Jego "Zapiski o życiu w komunizmie", które w polskim wydaniu podziemnym ukazały się jako "Cywilizacja komunizmu" (1972), "The New Yorker" jednak odrzucił. Stało się tak nie tyle nawet z przyczyn ideologicznych, jak uważał Tyrmand (chociaż "The New Yorker" nie chciał publikować ostrego politycznego pamfletu), ile dlatego, że tekst uznano za pisarsko i myślowo słaby. I rzeczywiście "Cywilizacja komunizmu" nie jest dziełem udanym; obszerne i drobiazgowe rozważania nie układają się w żadną oryginalną koncepcję. Książka zawiera niekiedy kuriozalne tezy, jak ta, że w hitleryzmie, przy całym jego okrucieństwie, "można było umierać godnie, nawet z dumą, nie zapierając się samego siebie", natomiast "komuniści potrafili (...) zabrać ludziom wszystko, nawet ich identyczność, nawet ich cień jak w owej staroniemieckiej bajce, nawet ich przeszłość i przyszłość".

Po afroncie, jaki spotkał go w "The New Yorkerze", Tyrmand w 1971 roku rozstał się z pismem i tym samym wypadł z głównego nurtu amerykańskiej publicystyki. Wszedł też w konflikt z Jerzym Giedroyciem i przestał drukować w paryskiej "Kulturze". W tym okresie nawiązał kontakt ze środowiskami konserwatywnymi w Stanach. Dostał propozycję pracy w The Rockford Institute w stanie Illinois, założonym przez Johna Howarda jako twierdza oporu przeciw społecznym przemianom w Ameryce lat sześćdziesiątych. W 1976 roku zaczęli wydawać miesięcznik "Chronicles of Culture", który z czasem stał się znany z popierania polityki antyglobalistycznej i antyimigracyjnej.

Cokolwiek sądzić o tych diatrybach Tyrmanda, wydaje się, że rola agresywnego publicysty nie pochłaniała go bez reszty. Było jeszcze życie prywatne: na emigracji założył rodzinę, o której, jeśli wierzyć wyznaniom z "Dziennika", zawsze marzył. W 1971 roku ożenił się z Mary Ellen Fox, jego czytelniczką, doktorantką iberystyki na Uniwersytecie Yale, a w roku 1981 urodziły im się bliźnięta, Rebecca i Matthew. W latach siedemdziesiątych zredagował "Dziennik 1954", który we fragmentach drukowały londyńskie "Wiadomości", zanim ukazał się w formie książkowej. Podczas wakacji na Florydzie w 1985 roku Tyrmand zmarł niespodziewanie na zawał serca.

Na podstawie m.in.: Cultura - Krystyna Dąbrowska,
Katarzyna I. Kwiatkowska, Maciej Gawęcki "Tyrmand i Ameryka"
Leopold Tyrmand, "Dziennik 1954 - wersja oryginalna"






HISTORIA I KULTURA
W POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ


Ten kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości.
Józef Piłsudski

W DZIALE HISTORIA - KULTURA PAI ZNAJDZIECIE PAŃSTWO 1503 TEMATÓW





COPYRIGHT

Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.


ARTYKUŁY DZIAŁU HISTORIA/KULTURA PAI WYŚWIETLONO DOTYCHCZAS   10 080 281   RAZY



×
NOWOŚCI ARCHIWUM WIADOMOŚCI HISTORIA-KULTURA DZIAŁANIA AGENCJI BADANIA NAUKOWE NAD POLONIĄ I POLAKAMI ZA GRANICĄ
FACEBOOK PAI YOUTUBE PAI NAPISZ DO REDAKCJI

A+ A-
POWIĘKSZANIE / POMNIEJSZANIE TEKSTU