1956-01-01     1997-04-23

Święty Wojciech

Zainteresowanie się osobą i dziełem oraz pośmiertnym kultem Świętego wynika z kilku przyczyn. Wojciech działał na obszarze środkowej i środkowowschodniej Europy. Jako postać o formacie europejskim angażował się w reformę kościelną, misję i politykę. Jest patronem kilku narodów: polskiego, czeskiego i węgierskiego, a czczą go także w Niemczech, Italii, Jugosławii i na Rusi. Podstawowe i najstarsze źródła do dziejów św. Wojciecha stanowią dwa pierwsze Żywoty i Pasja. Ich wartość polega nie tylko na tym, że dostarczają pierwszorzędnych materiałów do biografii świętego. Na uwagę zasługuje ich średniowieczny rodowód i europejski charakter. Za najstarsze źródło przyjmowany jest powszechnie tzw. Żywot rzymski, który powstał w okresie 998-999. Jego autorem jest Jan Kanapariusz, zakonnik benedyktyński. Drugim źródłem jest Żywot drugi napisany w roku 1004 przez św. Brunona z Kwerfurtu, magnata saskiego, którego życie ma wiele miejsc wspólnych z biografią św. Wojciecha: szkoła katedralna w Magdeburgu, praca misyjna na Węgrzech, w Polsce i na Rusi. Opierając się na Żywocie pierwszym, rozwinął swą opowieść o dziejach swego bohatera, który szarpany był wątpliwościami i lękiem. Brunon do znanej już w Żywocie pierwszym faktografii życia św. Wojciecha wplata liczne dygresje.

 ŚRODOWISKO RODZINNE I LATA NAUKI ŚW. WOJCIECHA

Wojciech pochodził z książęcego rodu Sławnikowiców. Niejasne są początki rodu oraz ich księstwa. Według opinii F. Dvornika, a ostatnio R. Turka, który przypisuje jej walor dużego prawdopodobieństwa, ojciec św. Wojciecha - Sławnik, właściwie jedyny uchwytny protoplasta, pochodził z chorwackich książąt plemiennych z północno-wschodnich Czech. Matką Wojciecha była Strzeżysława - pochodziła „ze znakomitego rodu”.

Dzięki korzystnemu położeniu na szlaku dróg handlowych, władztwo Sławnika było zasobne, ród szczycił się bogactwem i stosunkami, przyjmował znakomitych gości. To właśnie w siedzibie rodu zatrzymał się, podróżując na Ruś, misyjny biskup św. Adalbert, późniejszy arcybiskup Magdeburga. Nie ma wątpliwości co do bogactw i wpływów księcia libickiego, natomiast niejednolite są zdania o jego charakterze i wartościach moralnych. Żywot pierwszy chwali go, wskazując na jego miłosierdzie i umiłowanie sprawiedliwości. Sprawy cielesne traktował w granicach przykazań bożych. Postępował zgodnie z poleceniami kapłanów. Był umiłowany przez cały lud, ale szczególnie przez ubogich. Kosmas wspomina jeszcze inne zalety: wesołe usposobienie, towarzyskość, bystrość umysłu, gościnność, otwartość dla pielgrzymów, uczciwość, współczucie dla wdów i sierot. Natomiast Brunon z Kwerfurtu przekazał inną sylwetkę Sławnika. Podobnie jak poprzedni autorzy podkreśla miłosierdzie, szczodrość we wspieraniu ubogich, natomiast zarzuca mu, że był „człowiekiem średniej miary” (Ż II, 1), nie dbał o czystość moralną, rzadko się modlił. Uwagi Brunona zasługują na wiarę, gdyż w ich świetle Sławnik jest typowym feudałem na gruncie młodego chrześcijaństwa, gdzie nowa religia ścierała się ze starymi, pogańskimi obyczajami, a przyjęcie wiary było raczej zewnętrzne.

Żywoty nie przekazały daty urodzenia św. Wojciecha. Powszechnie przyjmuje się ok. 956 roku. Ta datacja jest wynikiem pewnej rekonstrukcji. Pomocą do ustalenia czasu urodzenia są niektóre dane biograficzne. Nie ulega wątpliwości, że pobyt św. Wojciecha w szkole magdeburskiej trwał dziewięć lat (Brunon, Kosmas) i że Wojciech opuścił Magdeburg dopiero po śmierci arcybiskupa Adalberta, która nastąpiła 20 czerwca 981 roku. Rozpoczynając naukę w 972 roku, musiał być chłopcem, który osiągnął dojrzałość fizyczną i psychiczną, niezbędną do nauki w szkole katedralnej. Wskazuje się też na inny fakt, mianowicie bierzmowanie Wojciecha przez wspomnianego już biskupa Adalberta, który przejeżdżał przez Libice w roku 961 lub 962. Wojciech był widocznie tak młody, że nie zapamiętał tego faktu, gdyż przyjął jeszcze raz bierzmowanie w Magdeburgu. W każdym razie nie należy przesuwać daty urodzenia poniżej roku 956.

Wydaje się, że rodzice pierwotnie zamierzali przeznaczyć dziecko do stanu duchownego, ale kiedy urodziło się - pod wpływem wyjątkowej urody wydawało im się, że szkoda przeznaczyć tak pięknego chłopca do stanu duchownego - zmienili zamiar i „przeznaczyli go dla świata”. Nowo narodzone dziecię otrzymało na chrzcie imię Wojciech.

Niebawem zamiary rodziców zostały pokrzyżowane. Niemowlę ciężko zachorowało. Wzdęcie brzuszka spowodowało opuchlinę, wzmagał się ból, dziecko gorączkowało, groziła śmierć. Smutek napełnił dom Sławnika. Rodzice, chcąc odmienić los dziecka, zanieśli je do kościoła, złożyli na ołtarzu Maryi i przeznaczyli do stanu duchownego. Ofiarowanie przez rodziców spowodowało uzdrowienie dziecka.

Dzieciństwo św. Wojciecha upłynęło w sielskiej atmosferze zamożnego domu rodzicielskiego. Książęca rezydencja - Libice - zbudowana została na równinie, gdzie Cedlina wpływa do Łaby. Otaczały ją pola, łąki, lasy. Przyroda nastrajała do melancholii, ale wewnątrz grodu kipiało życiem dworskim. Gród miał kościół maryjny, na co wskazuje epizod uzdrowienia. Tutaj Wojciech zapewne zapoczątkował życie religijne, do którego skłonności odziedziczył raczej po matce.

Chłopiec przeznaczony do stanu duchownego wcześniej musiał rozpocząć naukę. Przez naukę początkowo rozumiano pamięciowe opanowanie Credo, Ojcze nasz. Sztuki pisania i czytania uczono na tekstach religijnych, na psalmach. Duży nacisk kładziono na werbalne opanowanie psalmów. Kanapariusz potwierdza tę praktykę w Libicach pisząc, że Wojciech nie opuścił domu ojca „aż wyuczył się na pamięć psałterza” (Ż l, 3). Nauczycielem Wojciecha był zapewne jeden z duchownych rezydujących na dworze Sławnika. Razem z Wojciechem uczył się Radła, chłopiec do posług i towarzysz zabaw.

Wyższy stopień wykształcenia zapewniała szkoła katedralna lub klasztorna. Dlaczego rodzice wybrali dla Wojciecha szkołę katedralną w Magdeburgu? Istniała również możliwość wysłania syna do Ratyzbony, gdzie szkoła św. Emmerana cieszyła się znakomitą sławą. Wybór Magdeburga został zapewne dokonany z powodów personalnych. Rodzice bowiem mieli okazję już wcześniej poznać przyszłego arcybiskupa magdeburskiego Adalberta.

Arcybiskup Adalbert zaopiekował się Wojciechem, udzielił mu sakramentu bierzmowania (po raz drugi) i oddał do szkoły. Wojciech otrzymał drugie imię Adalbert od swego opiekuna i to imię przyszłego świętego przyjęło się na Zachodzie. Magdeburg, niedawno wyniesiony do rangi stolicy arcybiskupstwa, stanowił atrakcję dla młodego człowieka przybywającego z dalekich Libic.

Wojciech był zdolnym chłopcem. Obydwa żywoty stwierdzają to zgodnie. Np. Brunon pisze: „Chłopcu towarzyszyła łaska Boża, to też obficie spłynęły na niego dary zdolności, rozumu i pojętności” (Ż II, 5). Natomiast rozbieżnie piszą o pilności i zachowaniu się ucznia. W Żywocie pierwszym przedstawia się Wojciecha jako sumiennego, wzorowego ucznia, który czyni same postępy w nauce, a wolny czas poświęca modlitwie: „Kiedy tamci zajadali po kątach szkoły wykradane nauczycielowi przysmaki, on tajemne modły do Pani swej wysyłając, anielską biesiadę sobie wyshagiwał... Lecz skoro tylko dłuższa nieobecność mistrza dawała mu sposobność, tajemnymi drogami biegł do miejsc świętych męczenników. Tam w miarę czasu odmawiał modlitwy, lecz przed nadejściem mistrza znowu siedział na swoim miejscu” (Ż I, 4). Jako uczeń wyposażony w środki, jakie dali mu rodzice, pełnił dzieła miłosierdzia. Ale żeby inni nie zauważyli tego, nawiedzał nocami ubogich i chorych. Ciągle czynił postępy w cnotach, prześcigając w tym swoich kolegów.

Inny obraz Wojciecha utrwalił św. Brunon, młodszy kolega w szkole magdeburskiej, który miał okazję zebrać na miejscu sporo informacji o św. Wojciechu, jak i od później poznanego Radły, opiekuna i szkolnego kolegi Wojciecha. Relacje obydwóch biografów się uzupełniają. Brunon opowiada, jak Wojciech uciekł ze szkoły i cały dzień spędził na wagarach. Oktryk przyłapał go, że nie przygotował lekcji. Ale gdy zaczął go chłostać, ku zdumieniu wszystkich, Wojciech odczytał bez błędu zadany fragment. Oktryk kładł duży nacisk na posługiwanie się językiem łacińskim i oto znowu Wojciech naruszył kanony szkoły, bowiem ciężko chłostany wołał w trzech językach: łacińskim, saskim i słowiańskim. Kary fizyczne stosowano powszechnie w szkołach, było to więc zjawisko normalne i nie należy przywiązywać do niego wagi. Te „ziemskie” skłonności ucznia opisuje Brunon: „Przez cały ten okres cechowała go swawola i jak każdy człowiek lgnął do ziemskich uciech, miał czas na żakowskie figle: łakomiąc się najedzenie i picie, jak bydle schylał twarz ku ziemi i nie umiał spojrzeć w niebo”„ (Ż II, 60). Cytowane fragmenty przekonują nas, że Wojciech był normalnym uczniem, nie różniącym się od rówieśników. Relacja Żywota pierwszego nie odbiegała od prawdy, gdyż obydwa wątki o poważnym i swawolnym zachowaniu się przyszłego świętego istniały obok siebie. Raczej należałoby zwrócić uwagę na wpływy, jakim ulegał młody człowiek. Koledzy wciągali go do zabaw, środowisko zaś znanego z surowości arcybiskupa Adalberta i jego kapituły oraz istniejąca grupa mnichów wpływały na poważne traktowanie życia w duchu ascezy. Rzecz znamienna, że św. Wojciech po powrocie do ojczyzny bardzo łatwo przestawi się na ascetyczny model i asceza będzie już odtąd stałą filozofią w jego życiu. Sądzić należy, że te tendencje tkwiły w nim wcześniej i nie był to nagły cud.

Okres rozłąki z rodziną i ojczyzną trwał dziewięć lat. Nie znane były ferie szkolne. Nie było zwyczaju wysyłać uczniów na wakacje do domu ani odwiedzać dzieci przez rodziców. Ale zwyczaj nie wykluczał wyjątku.

W roku 981 Wojciech opuścił mury szkolne, udając się do Czech. Wracał do ojczyzny z wiedzą i nabytą kulturą na poziomie europejskim. Pobyt w Magdeburgu był bardzo owocny dla Wojciecha:

a) dał mu wiedzę teologiczną i filozoficzną na bardzo wysokim poziomie, według Kosmasa miał zabrać ze sobą liczne książki,

b) Wojciech zapoznał się z niemieckim systemem kościelnym,

c) poznał chrześcijański ideał życia, zwłaszcza model życia duchownego wsparty na dwóch filarach - ascezie zakonnej i praktycznym działaniu.

Wielostronne wykształcenie i doświadczenie zdobyte w Magdeburgu stanowiły punkt wyjścia do dalszego rozwoju wewnętrznego, jak również do zrobienia kariery duchownej.

Wojciech wrócił w 981 r. do ojczyzny. Po długiej rozłące spotkał się z rodzicami i rodzeństwem. Można wierzyć, zdążył dotrzeć do domu, zanim umarł jego ojciec, którego śmierć datuje się na rok 981. Na pewno zobaczył się z matką, od której dowiedział się, że już w młodości przyjął sakrament bierzmowania. Zatem Wojciech, jak już wspomniano, był dwukrotnie bierzmowany - pierwszy raz w Libicach, drugi raz w Magdeburgu.

POSŁUGA KAPŁAŃSKA I BISKUPIA W PRADZE

Powstaje pytanie, w jakim charakterze Wojciech powrócił z Magdeburga. Przecież dlatego wysłano go do szkoły katedralnej, aby mógł zostać księdzem. Czy już w Magdeburgu przyjął święcenia kapłańskie? Od Kosmasa dowiadujemy się, że Wojciech, wracając do ojczyzny, był subdiakonem (Ks. I, 25). Brunon z Kwerfurtu milczy, nie przywiązuje wagi do tej okoliczności. Natomiast autor Żywota pierwszego pisząc, że „...z rąk biskupa świętego miasta Pragi przyjął zbroję rycerza Chrystusowego na przyszłe boje” (Ż I, 6), chciał prawdopodobnie powiedzieć, ze dopiero po powrocie do ojczyzny otrzymał święcenia kapłańskie.

Włączony do kleru diecezjalnego zamieszkał w Pradze.

Młody Sławnikowic wybijał się w gronie duchowieństwa praskiego. Był bogatym, wykształconym i pięknym księciem. Zarówno szybka i błyskotliwa kariera duchowna stała przed tym młodym księdzem, jak i jednocześnie w wysokim stopniu narażony był na niebezpieczeństwa „tego świata”.

Rok 982 oznacza moment zwrotny w życiu św. Wojciecha. Jest to rok śmierci biskupa praskiego Dytmara i czas wewnętrznego przełomu, jaki dokonał się w młodym księdzu w związku z tym wydarzeniem. Biskupstwo praskie założone w 973 r. książę Bolesław II powierzył mnichowi saskiemu Dytmarowi. Obraz pasterzowania tego pierwszego biskupa praskiego nie przedstawia się jednolicie w świetle źródeł. Kronika Czechów nie ma nic do zarzucenia Dytmarowi, który objeżdżał swoją diecezję, święcąc kościoły i udzielając licznych chrztów. Natomiast sylwetka duchowa w świetle autorelacji Dytmara utrwalona przez autora Żywota pierwszego i potwierdzona przez Brunona przedstawia się niekorzystnie. Przedwcześnie umierający Dytmar wyznaje najbliższemu otoczeniu, w którym znalazł się Wojciech, że zmarnował swoje powołanie. Tekst Kanapariusza z uwagi na związane z tą sceną przeżycia Wojciecha zasługuje na przytoczenie. Biskup słabnącym głosem mówił: „Biada mi! Jak żyłem i jak odmienny byłem od takiego, jakim teraz pragnąłbym być! Biada mi nędznemu! Zmarnowane dni moje, już bezowocny wszelki żal! Jestem zgubiony! Gdzie są teraz moje zaszczyty i czcze bogactwa? O, ciało podległe gniciu i pastwo robaków, gdzie teraz chwała i piękno marności twojej? Oszukałeś mnie, oszukałeś, zwodniczy świecie, obiecując mi sędziwy wiek, i oto jak haniebnie niespodziewanej śmierci mieczem zabiłeś moją duszę! Lecz moja osobista nikczemność mogłaby jednak uzyskać jakoś przebaczenie u miłosiernego Boga, tylko że powierzonego mi ludu grzechy dołączają się do tego nadmiaru nędzy. Rozkosze bowiem i pożądliwości wybrali zamiast przykazań, a ja nie powściągnąłem ich szaleństw ani nie zdołałem powstrzymać dobrowolnie na zgubę idącego ludu, który do dziś jeszcze nic nie zna i nie czyni prócz tego, co palec szatana w sercach jego zapisał. Biada mi, żem milczał! To mnie dręczy, a dręczyć będzie na wieki” (Ż I, 6).

Przeżycia św. Wojciecha przy łożu umierającego spowodowały zmianę w usposobieniu i postępowaniu przyszłego biskupa. Na czym polega ta zmiana? Żywot pierwszy sprowadza problem do zerwania z dotychczasowym, zbyt świeckim jak na duchownego, stylem życia i do pełnienia uczynków pokuty. Podobnie pisze Brunon z Kwerfurtu. W świetle późniejszych opisów życia i pracy św. Wojciecha należy raczej przyjąć, że wstrząs psychiczny i zmiana usposobienia poszły znacznie głębiej, niż sugerują żywotopisarze. Wojciech wiedział, że nie pójdzie drogą swego poprzednika i wróci do tej koncepcji życia chrześcijańskiego, którą poznał w czasie pobytu w Magdeburgu. Jaka zaś była to koncepcja? Imitatio Christi w sposobie pojmowania go przez środowisko zakonne. Wojciech przyjął ideał ascezy zakonnej jako swój model realizacji życia chrześcijańskiego. Z tym modelem zetknął się w Magdeburgu, teraz zaś zaczął konsekwentnie do niego się zbliżać. Pod tym względem Wojciech nie był twórczy. Przyjął tę formę przeżycia Boga, którą oferowała epoka, stojąca pod wpływem wzorów życia zakonnego.

Dytmar umarł 2 stycznia 982 r., jeszcze tej samej nocy, kiedy oskarżał się przed swoim otoczeniem. Wojciech miał kilka atutów, które predysponowały go do objęcia wysokiej godności kościelnej. Dzięki książęcemu pochodzeniu miał awans prawie pewny. Duże znaczenie posiadało solidne przygotowanie do zawodu, jakie zdobył w szkole katedralnej, która cieszyła się bardzo dobrą opinią. Nie była mu obca kultura europejska, znał dobrze język łaciński i niemiecki. Jedyną przeszkodą był jego młody wiek (prawdopodobnie 26 lat). Być może, że kandydatura Wojciecha była już przewidziana w wyniku porozumienia zawartego pomiędzy współzawodniczącymi rodami Przemyślidów i Sławnikowiców i miała zbliżyć rywalizujące rody.

Formalny wybór Wojciecha odbył się 19 lutego 982 r.

Wybór wypadł jednogłośnie: „I kogóż innego jak nie ziomka naszego Wojciecha, którego czyny, szlachectwo, bogactwo i życie odpowiednie są dla tej godności? On najlepiej wie, dokąd sam winien dążyć, on również duszami roztropnie pokieruje” (Ż I, 7).

Data inwestytury - 3 czerwca.

Na konsekrację wybierano dzień, który posiadał wysoką rangę w kalendarzu liturgicznym. Datę konsekracji, którą przekazali żywotopisarze, to znaczy uroczystość św. Piotra i św. Pawła - 29 czerwca 983 r., można przyjąć za wysoce prawdopodobną. Miejscem konsekracji była Werona.

W czasie obrzędu oprócz ogólnych pytań skierowanych do ordynanda o przyrzeczenie wypełnienia obowiązków biskupich, jedno pytanie posiadało szczególne znaczenie. Pontyfikat moguncki (rzymsko-germański, sporządzony w latach 950-964), który niewątpliwie użyty został do konsekracji Wojciecha, zawierał najpierw pytanie o posłuszeństwo wobec św. Piotra i jego następców, ale zaraz następne pytanie brzmiało: „Czy chcesz Świętemu Kościołowi mogunckiemu, mnie i moim następcom okazywać wierność i posłuszeństwo?” Św. Wojciech składał przyrzeczenie wierności i posłuszeństwa pierwszej metropolii Niemiec w Moguncji.

Wojciech wracał do ojczyzny konno, towarzyszył mu orszak licznych nobilów. Podróż trwała około trzech tygodni. Żywotopisarz nie szczędzi słów pochwał dla skromności biskupa, który jechał na lichym koniu i zamiast uprzęży trzymał konia na sznurze. Przecież biskupa obowiązywała pokora. Przybywszy do Pragi, zdjął obuwie i boso wszedł do swej stolicy. Wjazd biskupa do Pragi był wydarzeniem. Wybór Wojciecha dokonał się w zamkniętym kręgu, konsekracja i inwestytura daleko poza krajem, dopiero ingres biskupa dał okazję do manifestacji uczuć miejscowej ludności. Mieszkańcy grodu zgotowali mu owację. W pobliżu głównego ołtarza znajdował się tron biskupi, na którym zasiadał w 983 r. drugi biskup św. Wojciech.

Działalność biskupa w X w. obejmowała kilka dziedzin. Pierwszą z nich była sfera sakralna. Biskup był szafarzem sakramentów: chrztu, bierzmowania, kapłaństwa, Eucharystii, święcił kościoły, ołtarze, oleje, naczynia kościelne. Jako nauczyciel wiary wygłaszał kazania, troszczył się o naukę duchownych, wykorzeniał pogańskie obyczaje. Posiadając władzę, określał dni świąteczne, nakazywał uczęszczanie na nabożeństwa, zachowanie postów, oddawanie dziesięcin. Był opiekunem wdów, sierot i niewolników. Kontrolował prowadzenie się kleru i świeckich. Jako sędzia rozpatrywał sprawy sporne, w razie potrzeby karcił, nakładając kary aż do ekskomuniki włącznie. Odbywał wizytacje swojej diecezji.

Biskup, aby wypełnić różnorodne zadania, potrzebował, oprócz współpracy całego kleru, specjalnych pomocników. Najbliżsi biskupowi byli duchowni w kapitule katedralnej, z której powoływał współpracowników. Tylko jedno nazwisko spośród grona pomocników utrwaliły źródła, mianowicie Wielicha, prepozyta praskiego.

Schematyczny zarys obowiązków urzędu biskupiego możemy uzupełnić obrazem działalności Wojciecha, który przekazali jego żywotopisarze. Lista zajęć wyliczonych przez Kanapariusza jest długa. Majątek kościelny podzielił, zresztą zgodnie z kanonami, na cztery części: jedną przeznaczył na potrzeby Kościoła, drugą na korzyść kanoników, trzecią na cele miłosierdzia, ostatnią, która już była niewielka, przeznaczył do własnego użytku. Biskupi nie przestrzegali tej praktyki, gdyż biograf widzi w tym wyraz szczególnej cnoty Wojciecha. Dużo czasu i środków przeznaczył na uczynki miłosierdzia. W dni powszednie gościł dwunastu biednych, których karmił na cześć apostołów. Liczba korzystających z dzieł miłosierdzia była jeszcze większa w święta. Autor Żywota pierwszego przekazał relację o następującym wydarzeniu: Kiedyś do bramy domu biskupiego zakołatał ubogi okradziony przez zbója, który zabrał mu wszystko. Biskup, nie mając już zasobów, poszedł do sypialni i ściągnąwszy jedwab z poduszki, dał go potrzebującemu. Podkomorzy domu biskupiego Mysł nie domyślając się, że sprawcą był sam biskup, chciał przeprowadzić surowe śledztwo w sprawie zniknięcia jedwabiu i rozsypania pierza po domu, lecz powstrzymał go Wojciech mówiąc: „Nie uczynił tego bynajmniej nieprzyjazny człowiek, lecz jakiś ubogi wziął sobie, być może dla zaspokojenia koniecznej potrzeby” (Z I, 11). Surowymi postami poskramiał swoje ciało. Rzadko spożywał obiad w porze południowej, nigdy syty nie szedł na spoczynek. Karcił swoje ciało. Nie dosypiał, kładł się bowiem spać o północy, a nie wyspawszy się dostatecznie zrywał się z posłania. Skąpił wygód swemu ciału w czasie spoczynku. W jego łożu z puchu i purpury sypiał brat Radzim lub pewien ślepy od urodzenia, sam zaś Wojciech sypiał na ziemi z kamieniem pod głową. Brunon z Kwerfurtu uzupełnia naszkicowany obraz dodając:

„Zbytnim zimnem, nocnym czuwaniem i noszeniem szorstkiej odzieży umartwia ciało bez litości” (Ż II, 11). Na stanowisku biskupa prowadził surowsze i twardsze życie aniżeli później w klasztorze. Przyjemności nie tylko unikał, lecz odmawiał sobie tego, co konieczne jest naturze. W jego programie zajęć była również praca fizyczna. Spieszył na pole, gdy przyszła pora siewu. Współczucie i miłosierdzie okazywał więźniom, nawiedzał chorych. Kanapariusz dużo miejsca poświęcił Wojciechowi jako mężowi modlitwy. Długi czas spędzał na kolanach. Posiadał dar modlitwy rzewnej połączonej ze łzami. Odmawiał psalmy Dawidowe zgodnie z przepisami reguły zakonnej. Zachowywał milczenie ascetyczne od modlitw wieczornych do porannych (od komplety do primy). W nabożnym milczeniu sprawował czynności święte przy ołtarzu bądź relikwiach świętych. Wspólnie z kapłanami praktykował czytanie duchowne. Wzniósł się na szczyty kontemplacji. Za życia otrzymał nagrodę za gorliwą praktykę modlitwy: „Nikt tak jak on nie doświadczył, jak smakuje sercu święte czytanie, ile znaczy w oczach Boga szlachetna pieśń psalmów. Odczuwał bezpośrednio łaskawość Bożą i w duszy zakosztował słodkiego Zbawiciela, którego wstawiennictwo sprowadza Ducha Świętego” (Ż II, 11). W sprawowaniu urzędu biskupiego umiał zachować roztropność, która łączy sprawiedliwość i miłosierdzie wraz z umiarkowanym sposobem karania. Uderza duże poczucie odpowiedzialności pastoralnej za powierzoną mu owczarnię. Autorzy żywotów wracają do niej kilkakrotnie. Wojciech zapytany przez otoczenie, miał odpowiedzieć: „...łatwo jest nosić pastorał, lecz trudno zdać sobie sprawę, gdy na sąd przyjdzie surowy Sędzia żywych i umarłych, aby ich powołać do życia lub skazać na ogień wieczny” (Z II, 17). W innym miejscu „...nie pragnął cnoty jedynie dla siebie, on nie chciał zażywać niebiańskiej radości jak wespół z innymi” (Ż I, 11).

Obraz ten potwierdza, wprawdzie ogólnie, św. Brunon z Kwerfurtu. Gdy bardzo młody Wojciech wstąpił na stolicę praską, natchnął ją nowym duchem, który był zaprzeczeniem tego, co praktykował Dytmar, a czego Wojciech chciał bezwzględnie uniknąć. O szczegółach pasterskiej działalności Wojciecha można niewiele powiedzieć. Kanapariusz wspomina o działalności kaznodziejskiej: „Wśród tych pobożnych uczynków nie przestał głosić kazań ani też nie pragnął cnoty jedynie dla siebie, ani nie chciał zażywać niebiańskich radości inaczej jak wespół z innymi” (Ż 1,12). O zgodności słów i czynów pisze św. Brunon: „Dobrze żył, dobrze nauczał, tego, co usty głosił, nigdy nie zaprzeczył” (Ż II, 11).

Co do zachowania się Wojciecha w czasie nieokreślonej podróży biskupiej charakterystyczna jest relacja św. Brunona. Jadącemu konno Wojciechowi zabiegła drogę biedna wdowa, prosząc o wsparcie w nędzy. Wojciech powiedział: „Nie mam tu nic przy sobie, jutro przyjdź do miasta, aby otrzymać to, co chętnym sercem mogę ci dać na poratowanie twej biedy” (Ż II, 17). Lecz gdy pojechał dalej, przyszła mu niebawem nowa myśl. Przywołał odprawioną kobietę i rzekł do niej: „Kto wie, czy dożyjemy jutra? Dziś niech przyjmie dar, abym ja uniknął sądu, ona zaś nie poniosła szkody” (Ż II, 17). Po tych słowach zdjął płaszcz i dał.

Początek działalności biskupiej Wojciecha nie budzi wątpliwości. Bezpośrednio po sakrze udał się do Pragi. Skomplikowana jest sprawa jego wyjazdu z Pragi.

Zagadnieniem do końca nie wyjaśnionym są przyczyny opuszczenia biskupstwa.

Według Kanapariusza przyczyną wyjścia Wojciecha z Pragi były półbarbarzyńskie stosunki religijno-moralne w Czechach, gdzie dopuszczano się wielożeństwa, handlu niewolnikami, a kler nie zachowywał celibatu. Co do wspomnianego handlu Wojciechowi brakowało pieniędzy, aby odkupywać niewolników, gdyż było ich tak wielu. Wtedy w widzeniu usłyszał głos: „Jam jest Jezus Chrystus, którego sprzedano i oto znowu sprzedają mnie Żydom, a ty jeszcze chrapiesz” (Ż I, 12). Ponieważ nie rozumiał znaczenia tego widzenia, zwierzył się swemu prepozytowi Wielochowi, który wyjaśnił: „Gdy chrześcijanina sprzedaje się Żydom, to sprzedaż odczuwa sam Chrystus, gdyż myśmy Jego ciałem i członkami, w Nim się ruszamy i jesteśmy” (Ż I, 12). Wojciech, rozważając sytuację, w której się znalazł, postanowił opuścić Czechy. Można jeszcze dodać słowa, które Kanapariusz włożył w usta Wojciecha, kiedy radził się papieża Jana XV (985-996): „Powierzona mi trzoda - rzecze - nie chce mnie słuchać i moja mowa nie przyjmuje się u tych, których serca jęczą w niewoli, poddane władzy szatana: i jaki jest to kraj, gdzie zamiast sprawiedliwości siła fizyczna, zamiast prawa żądza uciechy panuje” (Ż I, 13).

Relacja Brunona z Kwerfurtu już się rozrosła i zamiast trzech powodów jest ich więcej: niezgodne z prawem małżeństwa między krewnymi, sprzedaż niewolników chrześcijańskich niewiernym, niewłaściwe odbywanie świąt, buntowanie możnych przeciwko biskupowi przez duchownych. Gdy zaś Wojciech nie mógł zwalczyć zła, uznał za konieczne ustąpić.

Kiedy stolica biskupia była kilka lat de facto osierocona, a metropolita Willigis nalegał, aby Wojciech powrócił na swój urząd, Czesi wysłali delegację do Rzymu, prosząc go o powrót do ojczyzny. Obiecali naprawić dawne występki.

Drugie wyjście Wojciecha z Pragi miało według żywotopisarzy podobne uwarunkowanie moralne: „gnuśne rozluźnienie”, oddawanie się „wszelkim występkom”. Do wcześniejszych już przyczyn doszło jeszcze jedno wydarzenie, które miało w Pradze wymiar skandalu obyczajowego. Żona jednego z wielmożów, jak chce późniejsza tradycja z rodu Wrszowców, dopuściła się cudzołóstwa. Gdy krewni poszkodowanego męża chcieli ją ściąć, zbiegła im i z krzykiem dotarła do biskupa, prosząc o pomoc. Wojciech zamknął ją w klasztorze św. Jerzego niedaleko rezydencji biskupiej, odwołując się do prawa nietykalności, które gwarantował pobyt w świątyni. Był nawet gotów wziąć winę na siebie, aby obronić nieszczęśliwą kobietę. Prześladowcy nie uszanowali woli biskupa, zmusili stróża, ażeby wydał im ofiarę. Włamali się do świątyni i oderwali przytuloną do ołtarza kobietę, wywlekli za włosy drżącą ze strachu i ścięli głowę. Prześladowcy wypowiedzieli pełne pogróżek słowa wobec biskupa: „...jeśliby nam tej nierządnicy natychmiast nie wydano, mamy braci twoich, więc na ich żonach, dzieciach i posiadłościach możemy wziąć odwet za hańbę” (Ż I, 19).

Wykaz tych wykroczeń jest długi: niewłaściwe zawieranie małżeństw, które odtąd mają być nierozerwalne, nierząd, cudzołóstwo, spędzanie płodów, bicie i dręczenie kobiet przez mężów, morderstwa, zakładanie karczm, pijaństwo, niedzielne targi, roboty służebne, niezgodne z chrześcijańskimi obyczajami grzebanie zmarłych w lasach lub na polach.

Nadto u Kosmasa znajdujemy wysoce zastanawiającą rozmowę Wojciecha z mnichem Strachkwasem z klasztoru św. Emmerana w Ratyzbonie. Kosmas datuje tę rozmowę na rok 994, a więc przed drugim opuszczeniem Pragi. Czy spotkanie było przypadkowe, czy też św. Wojciech wezwał Strachkwasa do Pragi, nie można rozstrzygnąć. Według Kosmasa doszło przypadkowo do spotkania. Biskup uskarżał się na nieskuteczność swojej działalności pastoralnej. Podał niektóre przeszkody, które utrudniają mu pracę: niewierność i niegodziwość ludu, występne związki małżeńskie i rozwody, nieposłuszeństwo i niedbalstwo duchownych, zuchwalstwo i niemożliwą do zniesienia potęgę komesów. Wyjawiwszy zamiar opuszczenia Pragi, Wojciech powiedział do Strachkwasa: „I dobre jest - rzekł - że ty jesteś znany jako brat księcia i pochodzisz z panów tej ziemi: Ciebie ten lud woli mieć u władzy i tobie bardziej będzie posłuszny niż mnie. Ty będziesz mógł z radą i pomocą twego brata pysznych poskromić, niedbałych ganić, nieposłusznych karać, niewierzących napominać” (Ks. I, 29). I dalej mówił, że ustępuje z urzędu biskupiego i dołoży starań, aby Strachkwas zajął jego miejsce.

Budzi podejrzenie, że źródła relacjonujące odejście skwapliwie unikają dotykania stosunków pomiędzy Wojciechem a panującym księciem, jakby ten temat prawie nie istniał. Przytoczona wyżej relacja Kosmasa pozwala przypuszczać, że Wojciech nie cieszył się już zaufaniem i poparciem panującego, zaraz powstaje pytanie dlaczego. Wśród przyczyn opuszczenia Pragi przez biskupa, podanych przez pierwszych biografów, jedna zasługuje na analizę, mianowicie sprzedaż jeńców chrześcijańskich. Nie ulega wątpliwości, że sprzedaż jeńców była źródłem zysku. Jeńców można było zdobyć tylko w wyniku wojny, wojnę zaś jedynie mógł prowadzić książę, państwem, skąd pochodzili niewolnicy chrześcijańscy, była Polska. W czasie wojny z Polską dochodzi do napięć pomiędzy biskupem a władcą. Wojciech wykupywał niewolników, jak długo starczało środków.

Sprawa wykupu niewolników znajduje bogate odniesienie w materiale źródłowym, pozostaje zaś hipotezą stwierdzenie, że Wojciech, nie dysponując pieniędzmi, zaczął krytykować księcia, iż jeńców chrześcijańskich sprzedaje w niewolę niewiernym, a to już godziło w interes ekonomiczny panującego. Zaangażowanie się w sprawę, którego motywację dobrze można wytłumaczyć przesłankami chrześcijańskimi - obowiązkami urzędu biskupiego, potraktowano, jak się wydaje, jako zdradzieckie opowiedzenie się Wojciecha po stronie wrogów państwa - Polaków. Prapolskie sympatie biskupa nie muszą być wcale wyimaginowane, gdyż interes polityczny, racja stanu Sławnikowiców skłania ich również w stronę Polski, jak się wydaje, tradycyjnego sprzymierzeńca w trudnym utrzymywaniu równowagi sił na terenie Czech, w bronieniu niezależności od groźnych rywali, jakimi okazali się Przemyślidzi. Nie jest przypadkiem, że trzech przedstawicieli Sławnikowiców znajdzie się w Polsce: Wojciech w roli biskupa misyjnego, Sobiesław jako dowódca drużyny wchodzącej w skład wojsk Chrobrego i Radzim-Gaudenty na wysokim stanowisku kościelnym metropolity gnieźnieńskiego. Żywoty św. Wojciecha pisane dla celów kultowych przedstawiają jego obraz jako człowieka ascezy, wspinającego się po trudnych ścieżkach doskonałości chrześcijańskiej, mnicha pełnego pokory i wyrzeczeń. Czy ten obraz jest wyczerpujący? Oczywiście, że nie. Znalezione monety, pochodzące z ostatnich dwudziestu lat X w., uwypuklają jego obraz jako świadomego swych praw księcia Kościoła i polityka podkreślającego swoją przynależność rodową. Bicie monety należało do uprawnień suwerennych, posiadali je książęta Rzeszy, również biskupi. Sławnikowice, wybijając własną monetę, zaczęli akcentować tendencje suwerenne. Brat Wojciecha Sobiesław najpierw puścił w obieg monetę, podobną do przemyślidzkiej, podkreślając autonomię, zamożność rodu i równorzędność majątkową w stosunku do Przemyślidów. Charakterystyczny, nietypowy wzór monety wyraża aspekt polityczny. Na rewersie znajduje się schemat świątyni podobny do motywów przemyślidzkich, które były pod wpływem wzorów ratyzbońskich. Na awersie jest ręka Matki Boskiej przewiązana literami i napis HIC DENARIUS EST EPIS (domyślne: Episcopi) - „TEN DENAR JEST BISKUPA”. Jest to moneta bita przez Sobiesława dla Wojciecha. Drugi egzemplarz ma na awersie krzyż i skrócony napis prawdopodobnie ADALBERTUS EPISCOPUS, na rewersie zaś widnieje ręka Matki Boskiej i schemat tarczy ze zniekształconym słowem CIVITAS, ale nie można odczytać nazwy miasta. Przypuszczalnie ta druga moneta była bita przez samego Wojciecha. Już sama przynależność do rodu, który zaczai akcentować swoją niezależność, nie ułatwia biskupowi zgodnej współpracy z panującym księciem, który był stroną w tym sporze. Ale Wojciech poszedł dalej, bijąc monetę, co jeszcze powiększało napięcie i stawało się źródłem zawiści. Wojciech jako biskup Rzeszy miał uprawnienia mennicze, ale demonstracyjne włączenie się w akcję Sławnikowiców mogło utrudnić jego i tak niełatwą sytuację w Pradze.

W duchu reformy, zresztą zakonnej, było żądanie bezżeństwa duchowieństwa, co łączyło się z wystąpieniem przeciwko żonatym księżom. I to zadanie natrafiło na zdecydowany opór duchowieństwa. Można tu zacytować słowa Brunona z Kwerfurtu: „Nawet duchowni jawnie pojmowali żony, podłą nienawiścią nienawidzili sprzeciwiającemu się temu biskupa i buntowali przeciw niemu możnych, którzy się nimi opiekowali. Było więc wiele trudu, a opór rósł” (Ż II, 11).

Część duchowieństwa niechętna biskupowi zarzucała mu, że wykupując jeńców chrześcijańskich naraził na straty skarbiec kościelny, był rozrzutny w gospodarce kościelnej.

Pod koniec września 995 r. książę czeski urządził wyprawę na siedzibę Sławnikowiców i wymordował znajdujące się tam całe rodzeństwo Wojciecha. Bracia: Sobiesław, Wojciech i Radzim znajdowali się poza granicami. Zastanawiający jest atak Bolesława na Libice, okrucieństwo dokonane na rodzinie Wojciecha, zniszczenie Libic i innych ośrodków Sławnikowiców. W związku z tym nasuwa się wniosek, że między Bolesławem Chrobrym a Sławnikowicami doszło do jakiegoś porozumienia zwróconego przeciwko Przemyślidom. Bolesław Czeski okrutnie skończył raz na zawsze ze swymi rywalami.

W dziejach walki dwóch rywalizujących rodów przypadła Wojciechowi tragiczna rola. Przynależność rodowa wyniosła go na urząd biskupa praskiego, przeszkadzała mu w pracy, była przyczyną opuszczenia diecezji, zamknęła mu definitywnie drogę powrotu do Pragi.

Należy jeszcze odpowiedzieć na pytanie, czy Wojciechowi wolno było opuścić powierzoną mu diecezję. Czy na przeszkodzie stały przesłanki natury moralnej i kanonicznej? Opuszczenie posterunku nie robi dobrego wrażenia. Nie należy jednak zapominać, że opuszczenie Pragi nastąpiło po wielu latach ciężkiej pracy na bardzo trudnej placówce. I współcześni nie brali mu tego za złe. Radził się swego prepozyta Wielicha. Rozmawiał na ten temat z bratem księcia Strachkwasem, prosząc go o objęcie diecezji. Także metropolita był informowany o sytuacji Wojciecha. Jego decyzja była całkowicie dojrzała. Ograniczmy się do zestawienia najstarszych przekazów:

„...widział, że wysiłki jego najtroskliwszych rządów idą na marne, że więcej nawet sobie samemu szkody przynosi niż pożytku ludowi” (Ż I, 12).

„Święty biskup, rozważając to bezstronnie i z głębi serca wzdychając, bał się dłużej pozostać na miejscu” (Ż I, 13).

„Gdy zaś nie mógł zwalczyć ciągle występującego zła, skoro jego połów ryb nie powiódł się, uznał święty biskup za konieczne ustąpić (Ż II, 11).

Nie potrafimy odtworzyć szczegółowych okoliczności i bezpośrednich przygotowań do wyjścia z Pragi. Należy przypuszczać, że uzgodnił to ze swoim zwierzchnikiem metropolitą Willigisem, który później rozwinie akcję na rzecz powrotu Wojciecha do Pragi. Swoje utrapienie przedstawił papieżowi: „...z ubolewaniem żaląc się zapytał biskupa zasiadającego na Stolicy Apostolskiej, co ma czynić wobec tak poważnego niebezpieczeństwa, grożącego jemu i ludowi” (Ż I, 13). Jan XV (985-996) mu odpowiedział: „Synu - rzecze - ponieważ nie chcą iść za tobą, unikaj tego, co ci szkodę przynosi. Warto bowiem, abyś, jeśli razem z innymi nie możesz przynieść pożytku, przynajmniej siebie samego nie zgubił. Dlatego radzę ci: oddaj się w spokoju kontemplacji i przebywaj wśród tych którzy pędzą spokojne życie oddani miłym i zbawiennym dążeniom” (Ż I, 13).

Po ponownym ustąpieniu z Pragi i powtórnym pobycie w klasztorze rzymskim, sprawa Wojciecha ponownie była rozpatrywana na synodzie papieskim w Rzymie. Metropolita domagał się wysłania Wojciecha do Pragi: „Jest to grzech - mówił - że gdy każdy kościół jest poślubiony, jedynie Praga jest jak wdowa bez swego pasterza” (Ż I, 22). Decyzja synodu zobowiązywała Wojciecha do powrotu, ale istniała niepewność, czy czeski Bolesław zgodzi się na jego powrót. Wojciech, nie czekając na wyniki rozmów, zwrócił się do papieża Grzegorza V (996-999), prosząc go, jeżeli odpowiedź z Pragi wypadnie negatywnie, aby mógł pracować na misjach. Ten epizod zgodnie poświadczają Kanapariusz i Brunon z Kwerfurtu:

„Lecz dla smutnego serca jego było to wielką pociechą, że otrzymał misję głoszenia nauki chrześcijańskiej obcym i nieochrzczonym, jeśliby w powierzonych mu duszach nie mógł osiągnąć godnych owoców.” (Ż I, 22).

„Wojciech mówił do Grzegorza: Ulżyj memu strapieniu! Udziel lekarstwa na moją niemoc! W chwili mego smutku odejścia użycz mi choć jednej pociechy: jeśli owce moje słuchać będą wołania głosu mego, chcę żyć i umierać z nimi: jeśli nie, raczy miłość twoja przyjść mi z pomocą, abym - skoro gardzą oni nawet słowami żywota - z twoim pozwoleniem mógł pójść kazać obcym i dzikim ludom, które nie znają imienia Boga. Chętnie przychylił się papież Grzegorz do życzenia człowieka Bożego...” (Ż II, 18).

Nominacja Wojciecha na biskupa misyjnego zamyka jego praski rozdział życia.

KLASZTORNE ŻYCIE ŚWIĘTEGO WOJCIECHA

Wojciech był człowiekiem stale poszukującym swojego miejsca i społeczności, z którą chciałby żyć.

Rzecz ciekawa, że Wojciech, który początkowo nie okazywał zainteresowania życiem klasztornym, otrzymał aż trzykrotnie radę, ażeby wstąpić do klasztoru: od papieża Jana XV, św. Nila i opata Leona, z którym zetknął się w rzymskim klasztorze. Wszystko wskazuje na to, że Wojciech już wewnętrznie czuł się mnichem, zanim został nim rzeczywiście. Kiedy to się dokonało? Kiedy stał nad łożem umierającego poprzednika. Jego doradcy mogli to łatwo zauważyć.

Po odbyciu nowicjatu następowało przyjęcie do zakonu. Wojciech został przyjęty w Wielki Czwartek. To jest dzień profesji. Data roczna tego ważnego aktu życia świętego jest niepewna. Może to być rok 990 lub 991. Jeżeli zaś Wojciech musiał odbyć pełny nowicjat, trzeba jego początek datować na rok 989 lub 990.

Razem z Wojciechem wstąpił do klasztoru jego brat Radzim. Wspólnie rozpoczęli trudy życia klasztornego. Klasztory wczesnośredniowieczne były szkołą abnegacji i ascezy. Mnisi spali w jednej sypialni, łóżka były niskie, z materacami wypełnionymi słomą albo sianem. Mnich nie rozbierał się do spania. Na wezwanie dzwonu musiał wstać bez ociągania się. W zimie chłód dokuczał w klasztorze. Oświetlenie stosowano bardzo oszczędnie, tylko w jadalni i sypialni, gdyż materiały palne - oliwka czy wosk - były rzadkie i drogie. W kościele nie żałowano oświetlenia, ale i na ten cel nie starczało środków nawet w bogatych klasztorach. Pożywienie klasztorne, dokładnie opisane w regule, składało się z dwóch posiłków dziennie, w poście tylko z jednego, spożywanego dopiero o godzinie piętnastej. Przy dwóch posiłkach obiad był o godzinie dwunastej. Racja dzienna chleba wynosiła jeden funt rzymski (1/3 kg), wina - jedną heminę, tj. 1/4 litra, ale zalecano wstrzemięźliwość, mięso zwierząt przeznaczano tylko dla chorych i słabych.

Życie klasztorne toczyło się w trzech kręgach: modlitwa, czytanie i praca fizyczna. Zakonnicy musieli gromadzić się na modlitwy siedem razy w ciągu dnia i jeden raz w nocy. Czas nocnej modlitwy zależny był od pory roku. Od l listopada do Wielkiej Nocy bracia wstawali około północy, a po odbyciu modlitw kładli się jeszcze na spoczynek. Natomiast od Wielkiej Nocy do l listopada należało tak uregulować czas modlitwy nocnej, aby po niej, zrobiwszy krótką przerwę, ze świtem rozpoczynać jutrznię (laudes). O godzinie szóstej rano odmawiano primę, około godziny dziewiątej do dziesiątej - sekstę, o piętnastej - nonę, nieszpory po zachodzie słońca, kompletę przed udaniem się na spoczynek. Bezwzględne milczenie należało zachować po komplecie, ale w ogóle reguła zalecała milczenie, a mówienie tylko jeżeli była potrzeba. Milczenie obowiązywało w czasie posiłków. Reguła zalecała czytanie w chórze, podczas posiłków i w czasie wolnym. Zakonnik musiał pracować fizycznie, w razie potrzeby na polu przy żniwach. O niektórych pracach fizycznych św. Wojciecha piszą biografowie. Jeżeli nawet św. Wojciech miał już okazję wcześniej zetknąć się z Ottonem III, to dopiero rzymskie spotkania zbliżyły tych dwóch ludzi. O nich pisze Kanapariusz: „W tych czasach ten najbardziej chrześcijański cesarz, który był zawsze bardzo życzliwy dla sług Bożych i gorliwie o nie się troszczył, rozmawiał ze św. Wojciechem i przestawał z nim po przyjacielsku, chętnie słuchając jego słów” (Ż I, 22). Co było przedmiotem rozmów? Przypuszczać można, że były to te same tematy, które będą przedmiotem rozmów dwa miesiące później podczas następnych spotkań w Moguncji: przemijanie, wieczność, obowiązki panującego - szerzenie miłosierdzia, obrona sprawiedliwości. Zastanawia - dlaczego Wojciech budził zaufanie młodego cesarza. Widocznie w osobowości Wojciecha były cechy przyciągające ludzi wrażliwych: żar religijności, abnegacja wzbudzająca podziw. Zapewne istniała wspólna płaszczyzna zainteresowań ożywiająca ludzi epoki: kult ascezy, uczucie nicości świata doczesnego, zbliżający się przełomowy rok 1000.

W czasie pobytu w klasztorze skrystalizowała się sylwetka duchowa Wojciecha. Niektóre jej cechy poznaliśmy wcześniej w rozdziale o jego pobycie w Pradze. Klasztor był „szkołą Pańską”. Najważniejszym zadaniem ucznia w „szkole Pańskiej” jest słuchanie, aby mógł przyjąć Boga i Jego naukę. Stąd bardzo ważny obowiązek milczenia, bez którego nie ma słuchania. Zakonnik musi milczeć w czasie posiłków, w czasie ciszy nocnej, w ogóle reguła zaleca tylko bardzo oszczędne mówienie. Jeżeli pozostajemy przy temacie szkoły, wypada tu podkreślić, że w tej szkole uczy się ascezy, do której należą: nocne czuwania, posty, praca fizyczna, trudności życia wspólnego, cierpliwe przyjmowanie własnych błędów, służące wspinaniu się po stopniach pokory. Pokorze poświęca reguła dużo miejsca, wyliczając jej dwanaście stopni. Ostatni - dwunasty stopień pokory - wyraża się w postawie zewnętrznej i wewnętrznej. Zakonnik ma głowę pochyloną i oczy spuszczone ku ziemi, w sercu zaś osiąga doskonałą miłość Boga, która do tego stopnia ożywia jego czynności, że wykonuje je z miłości do Chrystusa, z „samego dobrego nałogu” i z umiłowania cnoty.

Kanapariusz uzupełnia jeszcze obraz wzorca ideowego św. Wojciecha, podkreślając pragnienie męczeństwa i kontemplację. Pragnienie męczeństwa pojawia się u Wojciecha stosunkowo późno, bo w drugim okresie awentyńskim. U jego przyczyn leżą niepowodzenia działalności duszpasterskiej w Pradze. Kanapariusz pisząc o tym pragnieniu, wcale nie zamierza wynosić męczeństwa ponad wzorzec świętobliwego życia. Daje temu wyraz, opisując widzenie senne Wojciecha, który ujrzał w niebie dwa orszaki, jeden w szatach purpurowych, drugi w śnieżnobiałych i usłyszał głos mówiący do niego: „Wśród jednych i drugich masz miejsce, uczestnictwo i należytą cześć.” (Ż I, 20). Ukazanie dwóch dróg wiodących do świętości, mianowicie męczeństwo i wzorowe życie, oraz, stwierdzenie, że na jednej i drugiej Wojciech ma zapewnione miejsce, prowadzi do wniosku, iż według Kanapariusza Wojciech mógł osiągnąć świętość zarówno jako świętobliwy biskup i zakonnik, jak i męczennik.

„Zapomniał, że był biskupem...” (Ż II, 14). Oddawał się modlitwie, pielęgnował kontemplację - „zatapiał się w Bogu”. Praktyką cnót wyróżniał się od innych, gdyż przewyższał ich żarliwością wiary. O pragnieniu męczeństwa pisze Brunon: „...żywił też nadzieję, że dojdzie do blasku męczeństwa, którego w swym sercu od dawna gorąco pragnął...” (Ż II, 18).

Według Brunona kardynalne cechy duchowości Wojciecha to miłość Chrystusa i pragnienie męczeństwa. Dla obu biografów przejawem świętości były cuda, których chronologię sprowadzają do czasów rzymskich Wojciecha.

Wojciech czuł się dobrze w tej wspólnocie, ale i wspólnota czuła się z nim dobrze. O jego akceptacji świadczy wybór na przełożonego, opat bowiem mianował go w drugim okresie awentyńskim przeorem klasztoru. Ten urząd dawał możliwości licznych kontaktów z gośćmi klasztoru.

Reasumując należy uwypuklić rolę, jaką odegrał pobyt w rzymskim klasztorze w życiu św. Wojciecha:

a) na Awentynie znalazł miejsce, w którym czuł się bardzo dobrze;

b) nawiązał liczne kontakty z ludźmi wybitnymi w sprawach duchowych i w polityce (papieże, członkowie Kurii Rzymskiej, cesarzowa Teofano, cesarz Otton III); do skutków pobytu w Rzymie można też zaliczyć wysokie nominacje dwóch ludzi, którzy znaleźli się w kręgu św. Wojciecha: Radzima-Gaudentego na metropolitę gnieźnieńskiego i Astryka Anastazego na metropolitę ostrzyhomskiego;

c) uznanie, które zdobył w świecie chrześcijańskim, trzeba bardziej łączyć z jego pobytem na Awentynie aniżeli z Pragą: pełny blask przyniesie mu męczeństwo w Prusach;

d) ukształtował się jako święty wyznawca w oparciu o benedyktyński model ideowy; tu dojrzał do przyszłego męczeństwa.

DROGA ŚW. WOJCIECHA NA MISJE W POLSCE

Najprawdopodobniej fakty odbyły się w następującej kolejności: z Rzymu Wojciech wyjechał pod koniec lipca 996 r. i dotarł w drugiej połowie września do Moguncji. Podróż odbył w towarzystwie biskupa Notkera. Trzeba tu wierzyć Kanapariuszowi, który był dobrze poinformowany, z kim Wojciech wyruszył w drogę do rzymskiego klasztoru.

Dalsza droga Wojciecha prowadziła do Polski. Według Kanapariusza Wojciech miał zamiar udać się do Czech, ale po drodze zmienił trasę podróży, gdy dowiedział się o wymordowaniu rodziny.

W sprawie drogi do Polski istnieje rozbieżność między Kanapariuszem i Brunonem, bowiem Kanapariusz pisze, że Wojciech miał zamiar udać się do Czech, ale po drodze zmienił plany. Według Brunona Wojciech pojechał bezpośrednio do Polski. Do Polski, na dwór Bolesława Chrobrego nadeszła odpowiedź Czechów. Jej treść podaje Kanapariusz:

„Jesteśmy grzesznikami, ludem niegodziwym, ludźmi twardego karku: tyś święty, przyjaciel Boga, prawdziwy Izraelita, wszystko czynisz z Panem. Z takim, tak wzniosłym, niegodziwi nie mogą mieszkać ani obcować. A jednak skąd nowy ten sposób, że biskup bynajmniej nie stałej, lecz zmiennej myśli odszukuje tych, których tyle razy odtrącił, tyle razy nimi wzgardził? Poznajemy, poznajemy - dodają jak pod pozorem poczucia obowiązku ta świętość kłamliwy wydaje dźwięk. Nie chcemy go, ponieważ jeśli przyjdzie, nie uczyni tego dla naszego zbawienia, lecz celem ukarania zła i krzywd, które wyrządziliśmy jego braciom, i z których jesteśmy radzi. Nie znajdzie się nikt, kto by go przyjął” (Ż I, 26).

Pismo zredagowane prawdopodobnie przez Strachkwasa w sposób obelżywy i złośliwy, wywołało nieoczekiwaną reakcję św. Wojciecha, który jeden raz, pierwszy i ostatni, wybuchnął głośnym śmiechem. Niezwykłość reakcji polegała na tym, że reguła benedyktyńska zalecała milczenie. Śmiech był wyrazem zadowolenia, że wreszcie definitywnie została załatwiona sprawa ciągnąca się latami i ciążąca Wojciechowi. Był wolny od obowiązków biskupa praskiego i ipso facto stał się biskupem misyjnym. Kanapariusz wkłada w usta Wojciecha słowa:

„Rozerwałem więzy moje. Ciebie wielbię i składam ofiarę chwały, ponieważ ich własna odmowa uwolniła szyję moją od pęt i więzów pasterskiej troski. Wyznaję dziś, o dobry Jezu, że cały Twoim jestem: Tobie Panie mocy wiecznej, sława, cześć i chwała. Nie chciałeś tych którzy Ciebie nie chcą, i w swych pożądliwościach zbaczają z drogi prawdy” (Ż I, 26).

Dlaczego Wojciech wybrał pośrednictwo Chrobrego? Przyczyn było kilka. Na dworze Bolesława znajdował się najstarszy brat Sobiesław, który po tragedii libickiej zatrzymał się na stałe w Polsce.

Czas pobytu w Polsce nie był długi, cztery - sześć tygodni, w lutym i marcu 997 roku. Miejsce odwiedzin Chrobrego może być tylko domniemane. Prawdopodobnie było to Gniezno. Wprawdzie wczesne legendy o św. Wojciechu z XII i XIII w. wyraźnie wspominają Gniezno, ale wiadomości z tych źródeł trzeba czerpać bardzo ostrożnie, gdyż piszący nie zdali sobie jasno sprawy, co oznaczają wymienione przez nich miejscowości. Ofiarą pomyłki padł nawet autor Żywota drugiego św. Brunon, który pomylił Gniezno z Gdańskiem.

Dni pobytu Wojciecha w Polsce minęły bardzo szybko. Ten książę-mnich, biskup-asceta spodobał się Chrobremu:

„...wprawdzie bardzo pragnął, by został u niego, lecz nie śmiał sprzeciwiać się zbożnemu przedsięwzięciu. Wojciech poszedł nawracać Prusów” (Ż II, 24). Nie należy przeceniać działalności św. Wojciecha w sensie szerszego oddziaływania na masy. Wrażliwy asceta, jakim niewątpliwie był św. Wojciech, nie miał charyzmatu oddziaływania na masy.

Wszystko wskazuje na to, że Wojciech nie nadawał się do realizacji celów politycznych. Jego niepowodzenia w Czechach prowadzą do wniosku, że raczej nie był politykiem.

POBYT WOJCIECHA W GDAŃSKU I MISJA PRUSKA

Papież zwalniając Wojciecha z obowiązków biskupa praskiego, zgodził się na jego działalność misyjną. Otwarta natomiast pozostała sprawa kierunku misji.

Wojciech przywdział habit zakonny i pielęgnował ideały pracy misyjnej, dojrzewając jako asceta i mistyk, który najpierw osiągnął doskonałość, by później sięgnąć po palmę męczeństwa.

Kres wahaniom położył Bolesław Chrobry, któremu zależało na tym, aby Wojciech wybrał Prusy. Chrobry dążył również do umocnienia Polski nad Bałtykiem i w tym kontekście problem pruski był jednym z ogniw tej polityki.

Inicjatorem misji był św. Wojciech, ale jej kierunek nadał Bolesław Chrobry. W tym kontekście Wojciech ukazuje się nie tylko jako asceta, mistyk, głosiciel wiary, lecz również jako uczestnik wydarzeń politycznych, do czego go predysponowało pochodzenie z książęcego rodu, koneksje z najważniejszymi autorytetami Europy i kilkuletnia praca duszpasterska na bardzo trudnym biskupstwie w Pradze.

Ostatnim miejscem związanym z podaniem jest Święty Wojciech - obecnie przedmieście Gdańska. Pierwotnie ta miejscowość miała nazwę Święty Wojciech pod Dębem.

Miasto Gdańsk powstało najprawdopodobniej około 980 r. Gdańsk był grodem przygranicznym. Miasto usytuowane było nie tylko nad morzem, ale również nad granicą pruską.

Prawdopodobnie w Gdańsku rezydował pełnomocnik książęcy do spraw pruskich, który w imieniu księcia Bolesława Chrobrego prowadził akcję ubezpieczenia Pomorza i realizował jego zamiary polityczne. Od niego więc oczekiwał św. Wojciech pomocy i rady przed rozpoczynającą się misją, dlatego udał się do Gdańska i zamieszkał w grodzie.

Gdańsk był miejscem rezydencji Wojciecha. W tym jednak kompleksie osadniczym Gdańska specyficzną rolę odgrywała osada nosząca dziś nazwę Święty Wojciech. Znajdowało się tam miejsce kultu pogańskiego, które mogło nawet spełniać rolę ośrodka kultu pogańskiego dla okolicy.

Przedmiotem kultu był dąb. Może to był pojedynczy dąb lub nawet gaj dębowy. U Prusów i Pomorzan w czasach pogańskich istniał kult drzew, wśród których dąb miał szczególne znaczenie.

Właśnie na tym wzgórzu św. Wojciech podejmował działalność na rzecz misji pomorskiej, gdańskiej, a zarazem przygotowywał się w grodzie do misji pruskiej.

Również sam przejazd biskupa misyjnego św. Wojciecha przez Pomorze do Gdańska był doskonałą okazją dla umocnienia wpływów chrześcijaństwa na tym terenie.

Oczywiście nasuwa się pytanie, czy misja pomorska i gdańska św. Wojciecha na tym terenie była pierwsza, czy też były wcześniejsze próby?

W tamtych czasach inicjatywa misji wychodziła zwykle od panującego i tak też z pewnością było w wypadku Pomorza i Gdańska. Ponieważ dzielnica Gdańska była włączona do Polski co najmniej kilkanaście lat przed misją św. Wojciecha, więc prawdopodobnie i chrystianizacja tych terenów zaczęła się w tamtym czasie.

Dane historyczne wskazują, że misja pomorska i gdańska była zaplanowana i popierana przez Bolesława Chrobrego we wspólnym interesie Pomorzan, Gdańszczan i własnym.

Bezspornych faktów jest niewiele: jedynym pewnym miejscem na trasie misyjnej jest Gdańsk, natomiast dalsza droga, obszar działalności i miejsce śmierci pozostają w sferze domysłów. Pewny jest czas misji, data śmierci i niektóre okoliczności działalności i śmierci Wojciecha. Pobyt św. Wojciecha w Gdańsku jest wyraźnie poświadczony przez źródła: „On zaś przybył najpierw do miasta Gdańska położonego na skraju rozległego państwa (tego) księcia i dotykającego brzegu morza” (Ż I, 27). Pobyt św. Wojciecha w Gdańsku wspiera archeologia, która stwierdza, że najstarsza osada ma metrykę z roku 980.

Z pobytem w Gdańsku związana jest poświadczona źródłowo działalność duszpasterska św. Wojciecha: „Tu gdy miłosierny Bóg błogosławił jego przybyciu, gromady ludu przyjmowały chrzest. Tu także, odprawiając obrzędy mszalne, Ojcu ofiarował Chrystusa, któremu za kilka dni siebie samego miał złożyć w ofierze. Cokolwiek zaś pozostało z tego, co w komunii przyjął sam i nowo ochrzczeni, kazał zebrać i zawinąwszy w czyściutkie płótno zachował dla siebie jako wiatyk” (Ż I, 27).

Mamy więc wyraźnie wspomniane Msze św. i chrzest. Drewniany krzyżyk znaleziony w najstarszym poziomie osadniczym miasta może być śladem pracy misyjnej Wojciecha. Niewątpliwie najważniejsza i najbardziej długotrwała była akcja misyjna w samym Gdańsku. Tam św. Wojciech ochrzcił „wielkie mnóstwo ludzi” zanim wyruszył w podróż do Prus.

Nie wiemy dokładnie jak długo trwał pobyt Wojciecha w Gdańsku. Jedni twierdzą, że pobyt w tym mieście trwał dwa tygodnie, tj. od początku do połowy kwietnia; inni, że tylko kilka dni.

Fakt, że św. Wojciech chrzcił w Gdańsku jest ważną wskazówką również chronologiczną, przemawiającą za tym, że Wielkanoc 997 r. św. Wojciech spędzał właśnie w tym mieście. W czasach misji św. Wojciecha, podobnie jak w starożytności, udzielanie chrztu odbywało się uroczyście w Wielką Sobotę, do czego dziś w Kościele powracamy.

Jeśli zatem chrzty w Gdańsku nie były przypadkowe, ale przygotowane, to z pewnością odbyły się w terminie zwyczajowo przyjętym. Gdyby zaś przyjazd biskupa nastąpił niespodziewanie i wypadł w tydzień po Wielkanocy, to wówczas biskup nie miałby kogo chrzcić, gdyż wszyscy katechumeni byliby ochrzczeni przez miejscowe duchowieństwo we właściwym terminie.

Tak więc pozostaje tylko jedna ewentualność, że biskup Wojciech dokonał masowych chrztów w przeddzień Wielkanocy, czyli 27 marca 997 r. Stąd wniosek, że miał jeszcze dosyć dużo czasu na pracę misyjną w Gdańsku, bo do połowy kwietnia, kiedy nastąpił wyjazd do Prus.

Twierdzą więc niektórzy (Ks. K. Śmigieł), że pobyt Wojciecha w Gdańsku trwał najprawdopodobniej od połowy marca do połowy kwietnia 997 r.

Gdańsk odegrał również rolę bazy przygotowawczej wyprawy misyjnej do Prus. Tutaj zebrano informacje i zapadły ostatnie ustalenia oraz, być może, nawiązano kontakt z przedstawicielem Prusów, który okaże się później przewodnikiem wprowadzającym Wojciecha do portu pruskiego. Wreszcie, po niezbędnych przygotowaniach, wyprawa wypłynęła w morze: „Nazajutrz zaś, pożegnawszy się ze wszystkimi, wstępuje do łodzi i uniesiony na morze znika oczom wszystkich, którzy nigdy potem nie mieli go ujrzeć. Szybko płynąc, przebywa drogę i po kilku dniach wysiada na brzeg morski, a łódź z uzbrojoną strażą zawraca” (Ż I, 28). Oczywiście żywot nie podaje kierunku podróży. Jedno jest pewne, że Wojciech płynął polskim statkiem i z polską załogą. Jest to też pierwsza wzmianka na temat polskiego żeglarstwa. W połowie kwietnia z Gdańska wypłynęła łódź, wioząc oddział żołnierzy i misjonarzy. Łódź popłynęła w kierunku wschodnim na wodach przybrzeżnych Bałtyku, następnie poprzez rynnę w mierzei do Zalewu Wiślanego, kierując się w stronę ważnego ośrodka handlowego i portu Truso. Pierwsze spotkanie z Prusami okazało się niepomyślne dla misjonarzy. Krajowcy podpłynąwszy do wyspy, odkryli obcych, zaczęli coś mówić do św. Wojciecha, ale on zamiast odpowiedzi śpiewał psalmy. Wówczas rozwścieczony Prus uderzył go wiosłem w plecy. Ten epizod ujawnia nieprzygotowanie językowe misjonarzy.

Pod koniec tego samego dnia nawiązywał kontakt z przybyszami z Polski bliżej nieokreślony „pan wsi”, o którym wspominają oba żywoty. Może chodziło tu o strażnika portu, a więc byłby to ktoś znaczny, może ktoś z nobilów pruskich. Tenże łącznik wprowadził misjonarzy do portu i udzielił im gościny. Następnego dnia Wojciech stanął przed ludnością Prus. Uczeni przypuszczają, że chodziło tu o sąd wiecowy jako organ władzy nadrzędnej w Prusach. Przed nim Wojciech się przedstawił, wygłaszając przemówienie: „Z pochodzenia jestem Słowianinem, nazywam się Adalbert, z powołania zakonnik, niegdyś wyświęcony na biskupa, teraz z obowiązku jestem waszym apostołem. Przyczyną naszej podróży jest wasze zbawienie, abyście porzuciwszy głuche i nieme bałwany, uznali Stwórcę naszego, który jest jedynym Bogiem i poza którym nie ma innego Boga: abyście wierząc w imię Jego mieli życie i zasłużyli na zażywanie w nagrodę niebiańskich rozkoszy w wiecznych przybytkach” (Ż I, 28). Przemówienie Wojciecha wywołało oburzenie i złowrogie groźby. Ostatecznie spotkanie skończyło się kompromisem. Wojciech musi opuścić teren Prus pod groźbą kary śmierci, gdyż reprezentuje odmienne prawo i obyczaje. Jeszcze tej samej nocy Prusowie, nie czekając, aż misjonarze sami wyjadą, wywieźli ich na przeciwległą stronę zatoki. Znowu jednak musimy się obracać w sferze domysłów. Uczeni próbują zlokalizować to miejsce. Według St. Mielczarskiego miała to być Zuławka (Polska). Tutaj misjonarze spędzili pięć dni, następnie wyruszyli w dalszą drogę. Istnieją dwie teorie dalszej marszruty: powrót do Polski, czyli droga na Gdańsk, oraz powrót w kierunku Prus.

Okoliczności pościgu i śmierci lepiej relacjonuje Żywot pierwszy:

„Minąwszy knieje i odstępy dzikich zwierząt, około południa wyszli na polanę. Tam podczas mszy odprawionej przez Gaudentego święty mnich przyjął komunię świętą, a po niej, aby ulżyć zmęczeniu spowodowanemu wędrówką, posilił się nieco. I wypowiedziawszy jeden werset oraz następny psalm, wstał z murawy, i zaledwie odszedł na odległość rzucanego kamienia lub wypuszczonej strzały, siadł na ziemi. Tu zmorzył go sen: a ponieważ znużony był długą podróżą, więc całą mocą ogarnął go senny spoczynek. 

W końcu gdy wszyscy spali, nadbiegli wściekli poganie, rzucili się na nich z wielką gwałtownością i skrępowali wszystkich. Święty Wojciech zaś, stojąc naprzeciw Gaudentego i drugiego brata związanego, rzekł: Bracia, nie smućcie się! Wiecie, że cierpimy dla imienia Pana, którego doskonałość ponad wszystkie cnoty, piękność ponad wszelkie osoby, potęga niewypowiedziana, dobroć nadzwyczajna. Cóż bowiem mężniejszego, cóż piękniejszego nad poświęcenie miłego życia najmilszemu Jezusowi? Z rozwścieczonej zgrai wyskoczył zapalczywy Sicco i z całych sił, wywijając ogromnym oszczepem, przebił na wskroś jego serce. Będąc bowiem ofiarnikiem bożków i przywódcą bandy, z obowiązku niejako pierwszą zadał ranę. Następnie zbiegli się wszyscy i wielokrotnie (go) raniąc nasycali swój gniew” (Ż I, 30).

Przypuszczać należy, że misjonarzy dopadła straż z grodu Cholin i dokonała zabójstwa. Imię głównego zabójcy - Sicco - jest raczej ogólną nazwą kapłana pruskiego. Z grupy misyjnej zginął tylko św. Wojciech. Może rozpoznano go jako kierownika wyprawy. Stało się to dnia 23 kwietnia 997 roku, w dzień po rozpoczęciu misji, i jak się przypuszcza, na pograniczu pomorsko-pruskim.

Domniemanym miejscem śmierci św. Wojciecha jest wieś Święty Gaj w parafii Kwietniewo (okolice Pasłęka). Jest to miejscowość nie związana z kultem pogańskim, lecz być może z pierwotnym kultem św. Wojciecha. W roku 1324 otrzymała przywilej lokacyjny jako „Heiligenwalde” (Święty Gaj).

Obecnie przyjmuje się (St. Mielczarski), że zamordowanie św. Wojciecha było wykonaniem wyroku śmierci zawieszonego podczas pierwszego spotkania. Wojciech wiedział, że w razie wykrycia jego obecności na terenie Prus zostanie ukarany. W świetle tej teorii Wojciech świadomie wybrał ryzyko śmierci.

W roku 999, tj. dwa lata po męczeńskiej śmierci, Wojciech został kanonizowany.






HISTORIA I KULTURA
W POLONIJNEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ


Ten kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości.
Józef Piłsudski

W DZIALE HISTORIA - KULTURA PAI ZNAJDZIECIE PAŃSTWO 1517 TEMATÓW





COPYRIGHT

Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.


ARTYKUŁY DZIAŁU HISTORIA/KULTURA PAI WYŚWIETLONO DOTYCHCZAS   10 085 097   RAZY



×
NOWOŚCI ARCHIWUM WIADOMOŚCI HISTORIA-KULTURA DZIAŁANIA AGENCJI BADANIA NAUKOWE NAD POLONIĄ I POLAKAMI ZA GRANICĄ
FACEBOOK PAI YOUTUBE PAI NAPISZ DO REDAKCJI

A+ A-
POWIĘKSZANIE / POMNIEJSZANIE TEKSTU